Jeszcze dekadę temu byli "nikogo", dziś są na ustach całej Ameryki. Kansas City Chiefs mogą stać się pierwszą franczyzą w historii NFL, która wygra trzy razy z rzędu finał Super Bowl. Oto historia o tym, jak dotarli na sam szczyt.
W Super Bowl mierzą się najlepsze drużyny z konferencji AFC i NFC. Triumfatorzy tej pierwszej, zdobywają trofeum im. Lamara Hunta, postaci niezwykle ważnej w historii futbolu amerykańskiego. W 1960 roku 27-letni wówczas biznesmen, pochodzący z rodziny przemysłowców branży naftowej, chciał posiadać zespół w NFL. Po tym, jak kilkukrotnie odbijał się od drzwi, postanowił wraz z innymi przedsiębiorcami utworzyć własną, konkurencyjną ligę – AFL.
Hunt został właścicielem Dallas Texans, którzy w 1962 roku wygrali rozgrywki. Rok później przeniósł zespół do Kansas City i tak narodziła się historia Chiefs. Głównym powodem takiej zmiany było to, że przez trzy sezony Texans musieli współdzielić stadion z drużyną NFL, Dallas Cowboys. Chiefs zostali nazwani na cześć burmistrza miasta, Harolda Roe Bartle, który miał przydomek ”The Chief”. Był on założycielem plemienia Mic-o-Say, honorowego stowarzyszenia obozowego harcerzy, kultywującego tradycje rdzennych Amerykanów.
Na początku Hunta i pozostałych właścicieli nazywano ”stowarzyszeniem głupców” (z ang. Foolish Club) ze względu na mniejszą stabilność finansową, ale szybko się okazało, że AFL stało się realną konkurencją dla starszych rozgrywek. W 1966 roku doszło do połączenia obu lig, a meczem kończącym sezon od 1967 roku było Super Bowl, czyli finał z udziałem mistrzów AFL i NFL. Nazwę zaproponował żartobliwie sam Hunt. Inspiracją do wprowadzenia takiego nazewnictwa była zabawka Super Ball, czyli ”superpiłka”, którą bawiły się amerykańskie dzieci w latach 60. XX wieku, w tym także dzieci Lamara. Termin ”bowl” w języku angielskim to słowo stanowi również synonim stadionu narodowego.
Na początku władze ligi stosowały nazwę "AFL-NFL Championship Game”, ale z czasem media podłapały pomysł Hunta i od 1969 roku stosowana jest już nazwa Super Bowl. Dzień rozgrywania meczu jest dla wielu Amerykanów nie tylko świętem sportu, ale ważnym wydarzeniem kulturowo-społecznym. W zeszłym roku transmisję Super Bowl oglądało średnio 123,4 mln widzów na wszystkich platformach – był to absolutny rekord oglądalności w historii telewizji w USA. Dla porównania wejściówka na mecz w latach 60. kosztowała zaledwie szesnaście dolarów, a dziś kosztuje ponad cztery tysiące.
Kansas City Chiefs uczestniczyli w pierwszym Super Bowl, ale w 1967 roku w Los Angeles przegrali z Green Bay Packers. Trzy lata później pod wodzą legendarnego rozgrywającego Lena Dawsona nie dali żadnych szans Minnesocie Vikings, wygrywając 23-7. Na kolejny, drugi mistrzowski tytuł Chiefs musieli czekać… 50 lat.
Od 1970 roku do 2013 Chiefs byli synonimem typowego, ligowego "średniaka". Nigdy nie byli pośmiewiskiem NFL, ale nie potrafili wybić się ponad przeciętność. Czkawką odbijała się decyzja z draftu 1983. Drużyna z Arrowhead Stadium wybrała z numerem siódmym Todda Blackledge'a, który w ciągu pięciu lat zanotował tylko 24 spotkania jako podstawowy quarterback. Chiefs pominęli innych rozgrywających, którzy stali się legendami NFL – Dana Marino i Jima Kelly'ego. Do sukcesu Wodzów nie poprowadził nawet legendarny Joe Montana – w 1994 roku na jego drodze w finale konferencji AFC stanęli Buffalo Bills z Kelly'm w składzie.
4 stycznia 2013 roku – to przełomowa data w historii Kansas City Chiefs. Wówczas nowym trenerem klubu został doświadczony Andy Reid, który przez czternaście lat z powodzeniem prowadził Philadelphię Eagles. To był najlepszy dostępny szkoleniowiec na rynku, niezwykle ceniony za swoją pracę z rozgrywającymi. To on jako QB coach w Green Bay przyczynił się do rozwoju talentu Bretta Favre'a. Później w Philadelphii uczynił z Donovana McNabba topowego rozgrywającego w lidze, a także pomógł wskrzesić karierę Michaela Vicka, który był na bruku przez problemy z prawem.
Sympatyczny wąsacz, który na corocznych sesjach zdjęciowych z trenerami uwielbia nosić hawajskie koszule, miał jeden wielki feler – podobnie jak Chiefs nie potrafił przeskoczyć odpowiednio wysoko zawieszonej poprzeczki. Z Eagles pięciokrotnie awansował wraz z zespołem do finału konferencji NFC, ale wygrał tylko raz. A jak już awansował do Super Bowl w 2005 roku, to przegrał z New England Patriots. Wśród wszystkich szkoleniowców miał najwięcej zwycięstw w historii bez zdobycia mistrzowskiego tytułu. Przylgnęła do niego łatka wiecznego przegranego.
W 2013 roku przejmował Chiefs, którzy zanotowali jeden z najgorszych sezonów w historii. W "nagrodę" ekipa z Kansas City wybierała z jedynką w drafcie. Pierwszym wyborem Andy'ego Reida był ofensywny liniowy, Eric Fisher, który miał być fundamentem pod dalsze sukcesy zespołu. Tymczasem jak pokazała historia, najbardziej wartościowym wyborem okazał się ten z trzeciej rundy, czyli Travis Kelce. Medialnie chłopak gwiazdy pop Taylor Swift, w środowisku NFL znany jako jeden z najlepszych zawodników w dziejach na pozycji Tight End. Dwanaście lat temu był "chodzącą czerwoną flagą" ze względu na zawieszenie na uczelni Cincinnati przez oblanie testu narkotykowego. Wstawił się za nim jego brat Jason, który przekonał swojego byłego trenera z czasów gry dla Eagles, Andy'ego Reida, aby wybrać go w drafcie. W 2023 roku bracia spotkali się w finale Super Bowl, którzy wygrali... Chiefs Travisa.
– Dziś jest dla mnie jak ojciec, jak jeden z moich wujków, którego bardzo szanuję ze względu na to, kim jest. Wszystko zawdzięczam temu człowiekowi w mojej karierze. Mam do niego ogromny szacunek. Pomógł mi dotrzeć do miejsca, w którym jestem w moim życiu – powiedział na konferencji prasowej przed tegorocznym Super Bowl Travis Kelce.
Reid miał rękę do zawodników, którzy mieli problemy z charakterem. Potrafił dotrzeć do krnąbrnego Marcusa Petersa, czy sprawiającego kłopoty na uczelni Franka Clarka, który po wymianie do Kansas City stał się maszyną do sacków. Nie bał się wybrać w piątej rundzie draftu 2016 Tyreeka Hilla, który, mimo iż był piekielnie szybki, to w swoim CV miał areszt za akt przemocy domowej. Ten ruch, mimo negatywnej reakcji ze strony kibiców na początku, okazał się strzałem w dziesiątkę, a Hill okazał się niezwykle ważną postacią w kontekście historycznego zwycięstwa w Super Bowl.
Andy Reid przez dwanaście lat pracy w Kansas City zbudował ekipę, którą śmiało można już nazwać "dynastią". Czym byłaby jednak ona bez króla. Wszystko kręci się wokół Patricka Mahomesa, który w wieku niespełna 30 lat już jest jednym z najbardziej utytułowanych rozgrywających w historii ligi.
W 2017 roku Chiefs szukali quarterbacka przyszłości. Mieli mocną kadrę, ale potrzebowali kogoś, kto wniesie świeżość i nową jakość. Weteran Alex Smith dawał stabilizację na tej pozycji, ale władze klubu wiedziały, że jego potencjał jest ograniczony. W sezonie zasadniczym dawał radę, ale w play-offach wypracował słabiutki bilans jednego zwycięstwa i czterech porażek.
Ówczesny generalny menedżer, John Dorsey zaryzykował, oddając dwa pierwszorundowe wybory do Buffalo Bills za dziesiąty numer draftu. Ku zdziwieniu wielu ekspertów, wybrał Mahomesa, który po występach na uczelni Texas Tech był wciąż projektem, nieoszlifowanym diamentem, a nie gotowym produktem. Na pozycji rozgrywającego grał tylko pięć lat, w międzyczasie przez cztery łącząc rywalizację w futbolu z grą w baseball. Eksperci wytykali mu słabą pracę nóg, brak podejmowania logicznych decyzji, a nawet brak dyscypliny.
– Nie podoba mi się ten wybór. Płacą sześć milionów dolarów za kogoś, kto będzie gotowy do gry za dwa lata? Wszyscy wybierają w drafcie kogoś, kto będzie gotowy od razu – mówił członek galerii sław, Shannon Sharpe.
– Nie rozumiem, dlaczego nie wybrali DeShauna Watsona, który był czołowym rozgrywającym w NCAA (liga uniwersytecka – przyp.red.). Chiefs mają ciasteczka, ale muszą sporo poczekać, aż zostaną ugotowane. Nie wierzę w rozgrywających z konferencji Big 12, którzy zazwyczaj nie potrafią dostosować się do gry w NFL – wtórował Sharpe'owi inny członek galerii sław, Cris Carter.
Wybór Mahomesa chwalił za to były zwycięzca Super Bowl jako trener, Jon Gruden.
– Mahomes musiał dokonywać ryzykownych decyzji na boisku, rzucać z nieprzygotowanych miejsc, żeby znaleźć szansę na punkty, bo jego drużyna grała beznadziejnie w defensywie. Myślę, że Andy Reid widzi w nim młodego Bretta Farvre'a, z którym współpracował w Green Bay. Nie da się ukryć, że chłopak ma ogromny talent i w przyszłości ten wybór może się dla Chiefs bardzo opłacić.
Już przed draftem Mahomes w "The Players Tribune" napisał list do generalnych menedżerów i skautów, w którym odpowiedział na krytykę dotyczącą jego osoby.
"Wiem, że wszystko, co krytycy chcą mi zarzucić, mogę naprawić ciężką pracą. Nie jestem projektem na pozycji QB. Ludzie, którzy tak mówią, tak naprawdę nie oglądają moich nagrań. Wiem, że mogę wykonać każdy rzut, zwłaszcza gdy moja drużyna potrzebuje ważnego zagrania. Po drodze mogę popełniać błędy. Wiem, że nie wygram każdego meczu, nie przejdę na emeryturę z idealnym wskaźnikiem podań lub zerową liczbą przechwytów. Mogę zapewnić, że będę się starał jak nikt inny".
Mahomes nigdy nie trafiłby do Kansas City, gdyby nie upór Bretta Veacha. To on jeszcze jako skaut wręcz błagał przełożonych, żeby zdecydowali się na wymianę po rozgrywającego z bujną czupryną w drafcie. Na taśmę Mahomesa trafił przypadkiem, studiując nagrania ofensywnego liniowego Texas Tech. Była to jednak "miłość od pierwszego wejrzenia". Na kartce przed draftem miał zapisane "Pat, no matter what" (Pat, bez względu na wszystko – z ang.). Dzięki m.in. tej wymianie Veach został w 2017 roku generalnym menedżerem Chiefs i jest uznawany za jednego z najlepszych fachowców w branży.
Nie każdy dobrze zapowiadający się na uniwersytecie rozgrywający, jest w stanie odnaleźć się w NFL. Jest kilka determinujących czynników: odpowiednie nastawienie, odpowiednio pasujący system, trener, sztab. Mahomes trafił w idealne dla siebie miejsce. Miał szkoleniowca, który potrafił wydobyć z niego największe atuty. Wiedział, jak należy pielęgnować talent rozgrywającego. Dał mu też czas – w debiutanckim sezonie Mahomes zagrał tylko raz, ucząc się głównie na ławce od Alexa Smitha.
Od 2018 roku Mahomes jest starterem w Kansas City, a jego osiągnięcia mówią same za siebie. W ciągu siedmiu sezonów aż pięciokrotnie awansował ze swoim zespołem do Super Bowl. Na koncie ma już trzy mistrzowskie pierścienie, a teraz czeka na czwarty do kolekcji. W kategorii najwybitniejszy QB wszech czasów goni właściwie już tylko Toma Brady'ego, który siedem pierścieni, czyli więcej niż jakikolwiek klub.
Gdy Andy Reid obejmował Chiefs w 2013 roku, był to klub, który nigdy nie potrafił przeskoczyć pewnego pułapu. Gdy z Mahomesem awansowali po raz pierwszy od 50 lat do Super Bowl, byli ulubieńcami każdego bezstronnego kibica w NFL. W 2024 roku stali się najbardziej znienawidzoną drużyną w całej lidze.
Chiefs po prostu bardzo trudno pokonać. W ciągu siedmiu sezonów w play-offach Mahomesa i spółkę potrafili tylko zatrzymać Tom Brady z Patriots i Buccaneers oraz Joe Burrow z Bengals. Tylko w tym sezonie zaliczyli dwie porażki – w listopadzie z Buffalo Bills (21-30) i na początku stycznia z Denver Broncos, choć w tym meczu grali mocno rezerwowym składem (0-38). Poza tymi spotkaniami są właściwie "niezniszczalni", a szczególnie mocni są pod względem mentalnym. Aż jedenaście z dziewiętnastu spotkań wygrali tylko różnicą jednego przyłożenia lub mniej. Złośliwi twierdzą, że Chiefs często sprzyjają sędziowie, którzy gwiżdżą na ich korzyść kluczowe decyzje.
Chiefs mają też najlepszego GM'a w biznesie, który z młodą kadrą (prawie 50% to zawodnicy mający 25 lat lub młodsi) potrafi zdziałać cuda. Potrafi dokonać bezbolesnych korekt w linii ofensywnej, która znakomicie chroni Mahomesa. Szybko znajduje następców na poszczególne pozycje – na cornerbacku L'Jariusa Sneeda zastąpił Trent McDuffie, a na skrzydle Tyreeka Hilla równie piekielnie szybki Xavier Worthy. Niewykluczone, że z wysokim współczynnikiem trafionych wyborów w przyszłości znajdzie zmienników Kelce'go, czy lidera defensywy, Chrisa Jonesa.
Jeszcze dekadę temu żadne mainstreamowe media nie poświęciły zbyt wiele uwagi Chiefs, a drużyna nie wzbudzała żadnych emocji. Dziś nie ma dnia, w którym amerykańscy dziennikarze w telewizji nie poruszaliby ich tematu. Wszystko zmieniło się na fali sukcesów sportowych, a o zespole zrobiło się jeszcze głośniej za sprawą medialnego romansu pomiędzy Travisem Kelce a Taylor Swift.
Hasło "bij mistrza" zawsze jest w cenie. Nikt w świecie sportu nie lubi dominacji jednej jednostki/drużyny. Mistrzowskie dynastie, takie jak Chiefs, należy jednak zawsze szanować. Tym bardziej że ekipa z Kansas City może zapisać się na zawsze w historii futbolu amerykańskiego. Jeszcze nikt w dziejach nie wygrał Super Bowl trzy razy z rzędu. Nie zrobili ani tego w latach 60. Green Bay Packers legendarnego Vince'a Lombardiego (1968) ani jedyny niepokonany zespół w dziejach Miami Dolphins (1974), ani nawet New England Patriots (2005), do których Chiefs są często porównywani.
Na ich przeszkodzie, tak jak w 2023 roku, staną Philadelphia Eagles, którzy pałają żądzą rewanżu. Dwa lata temu prowadzili po pierwszej połowie 24-14. Wówczas mocno poturbowany Mahomes doprowadził do comebacku, a Chiefs pokazali pierwiastek swojej "niezniszczalności" i wygrali 38-35.
W nocy z niedzieli na poniedziałek 10 lutego w Nowym Orleanie Chiefs mogą zapisać się złotymi zgłoskami w dziejach NFL. Jeśli wygrają, staną się jedną z najbardziej utytułowanych franczyz w historii, Patrick Mahomes tylko wzmocni swój legendarny status, a Andy Reid będzie uważany za być może najlepszego trenera wszech czasów. Dwanaście lat temu w taki scenariusz w Kansas City nie wierzył nikt, a w ciągu kilkunastu godzin może stać się to faktem.