Manchester United w ostatnim czasie ma fatalną passę. Po siedmiu kolejkach Premier League zajmuje dopiero 10. miejsce w tabeli, a punkty gubi nawet ze średniakami w Lidze Europy. Prezentuje przy tym rażącą nieskuteczność.
Historia Solskjaera wydawała się być wręcz bajkową. Po niezłym czasie z Molde dostał szansę poprowadzić ukochany klub. W grudniu zastąpił Jose Mourinho. Początek związku byłego piłkarza z Manchesterem United był wymarzony. Nie tylko wygrywał kolejne mecze, ale robił to w stylu zachęcający do przychodzenia na stadion.
Drużyna dowodzona przez Solskjaera potrafiła nie tylko kreować wiele sytuacji podbramkowych, ale także wykorzystywać sporą część. Jak wyliczyli dziennikarze "Guardiana" skuteczność 17,8 proc. strzałów zakończonych golem była wyższa od tej, jaką w całym sezonie ligowym prezentował wicemistrz Anglii – Liverpool.
Co więcej, poza bramkami i wygranymi, kibice mieli też niezapomniane emocje. Takich dostarczyło choćby zwycięstwo z PSG w Lidze Mistrzów (3:1), dające awans do ćwierćfinału. Nagłe zakończenie sielanki zbiegło się z dniem, gdy obie strony zdecydowały się przedłużyć współpracę.
W marcu Solskjaer podpisał kontrakt do czerwca 2022 roku, zostając pełnoprawnym menedżerem Manchesteru United. Od tego czasu w świetnie działającej maszynie wyraźnie coś się popsuło. W kolejnych 20 spotkaniach Czerwone Diabły wygrały zaledwie pięciokrotnie, zdobywając zatrważająco niską średnią punktów na mecz – 1,20 (przy 2,32 zdobywanych wcześniej przez Solskjaera jako trenera tymczasowego).
Wyraźną różnicą między drużyną sprzed podpisania kontraktu a dzisiejszą jest drastyczny spadek skuteczności. Choć liczba prób i uderzeń na bramkę rywali utrzymuje się na podobnym poziomie, zamiast 2,8 bramki na mecz, jest zaledwie… 0,9 gola na spotkanie. Zmianę widać gołym okiem – w ostatnich 20 starciach Manchester zaledwie trzykrotnie strzelał więcej niż jednokrotnie.
Jak wylicza "Guardian", taki procent skuteczności plasowałby United w zeszłym sezonie Premier League między spadkowiczami – Fulham i Huddersfield. Angielscy dziennikarze powodów takiego stanu rzeczy dopatrują się w odejściu Romelu Lukaku i Alexisa Sancheza. Choć obaj byli krytykowani przez kibiców, obecnością na boisku powodowali, że zespół mógł grać bardziej nieprzewidywalnie w ataku. Teraz elementu zaskoczenia brakuje, co przekłada się na wyniki.
W niedzielę Manchester United będzie miał niepowtarzalną szansę na przełamanie złej passy. Zmierzy się z będącym w strefie spadkowej Newcastle.