Paweł Sibik był 23. piłkarzem w kadrze Jerzego Engela na mundial w 2002 roku. Powołanie go wzbudziło mnóstwo kontrowersji. – Spełniło się moje marzenie. Trener potrzebował kogoś takiego jak ja, więc zabrał mnie do Korei Południowej. Będę mu wdzięczny już zawsze – wspomina.
Mateusz Karoń, SPORT.TVP.PL: – Kiedy 15 lat temu Jerzy Engel ogłosił kadrę na mundial, był pan w siódmym niebie?
Paweł Sibik: – Pamiętam tamten dzień bardzo dobrze. Dopiero co wróciliśmy ze zgrupowania w Niemczech. Mieliśmy mecz kontrolny na stadionie Legii Warszawa. Po nim selekcjoner zamierzał podać nazwiska zawodników, którzy lecą do Korei. Zabrakło wtedy Bartosza Karwana i Tomasza Iwana. W rankingu trenera kolejne miejsce zajmowałem ja.
– Nominacja szokowała?
– Byłem trochę zaskoczony, ale zapanowała przede wszystkim wielka radość. Jako małe dziecko zawsze mówiłem sobie, że pojadę na mistrzostwa świata. Spełniło się moje marzenie.
– Engel lubił komunikować tego typu sprawy wcześniej.
– Mnie powiedziano dopiero po sparingu z Estonią. Informację przekazał Edward Klejndinst. Nie dowierzałem, pytałem czy naprawdę jadę z nimi. Otrzymałem mnóstwo gratulacji, ale wiele osób wyrażało zdziwienie. Środowisko nie było przychylne tej decyzji trenera.
– Zapewne dlatego, że do Azji zabrano piłkarza Odry Wodzisław Śląski.
– Nie tylko o to chodziło. Miałem 31 lat, więc w przyszłości już bym tej reprezentacji nie pomógł. Natomiast selekcjoner podjął taką decyzję, ponieważ potrzebował mnie podczas mundialu.
– Czuł się pan jak ubogi krewny kolegów z kadry?
– Na pewno byłem najsłabiej zarabiającym piłkarzem na mistrzostwach. Oczywiście nie interesowałem się takimi rzeczami. Chciałem rywalizować, udowadniać że nie jestem gorszy od zawodników występujących w silnych, zagranicznych klubach. Podczas treningów te różnice się zacierały. Później, na Cyprze też grałem z lepszymi piłkarzami i radziłem sobie nieźle. Po prostu zacząłem karierę później i potrzebowałem czasu, żeby nabrać doświadczenia czy pewności.
– Drużyna Engela słynęła ze świetnej atmosfery. Było bardzo wesoło?
– Tak, choć nie doświadczyłem tego specjalnie. Trener wiedział, że na samej atmosferze nie zbuduje kadry. Może było zbyt luźno i dlatego zdecydował się pokazać coś zawodnikom? Odsunął kogoś, kto nie reprezentował już odpowiedniego poziomu. Za zasługi nie można mieć miejsca w drużynie narodowej.
– Brakowało akceptacji ze strony innych?
– Nie to miałem na myśli. Nie brałem udziału w eliminacjach, więc nie posmakowałem tej szczególnej atmosfery. Przed wyjazdem do Korei była koncentracja. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, by się bawić.
– Przeżyliście sportową klęskę...
– Balonik był napompowany za mocno. Czekaliśmy 16 lat, żeby wystąpić na wielkiej imprezie. Jakie mieliśmy doświadczenie w grze o tak ogromną stawkę? Patrząc pod względem statystycznym, nie mieliśmy dużych szans. Z naszej grupy do domu pojechali nawet Portugalczycy. Postawiliśmy podwaliny do dzisiejszych sukcesów. Od tamtego momentu jako kraj znów zaczęliśmy zbierać doświadczenia na międzynarodowych turniejach.
– Mundial w 2002 był największym sukcesem i porażką kilku polskich piłkarzy?
– Losowanie na pierwszy rzut oka wyglądało dobrze. Okazało się, że jest o wiele trudniej niż myśleliśmy. Wyszła wielka klapa. Wspominam to jednak miło. Poznałem inny świat, posmakowałem dużego futbolu, jakiego być może nigdy już nie zobaczę.
– Często wraca pan do pięciu minut ze Stanami Zjednoczonymi?
– Tak. Miałem to szczęście, że zagrałem tylko w wygranych spotkaniach, jeśli chodzi o reprezentację. Do dziś dziękuję trenerowi Engelowi, że wpuścił mnie wtedy na boisko. Selekcjoner mówił zawsze dzień wcześniej, czego będzie oczekiwać. Do mojego pokoju przyszedł jeszcze przed starciem z Koreą Południową. Kazał być gotowym w każdej chwili. Nie zagrałem i wiedziałem, że przeciwko Portugalii też nie wystąpię, skoro Engel nic nie mówił. Zapukał dopiero przed USA.
– Gdyby Odra wcześniej zgodziła się na transfer, Sibik byłby etatowym kadrowiczem?
– Tak, Legia chciała mnie wykupić, ale postawiono cenę zaporową. Nawet nie wiedziałem, że toczą się jakieś rozmowy. Usłyszałem to dopiero podczas zgrupowania reprezentacji...
– Po mundialu był cypryjski Apollon Limassol. Typowa "piłkarska emerytura"?
– Przeciwnie, w Odrze miałem pierwszego trenera, jego asystentem był trener bramkarzy, a do tego dochodził masażysta. Funkcjonowaliśmy tak kilka lat. Na Cyprze klub zatrudniał jeszcze drugiego trenera, człowieka od przygotowania fizycznego, lekarza i kolejnego masażystę. Nie dowierzałem, że może być tak dobrze.
– Zderzenie z profesjonalizmem?
– Naszym trenerem był Ilie Dumitrescu, były reprezentant Rumunii. Na boisku grałem z piłkarzami, którzy wcześniej występowali w lidze greckiej, a nawet angielskiej. Nie zarobiłem wielkich pieniędzy, nie żyłbym z tego do dziś, ale zdobyłem cenne doświadczenie. Poza tym, radziłem sobie.
Paweł Sibik – trzykrotny reprezentant Polski. W narodowych barwach zagrał z Wyspami Owczymi, Estonią i USA. Debiutował przeciwko temu pierwszemu rywalowi. Większość kariery spędził w Odrze Wodzisław Śląski, gdzie rozegrał 192 spotkania i strzelił 28 goli. W sezonie 2007/2008 pełnił funkcję asystenta trenera w Odrze. Aktualnie jest wiceprezesem Lechii Dzierżoniów, dyrektorem szkółki piłkarskiej i członkiem zarządu w OZPN Wałbrzych.