Znamy już oficjalnie organizatorów finałów mistrzostw świata w 2030 i 2034. Najpierw Hiszpania, Portugalia i Maroko, a cztery lata później Arabia Saudyjska. Smaczków i kontrowersji nie brakuje...
Turniej w 2030 ma być rozegrany w sześciu krajach, na trzech kontynentach, co kłóci się z deklaracjami FIFA o trosce o planetę. Niby walka z globalnym ociepleniem, chęć włączenia się do prób zapobiegania gwałtownym zmianom klimatu. Teraz wszystko wygląda na hipokryzję.
Pierwsze mecze światowego czempionatu zaplanowano w Ameryce Południowej (Urugwaj, Argentyna, Paragwaj). FIFA zamierza w ten sposób upamiętnić pierwszy mundial w historii, bo za sześć lat wypada okrągły jubileusz, setna rocznica pierwszych finałów mistrzostw świata (zorganizował je Urugwaj).
Determinacja Marokańczyków
Próbowali w 1994, 1998, 2006 i 2026. W końcu się doczekali, Maroko będzie współgospodarzem finałów mistrzostw świata 2030. Tendencja jest oczywista. FIFA stara się przyznawać organizację mundialu krajom, które nie są potęgami w piłce nożnej. Maroko to drugi przedstawiciel Afryki po RPA (2010), który dostał tę imprezę. A miejsca? Rabat, Tanger, Marakesz, Agadir, Fez i Casablanca, bo tam wkrótce zostanie wybudowany stadion-kolos. Wspomniany stadion imienia Hassana II będzie na obszarze o wielkości przekraczającej 100 hektarów i ma pomieścić 116 tysięcy, najwięcej w Afryce.
Prawdopodobnie będzie pod tym względem ustępował jedynie Salt Lake Stadium w Kalkucie (Indie), który może pomieścić 120 tys. widzów. Marokański projekt realizowany będzie z rozmachem i choć gospodarze liczą się z tym, że FIFA pewnie wybierze Hiszpanię (Santiago Bernabeu, Madryt) na finał imprezy, to mimo to bardzo chcą pokazać się światu i zaimponować ogromnym obiektem.
Sahara Zachodnia i Strefa Gazy
Pozostaje pytanie, czy zdołają odrzucić na bok kwestie polityczne, które polaryzują i bardzo nie podobają się możnym z FIFA. Swego czasu Konfederacja Afrykańskiej Piłki Nożnej (CAF) przyznała walkower marokańskiemu Renaissance Berkane. Chodziło o rywalizację z USM Alger w rozgrywkach pucharowych. Wtedy piłkarze z Maroka mieli na koszulkach mapę kraju ze spornym terytorium Sahary Zachodniej. A przecież od kilku dekad Maroko i Algieria nie mogą dojść do porozumienia w kwestii przynależności tego obszaru.
Po tym, jak z Sahary Zachodniej do Europy wrócili Hiszpanie ich miejsce zajęło Maroko, które dokonało aneksji w latach 70. ubiegłego wieku. Jak podaje Marcin Iwankiewicz to tereny obfitujące w cenne złoża fosforanów i bogate łowiska. A kolejna problematyczna sprawa to wsparcie Palestyny w wojnie z Izraelem. Przecież już podczas mundialu w Katarze kibice z Afryki mieli na meczach palestyńskie flagi solidaryzując się z ofiarami brutalnych działań Tel Awiwu. Piłkarze po jednym z meczów mieli też palestyńskie flagi, a fani z dumą pokazywali szalki z przekazem: "Free Palestine".
W trakcie działań zbrojnych Izraela w Strefie Gazy ówczesny obrońca Bayernu Monachium, a obecnie gracz Manchesteru United Noussair Mazraoui opublikował werset Koranu: "I nie myślcie, że Allah nie zwraca uwagi na to, co czynią ci, którzy dopuszczają się niesprawiedliwości. Powstrzymuje ich tylko do dnia, w którym ich oczy zamarzną z przerażenia". To było oczywistą aluzją. Miał przez to kłopoty w klubie, dostał reprymendę. Pytanie, czy podczas mundialu takie polityczne zaangażowanie miejscowych (jeśli się powtórzy) nie będzie nadmiernie prowokować obserwatorów.
Marokańczycy zyskali sporo wizerunkowo dzięki dzielnej postawie w finałach mistrzostw świata w Katarze, gdy wyeliminowali, jak na ironię, faworytów z Europy, z którymi przyjdzie im teraz współorganizować mundial: Hiszpanię i Portugalię. Zespół Walida Regraguiego dotarł wtedy do półfinału, jako pierwsza drużyna z Afryki.
Po tamtych sukcesach obecny szef marokańskiej federacji Fouzi Lekjaa oświadczył: – Chcemy udowodnić światu, że relacje Afryki z Europą nie sprowadzają się tylko do nielegalnej imigracji i ustalania metod walki z tym zjawiskiem. Lekjaa z czasem został delegatem FIFA i lobował na rzecz swojego kraju, a jego relacje z Giannim Infantino są teraz znakomite.
Maroko chce promować turystykę sportową dzięki mundialowi. Już dziś można tam grać w golfa, surfować, uprawiać trekking na wielbłądach oraz paralotniarstwo. Ifrane to ekologiczna i sportowa stolica Maroka, które otwiera się na świat. Mundial ma być punktem zwrotnym, który sprawi, że entuzjaści sportu chętniej będą przybywać do tego kraju.
Co słychać na Półwyspie Iberyjskim?
– Kiedy Królewski Hiszpański Związek Piłki Nożnej w przejawie radości po decyzji FIFA napisał na portalu X, że "mistrzostwa świata w 2030 roku są oficjalnie nasze", pod wpisem pojawiło się wiele komentarzy oddających dobrze nastroje części społeczeństwa.
Tym, co szczególnie zezłościło hiszpańskich kibiców, było słowo "nasze" oraz kolejność państw: najpierw Maroko, potem Portugalia, a dopiero na końcu Hiszpania. To wystarczyło, aby rozpalić emocje. Wielu komentujących podważało, że będzie to mundial Hiszpanii, skoro współgospodarzami będą Portugalia i Maroko, a do tego trzy pierwsze mecze zostaną rozegrane w Argentynie, Paragwaju i Urugwaju. W tym kontekście pojawiły się głosy, że prawdziwie hiszpański mundial miał miejsce w 1982 roku, kiedy to jego jedynym gospodarzem była Hiszpania! – dowodzi historyk i hispanista z UAM, prof. Filip Kubiaczyk.
Autor naukowych publikacji o hiszpańskim futbolu zwraca uwagę na uprzedzenia części Hiszpanów:
– Sporo wpisów miało antymarokański charakter. Ich autorzy sugerowali, że Maroko jest w tym zestawieniu zbędne, a organizacja turnieju z Marokańczykami to dla Hiszpanii "historyczny wstyd". Trudno nie dostrzegać w tych wpisach zaszłości między obu państwami oraz antyimigranckich nastrojów części społeczeństwa będących wynikiem z jednej strony dyskursu partii narodowo-populistycznych, a z drugiej nagannego zachowania części Marokańczyków żyjących w Hiszpanii. Do tego należy dodać usilne zabiegi Maroka, aby finał mundialu był w Casablance, a nie w Madrycie.
W komentarzach pod innymi wpisami podkreślano, że Hiszpania ma wystarczająco dobrą infrastrukturę, aby zorganizować mundial samodzielnie. Zwracano również uwagę na słabą pozycję Portugalii: w kraju tym mecze mają być tylko na trzech stadionach (przy 6 stadionach w Maroku i 9 w Hiszpanii). Hiszpańscy kibice określają ten turniej "mundialem wstydu" (Mundial de la vergüenza) wieszcząc, że dojdzie podczas niego do wielu kradzieży, co oczywiście jest obelgą wobec Marokańczyków.
W Hiszpanii wciąż silne są też nacjonalizmy: – To, że obecnie w kontekście mundialu 2030 najwięcej krytyki spada na Marokańczyków nie powinno nam jednak przesłaniać wewnętrznych animozji w Hiszpanii. Wśród stadionów, na których mają być mecze mistrzostw znalazły się Camp Nou (Barcelona) San Mames (Bilbao) i Reale Arena (San Sebastián). Pamiętajmy, że w Katalonii i Kraju Basków nie wszyscy kibicują reprezentacji, uważając ją za "reprezentację państwową", tj. sztuczny prawno-administracyjny twór bez duszy, a wielu Katalończyków i Basków odcina się od "państwa hiszpańskiego", jak określają Hiszpanię. Katalończycy i Baskowie wspierają reprezentacje piłkarskie swoich wspólnot autonomicznych nienależące do UEFA i FIFA, dodatkowo, swego rodzaju "reprezentacjami" są w tych regionach FC Barcelona, Athletic Club i Real Sociedad.
W Kraju Basków hiszpańska reprezentacja po raz ostatni zagrała w... 1967 roku, a więc 57 lat temu! To wiele mówi. Czy w 2030 roku San Mames będzie gotowe na mecze mundialu współorganizowanego przez Hiszpanię? Czy zagra w nim reprezentacja? Czas pokaże. Podobnie wygląda sytuacja z Camp Nou, na którym Hiszpania po raz ostatni zagrała w 2004 roku, czyli 20 lat temu. Czy mecze mundialu współorganizowanego przez Hiszpanię na stadionie Barcy to nie będzie zbyt dużo dla katalońskich nacjonalistów? Czy możemy sobie dziś wyobrazić dźwięki hiszpańskiego hymnu i hiszpańskie flagi na Camp Nou, nazywanym "świątynią (katalońskich) wolności? – zastanawia się hispanista.
Dr Anna Olchówka, która zajmuje się historią i współczesnością portugalskiej piłki też informuje o nastrojach w tym kraju: – Do finałów MŚ w 2030 brakuje jeszcze kilku lat, zaangażowanie Portugalii w organizację imprezy w porównaniu do zaangażowania Hiszpanii czy Maroka jest wyraźnie mniejsze - tylko trzy stadiony w dwóch największych miastach, Lizbonie i Porto, stąd informacje o oficjalnym przyznaniu prawa do organizacji mundialu kandydaturze iberyjsko-afrykańskiej spotkały się z umiarkowanym entuzjazmem. W wielu komentarzach zaznaczano, że decyzja FIFA była ledwie formalnością, skoro nie było żadnej innej kandydatury, debaty nad propozycją, głosowania.
Media portugalskie zwracają uwagę, że przygotowania do turnieju to dzisiaj wciąż wiele niewiadomych, związanych przede wszystkim z kosztami niezbędnych inwestycji infrastrukturalnych. Przedstawiciele władz wypowiadają się raczej ostrożnie w tej kwestii. Podkreślają, że mundial to ogromny prestiż dla całego kraju, ale wszelkie wydatki wymagają rozwagi i odpowiednich planów. Ma to związek z nastrojami w społeczeństwie, które nadal boryka się ze skutkami kryzysu finansowego sprzed ponad dekady i widzi zaniedbania w sektorze zdrowia publicznego, edukacji czy bezpieczeństwa. Stąd też nie padają ani konkretne kwoty, ani szczegóły projektów.
Infrastrukturalnym sercem portugalskiej części kandydatury są stadiony powstałe na EURO 2004: Est. da Luz, Est. José Alvalade i Est. do Dragao. Impreza była dwadzieścia lat temu i wspomniane areny potrzebują remontów w związku z ich naturalnym zużyciem. Wiadomo, że pojemność stadionu Benfiki zostanie zwiększona z 65 do 70 tys. miejsc, a stadiony Sportingu i FC Porto czekają ogólne prace związane choćby z poprawą dostępności dla kibiców. Nie ma jeszcze oficjalnych informacji odnośnie kosztów tych remontów ani tego, kto i w jakiej części je poniesie – dodaje dr Olchówka.
Jak Arabia inspirowała się Katarem
Listopad 2022. Przywódca Arabii Saudyjskiej Muhammad ibn Salman był na meczu Katar-Ekwador z... szalikiem gospodarzy, a miejscowy emir też założył szalik, tyle że saudyjski. Tamim ibn Hamad Al Sani wspierał Arabię w meczu z Argentyną, który zakończył się sensacyjnym zwycięstwem drużyny z Bliskiego Wschodu.
Tuż po zakończeniu mundialu w Katarze Michał Banasiak, ekspert Polskiego Instytutu Dyplomacji Sportowej tłumaczył te zawiłości w tekście dla Czytelni VIP:
"W 2021 roku okazało się, że Arabia Saudyjska, która chciała zdusić gospodarczo Katar i której pozycja emiratu nie jest w smak postanowiła podpisać porozumienie kończące czteroletnią blokadę tego kraju. A katarski emir i książę koronny, a zarazem od niedawna premier Arabii Saudyjskiej pokazali podczas mundialu, jak gdyby nigdy nic, że relacje między tymi krajami są... doskonałe".
Okazało się, że autokratów połączył właśnie futbol... Arabia zaczęła pobierać nauki Kataru, z którym długo była skonfliktowana. Zwyciężył jednak pragmatyzm i chęć podtrzymania sportswashingu, czyli poprawiania wizerunku państwa niedemokratycznego poprzez wielki sport.
W Arabii Saudyjskiej jest podobny problem jak w Katarze. Wyzysk robotników z Bangladeszu lub Nepalu pracujących przy budowie infrastruktury sportowej. W ostatnich latach zginęły ich tysiące. Arabia Saudyjska utrwala też nadal patriarchat, a za posunięcie liberalne uznano nawet... przyznanie kobietom dostępu do egzaminu na prawo jazdy. Strzelanie z bliska, ataki na mężczyzn, kobiety i dzieci oraz gwałty - tego według Human Rights Watch dopuszcza się tamtejsza straż graniczna. Homoseksualizm jest surowo piętnowany, a w wyniku saudyjskich nalotów na Jemen zginęło wielu cywilów. Lista zastrzeżeń jest jeszcze dłuższa.
– Mundial to jednocześnie ogromna szansa i wyzwanie dla Arabii Saudyjskiej. Poprawa wizerunku oraz infrastruktury jest priorytetem. Zauważmy, że metro w Rijadzie powstało po 14 latach. Ma być udogodnieniem przede wszystkim dla turystów. Arabia Saudyjska organizuje też mundial z myślą o dywersyfikacji struktury gospodarczej kraju. Władze są świadome, że w ciągu 50 lat ilość ropy naftowej znacznie się zmniejszy, a eksploatacja nowych złóż będzie ogromnie kosztowna. Inwestycje w sport wynikają też z potrzeby spełnienia oczekiwań młodego społeczeństwo (70% Saudyjczyków ma mniej niż 35 lat) i walki z otyłością, która jest plagą w tym kraju – uważa Olivier Jarosz, jeden z autorów książki "Geopolityka sportu".
– Arabia chce być postrzegana jako lider w zakresie smart power - soft power (budowanie wizerunku np. poprzez sport, dyplomację sportową) i organizacja wydarzeń, a do tego dochodzi jeszcze tech-power. To jest odmienny cel niż w przypadku innych państw Zatoki Perskiej. Arabia ma bowiem aspiracje, by być jednym z technologicznych pionierów, który może konkurować z Zachodem i Globalnym Południem (np. Chiny). Powierzchnia tego kraju jest ogromna, ale większość stadionów zostanie ulokowana w Rijadzie. W planach jest linia kolejowa między Dżuddą (znajduje się tam wielki port, okno na świat Saudyjczyków) a stolicą (odległość 950 km).
Jarosz podkreśla, że Saudyjczycy nie pokochali futbolu niedawno: – Królestwo było pierwszym krajem w regionie, który wprowadził ideę sportu jako element geopolityki za sprawą prezydenta generalnego urzędu ds. sportu, księcia Faisala Bin Fahada Bin Abdulaziza. Najstarszy syn ówczesnego aktywnego następcy tronu został mianowany na to stanowisko w 1971 roku. On wówczas stworzył koncepcję stadionów o pojemności 30 tys. miejsc (aż siedem różnych klubów zdobyło dwadzieścia cztery regionalne trofea w jego erze). Wówczas pracowały tam także legendy futbolu: Ferenc Puskas i Mario Zagallo, a w piłkę grał Rivellino. To nie jest przypadek, że Arabia triumfowała w Pucharze Azji w latach 1984, 1988, 1996, rywalizowała też w igrzyskach olimpijskich w Montrealu 76', Los Angeles 84' i Atlancie 96' miała w 1994 najlepszą seniorską reprezentację podczas mundialu w USA. W mistrzostwach świata do lat 17 w 1989 Saudyjczycy triumfowali (pierwszy kraj azjatycki, arabski zdobył to trofeum). Teraz obserwujemy drugą falę. Miejmy na uwadze, że futbol w Arabii Saudyjskiej nie zaczął się od przybycia Cristiano Ronaldo i innych tuzów do Saudi Pro League, tylko znacznie wcześniej. Po tamtej hossie przez wiele lat był zastój, to prawda, ale teraz mamy powtórny boom na piłkę nożną – kończy ekspert.
Zachód nie ma monopolu na goszczenie uczestników mundialu, Maroko i Arabia Saudyjska pokazują, że FIFA, również z racji pragmatyzmu otwiera się na inne zakątki świata. I nic sobie nie robi z kontrowersji...