Otylia Jędrzejczak tuż po wyborach na drugą kadencję prezesa PZP mówi trudnych wyborach i o planowanych zmianach. M.in. w sztabie trenerskim kadry pływackiej – To powinna być osoba z zewnątrz. Osoba ciesząca się dużym szacunkiem środowiska.
Szymon Borczuch, TVP Sport: – Trzy lata temu zostałaś wybrana niemal przez aklamację. Teraz wygrałaś różnicą pięciu głosów. To był zacięty bój, który skończył się tuż po północy.
Otylia Jędrzejczak, prezes Polskiego Związku Pływackiego: – Poprzednio zostałam wybrana o drugiej nad ranem więc jesteśmy o dwie godziny do przodu, ale rzeczywiście to był zacięty bój z Pawłem Słomińskim. To była bardzo dobra debata. Obrady pokazały dwa progarmy w wielu kwestiach bardzo zbliżone. Delegaci jednak mi dali szansę na kolejną tym razem pełną kadencję, bo ta pierwsza była skrócona do trzech lat. Wiele udało się zrobić, ale trzeba zrobić więcej.
– Długo musiałaś przekonywać delegatów? Słyszałem o prognozach, które nie stawiały Cię w roli faworytki.
– Każdy ma swoje kalkulacje. Nie powiem, że byłam w stu procentach spokojna. Zawsze są tacy, którzy mogą się wahać. Pierwsze głosowania pokazały, że jesteśmy na tzw. żyletki, czyli, że środowisko jest podzielone. To jest smutne i nad tym też teraz powinnam pracować.
– Czy w tej sytuacji wyobrażasz sobie współpracę z Pawłem Słomińskim?
– Dzisiaj po wielu rzeczach, które w ostatnim czasie się działy, muszę się nad tym zastanowić. Nie mogę udzielić odpowiedzi, ale faktycznie wiele punktów w naszych prezentacjach było spójnych.
– Czy już wiesz co trzeba zrobić, żeby ostatnim polskim medalistą olimpijskim nie pozostawała Otylia Jędrzejczak? Teraz masz mandat żeby różne zmiany wprowadzać.
– Nie chciałabym za dużo mówić przed spotkaniem z trenerami. To by było dla nich niekomfortowe, że o pewnych sprawach dowiadują się z wywiadu a nie z rozmowy ze mną. Spotkania z trenerami będą kluczowe.
– Czyli będą zmiany?
– Nie mówię, że będą stuprocentowe zmiany. Musimy pomyśleć o szkoleniu a przede wszystkim także o tym, by patrzeć na nasze pływanie przez pewne restrykcje i wymagania, które będziemy chcieli wprowadzać bardzo mocno.
– Możesz to rozwinąć?
– Nie mogę. To są sprawy nasze, wewnątrz związku. Kluczowe aby sposób działania w kadrze był taki by wszyscy współpracowali ze sobą. Można to robić lepiej.
– Abstrahując od nazwisk jak ma wyglądać sztab, grupa osób przygotowująca kadrę do igrzysk? Były już różne warianty. System trener-zawodnik, trener koordynujący całą grupę, system mieszany…
– Rzeczywiście były różne warianty. Chciałabym żebyśmy bardziej zaangażowali się w edukację trenerów. Nie mówię, że nasi trenerzy nie są wyedukowani, ale żebyśmy korzystali z wiedzy trenerów zagranicznych, by nasi trenerzy jeździli na szkolenia, współpracowali z innymi klubami i trenerami w Europie i na świecie. By np. nasi czołowi zawodnicy z trenerem pojechali do Boba Bowmana na dwa tygodnie, żeby był przepływ wiedzy. Chciałabym żeby była osoba nadzorująca kadrę, ale z doświadczenia widzę, że powinna to być osoba z zewnątrz. Nie ktoś z klubu, ktoś kto ma w kadrze zawodnika. Osoba ciesząca się dużym szacunkiem środowiska. Dużo się nauczyłam przez te trzy lata. Myślę, że będziemy mieli z zarządem trudne zadanie. Mamy wybitnych trenerów, ale musimy ich rozwijać, musimy zwracać uwagę na drobne rzeczy i czasami działać szybciej.
– Trener z zagranicy?
– O trenerze z zagranicy myślałam już trzy lata temu, ale nie było mnie na to stać. Dziś może być za późno. Wielu wybitnych trenerów podpisało kontrakty przed igrzyskami olimpijskimi, ale nie wykluczam konsultacji z takimi trenerami. Mogą przyjeżdżać do Polski, podróżować, obserwować a następnie robić dla nas analizę, a my z niej skorzystamy. Takie trendy na świecie też działają. Bob Bowman miał trzymiesięczne pobyty w Turcji, to tylko przykład. Ważne byśmy komunikowali się także między trenerami, dzielili się wiedzą. Jeżeli wprowadzimy trenera zagranicznego to inni będą musieli to zaakceptować, ten autorytet musi być bardzo duży. Wszyscy musimy otworzyć się na zmiany. Nie będę robiła rewolucji, ale zmiany muszą nastąpić.