Takiego weekendu, jak w 2002 roku w szczycie małyszomanii, już nie będzie – mówił w serialu "Skoczkowie" były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. Niestety, to brzmi jak przepowiednia. Na Puchar Świata 2024/25 nadal nie sprzedała się połowa wejściówek. Imprezę zaplanowano na przyszły weekend.
👉 Bohaterowie Turnieju mają wspólny mianownik. Sprawdźcie, do której chodzili szkoły
Skoczkowie narciarscy po zakończonym 6 stycznia Turnieju Czterech Skoczni otrzymali od FIS gratisowy wolny weekend. Oczywiście powód tej decyzji jest przykry, bo wciąż niegotowe są olimpijskie obiekty w Predazzo, a tam właśnie miała odbyć się próba przedolimpijska. Wolne kadry wykorzystały różnie. Stefan Kraft po TCS powiedział, że potrzebuje się zdystansować, Danielowi Tschofenigowi wróżył intensywny czas medialny jako zwycięzcy tej imprezy, a część ekip – w tym reprezentacja Polski – wystąpiła w krajowych mistrzostwach, wciśniętych w termin zamiast Predazzo.
I to w trakcie MP na Wielkiej Krokwi usłyszeliśmy hiobowe wieści.
Okazuje się, że na tydzień przed powrotem rywalizacji w ramach Pucharu Świata organizatorzy polskich konkursów (17-19 stycznia) mają kłopot. Ten nie dotyczy wyłącznie nadmiernych opadów śniegu, przez które w poniedziałek rano na skocznię muszą wyjść specjalne ekipy odśnieżające zeskok. To dużo większe zagadnienie, bo dotyczące biletów na PŚ. A raczej biletów, które nie zostały sprzedane.
– W puli na każdy dzień jest 16 tysięcy miejsc. Na tę chwilę sprzedała się mniej więcej połowa z nich – przekazał w programie "Trzecia Seria w TVP Sport" Jan Wikiel z biura PZN.
Jako że formalnie organizatorem zawodów jest Tatrzański Związek Narciarski, w Krakowie patrzą na tę sprawę z niepokojem. Wszystko, dlatego że od przeszło dwóch dekad weekend pod Krokwią był niemalże towarem luksusowym w naszym kraju. A ten towar doceniały również ekipy zagraniczne.
– To zawsze wyjątkowy moment w kalendarzu sezonu. Zakopane jest wyjątkowe, a publiczność w tym miejscu sprawia, że my naprawdę czujemy się ważni, stojąc na górze – przekonywał niedawno Tschofenig, tuż po wygranym Złotym Orle w Bischofshofen.
O decybelach, jakie wydadzą z siebie fani, przyjdzie czas porozmawiać po wszystkim. Na razie jednak obawy, że Wielka Krokiew będzie cichsza niż zazwyczaj, są uzasadnione. Dość powiedzieć, że gdy w 2002 roku na tę skocznię powracał PŚ już w erze małyszomani, wokół obiektu nagromadziło się według różnych szacunków między 70 a nawet 100 tys. kibiców. Było do tego stopnia "dziko", że fani stawali na gałęziach drzew czy nawet przy progu. A ówczesny dyrektor cyklu Walter Hofer groził, że jeśli w porę chaosu nie ogarną służby porządkowe, to zawody będzie trzeba odwołać. Później takich scen już nie oglądaliśmy. Organizatorzy wprowadzili limity na stadionie pod skocznią, choć wciąż na żywo konkursy skoków mogło oglądać ponad 20 tys. fanów.
– Obecna pojemność, z zachowaniem komfortu dla wszystkich na trybunach, to 18 tys. miejsc – mówi Winkiel.
To oznacza, że nawet przy zgłoszeniu imprezy masowej na 16 tys. wciąż Zakopane pozostaje daleko od norm, do jakich przyzwyczaiło. Tutaj – co warto zaznaczyć – bilety wyprzedawały się niekiedy na dniach, a później astronomiczne ceny zyskiwały u tzw. koników. Dziś wygląda na to, że ci zostaną na lodzie. Bo wejściówki do ostatnich chwil będą dostępne w kasach.
– Może należałoby obniżyć ich ceny? – przytomnie w "3. Serii" zauważył komentator TVP Stanisław Snopek.
I rzeczywiście, ceny pozostają od dawna języczkiem u wagi w debacie o zakopiańskich skokach. Są bowiem najwyższe w całym sezonie, taniej da się wejść nawet na finał PŚ w Planicy czy niedawno zakończony TCS – czyli do mekki dyscypliny.
Czy organizatorzy przeszarżowali? Cóż, to zawsze kwestia subiektywna, jednak zważając na obecny poziom naszej reprezentacji wydaje się, że tak. Na piątkowe kwalifikacje (!) najtańsze bilety kosztują 107 złotych. A na konkursy – aż 213 zł. Nie trzeba być matematykiem, żeby uznać, iż pobyt w miejscami absurdalnie drogim Zakopanem wraz z zakupem dla czteroosobowej rodziny to wydatek, na który w dobie inflacji może pozwolić sobie coraz mniej ludzi. A jeśli nawet nie mniej, to wygląda na to, że fani sportu zaczęli uważniej liczyć domowe budżety. To odbije się na atmosferze na miejscu.
Tych z państwa, którzy nie mają biletów, ale chcą być częścią widowiska w Zakopanem, od piątku do niedzieli zapraszamy do Telewizji Polskiej. Wszystkie skoki PŚ na Wielkiej Krokwi będą dostępne na naszych antenach.