20 października 2000 roku Andrzej Gołota (36-4, 29 KO) spotkał na swojej drodze Mike'a Tysona (48-3, 42 KO). Choć stawką pojedynku nie były pasy znanych federacji, to starcie z najmłodszym mistrzem świata wagi ciężkiej miało swoją wymowę. Do historii przeszło jednak z zupełnie innych względów...
Zestawienie dwóch kontrowersyjnych pięściarzy, którzy w ringu często nie stosowali się przepisów, budziło wielkie zainteresowanie kibiców. Dla Tysona był to piąty występ od czasu, gdy w 1997 roku trwale zapisał się w historii odgryzając ucho Evanderowi Holyfieldowi. Wygrana z wysoko notowanym Gołotą miała sprawić, że "Bestia" znów dołączy do ścisłej elity królewskiej kategorii.
Nie tylko o honor
Polak był wówczas w podobnym położeniu. Najważniejsze walki przegrywał i walczył przede wszystkim o odzyskanie zaufania kibiców. Po pamiętnych ringowych wojnach z Riddickiem Bowe'em w 1996 roku i ekspresowej porażce w mistrzowskiej walce z Lennoksem Lewisem, Gołota kolejną szansę walki o pas mógł wywalczyć rok przed spotkaniem z Tysonem.
W listopadzie 1999 roku zrezygnował jednak w 10. rundzie pojedynku z Michaelem Grantem w eliminatorze do pasa WBC, którego posiadaczem był wciąż Lewis. Starcie z "Bestią" było więc okazją na rehabilitację w oczach kibiców i szansą odniesienia największego zwycięstwa w karierze.
Oprócz tego był to także potężny zastrzyk gotówki dla obu bokserów – Polak zarobił ponad 2 miliony dolarów, jednak na konto jego rywala wpłynęła kwota blisko dziesięciokrotnie większa.
Gołota mówi dosyć
Mimo złej renomy, którą cieszyli się obaj zawodnicy, na konferencjach prasowych brakowało kontrowersji. Tyson jednak na spotkanie z Polakiem na oficjalnej ceremonii ważenia zareagował specyficznie...
– Kiedy zobaczyłem wtedy Gołotę, spanikowałem. Był wielki i szalony, a na plecach miał duże czerwone krosty od sterydów. Wyglądał jak trędowaty. Co ja tu robię z tym wielkim świrem? – wspominał Tyson w autobiografii "Moja Prawda".
W ringu Amerykanin był jednak znów prawdziwą "Bestią". Już w końcówce pierwszej rundy charakterystyczny krótki prawy sierpowy powalił Gołotę na deski. Ten błyskawicznie wstał, a w narożniku narzekał na ataki głową rywala. Druga runda dostarczyła kibicom niezapomnianych wrażeń. Polak poszedł z Tysonem na otwartą wymianę w półdystansie. Choć z obu stron padło wiele potężnych bomb, to tym razem nikt nie padł na ring.
Wydawało się, że Gołota najgorsze w tej walce ma już za sobą i... poniekąd była to prawda. Po kłótni z narożnikiem pięściarz zrezygnował z dalszej walki i wygwizdany przez widzów opuścił halę w Auburn Hills. Do historii przeszło zachowanie trenera Ala Certo, który niemal siłą próbował zmusić zawodnika do zmiany decyzji.
Wykolejony
Po wszystkim nie brakowało głosów krytyki, jednak kolejne wydarzenia rzuciły nowe światło na okoliczności spotkania Gołoty z Tysonem. W szpitalu u Polaka zdiagnozowano złamanie kości policzkowej – dalsza walka z taką kontuzją mogła się dla niego zakończyć tragicznie.
– Tyson uderzył mnie głową i rozwalił mi łuk brwiowy, a mój trener tego nie widział. Ta walka dalej nie miała sensu, powinna zostać wtedy przerwana – opowiadał po latach Gołota, który nie ukrywał pretensji do swojego narożnika.
Niedługo po walce okazało się też, że Tyson przystępował do niej będąc pod wpływem marihuany. W autobiografii przyznał, że sięgnięcie po tę używkę po ceremonii ważenia było spowodowane... strachem przed Gołotą. Bokser został zawieszony na 3 miesiące, a wynik walki został zmieniony z technicznego nokautu na korzyść Amerykanina na "no contest" (walka uznana za nieodbytą). Krnąbrnego pięściarza ukarano także grzywną.
Amerykanin nie powiedział jednak ostatniego słowa. Po roku wrócił wyjazdowym zwycięstwem z Duńczykiem Brianem Nielsenem, a niedługo potem dostał ostatnią mistrzowską szansę, jednak został znokautowany przez Lennoksa Lewisa.
Po walce z Tysonem rozeszły się drogi Gołoty i trenera Certo. Szkoleniowiec wielokrotnie krytykował potem dawnego podopiecznego, zarzucając mu tchórzostwo. – Miał wielki talent, ale nie miał serca. Nie traktował boksu poważnie, zależało mu tylko na pieniądzach. Jestem przekonany, że wycofał się z tego pojedynku, bo miał zapewnione dwa miliony dolarów wypłaty. Gdyby to ode mnie zależało, nie dostałby ani centa – opowiadał Certo w 2008 roku.
32-letni wówczas Polak wypadł z czołówki i na ring wrócił dopiero po trzech latach. Potem związał się z Donem Kingiem i dostał jeszcze trzy mistrzowskie szanse. Po zaciętych pojedynkach zremisował w kontrowersyjnych okolicznościach z Chrisem Byrdem i przegrał na punkty z Johnem Ruizem, a w ostatnim podejściu został znokautowany już w pierwszej rundzie przez Lamona Brewstera.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart