Latem trenowali głównie oddzielnie, zimą będą wspólnie – tak jak dawniej. Mimo że Kamil Stoch i jego sztab to odrębny twór, mistrz formalnie pozostaje w kadrze A. Tylko odkąd się oddzielił, obie strony – czyli jego trenerzy i szefostwo kadry A – musiały ustalić dokładne warunki współpracy, zwłaszcza tej w trakcie sezonu zimowego. Thomas Thurnbichler w jednej kwestii był nieugięty i miał w tym poparcie dyrektora Alexandra Stoeckla. Choć gdy pytamy o szczegóły układu, dyrektor PZN ucina: – mamy umowę, aby o tym na zewnątrz nie opowiadać.
Polak przeskoczył skocznię i upadł. Sezon 2024/25 ma z głowy
Informacje portalu sport.pl o możliwym odejściu Kamila Stocha z grupy dowodzonej przez Thomasa Thurnbichlera oficjalnie potwierdziły się w czerwcu – na specjalnej konferencji prasowej w Szczawnicy. Tam przedstawiono zespół, w którego składzie znaleźli się Michal Dolezal (transfer z Niemiec, gdzie był asystentem Stefana Horngachera), Łukasz Kruczek (po odejściu z funkcji managera kadry w PZN), a także fizjoterapeuta Łukasz Gębala (dotąd w kadrze A) i serwisman Kacper Skrobot. Ta piątka – zgodnie z tym, czego oczekiwał Kamil – rozpoczęła drogę inną ścieżką niż główna kadra. Stoch wrócił w treningu do metod sprawdzonych za poprzedniego trenera kadry, wytyczył też własny harmonogram zgrupowań. Więcej kontaktu na linii team Stoch-kadra A było latem jedynie w Wiśle przy Letnim Grand Prix, a następnie późną jesienią – po mistrzostwach w Zakopanem, czyli odkąd rozpoczęła się jazda po lodowych rozbiegach i porównywanie formy w kontekście składu na Lillehammer.
Stoch znalazł się w pięcioosobowej drużynie na inaugurację PŚ do Lillehammer. I tam będzie funkcjonował już przede wszystkim jako człowiek kadry A, a nie własnego zespołu.
Kamil Stoch wraca do PŚ przygotowany przez swój sztab. Ale wciąż jako kadrowicz
A to w nowych realiach będzie coś innego. Nowo ułożony sztab wokół Austriaka niewiele komentował ruch, na który zdecydował się Kamil. Jedyne, co można było usłyszeć pod nazwiskiem, to raczej kurtuazyjne życzenia powodzenia. Co oczywiste, ostrożny w temacie był też Thurnbichler, a to jego – a nie zawodników – mogło najmocniej zaboleć, że dostał od mistrza wotum nieufności.
– Nie mam powodu, aby się smucić. Oczywiście, że o tym myślałem, ale liczy się przede wszystkim dobro zawodnika i kadry. Jeśli Kamil będzie w świetnej formie, wszystkich bardzo to ucieszy, mnie także – zapewnia szkoleniowiec.
Przez dwa lata Thomas faktycznie nie dał rady zrobić ze Stocha maszyny do wygrywania. Można dywagować, czy i w ogóle stracił wizerunkowo po decyzji skoczka, ale w przestrzeni publicznej pozostał dyplomatą. To w interesie wszystkich, bo od końca listopada ze skoczkiem będzie znów bezpośrednio powiązany.
– To Thomas będzie machał flagą, jeżeli w składzie na PŚ będzie Kamil. On, a nie Michal Dolezal – zapowiedział, zapewne na bazie wcześniejszych wewnętrznych ustaleń, prezes PZN Adam Małysz.
Przypomnijmy, że na LGP w Wiśle sygnał z gniazda dawał Kamilowi Krzysztof Miętus, który odpowiadał wtedy za zawodników z tzw. grupy krajowej. Ale w tle w którymś momencie na pewno toczyły się rozmowy, aby to jednak mógł być Doleżal. Można się domyślać, że zanim Czechowi zapewniono na czapkę kadrowego sponsora (będzie nim Orlen), to management Kamila rozważał, czy o taką współpracę nie będzie musiał powalczyć sam. A wtedy ekspozycja tej czapki w trakcie transmisji byłaby istotna, aby wywiązać się np. z prezentacji logo partnera. Według naszych informacji, Thurnbichler w kwestii machającego miał być stanowczy, gdy obie strony już wiosną ustalały zasady współpracy przed PŚ. Chodziło o zamknięcie potencjalnych wątpliwości, kto jest głównym trenerem. Co ważne, miał być w tym podejściu do sprawy wsparty przez Alexandra Stoeckla – nowego dyrektora ds. skoków w PZN. Ten, pracując przez ponad dekadę w Norwegii, wcześniej też mierzył się z podobnymi prośbami ze strony skoczków pracujących głównie w klubach. I sam wówczas postawił jasne warunki: to jest reprezentacja, a reprezentacją rządzę ja.
Z kombinezonami będzie tak: jedni swoje, drudzy swoje. Ważna rola Stoeckla
Doleżal nie został jednak wypchnięty na margines, zresztą przez Polaków – jeszcze po dawnej współpracy z PZN – pozostał lubiany i szanowany. Będzie bywał w miejscach, w których startuje Stoch. Zresztą, to on – mając w tej materii olbrzymie doświadczenie – będzie przygotowywał swojemu zawodnikowi kombinezony. Normą będą więc sytuacje, w których jego materiały (kolorystyka, kroje itp.) będą w PŚ różnić się od tego, co noszą pozostali Polacy. Kamil ufa Michalowi, ale ma ku temu powody. Po dwóch latach pracy Czecha u boku Stefana Horngachera w Niemczech jego wiedza i horyzonty tylko się poszerzyły. Ma też doskonałe kontakty z producentami gąbek, z których szyje się stroje. Z drugiej strony, to samo można powiedzieć o Matthiasie Hafele, czyli prawej ręce ds. sprzętu w sztabie Thurnbichlera. Co jednak ciekawe, między oboma ekspertami nie było zbyt dużego przepływu informacji. Choć oczywiście sztaby ze sobą rozmawiają i mają niezły, choć sporadyczny kontakt, to obraz, jaki się jawi, sugeruje dwa oddzielne byty. Niewykluczone zresztą, że w materii kombinezonów pomiędzy dwójką ekspertów może wywiązać się nawet pewien rodzaj zdrowej rywalizacji.
Z drugiej strony, jeśli jeden z nich znajdzie coś, co okaże się game-changerem, to rolą m.in. Stoeckla będzie zadbanie, aby wiedza i wskazówki mimo wszystko trafiały do drugiej ze stron, aby jej pomóc.
Ta kwestia nie dotyczy butów. Stoch, który tak jak reszta kadry korzystał z dostaw od Nagaby, jakiś czas temu na stałe powrócił do usług Rassa.
Kto i kiedy będzie mógł wchodzić do kadrowej szatni. Doleżal wcielony do środka
Najciekawszą kwestią, która była do ustalenia na etapie tworzenia się współpracy między Doleżalem a Thurnbichlerem, okazała się aktywność w trakcie zawodów. A że był to temat dyskusyjny, najlepiej świadczy reakcja Stoeckla na nasze pytanie o szczegóły. Czyli: kto dostanie akredytacje, kto będzie wchodził do szatni, kto będzie Kamilowi serwisował sprzęt itd. Słowem: czy jednocześnie w jednym miejscu oba zespoły będą funkcjonowały oddzielnie czy jednak z pewnymi ograniczeniami i kompromisami.
Stoeckl uciął ten wątek w naszej rozmowie.
– Ustaliliśmy, że to są nasze wewnętrzne ustalenia. Nie chcę o tym opowiadać mediom.
Stoch – co naturalne – zapewne chciałby mieć swoich ludzi blisko siebie najczęściej, jak to możliwe. Bo z jakiegoś powodu to im, a nie Thomasowi, powierzył swoją formę. To jednak również nie jest proste, bo podobnie jak w przypadku machania flagą, szatnia i inne strefy dla teamów tak samo są miejscem, gdzie dowodzący akcją powinien być jeden. A jest nim Thomas.
Niestety dla Stocha, FIS (której przedstawiciele latem z zainteresowaniem pytali polską stronę o kulisy rozdzielenia obowiązków) nie ma wymogu przyznawania akredytacji indywidualnym sub-sztabom w ramach tej samej kadry. A przynajmniej nie taką trenerską, bo furtką zapasową mogą być np. wejściówki do sektora FIS Family – zwykle na dole skoczni, w tym przypadku zupełnie nieprzydatne. To oznacza, że Kamil i jego ludzie, gdyby o to wystąpili, nie dostaną oddzielnej szatni czy miejsca do smarowania nart. Skoczek będzie zatem przebywał w tym samym boksie, co reszta, będzie też sypiał w tych samych hotelach. Ostatnia kwestia nie dotyczy jednak jego sztabowców, bo ci – chcąc być w pobliżu – będą już raczej szukać łóżek na własną rękę. Ale z pewnym wyjątkiem.
– Na Pucharach Świata jesteśmy jednym zespołem, Polską – podkreślał pytany jesienią o sprawę Adam Małysz.
Wyjątek dotyczy Doleżala. Thurnbichler potwierdził TVPSPORT.PL, że on jako szef teamu Stocha będzie mógł być wcielany niejako do głównego sztabu i będzie obecny wewnątrz. Istnieje też możliwość, że w jakiejś roli (być może nie wszędzie i nie zawsze) dołączy serwisman Kamila, doskonale znany przecież reszcie zawodników i trenerów z poprzednich lat współpracy. Dla fizjoterapeuty i asystenta może nie być miejsca w szatni na skoczni, bo te po prostu nie są zazwyczaj wystarczająco pojemne.
Tyle z ogółów. A szczegóły? Ciekawa w tym wszystkim może być np. postawa Łukasza Kruczka, gdy zima ruszy na dobre. Z kilku źródeł słyszeliśmy bowiem, że ta postać w poprzednim roku nie najlepiej odnalazła się w roli menedżera kadry lub – to druga wersja – nie do końca zdobyła w tej roli pełnię zaufania. Druga kwestia to ta, jak te miękkie relacje będą układały się w praktyce, bo na tym etapie papier może przyjąć wszystko. To jednak Thomas i jego ludzie trzymają karty w tej sytuacji. I to team Stoch będzie musiał raczej dostosowywać się do warunków, a nie dyktować własne.
– Sądzę, że nasze zasady współpracy okażą się dobre. Ustaliliśmy też, że po pierwszym periodzie PŚ zrobimy podsumowanie, co działa, a gdzie jest jeszcze pole do poprawek – przekazuje Thurnbichler.
Stoch musiał się kwalifikować do kadry. Jak wszyscy. Kolejny sprawdzian w Wiśle
Sami skoczkowie od wiosny mało komentowali decyzję Kamila od odłączeniu się od kadry. Podkreślali, że pozostają z nim w może nie stałym, ale względnie regularnym kontakcie. Trudno, żeby było inaczej, skoro ci ludzie po tylu latach pracy znają się na wylot. Przykładowo: Dawid Kubacki od ponad dekady ma za menedżerkę Ewę Bilan-Stoch, czyli żonę Kamila.
Tylko że to, co towarzyskie, teraz należy odłożyć na bok. Bo jeśli w Pucharze Kontynentalnym nie uda się wywalczyć dodatkowego miejsca na PŚ na Turniej Czterech Skoczni, a w MŚ juniorów Polak nie sięgnie indywidualnie po medal, to liczba zawodników, którzy będą mogli jeździć na PŚ wynosi maksymalnie pięciu. A chętnych do tego, żeby być powoływanym przez Thurnbichlera, jest więcej, choć to rzecz jasna zweryfikuje forma.
W samej kadrze A formalnie było tego lata ośmiu skoczków. Kolejnych 10 zawodników umieszczono w kadrze B i grupie bazowej. To dużo.
– Przed zimą to jasne, że potrzebne będzie bezpośrednie porównanie tego, na co aktualnie stać każdego z nich. Wystarczy wewnętrzny sprawdzian i analiza szersza tego, co trenerzy widzieli przez ostatnie tygodnie – mówił Małysz. Prezes PZN, odkąd zatrudnił w roli dyrektora ds. skoków słynnego Stoeckla, chce na niego scedować więcej obowiązków m.in. w układaniu życia i relacji między grupami, ale też w zakresie komunikacji. Jest jednak wciąż Małyszem, a Stoeckl nadal ma czas zapoznania ze środowiskiem i przyuczaniem do roli. To Adama pytaliśmy zatem: – a gdy ruszy zima i nie będzie już czasu na wewnętrzne sprawdziany?
– Wtedy zostanie analiza porównawcza wyników, potencjał treningowy i na pewno też, w jakimś sensie, czucie i nos szkoleniowców – przyznał prezes.
Sytuacja, w której zimowe MP w Zakopanem odbędą się na tydzień przed PŚ w tym samym miejscu, daje pewien komfort. Tam w szczytowym momencie zimy dojdzie do porównania wszystkich (niestety z wyłączeniem występujących wówczas w Pucharze Kontynentalnym). Wcześniej takim testem będzie grudniowy PŚ w Wiśle.
Priorytet jest jeden: na PŚ będą jeździć najlepsi
Deklaracja, jaka padała ostatnio z ust wielu członków PZN i ludzi wokół kadry, jasno stanowiła: na PŚ mają jeździć najlepsi, niezależnie od wieku, statusu czy przynależności do konkretnej grupy. Przykładowo: Jakub Wolny, choć był w grupie bazowej, drugą część lata spędził już w grupie A. Jednak z małym zastrzeżeniem: jeżeli młody i starszy skoczek będą prezentować w danej chwili podobną formę, to do składu ma być brany ten pierwszy – w myśl rozwijania następnego pokolenia.
Tyle z teorii, prawda wyjdzie na wierzch zimą. Jeśli jednak tej zasady polskie skoki mają się trzymać, to oznacza, że Stoch – chcąc mieć dla siebie jedno z miejsc na PŚ – nie dostanie go za nazwisko, tylko będzie musiał być odpowiednio dobry. To samo tyczy się też np. Piotra Żyły, Dawida Kubackiego, Macieja Kota, Aleksandra Zniszczoła, Andrzeja Stękały czy Jakuba Wolnego – też już doświadczonych zawodników.
Niemniej, pomimo zauważalnych postępów juniorów, scenariusz, że seniorzy naraz w takiej liczbie będą mieć problem z nominacją na PŚ, jest mało prawdopodobny. Poza tym, dla polskich skoków lepiej, żeby się nie ziścił, bo drugiej tak słabej zimy jak poprzednia PZN może nie udźwignąć.
Co ważne, w układaniu współpracy na linii Stoch-kadra nie wolno całkowicie zapominać, ile ten człowiek zrobił dla polskich skoków. Legendom zawsze powinno być wolno nieco więcej.
Sezon PŚ rusza w Lillehammer w weekend 22-24 listopada. 6-8 grudnia cykl zawita do Wisły.
1
1749.3
2
1720.2
3
1707.2
4
1680.6
5
1673.1
6
1484.1
7
1458.0
8
1350.9
9
561.6
10
551.6
459.1
454.8
444.1
443.6
433.5
430.1
418.3
418.2
417.7
10
409.4
11
409.1
12
408.7
13
404.1
14
401.1
398.4
16
397.7
17
397.5
394.5
19
392.7
20
389.6
21
389.4
22
387.7
386.4
24
386.2
381.5
26
377.7
374.0
372.6
29
365.0
30
363.6
231.1
228.9
226.0
225.7
225.5
225.3
225.0
218.2
214.6
212.4
212.0
12
211.6
13
211.0
14
210.0
15
209.1
208.5
205.8
18
205.3
19
202.9
20
202.5
21
202.1
22
201.2
23
197.0
196.7
25
196.4
195.0
27
193.6
193.4
193.2
191.5
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
1
543.5
2
539.5
3
535.4
4
507.2
5
471.2
6
453.5
7
445.8
8
412.2
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
13
178.5
14
163.0
15
153.6