Wystarczyłoby, żeby urodził się po drugiej strony Nysy Łużyckiej i Michael Ballack grałby dla reprezentacji Polski. Los jednak zrządził, że przyszedł na świat w Goerlitz, a nie Zgorzelcu i stamtąd rozpoczął wspinaczkę na szczyty światowego futbolu. We wtorek już pięć lat odkąd najlepszy niemiecki piłkarz początku XXI wieku zakończył karierę.
Wspaniały, znakomity, genialny, najlepszy – tak określano go podczas kariery piłkarskiej. Zachwycano się jego dyscypliną taktyczną, przeglądem pola, zmysłem do rozgrywania i niesłychaną wręcz skutecznością. 77 goli w Bundeslidze i 42 w reprezentacji Niemiec to jak na defensywnego pomocnika dorobek niewiarygodny. Jednak gdy już rozstał się z futbolem, odbiór Ballacka radykalnie się zmienił. Niespełniony, niesubordynowany, nielubiany. Jak to się stało?
Z pechem za pan brat
Po pierwsze – Ballack nie miał szczęścia do finałów. Z Bayerem Leverkusen w 2002 roku mógł sięgnąć po potrójną koronę, ale ostatecznie został jedynie wicemistrzem Niemiec, finalistą krajowego Pucharu i Ligi Mistrzów. Tytuł ligowy Aptekarze stracili na rzec Bayernu Monachium w przedostatniej kolejce, ulegając na wyjeździe 0:1 Norymberdze. Z kolei Puchar Niemiec wyrwali im z rąk zawodnicy Schalke wygrywając 4:2 (Tu konieczne didaskalia – Bayer prowadził 1:0 po golu Berbatowa. W końcówce pierwszej połowy z rzutu wolnego wyrównał jednak Boehme. Trener Schalke Huub Stevens zmienił w przerwie beznadziejnie grającego Tomasza Hajtę – ocenionego przez dziennikarzy "Kicker" fatalną notą 5, gdzie 1 to klasa światowa, a 6 występ poniżej krytyki – i to odmieniło losy meczu. W drugiej połowie piłkarze z Gelsenkirchen strzelili trzy gole, a Bayer stać było tylko na gola Kirstena w 89. minucie. Tomasz Wałdoch rozegrał całe spotkanie i został oceniony na 3,5, a Ballack otrzymał bardzo słabe 4,5).
W finale Ligi Mistrzów Bayer zdołał odpowiedzieć Realowi na gola Raula i wyrównał za sprawą Lucio, ale na deski posłał go fenomenalnym kopnięciem Zinedine Zidane. W tym samym roku 2002 Ballack poprowadził dość przeciętną reprezentację Niemiec do wielkiego finału mistrzostw świata. Miał jednak pecha – udział w wielkim starciu z Brazylią uniemożliwiły mu żółte kartki. Bez swojego lidera Niemcy nie dali rady gwiazdom Canarinhos. Olivera Kahna dwukrotnie pokonał Ronaldo i Ballack w jednym roku po raz czwarty został wicemistrzem.
Prawo serii
Pod koniec kariery miał jeszcze jedną szansę na wygranie Champions League. W 2008 roku w meczu jego Chelsea z Manchesterem United o tytule najlepszej klubowej drużyny Europy decydowały rzuty karne. On pokonał z jedenastu metrów van der Sara, ale ta sztuka nie udała się Terry'emu i Anelce. W Manchesterze pomylił się tylko Cristiano Ronaldo i tym samym Ballack przegrał kolejny finał. Prawo serii zadziałało też miesiąc i osiem dni później. Tym razem Ballack znalazł się w składzie Niemców na finał Euro 2008 z Hiszpanią, ale oczywiście... przegrał – 0:1. I znów do triumfu zabrakło niewiele. Znów ściskał zaledwie srebrny medal. Dwa lata wcześniej na mundialu we własnym kraju był "tylko" brąz.
Smutne zakończenie
Oczywiście tak dobry piłkarz musiał też poznać smak triumfu. W Bayernie Monachium trzy razy był mistrzem Niemiec, a w Chelsea raz mistrzem Anglii. Do tego dołożył trzy Puchary Niemiec i trzy Anglii. Czymże jednak są te sukcesy przy przegranych finałach wielkich imprez? Ballack z pewnością zamieniłby je na choć jeden tytuł mistrza Europy czy świata lub zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
Jego karierę praktycznie zakończyła kontuzja w finale Pucharu Anglii 15 maja 2010 roku po wślizgu Kevina-Prince'a Boatenga. Miesiąc później niespełna miał dowodzić młodziutką reprezentacji Niemiec na mundialu w RPA. Do Afryki jednak nie pojechał. Opaskę kapitańską przejął Philipp Lahm, Niemcy zrobili furorę, zajęli trzecie miejsce i wtedy się zaczęło…
Ballack nadal uważał się za lidera kadry narodowej. Problem w tym, że co innego myśleli selekcjoner Joachim Loew i jego nowy generał Lahm. Ten wcale nie zamierzał oddawać opaski kapitańskiej i głośno o tym mówił. Loew zdecydował się na szybkie rozwiązanie narastającego konfliktu – otwarcie powiedział Ballackowi, że rezygnuje z jego usług. Zaproponował mu oficjalne pożegnanie w meczu z Brazylią, ale piłkarz uniósł się honorem i odrzucił propozycję. Wrócił do Niemiec i klubu, z którego wypłynął na szerokie wody, ale już po kilku miesiącach wszyscy w Bayerze mieli go dość. Wygaśnięcie dwuletniego kontraktu przyjęto tam z nieskrywaną ulgą. Jakby tego było mało, właśnie w 2012 roku wyszło na jaw, że piłkarz uchodzący za wspaniałego męża i wzorowego ojca trzech synów zdradzał żonę z dziewczyną zawodnika Herthy Berlin Christiana Lella. I znów to prawo serii – w nieszczęsnym 2012 roku nie tylko zakończył piłkarską karierę, ale także czteroletnie małżeństwo. To wszystko spowodowało, że odwrócili się od niego kibice i sponsorzy. Idol boleśnie spadł na ziemię. Mało kto chciał pamiętać te wszystkie znakomite lata gry na najwyższym poziomie. Czy naprawdę sobie na to zasłużył?