Chcieli grać o najwyższą stawkę. Dać się ponieść dziesiątkom tysięcy kibicujących im gardeł i zdobyć mistrzostwo świata. Żaden z nich nawet nie dopuszczał myśli, że przyjdzie mu rywalizować jedynie w meczu nazywanym "małym finałem" czy "finałem pocieszenia". Co przemawia za tym, a co przeciwko temu, żeby Canarinhos stanęli na najniższym stopniu podium?
Uda im się, bo... to dla nich ostatnia szansa na zachowanie twarzy
Porażki z Niemcami nie da się skasować. Nie pomogą ani CTRL+Z, ani ALT+F4. Stało się. Przegrali z kretesem, przyczyniając się do największej klęski w dziejach brazylijskiej piłki. Dziś ludzie stoją odwróceni do nich plecami, ale ci nie są pamiętliwi. Każdy lepszy mecz i znakomity popis będzie krokiem ku przywróceniu równowagi. Brązowy medal nie jest nawet w setnej części tak cenny, jak blask złota, ale pozwoliłby chociaż na blady uśmiech przez łzy.
Uda im się, bo... będą chcieli udowodnić, że potrafią
Każda przegrana boli. Jedna jest dotkliwa bardziej, druga być może mniej, ale zawsze pozostawia pewien niesmak. To, co Niemcy zrobili z Brazylią, było kompletną deklasacją. Gospodarze największego turnieju na świecie zagrali jak grupka zebranych na szybko z Copacabany, przypadkowych nastolatków. Eksperci są jak chorągiewki. Przed turniejem, a także na jego początku, wyliczali liczne atuty Brazylijczyków. Że solidny środek defensywy, że mobilne skrzydła i ciekawa druga linia. Teraz okazuje się, że to drużyna kompletnie przeciętna i pozbawiona nazwisk.
Zaraz, zaraz... Thiago Silva i David Luiz to najdroższa para stoperów w historii futbolu. Marcelo z kolei niedawno zdobył puchar Ligi Mistrzów, a Fernandinho mistrzostwo Anglii w Manchesterze City. Żeby była jasność – nie są to indywidualności pokroju Ronaldo, Rivaldo czy Ronaldinho, ale wciąż nie najgorzej potrafią grać w piłkę.
Uda im się, bo... Holendrzy chcą wracać do domu
Z jednej strony nie ma się czemu dziwić. Oni też mieli ochotę na finał, a stracili go w dramatycznych okolicznościach, po loteryjnej serii jedenastek i popisowi rezerwowego bramkarza AS Monaco. Otwarcie przyznali to i Louis van Gaal, i Arjen Robben – rywalizacja o brązowy medal nie ma sensu i najchętniej wrócilibyśmy już do domów. Jeśli tak mówią trener i kapitan, to szanse dla Brazylii gwałtownie rosną. Mobilizacja Holendrów na poziomie zerowym.
Nie uda im się, bo... przegrają już w swoich głowach
Największym wrogiem Brazylijczyków będą nie Holendrzy, a oni sami. Po tak dotkliwej porażce musieli być rozłożeni na łopatki. O piłce nie chcieli ani myśleć, ani mówić, ani tym bardziej w nią grać. Mecz o trzecie miejsce da odpowiedź nie tyle o umiejętnościach, co psychice Brazylijczyków i pracy Luiza Felipe Scolariego. Nie z piłkami i pachołkami, ale w zaciszu reprezentacyjnej szatni. Jeśli nie zdążyli się otrząsnąć, to możemy być światkami kolejnej salwy na bramkę Julio Cesara.
Nie uda im się, bo... nie poradzą sobie z presją
Ciekawe jak zareagują kibice. Będą gwizdać od pierwszej do ostatniej minuty, czy tylko wtedy, kiedy do piłki dojdzie Fred? A może na stadionie pojawią się tylko ci, których to trzecie miejsce będzie ultimatum i po jego zdobyciu nagrodzą piłkarzy aplauzem? Tak, czy inaczej, Brazylijczycy przed presją nie uciekną. Stawką nie będzie samo zwycięstwo, ale zachowanie twarzy przed wielomilionowym narodem, który wcześniej zawiedli na całej linii.
Nie uda im się, bo... nie mają napastnika
Uszczypliwe porównania Ronaldo i Rivaldo z Fredem i Jo, są tyle groteskowe, co jak najbardziej uzasadnione. Brazylia nie ma żadnego napastnika klasy światowej. Nie ma nawet snajpera klasy kontynentalnej. W Europie obaj panowie nie zrobili wielkich karier. Jo, jak pamiętamy, nie przebił się ani w Manchesterze City, ani w Evertonie. Szczytem możliwości Freda z kolei były tytuły mistrzowskie z Olympique Lyon w lidze Francuskiej. Deficyt na tej pozycji pokazały wszystkie poprzednie mecze. To proste. Bez napastnika nie ma bramek, a bez tych nie ma co liczyć na zwycięstwa.