– Nieważne czy walczył z Kubańczykiem czy bokserem ze Związku Radzieckiego, nie "pękał" przed żadnym rywalem. Był niesamowicie pracowity i miał wielki talent – w ten sposób mistrz olimpijski z Montrealu Jerzy Rybicki scharakteryzował Henryka Średnickiego. Jedyny polski mistrz świata w boksie amatorskim (Belgrad 1978) zmarł po długiej i ciężkiej chorobie. Miał 61 lat.
– To był jeden z najwybitniejszych polskich pięściarzy. Był mistrzem globu i dwukrotnie mistrzem Europy, sześć razy mistrzem Polski. Do kolekcji zabrakło mu krążka z igrzysk. Moim skromnym zdaniem mógłby stanąć na podium olimpijskim w Moskwie, gdyby startował w wyższej kategorii, niż zazwyczaj występował, tzn. koguciej – powiedział Rybicki, złoty medalista igrzysk w 1976 roku.
W jego opinii największy wpływ na sportową karierę Średnickiego wywarło dwóch szkoleniowców. – To
byli Antoni Zygmunt z Jastrzębia i w kadrze Stanisław Zalewski. Ten
drugi podczas wyjazdów na turnieje nawet mieszkał w jednym pokoju z
Heńkiem, aby go pilnować. Wiadomo, że Średnicki miał różne życiowe
problemy, dlatego wiele osób starało mu się w możliwy sposób pomagać.
Rybicki uważa, że poza talentem, Średnicki był też niesamowicie pracowitym pięściarzem. – Kiedy
my wykonywaliśmy po dwie, trzy rundy ćwiczeń na przyborach, on kończył
trening po czterech. To samo było podczas marszobiegów. Nic za darmo nie
dostał, wszystko zawdzięczał codziennej harówce. Był wojownikiem, o
wielkim sercu, a jego sparingi z Leszkiem Błażyńskim to było mistrzostwo
świata. Szkoda, że odchodzi kolejny mistrz boksu. Dołączył do drużyny
wielkiego trenera Feliksa Stamma – podsumował 62-letni Rybicki,
który miał w dorobku też brąz igrzysk w Moskwie (1980), a także brązowe
medale MŚ 1978 i ME 1975, 1977.
Wiele ciepłych słów Średnickiemu poświęcił także Paweł Skrzecz.
– Gdyby
Heniek zdobył medal olimpijski, zostałby najlepszym w historii polskim
bokserem. Umiejętności miał fantastyczne. Był zawsze dla mnie mistrzem,
uczyłem się od niego i podziwiałem jego sukcesy. Kiedy w 1978 roku w
Belgradzie stawał na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata,
podczas jego walk ręce same składały się do oklasków. Był niesamowicie
bojowym bokserem, dopadał swego rywala i zadawał ciosy dotąd, aż ten
zwyczajnie nie mógł dalej walczyć – powiedział Skrzecz.
– To był fantastyczny pięściarz i pewnie dziś mówilibyśmy o
nim jako najlepszym w historii polskiego boksu, ale w jego dorobku
zabrakło medalu olimpijskiego. Niestety, pokierował życiem tak a nie
inaczej, miał swoje kłopoty i czasem tej dyscypliny mu brakowało.
Wersja, którą znam, była taka, że jeśli wywalczy krążek na igrzyskach,
podpisze zawodowy kontrakt – dodał wicemistrz olimpijski z Moskwy (1980), a także srebrny medalista MŚ (1982) i ME (1983).