{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Tyczkarz Robert Sobera został okradziony. "Wynieśli cały sprzęt, pamiątki. Nie kupujcie"
Michał Chmielewski /Sezon kończy się dla mnie tak, jaki cały był: czyli przykro. Tuż przed ostatnimi zawodami zobaczyłem wyłamane drzwi do komórki. Miałem w niej cały olimpijski sprzęt sportowy – mówi TVPSPORT.PL Robert Sobera, mistrz Europy w skoku o tyczce. Wrocławianin odbił się od drzwi Policji, więc apeluje: – pal sześć wartość pieniężną, chodzi o sentyment. Jeśli zobaczycie to na aukcjach, nie kupujcie.
Natalia Kaczmarek: ten rok jest dla mnie spełnieniem marzeń
Robert Sobera ma za sobą niełatwy sezon. Zimą z powodu choroby wycofał się z występu w halowych mistrzostwach świata w Glasgow, a później komplikacje zdrowotne przeciągnęły się o kilka miesięcy i zakończyły rozczarowaniem na igrzyskach w Paryżu. W niedzielę w Olsztynie 33-latek zakończył okres startowy, niestety zanim pojechał na Memoriał Ludwichowskiego, odkrył, że został okradziony.
Robert Sobera okradziony z olimpijskiego sprzętu. Policja kazała przyjść później
– Wróciłem w piątek z treningu i zorientowałem się, że moja komórka lokatorska w budynku ma wyłamane drzwi i rozwalony zamek. Z wnętrza o dziwo nie zniknęły m.in. rakieta do tenisa, zimowe opony czy bagażnik na dach samochodu – rzeczy, które z pewnością mają jakąś wartość rynkową. Nie tknięto też rzeczy, które zostały po remoncie, ale to akurat zrozumiałe. Dużo gorzej, że straciłem torby i wszelkiego sprzętu z igrzysk olimpijskich z Tokio ani Paryża. W pomieszczeniu znajdowały się całe kolekcje, jakie PKOl przekazywał nam przed tymi zawodami. Kilkadziesiąt elementów garderoby, włącznie z dresami, butami, strojami wyjściowymi itd. Zabrano mi pamiątki z najważniejszych imprez, w jakich brałem udział jako lekkoatleta – opowiada TVPSPORT.PL wrocławianin.
Robert ironizuje, że dwie puste torby olimpijskie przetrwały, tylko dlatego że akurat pożyczył je na wakacje rodzicom.
– Tylko że najcenniejsze było to, co w ich środku. Nie wiem, jaką wartość mają te rzeczy na rynku: może kilka tysięcy, może kilkanaście. Ale pal sześć te wszystkie pieniądze. To dla mnie naprawdę są istotne pamiątki – podkreśla.
Sobera nie ma wielkich nadziei na odzyskanie sprzętu, niemniej i tak zamierza zgłosić sprawę na Policję, bo – zaznacza – tak trzeba. Choćby z uwagi na, jak sam twierdzi, postawę obywatelską.
– Nie tylko moja komórka została ograbiona. Mieszkam w takiej okolicy, że włamania niestety nie są czymś nadzwyczajnym. To ma znaczenie o tyle, że nie jest trudno sprawdzić, kiedy nie ma mnie w mieszkaniu, zwłaszcza w sezonie startowym. Nie mam pojęcia, co dalej taki złodziej robi z tego typu rzeczami. Zapewne będzie próbował je sprzedawać. Stąd moja prośba: jeżeli ktokolwiek zobaczy, że w Internecie można kupić coś z olimpijskich kolekcji, odezwijcie się. Może chociaż tak uda się namierzyć sprawców.
Ten sezon miał być inny. Zamiast walczyć o rekord, Sobera walczył o zdrowie
W Olsztynie Sobera pokonał poprzeczkę na wysokości 5,50 metra. Wcześniej w tym sezonie najwyżej udało mu się skoczyć 5,72 m. Aspiracje, jak sam podkreśla, były dużo wyższe.
– Powiedzieć, że to było gorzkie lato, to jak nic nie powiedzieć. Ale nie chcę się już denerwować – mówi.
Mistrz Europy z Amsterdamu 2016 liczył przede wszystkim, że w Paryżu awansuje do finału. A wcześniej, że uda mu się pokonać 5,82 m, co zresztą byłoby jego rekordem życiowym. Dużo pracował nad techniką i rytmem skoku, wypracował powtarzalność ruchową. Zaliczył obiecujący okres przygotowawczy, przyłożył się do diety, suplementacji, pracował w spokoju, z zapałem i przy niezłym zdrowiu. Niestety, ostatnie opuściło go w marcu.
– Przed Glasgow złapała mnie kolejna infekcja i przez nią musiałem się wycofać z HMŚ. Niestety, diagnozy nie postawiono aż do czerwca. To długo. Wreszcie po wielu tygodniach wyszło na to, że zaraziłem się paciorkowcem. A wcześniej walczyłem do tego z półpaścem. Po każdym treningu miałem bóle głowy, mięśni, ścięgien, byłem sztywny. I tyle zostało z mojego nastawienia do bicia życiówki, że ciężko było w ogóle wstać z łóżka – opisuje lekkoatleta.
Kiedy sezon trwał w pełni, a okres na wypełnienie twardego minimum na Paryż dobiegał końca, Sobera występował w zawodach, jednocześnie kurując się antybiotykami. To nie mogło skończyć się dobrze na igrzyskach i zgodnie z przewidywaniami nie skończyło. W tym kontekście skoki na 5,72 m i tak brzmią jak sukces.
Siły na życiówkę jeszcze są. Po wakacjach wróci ochota, żeby to udowodnić
Sobera, który jako junior był ścisłą światową czołówką i jednym z najbardziej obiecujących polskich lekkoatletów ze swojego pokolenia, wrócił na niezły poziom po szeregu problemów. Wśród nich było kilka pęknięć tyczek i mniej lub bardziej uciążliwych kontuzji. To m.in. dlatego jego rekord życiowy – 5,81 m z Berlina – w lutym może obchodzić okrągłe dziesięciolecie.
– Nie młodnieję, to jasne, bo czuję, że to lato przeorało mnie do granic. Chwilowo mam w sobie sporo żalu, ale może odpoczynek od treningów dobrze mi zrobi. Zwykle tak było. Czuję, że mam jeszcze w sobie motywację i potencjał, aby rozprawić się z tamtą życiówką. Tak wynikało z treningów, jeszcze tych sprzed zakażenia. Mając 33 lata, da się jeszcze być w pełni sił i formy. Mam nadzieję, że w sezonie 2025 to wszystko pokażę na skoczni.
Jedynym polskim tyczkarzem, który tego lata wzbił się na ponad 5,80 m, był Piotr Lisek. Wysokość 5,50 m oprócz nich pokonał jeszcze tylko Paweł Wojciechowski, który zakończył już sportową karierę. Na poziomie 5 m dotąd w tym roku mamy w sumie ośmiu zawodników. To mało.