Nie ma złotego pociągu, ale pod Chełmcem odnalazły się polskie siatkarki. Na koniec sezonu Ligi Narodów drużyna trenera Jacka Nawrockiego dwa razy wygrała i raz przegrała. Wałbrzych zdał egzamin.
Kibic urodzony w dawnym w województwie nie ma łatwo. Metryki nie oszuka, lata lecą, a sukcesy miejscowych drużyn trafiają się od wielkiego dzwonu. – Likwidacje kopalń, problemy społeczne, taki marazm, niepewność, czasem nawet zakompleksienie. To ogólne niezadowolenie z przemian, które dotknęły nasze miasto, w sposób gwałtowny i niestety nieprzemyślany, bywa widoczne. To były trudne lata – mówi Mariusz Gawlik. Pełniący funkcję prezesa obiektu Aqua Zdrój, sportowej wizytówki miasta.
„Wodny” kompleks sportowy – tu w tym dobrym znaczeniu – składa się z hotelu, basenu i hali. Działa na okrągło, a przy okazji goszczenia reprezentacji siatkarek, obchodził piąte urodziny. Do Wałbrzycha siatkówka reprezentacyjna zaglądała przy okazji Final Four Ligi Europejskiej mężczyzn (2015) oraz towarzyskiego meczu kadry U-23 Polski z Brazylią (2017). A przed czterema laty miejscowa Victoria PWSZ zdobyła złoto w I lidze mężczyzn, grając właśnie w tym obiekcie. Jedną z ważniejszych postaci tamtej drużyny był Łukasz Kaczmarek, ten sam, który teraz jest reprezentantem kraju, a od nowego sezonu będzie atakującym ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
– Aqua Zdrój to nie tylko mury, ale i ludzie, dzięki którym organizacja wydarzeń jest pozytywnie odbierana. Dzięki temu PZPS i PZKosz, ale również PZPN, chcą tu wracać. Chcemy, żeby Aqua Zdrój był miejscem nie tylko dla wałbrzyszan, którzy chcą spędzić aktywnie czas. Druga strona to przywrócenie na mapie Polski Wałbrzycha, dobra promocja – podkreśla Gawlik. Rzeczywiście, gdzie nie spojrzeć, widać typowych Kowalskich. Jedni w biało-czerwonych barwach, inni myśleli o kolejnym dniu życia… Nie ma w tym patosu. Wałbrzych, mający do zaoferowania coraz więcej, nadal pozostaje wszak miejscem, które wielu bez trudu skreśli jeszcze przed odnalezieniem na mapie. Zielone wzgórza, a zaraz obok brudne, pozostawione samym sobie mury kamienic.
Więcej plusów miasta dostrzega Krzysztof Ignaczak. Wychowanek siatkarskiego Chełmca, podczas Ligi Narodów robił za pana z telewizji. Eksperta, który mógł powiedzieć najwięcej o miejscu, w którym po raz pierwszy w historii gościł nowy format rozgrywek FIVB. – To nie jest tak, że miasto to tylko ta hala sportowa. Mamy tu Zamek Książ, turystyczną atrakcję, czyli Starą Kopalnię, Wałbrzych ma również wiele ciekawych wątków historycznych. A do tego przebudowa miasta i zalesienie okolic, nie wiem – czy znajdzie się takie drugie miejsce – głośno zastanawia się "Igła". Trochę z dystansu, bo od lat mieszka na Podkarpaciu, związany z nim ze względu na wiele lat spędzonych w Asseco Resovii Rzeszów. – Nawet dla tych, którzy na hasło Wałbrzych byli i są zniesmaczeni, zniechęceni, bo widzieli miasto sprzed 10 lat, to uwierzcie mi, warto przyjechać tam jeszcze raz. To miejsce zmieniło się na plus i warto wyrobić sobie na jego temat nowe zdanie – poleca wielokrotny reprezentant Polski.
Ciasno, ale głośno
Ile paradoksów w Wałbrzychu – tyle samo w żeńskiej siatkówce. Ligowo nie od przedwczoraj trwa festiwal pytań retorycznych: Kiedy będzie dobrze i dlaczego już było… Na przekór kręcącym głowami zaczynają grać kadrowiczki pod okiem trenera Jacka Nawrockiego. Szkoleniowca, który zebrał pod swoim adresem już tyle złego na przestrzeni ostatnich lat, że każdego hejtera lub innego trolla wciągnie nosem.
Polki wystąpiły w Lidze Narodów jako jeden z zespołów o dźwięcznej nazwie „challenger”. Czyli FIVB robi ukłon, a wy się starajcie o to, żeby pozostać wśród najlepszych. Nasze siatkarki sprawiły kilka niespodzianek, ogrywając po tie-breakach Włoszki i Chinki. W Wałbrzychu poprawiły obraz demolując Rosjanki do zera. Nie grające w galowym składzie rywalki skompromitowały się, będąc workiem treningowym dla polskiej drużyny. – Widać wyraźnie, że wektor zespołu trenera Nawrockiego jest nastawiony na zwycięstwo. Może się niedługo okazać, że dziewczyny przywiozą nam z jakiejś imprezy medal i wtedy zacznie się powrót do większych hal – ocenia Ignaczak. W wałbrzyskiej od wtorku do czwartku był taki ścisk, jakby to nie był środek tygodnia, a słoneczna majówka nad morzem.
Aqua Zdrój to obiekt mogący pomieścić 2000 kibiców. Rozwiązanie wymyślone przez PZPS na teraz. Lepiej grać w bardziej kameralnym obiekcie przy głośnym dopingu niż słyszeć podmuchy wiatru, bo drzwi są otwarte i jest przeciąg w pustawym molochu. – Dziewczyny przywracają bardzo dobrą grą zaufanie kibiców, które zostało nadużyte. Im więcej sukcesów, tym lepsza frekwencja. Czy to jest już moment na wejście do dużych obiektów? Wydaje mi się, że nie. Obrazki z Wałbrzycha pokazują, że to był dobry pomysł. Mieliśmy świetne widowisko z gorącą atmosferą na trybunach. Dodatkowo, umówmy się, ale musi to też dobrze wyglądać marketingowo, w obrazku. A dla sportowca lepiej jest, kiedy ma ten doping blisko, z możliwą interakcją z kibicami. Dlatego granie dziewczyn w obiektach o pojemności 3,5- 4 tysiące jest optymalnym rozwiązaniem – analizował Ignaczak. Organizatorzy wyprzedali bilety na wszystkie miejsca siedzące, zaczęto zatem dokładać miejscówki stojącymi. I te sprzedały się bardzo szybko.
Tercet prymusek
Polki w Wałbrzychu grały głównie o dobre nastroje podczas urlopów. Zespół trenera Nawrockiego kiepskim początkiem pokpił sprawę awansu do turnieju finałowego. Długi finisz jak Pawła Czapiewskiego, przed laty naszego 800 metrowca, nie wystarczył. Ale i tak niewielu spodziewało się takich, choćby matematycznych możliwości Polek. Komplet zwycięstw w Bydgoszczy rozbudził apetyt, Wałbrzych upewnił w przekonaniu. Ten zespół może dać jeszcze sporo radości. Choć ma też swoje wady. Kobieta zmienną jest, a jak pokazało kilka przykładów, nie ma takiej przewagi, której nie da się stracić. I w drugą stronę działa podobnie.
Na wyróżnienie zasługuje Malwina Smarzek. Pierwsza atakująca nie tylko w naszej drużynie, zebrała najwięcej punktów również ze wszystkich siatkarek grających w Lidze Narodów. Marlena Pleśnierowicz robiła spory zamęt zagrywką, również na czele w tej kategorii uznaniowej. Choć akurat ta zawodniczka powinna bardziej skupiać się na regularnym rozgrywaniu, nie ograniczając się do wystawiania piłek, zwłaszcza w ważnych momentach. Tercet prymusek uzupełniła Agnieszka Kąkolewska, najlepsza spośród blokujących. Aż szkoda, że nie prowadzona jest osobna statystyka bloków bez odrywania stóp od ziemi. Pani kapitan przy niemal 2 metrach wzrostu mogłaby i w tej kategorii znaleźć się na czele stawki. – Żeńska siatkówka idzie w kierunku dużej siły, trochę takiej męskiej gry. Są rosłe zawodniczki, atakują bardzo mocno. Nasza reprezentacja szuka swojego stylu. Powinniśmy bazować na technice. Dokładnym przyjęciu, szybkim rozegraniu. Ten sezon reprezentacyjny odkrył liderkę - Malwinę Smarzek. Do tego w zespole jest atmosfera, nic tylko trzymać kciuki, żeby to dalej szło w dobrym kierunku. Pomysł na tę drużynę trenera Nawrockiego widać – docenia pracę selekcjonera i kadrowiczek Ignaczak.
Impreza warta grzechu
Ile Wałbrzych kosztowała organizacja Ligi Narodów? – Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają – uśmiecha się Gawlik, dodając: – Jest to impreza warta grzechu. Mieliśmy wsparcie ze strony miejskiej i wojewódzkiej, nawet Urzędu Marszałkowskiego. To najważniejsze wydarzenie w tym roku na Dolnym Śląsku. Wałbrzych imprezy takiego formatu w dyscyplinach drużynowych jeszcze nie miał – mówi prezes sportowej spółki. Frekwencja, to poza biletami sprzedanymi także pula wejściówek, które zostały przeznaczone dla miasteczek Dolnego Śląska, zarówno tych z większymi, jak i mniejszymi tradycjami siatkarskimi.
Trudno było myśleć o zysku. W Wałbrzychu nikt tego nie zakładał, tym bardziej, kiedy okazji do zobaczenia siatkówki na wysokim poziomie nie ma aż tak dużo. To paradoksalne, ale z przyjazdem Ligi Narodów zbiegła się degradacja pierwszoligowych siatkarzy. Za to aspiracje ma Chełmiec, tyle tylko, że w żeńskim wydaniu. Choć to plany drugoligowe, czyli nadal mowa o zaledwie trzecim szczeblu rozgrywkowym. – W Wałbrzychu zawsze stawiano na młodzież, która regularnie zasilała kadry wojewódzkie np. w siatkówce. Warto byłoby kontynuować te tradycje, jest bowiem baza ku temu, żeby nadal mieć wychowanków wśród najlepszych. Warto usiąść do rozmów, zastanowić się skąd pozyskać środki, żeby z tych najbiedniejszych, okolicznych miejsc, ściągać młodzież i dać im szansę. Bez lokalnego wsparcia finansowego nie będzie to możliwe – apeluje Ignaczak.
Choć problemów pod Chełmcem nie brakuje, a wieczorem nie warto zapuszczać się w mroczne zakątki miasta, Wałbrzych ma urok. To taki życzliwy kolega, który co prawda porcelanowej filiżanki nie utrzyma w spracowanych dłoniach, ale zawsze z chęcią pomoże, jeśli potrafi. Podobnie jest z naszą reprezentacją siatkarek. Można klaskać po zwycięstwach z Rosją i Chinami. Porażka z Dominikaną na zamknięcie turnieju pokazuje jednak, że jest też nad czym pracować. Trzeba tylko konsekwentnie realizować to, co słuszne. A tej wiosny było tego trochę pod i nad siatką.
Maciej Piasecki, Wałbrzych
0 - 3
USA
1 - 3
USA
0 - 3
Niemcy
2 - 3
Słowenia
3 - 0
Egipt
3 - 1
Argentyna