Trenerem jest od siedmiu lat, ale piątkowy pojedynek Macieja Sulęckiego z Gabrielem Rosado będzie najważniejszym w jego szkoleniowej karierze. – Stresuję się bardziej niż w czasach, gdy sam wychodziłem na ring – przyznał Piotr Wilczewski w rozmowie z TVPSPORT.PL. Transmisja w TVP1, TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej TVP Sport.
RAFAŁ MANDES, TVP SPORT: – Jest stres przed piątkową walką?
PIOTR WILCZEWSKI: – Ta walka jest bardzo ważna dla Maćka, ale ważna także dla mnie i muszę przyznać, że stresują się bardziej niż w czasach, gdy sam walczyłem. Co więcej pod koniec kariery w ogóle nie odczuwałem strachu przed pojedynkami, a brak strachu nie wyostrza zmysłów i między linami to się może źle skończyć. Porozmawiałem z żoną i wspólnie doszliśmy do wniosku, że trzeba kończyć karierę. W życiu spotkałem tylko jedną osobę, która się nie była, ale to była szalona osoba. Na szczęście Maciek nie stresuje się tak jak ja. Po to tyle lat trenował, by walczyć na takich galach i takimi rywalami, choć ci najlepsi jeszcze przed nim.
– Stawkę pojedynku podgrzał jeszcze Eddie Hearn, który zapowiedział, że wygrany piątkowej walki zmierzy się w czerwcu z Demetriusem Andrade w pojedynku o pas mistrza świata.
– Gdy walczyłem, to nigdy nie lubiłem, gdy ktoś mówił mi o tym, co może być w przypadku zwycięstwa. To mnie wtedy rozpraszało, ale Maćka ta informacja zmotywowała. Zobaczymy jak będzie w ringu, ale myślę, że mu to nie przeszkodzi. On umie rozdzielić to co teraz i to co później i choć mówi o walce o pas, to w głowie ma tylko Rosado. Zapewniam, że tak jest.
– Trenujecie razem od trzech miesięcy. Coś cię zaskoczyło?
– Raczej nie. Chciałem wprowadzić kilka nowych rzeczy, ale to za krótki okres czasu. Najpierw mieliśmy walczyć z Andrade i stwierdziłem, że nie ma sensu za wiele zmieniać. Walka ostatecznie nie doszła do skutku, kilkanaście dni nie trenowaliśmy, a jak przyszła oferta starcia z Rosado, to ponownie było za późno na zmiany. Pracujemy nad detalami, które w takich pojedynkach ogrywają kluczową rolę, a na więcej przyjdzie czas później, przed kolejnymi bataliami.
– Walczyłeś w USA trzy razy. Jakie wspomnienia?
– Pamiętam, że ostatnią walkę w USA przegrałem (z Curtisem Stevensem, red.), ale nic i nikt nie dał mi w karierze takiej lekcji, jak właśnie ta porażka. Potem wychodząc między liny dostrzegałem rzeczy, których wcześniej nie widziałem. Nikomu nie życzę porażek, ale na mnie podziałało to znakomicie. Z wyjazdowych walk pamiętam jeszcze, że jak kibice byli nastawieni wrogo, to wtedy lepiej walczyłem. Kiedyś wychodząc do ringu tak gwizdali i wyzywali mnie, że nawet nie słyszałem, co mówił do mnie Andrzej Gmitruk.
– Trenujesz kilku zawodników, a każdy to inny charakter. Trudny kawałek chleba?
– Trener musi być jak chorągiewka. Czasami jest tak, że z kimś nie widzę się 2-3 tygodnie i muszę kilka minut pomyśleć, by przypomnieć sobie co na niego najlepiej działa, itd. Ja się cały czas uczę, nie udaję, że pozjadałem wszystkie rozumy i wiem wszystko najlepiej. Maćka czasami trudno do czegoś przekonać. Była taka sytuacja, że nie chciał już sparować, a ja namawiałem go, by jednak na kilka rund się jeszcze zdecydował. Dał się namówić i potem dziękował, że tak naciskałem, by to zrobić.
– W Filadelfii jest m.in. psycholog Mateusz Kempiński. Jak ty się zapatrujesz na taką współpracę?
– Ja z psychologiem pracowałem chwilę w boksie amatorskim. To było zgrupowanie kadry, 20 osób i psycholog nie miał czasu, by zajmować się nami indywidualnie. Teraz jest inaczej, Mateusz z każdym pracuje indywidualnie, na każdego ma inny pomysł i to jest fajne. Skoro Maciek tego chce, to ja nie mam nic przeciwko. Ja psychologa nigdy jednak nie potrzebowałem, byłem mocny psychicznie, nie czułem potrzeby, by ktoś mi cokolwiek podpowiadał.
– Jak będą wyglądać ostatnie godziny trenera przed walką? Jakieś przesądy?
– Jak walczyłem to byłem przesądny, ale do czasu. Kiedyś nie goliłem się przed walką, ale jak w końcu przegrałem, to mi przeszło. Ostatnie godziny to będzie czas na odpoczynek, wyciszenie oraz modlitwę. Jak będzie trzeba to zrezygnuję ze swojego czasu wolnego i przyjemności, bo teraz liczy się tylko Maciej i jego potrzeby.