Przejdź do pełnej wersji artykułu

Trzy twarze Heynena. Szaleniec, aktor i...

/ Vital Heynen (fot. PAP/Maciej Kulczyński) Vital Heynen (fot. PAP/Maciej Kulczyński)

Trzy twarze Vitala Heynena i frustracje kibiców, wylewane na głowę Bartosza Kurka. Mecze są po to, żeby się stresować, a złoto siatkarzy z 2014 roku zawdzięczamy również skakaniu w kółku. O tym wszystkim w rozmowie z trenerem przygotowania mentalnego "od siatkówki", mającym na koncie m.in. współpracę z PGE Skrą Bełchatów, Radosławem Wyrzykowskim.

WSPANIAŁY O DZIAŁACZACH FIVB: NIE MAJĄ ZIELONEGO POJĘCIA O SIATKÓWCE

Maciej Piasecki, SPORT.TVP.PL: – Czym siatkówka różni się od piłki nożnej?
Radosław Wyrzykowski: – Dlaczego akurat od piłki nożnej?

– O tym za chwilę.
– Znajomy trener przygotowania motorycznego, pracujący przy koszykówce, stwierdził, że dyscypliny sportowe, niezależnie od porównania, różnią się właściwie wszystkim. Technika, taktyka, motoryka – rzeczywiście. Ale kto gra? Zawsze człowiek, z podobnym zestawem neuronów w głowie. Dlatego siatkówka różni się od piłki nożnej właśnie taktyką, techniką i motoryką. Przyznam, że spotykam się z porównaniami piłki nożnej i siatkówki. Nie sądzę, żeby miały one jakikolwiek sens. Niezależnie czy jesteś kulomiotem, czy płyniesz w ósemce w kajaku, czy uprawiasz curling – istotą jest sport.

– Piłkarze to więksi twardziele od siatkarzy?
– Nie uważam tak. Dlaczego?

– A dlaczego nie?
– Trener Jerzy Engel powiedział kiedyś, że mecze są po to, żeby się stresować. Poszerzyłbym to – sport jest po to, żeby się stresować. Kiedy wchodzisz do gry, musisz mieć wstępny zestaw złożony z talentu i kompetencji. Jeśli tego nie będzie, nie jest ważne, czy rzucasz do kosza, czy kopiesz do bramki. Porównywanie, w którym sporcie są więksi twardziele – jest po prostu śmieszne.

– Michał Kubiak swoimi niepochlebnymi wypowiedziami o piłce nożnej, zwłaszcza w okresie mistrzostw świata siatkarzy, wywołał sporo dyskusji. Jak odbierać takie opinie ze strony kapitana siatkarskiej reprezentacji?
– Jako kibic, lubię czytać takie szczere wywiady. Tego typu opinie sprawiają, że te wywiady z kapitanem nie są nijakie. Kontrowersje wywołują chęć do głębszego zbadania tematu i wyrobienia własnego zdania. Z perspektywy zawodowej, pracując przy siatkówce, uważam jednak, że dyplomacja jest potrzebna. Pewne drzwi mogą się zamknąć bezpowrotnie.

– Dyplomacja w kontakcie z mediami jest potrzebna u sportowców?
– A z perspektywy dziennikarza, co miałoby większą wartość?

– Szczerość, nieco doprawiona wyrazistymi opiniami.
– Analizując kilka wywiadów z udziałem kapitana naszej reprezentacji, nie miałem wrażenia, że był kontrowersyjny na siłę. Po prostu szczerze odpowiada na pytania. Kubiak wydaje się być człowiekiem, który chce wyrazić swoje zdanie i robi to.

– Pracowałeś w PGE Skrze Bełchatów z mistrzami świata z 2014 roku. Chociażby Michałem Winiarskim czy Mariuszem Wlazłym. Mają mentalność zwycięzców?
– To normalni ludzie. Nie było na ich twarzy uśmiechu przyklejonego do twarzy z dnia na dzień, bo są mistrzami świata. Zwycięzcą się bywa – a nie – jest. To nie jest stan permanentny. Podobnie jest w przypadku bycia szczęśliwym. Nie będzie tak, że po jednym wejściu na szczyt, będziesz tam zawsze.

– A co sądzisz o Vitalu Heynenie? To dobry materiał do analizy?

– Każdy człowiek jest do tego dobry.

– Reakcje i zachowania selekcjonera nie wydają się szczególnie ciekawe?
– A czy to czyni Belga łatwiejszym do zero-jedynkowej oceny? Choć widzimy jaki Heynen jest, nie sądzę, że selekcjonera Polaków czyta się jak książkę. Jeśli ktoś dużo gestykuluje, gra ciałem, łatwo można wyrobić sobie o nim zdanie. Ja mam trzy twarze Heynena przed oczami: w trakcie wywiadów z dziennikarzami, podczas meczów w relacji z sędziami oraz poza treningami i meczami. Wtedy, kiedy spaceruje po spalskim lesie i rozmawia ze swoim podopiecznym.

– Która z odsłon Belga jest najbardziej intrygująca?
– Każda ma coś w sobie. Podczas meczu mamy obraz ekstrawertyka, który jest totalnym szaleńcem. Robi wszystko, żeby drużyna, którą prowadzi wygrała mecz. Chce wykorzystać każdą możliwości, żeby zwiększyć ten malutki procent wpływu trenera na zespół. W wywiadach zresztą przyznaje, że dla niego najtrudniejsza jest godzina przed meczem, kiedy nie może już nic zrobić. Nie kontroluje sytuacji, tak jak na treningu, czy podczas grania o stawkę. W trakcie meczu może wywierać presję, wpłynąć na kogoś gestem czy słowem. Belg wymyślił sobie taki sposób, który po angielsku określa się jako: all over the place. Chce być wszędzie.

– Gra aktorska?
– W pewnym stopniu. Czy to jest bowiem ten sam Vital Heynen, który jedzie później do rodziny i spędza czas z bliskimi? Nie ma takiej opcji.

– Jakie wrażenie sprawia podczas wywiadów?
– To świetny materiał na rozmówcę, mówi dużo, zawsze coś można z tego później skleić. Dziennikarz jest zadowolony, bo nie musi niczego wymyślać za rozmówcę. A dodatkowo przekazuje bardzo dużo merytorycznych informacji, co konkretnie się dzieje w drużynie. Dla przykładu, Heynen był wielokrotnie pytany o Łukasza Kaczmarka, dlaczego nie zabrał go na mistrzostwa świata. Jeśli przeanalizujemy jego wypowiedzi, już na starcie wyjaśnił to dokładnie, tak samo, jak kwestię trzech powołanych środkowych, a nie czterech, czy braku np. Macieja Muzaja. Heynen sprawia wrażenie konkretnego człowieka. Choć warto zaznaczyć, że istnieje też poziom wiedzy wewnętrznej, którego Belg w rozmowach z mediami nie przekracza i kontroluje to w genialny sposób, dobrze się przy tym bawiąc.

– A ta trzecia twarz?
– To już wiadomość bardziej, powiedziałbym nawet, z czwartej ręki. Nie widzieliśmy tego, a dodatkowo słyszeliśmy, że ktoś o tym opowiadał. Zawodnicy mówili, że z trenerem chodzili na spacery. Gdzie zbudował też pewien rodzaj relacji z zespołem i każdym z osobna.

– W 2014 roku Polacy wymyślili sobie, że po wygranej akcji będą skakać w kółku. Czy to ma jakieś poważne przełożenie na funkcjonowanie w meczu?
– Nie dysponujemy niestety szerokim zakresem badań, ale jednym case study, że faktycznie podskakiwanie i radość w kółeczku spowodowały, że Polacy zdobyli mistrzostwo świata. Oczywiście było też tysiąc innych czynników, ale jednak, jednym z nich była właśnie ta zabawna radość. Na pytanie – czy robić takie rzeczy, czy nie – odpowiadam: Tak, róbmy to! Czasem wręcz udawaj, aż to się stanie. Zabawnym przykładem jest tzw. pozycja mocy.

– Ręce do góry?
– Przed meczem ręce do góry, głowa również. Nogi wyprostowane na szerokość barków, do tego uśmiech. W takiej pozycji pozostajesz przez 1-2 minuty i automatycznie twój mózg zaczyna reagować, jakbyś był w sytuacji zwycięstwa. Zaczyna się produkcja dopaminy. Mózg nie jest w stanie odróżnić co się dzieje w rzeczywistości tu i teraz, a co jest fikcją. Jakby było inaczej, nie balibyśmy się horrorów, nie śmiali na komediach, czy płakali na filmach romantycznych. Przecież to jest fikcja, wymyślone historie, grający aktorzy. A my reagujemy i to działa na nasz umysł. Podobnie jest z pozycją mocy.

– To dobry moment na to pytanie… Na przestrzeni lat, ludzie traktują coraz poważniej to, czym się zajmujesz?
– Gdybym był Michałem Kubiakiem, odpowiedziałbym z przesadną szczerością: Nie, nie chcą słuchać, jest do dupy. Mówiąc bardziej dyplomatycznie, sporo jest tu jeszcze do zrobienia.

– Skrajne przykłady?
– Cytując: Panie Radku, dajmy spokój, to są jakieś zabawy przecież… Nikt kto jest dorosły, nie wierzy w takie rzeczy. Każdy ma swój rozum i dba sam o siebie. Była też wersja: My wiemy, pamiętamy, odezwiemy się do pana.

– Środowisko siatkarskie się otwiera?
– Nie znam drugiego tematu, który tak często jest wymieniany w wywiadach, analizach, itd., a tak mało robi się w praktyce. Ile razy słyszymy, że przegraliśmy przez głowę, nie wytrzymaliśmy presji, zjadły nas nerwy, mentalnie nie byliśmy przygotowani i wyciągniemy wnioski. Ja się najczęściej zastanawiam, co się dzieje z osobą, która wypowiada takie słowa – już po rozmowie. Mając świadomość, że czegoś zabrakło, okej, ale co dalej? Pójdę dalej odbijać piłkę?

– A co taka osoba powinna zrobić?
– Skoro pocisz swoje ciało, powinieneś też spocić swój mózg. Być może będzie trzeba wyciąć dodatkowo godzinę z życia dziennie, żeby dołożyć ten element do przygotowania sportowego. Albo spróbować wpleść taką część w ten trening główny? Tylko kto chce to zrobić? Niewielu śmiałków. A można dzięki temu zyskać przewagę nad przeciwnikiem.

– Współpracowałeś z Bartoszem Kurkiem? To siatkarz, który w ostatniej dekadzie wzbudza w polskiej siatkówce chyba najbardziej skrajne emocje.
– Nie pracując z nim, mogę się podzielić subiektywną opinią, bo pracując… i tak bym zbyt wiele nie powiedział, bo bym nie mógł i nie chciał. W jego przypadku pytanie brzmi, dlaczego my o Kurku tyle rozmawiamy?

– Zaskoczenie, że kiedyś był liderem, a od kilku lat ma problemy ze stabilną formą?
– Sądzę, że na temat Kurka zostało powiedziane już wszystko. Dlatego zadałem wcześniejsze pytanie. Może nie możemy znaleźć odpowiedniego następcy? Ile lat zajęło, żeby Mariusz Wlazły mógł przestać słyszeć pytania dotyczące jego powrotu do reprezentacji? Wydaje mi się, że czytałem o tym jeszcze rok temu, po ostatnich, nieudanych mistrzostwach Europy.

– Przyzwyczajamy się do dobrego?
– Raczej do wysokiego poziomu. Kiedy nie mamy takiego siatkarza, światowej gwiazdy, nie mamy na kogo przerzucić tych wymagań, większej uwagi. Kolejny Wlazły czy Kurek – wtedy sprawa by się rozwiązała. Chcielibyśmy bardzo, żeby Bartosz znowu bardzo dobrze grał, bo ma na to wystarczający potencjał. Jeżeli nie spełnia tych oczekiwań, a nie ma nikogo w zamian, to nas frustruje. Frustracja wywołana takim brakiem jest przerzucana na człowieka. Czy Kurek pożyczył od kogoś jakieś pieniądze, żeby mieć do niego o to pretensje? Nikt nie jest w kadrze Polski za karę, raczej w nagrodę. Nabierzmy trochę dystansu. Gdybyśmy mieli kogoś lepszego, być może Kurek mógłby skupić się tylko na graniu w klubie. Bez konieczności bycia na świeczniku, w roli reprezentanta Polski.

– Obecnie liderem drużyny jest Kubiak. To jego brak spowodował, że było tak krucho w II rundzie mistrzostw?
– Nie chciałbym, żeby tak było. Fakty są jednak inne. Nikt swoją mową ciała, zachowaniem na boisku, nie przejął tej odpowiedzialności od Kubiaka. Czy przez to przegraliśmy dwa mecze? Spotkanie przegrywasz sportowo, zdobywaniem bądź utratą punktów. Kubiak nie był najlepszym punktującym w naszej drużynie w każdym wcześniejszym meczu. Dodatkowo dalej był z nimi, nie wrócił nagle do Polski. Na te porażki złożyło się bardzo dużo czynników. Słyszeliśmy o monotonii, słabym jedzeniu, kolejnym tygodniu rozłąki z rodziną.

– To nie są tłumaczenia?
– Nie traktowałbym tego w takich kategoriach. Te czynniki istnieją. Nie mówimy o problemach piłkarza, który nie może grać w niedzielę o 17, bo jest za duże słońce. Turniej i życie w tej samej grupie ma swoje przywary. Na najwyższym poziomie decydują małe rzeczy.

– A słońce uśmiechnie się do Polaków w Italii?
– Mam trochę obaw co do gotowości zespołu do grania o tak dużą stawkę. Nie ma co porównywać Final Six Ligi Narodów do szóstki na mistrzostwach świata. W Bułgarii też nie było czuć tej atmosfery tak, jak w przypadku turnieju w Polsce. W Turynie, grając z gospodarzami w trzeciej rundzie, będzie już zupełnie inaczej. Z Serbami ułożyło się akurat tak, że nasi zebrali się na tyle, żeby dobrze zacząć. Gdyby rywal mocniej i dłużej stawiał opór, mogłoby być różnie. Warto pamiętać, że każda rywalizacja sportowa to zderzenie dwóch przeciwstawnych sił. Ta, która jest większa, wygrywa. Niezależnie od mocy tej drugiej. Życzę polskiej reprezentacji i nam, widzom, walki od pierwszej do ostatniej piłki.

Źródło: SPORT.TVP.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także