Nikt się nie spodziewał, że tak zagramy z zespołami z Ekstraklasy, a tym bardziej, że je pokonamy. Jeśli coś takiego robisz, nie zrobiłeś tego raz, tylko udało ci się to powtórzyć, to oznacza, że stać ciebie na to – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL trener Unii Skierniewice, Kamil Socha. Szkoleniowiec rewelacji Pucharu Polski opowiada o znakomitej formie swojego zespołu, o walce z depresją i o wypadku, który zmienił jego życie zawodowe.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Rzadko się zdarza, żeby trener, który prowadzi swoją drużynę w Pucharze Polski, łączył to z byciem nauczycielem w-fu.
Kamil Socha, trener Unii Skierniewice: – Zgadza się. Po ostatnich naszych wynikach zainteresowanie z różnych stron – mediów, agencji menedżerskich – jest dosyć duże. Niejednokrotnie bywa tak, że wracam z lekcji do pokoju nauczycielskiego, a tam telefon rozgrzany do czerwoności i po kilkanaście prób połączeń. Nie ukrywam, że jest to trudne, bo niekiedy te telefony są ważne. Lekcje kończę o 13:00, a trening mam już o 15:30. Czeka nas tylko szybkie spotkanie w sztabie i krótkie potwierdzenie tego, co ustalaliśmy dzień wcześniej i zaczynamy trening.
Są takie momenty, kiedy zastanawiam się, jak długo jeszcze pociągnę, ale są i bardzo fajne momenty pracy z dziećmi. Człowiek ma satysfakcję, że powoduje uśmiech na ich twarzach. To powinien być główny powód dla którego nauczyciele powinni pracować, oprócz podstawowego – przekazywania wiedzy. Ja wierzę w przekazywanie wiedzy na wesoło, bo w ten sposób dzieci najbardziej przyswajają sobie rzeczy.
– Skąd pojawił się pomysł, żeby został pan nauczycielem?
– Generalnie bardzo lubię uczyć. Dlatego też zostałem trenerem, dlatego mam za sobą wiele konferencji na których byłem wykładowcą, wiele kursów na których wykładałem, na różnych szczeblach. Przez długie lata kiedy byłem poza Skierniewicami wiadomo było, że nie mogłem tego wiązać ze sobą. Skupiałem się na pracy jako pierwszy szkoleniowiec. Jeszcze przed moim powrotem do Skierniewic dwa lata temu dostałem propozycję jako nauczyciel w szkole podstawowej nr 2. Tam pracowałem rok, ale zrezygnowałem, bo później dostałem ofertę pracy jako pierwszy trener w jednym z klubów, która wydawała mi się wtedy bardzo dobra. Gdy już tu wróciłem, to wiedziałem, że nie stać będzie klubu, żeby płacili takie pieniądze, jak na wyższym poziomie w Polsce. Później pojawiła się taka opcja, że było miejsce do zagospodarowania w ZSSO nr 5 w Skierniewicach i tak ponownie rozpoczęła się ta przygoda. Na początku myślałem, że będzie trochę łatwiej, ale nie jest wcale. Próbuję to pogodzić, choć nie ukrywam, że im lepiej gramy w piłkę, tym jest gorzej, bo wymagania wzrastają, a to wiąże się z czasem, który trzeba poświęcić drużynie.
– Ważną rolą dla nauczyciela w dzisiejszych czasach jest to, żeby być wzorem, a w przypadku nauczyciela w-fu, żeby dbać o kulturę fizyczną. Wiemy, jak wygląda kondycja dzisiejszej młodzieży. Statystyki są coraz bardziej alarmujące.
– Zdecydowanie tak. Interesuję się nie tylko piłką nożną pod kątem trenerskim, ale ogólnie wychowaniem sportowym. Na pewnym etapie swojego bycia w futbolu chciałbym być dyrektorem sportowym, który będzie nie tylko zajmował się pierwszym zespołem, ale i akademią. Dochodzę do coraz większej liczby materiałów i one są niestety coraz bardziej przerażające. Coraz więcej klubów piłkarskich boryka się z coraz mniejszą liczbą chętnych podczas naboru. To duży problem. Żeby ten szczyt był odpowiedniej jakości, musi mieć odpowiednią postawę. To jeden z głównych problemów, że te dzieci nie garną się do sportu, jak kiedyś. Jest dużo z wadami postawy, otyłych. To rzeczy, które trzeba poprawić i znaleźć wyjście, żeby te dzieci zaczęły częściej się ruszać. Nikt im nie każe iść zapisać się do klubu sportowego, ale niech zaczną wychodzić z domu i rozpoczną chociaż od marszu po kilka kilometrów.
– Jak zmienić ten stan rzeczy, czy jest jakaś recepta?
– Trzeba uświadomić rodziców. Dożyliśmy takich czasów, w których rodzice nie mają za bardzo czasu dla rodziców, albo jak mają czas, to pozwalają na to, żeby dzieci samy zagospodarowały je na zabawie przy komputerze, czy z telefonem. To nie jest tak, że dzieci są inne od naszego pokolenia. One są takie same, jak my byliśmy, tylko otoczenie się zmieniło, rozwijają się w zupełnie innym środowisku i to środowisko odpowiada za wychowanie dzieci. Żeby poprawić kondycję fizyczną dzieci, musimy zmienić ich środowisko.
– Słynna aktorka Irena Kwiatkowska mówiła, że różnych prac się nie boi. Jest pan trenerem, nauczycielem, a wcześniej pracował pan jako... dziennikarz.
– Gdy kończyłem grać w piłkę, zacząłem pisać do różnych gazet. Zaczynałem od sportu, później były różne inne rzeczy, nawet felietony się zdarzały. Rozpoczynałem poważniejszą przygodę w oddziale regionalnym "Gazety Wyborczej" w Skierniewicach. Tutaj bardzo dużo się nauczyłem. Później pisałem dla innych regionalnych gazet, ale zaczęło mnie pociągać radio. Podobno mam dobry głos do tego. Byłem jednym z współzałożycieli radia RSC, regionalnego radia w Skierniewicach. Uczyliśmy się tej "dziennikarki" radiowej, ale fantastycznie wspominam te czasy. Są takie momenty, że mnie do tego ciągnie.
Później pracowałem w ogólnopolskich stacjach Radio Eska i Radio Zet. Równoległe z pracą w tym ostatnim miejscu, byłem trenerem, który przyjeżdżał po pracy na nocny dyżur. Przyjeżdżałem do radia do Warszawy na 1:00 i wracałem nad ranem. Spałem kilka godzin, później przygotowania do treningu i na trening. Po treningu wracałem o 21:00 do domu. Zanim położyłem się spać, była już 23:00. Nie ukrywam, że odbiło się to na moim zdrowiu, ale jako młody wówczas trener dawałem sobie radę.
Myślę, że jednak żaden człowiek nie jest w stanie tak wytrzymać. Miałem dwie sytuacje na drodze, kiedy wracałem nocą do Warszawy potwornie zmęczony i niewyspany po pracy. Najpierw o mało co uniknąłem kraksy, przejechałem na czerwonym świetle, co nie powinno się wydarzyć. Na szczęście była noc, zatrąbił jeden samochód, wyskoczyłem przerażony, facet z innego samochodu z pretensjami. Od razu przeprosiłem, powiedziałem że jestem zmęczony, a on popatrzył na mnie, pokiwał głową i rzekł: "weź się człowieku wyśpij". Niestety, zignorowałem to wydarzenie i kolejnym razem wylądowałem w rowie. Wtedy wiedziałem, że nie może to kolejny raz się powtórzyć i musiałem wybrać jedno albo drugie.
Postawiłem na "trenerkę". Do dziś mam pytania w głowie, czy słusznie, ale myślę, że każdy człowiek tak ma kiedy zastanawia się nad swoimi życiowymi wyborami. Staram się nawet ignorować te pytania i skupiać na swojej pracy.
– Zwyciężyła miłość do futbolu. Był pan bramkarzem Unii, pomógł pan w reaktywacji klubu. Później ten klub wyciągnął do pana pomocną dłoń po nieudanych przeżyciach i epizodach w GKS Bełchatów, Bytovii Bytów, czy Pogoni Siedlce. Mówił pan, że zmagał się z depresją. Tak mi się wydaje, że to, co się wydarzyło w tym sezonie, jest nagrodą za pańskie poprzednie cierpienia.
– Czy nagrodą? Myślę, że nie do końca, trochę to uproszczenie. Myślę, że to efekt ciężkiej pracy, którą wykonuję, nie tylko ja, ale mój sztab. Mamy taki model pracy, w którym jestem osobą decyzyjną, ale zawsze podkreślam, że bez swojego sztabu nie istnieję. Uwielbiam taki model pracy, w którym zarządzam ludźmi. Ja jako ostatni kierunkuję, w jaki sposób mamy grać i jakich dobierać piłkarzy, ale mój sztab jest dla mnie bardzo ważny. Cała nasza praca doprowadziła do takiego momentu, w którym o Unii jest głośno w całej Polsce.
Miło jest słyszeć słowa uznania po tych wszystkich latach, kiedy człowiek dostawał po głowie i walczył z depresją, o której ciężko jest czasami mówić. Powiedziałem kiedyś sobie, że nie będę robił z tego tematu tabu, bo będę robił sobie krzywdę, a nie pomogę też nikomu innemu. Kiedy w jednym z wywiadów powiedziałem o tym, że przeżyłem depresję, rok się leczyłem, byłem na zwolnieniu, dostałem kilka prywatnych listów i wiadomości od trenerów. Pogratulowali mi i napisali, że oni sami też to przeżywali, tylko nie mieli odwagi o tym powiedzieć. Odpisałem na wszystkie wiadomości i napisałem, jak sobie z tym poradziłem. Radzę wszystkim, że wizyta u lekarza nikomu nie zaszkodzi, a może pomóc, im szybciej, tym lepiej.
– Przyszedł pan do Unii z jasnym celem, awansem do Betclic 2 Ligi. Nikt nie spodziewał się tego, że awansujecie do 1/8 finału Pucharu Polski. Jaki jest przepis, żeby z taką drużyną robić tak imponujące wyniki, mając w kadrze piłkarzy, którzy łączą grę w piłkę z pracą?
– Receptą jest praca i odwaga. Dla nas nie jest ważne, czy gramy z Ekstraklasą, czy przeciwnikiem z 3. ligi. Nawet jeśli mierzymy się z kimś słabszym, zawsze uczulam zawodników, żeby pamiętali o szacunku dla drugiej osoby. Dla mnie szacunek dla przeciwnika, to poważne podejście do zawodu. Jeśli wychodzę i wiem, że jestem od kogoś dużo lepszy, to go lekceważę. Zawsze mówię wtedy zawodnikom: "chcecie być lekceważeni? Żeby ktoś z lepszej ligi was zlekceważył? Jaka byłaby wasza odpowiedź na to?". Myślę, że pewne rzeczy do naszych zawodników trafiły.
W każdej dyscyplinie zespołowej kluczem jest dobór odpowiednich zawodników pod kątem mentalnym, modelu gry. Jeśli mam w głowie, że chcę atakować, a biorę kogoś, kto tego nie potrafi, a tylko broni, to wtedy kłóci się to jedno z drugim. Niejednokrotnie widzę zespoły, które robią coś do czego ich zawodnicy nie są predestynowani. Nam udało się dobrać takich piłkarzy, którzy chcą iść w tym samym kierunku, chcą się rozwijać, a przy okazji budujemy w nich odwagę do ofensywnej gry, do grania na połowie przeciwnika, do parcia, do rozwijania szybkiego ataku.
– Unia ma już na rozkładzie ekstraklasowy Motor Lublin i GKS Katowice. Teraz czas na pierwszoligowy Ruch Chorzów. Zakładam, że zainteresowanie tym meczem ogromne, a presja ze strony kibiców rośnie, bo liczą na sprawienie kolejnej sensacji.
– Presja już jest, ale chłopakom cały czas powtarzam, że sami ją sobie nałożyli. Nikt się nie spodziewał, że tak zagramy z zespołami z Ekstraklasy, a tym bardziej, że je pokonamy. Jeśli coś takiego robisz, nie zrobiłeś tego raz, tylko udało ci się to powtórzyć, to oznacza, że stać ciebie na to. Muszą zdawać sobie sprawę z tego, że wobec nich wymagania wzrosły. Nie będą mogli przejść obok meczu, bo kibic, zwłaszcza tutaj, od razu to wyczuje. Ruch będzie najtrudniejszym z dotychczasowych rywali. Motor nie spodziewał się, że Unia tak zagra i postawi taki opór. GKS Katowice miał swój pomysł, ale nie do końca spodziewał się takiej gry. Rozmawiałem z piłkarzami tego zespołu przed meczem, komplementowali nas, dokładnie nas analizowali i widać było, że podchodzą do tego spotkania z pełną powagą. Natomiast zaskoczyliśmy ich i zagraliśmy wybitne spotkanie, jak na warunki trzecioligowego zespołu. Ten mecz aż miło się ogląda po raz kolejny.
Ruch na sto procent wyjdzie na nas podstawowym składem i nas nie zlekceważy. Jest prowadzony przez dobrego szkoleniowca, który przypilnuje pewnych kwestii mentalnych, ale podejdzie do nas z odpowiednim nastawieniem taktycznym. Sami też szykujemy niespodzianki.
– Jak do tej pory twierdza w Skierniewicach, która została zbudowana w marcu, jeszcze nie została zdobyta przez żadnego z rywali. To wasz najmocniejszy punkt. Pamiętam pańskie słowa z konferencji po meczu z Motorem. "Oni mają na autobusie napis Niezniszczalni, ale my jesteśmy Niepokonani".
– Powiedziałem to z pełną premedytacją, bo w meczach tutaj gramy bardzo dobrze. Nie przypominam sobie takiego meczu, po którym mógłbym powiedzieć, że chłopaki w Skierniewicach zagrali poniżej pewnego poziomu. Kibice po prostu na to nie pozwalają. Zapanowała ogromna moda w mieście na Unię. Chłopcy w szkole do mnie mówią: "trenerze, a jaki będzie wynik z Ruchem?" (śmiech). Generalnie to oto chodziło, żeby obudzić lokalną społeczność. To coś, co wpływa na zachowania chłopaków, którzy wychodzą na boisko. Gdy widzą, że ludzie przychodzą dla nich, wspinają się na wyżyny swoich możliwości. Ta twierdza jest bardzo mocna i solidna. Nawet kiedy przyjdzie dzień, w którym kiedyś padnie, za chwilę znowu będzie odbudowana.
– Kamil Socha odzyskał radość z piłki po czasie spędzonym w Skierniewicach?
– Dalej odzyskuję. Ten proces jeszcze trwa. Jeszcze nie wszystko we mnie minęło, ale to, że mam tu ludzi, do których mam zaufanie, z którymi buduję wszystko krok po kroku, powoduje to, że wraca do mnie radość z bycia trenerem i bycia w piłce nożnej.
3 - 4
Legia Warszawa
0 - 5
Legia Warszawa
0 - 3
Pogoń Szczecin
1 - 2
Puszcza Niepołomice
3 - 1
Jagiellonia
2 - 0
Piast Gliwice
2 - 0
Korona Kielce
0 - 3
Legia Warszawa
1 - 3
Jagiellonia
4 - 3
KGHM Zagłębie Lubin