Gdy w marcu 2019 roku Conor McGregor po raz kolejny ogłaszał zakończenie kariery, napisałem, że Irlandczyk rozpoczyna wojnę nerwów z szefami UFC – organizacji, która nigdy nie miała w swoich szeregach takiej gwiazdy i potrzebuje jej bardziej niż McGregor ich. Ostatnie miesiące pokazały jednak, że niekoniecznie musi to być prawdą. Relacja Conora z UFC to małżeństwo. Burzliwe, dalekie od ideału. A jednocześnie takie, z którego obie strony czerpią pełnymi garściami.
– Mieszane sztuki walki dały mi cel. Za każdym razem, gdy coś odciąga mnie od treningów, tracę skupienie – tę wpowiedź przypomniała BT Sports w genialnym klipie promującym jego powrót w najbliższy weekend. Słowa McGregora z 2013 roku okazały się prorocze. Dopóki poświęcał się stawianym sobie celom, kroczył ścieżką prowadzącą do panteonu legend MMA. Wszystko przybrało zły obrót, gdy sława i pieniądze przesłoniły mu obraną drogę.
Time to turn the clock back.
— UFC on BT Sport (@btsportufc) January 9, 2020
Time to silence the critics.
Will the real @TheNotoriousMMA please stand up? ��#UFC246 | Jan 18 | BT Sport Box Office pic.twitter.com/Nc3mUvy5Mh
Conor potrzebuje UFC bardziej niż... kiedykolwiek?
Gdyby wziąć pod uwagę tylko kwestie finansowe, na pewno nie. Chodzi jednak o odzyskanie twarzy i ponowne przekonanie do siebie części fanów, którzy się od niego odwrócili. O pokazanie, że wciąż jest mistrzem. O wyrównanie rachunków z Chabibem – najlepiej w Moskwie, czego domaga się sam Irlandczyk. Pokonanie wroga na jego terenie byłoby wielką historią, budzącą naturalnie skojarzenia z "Rockym IV". McGregor mierzy także w pas wagi półśredniej, co byłoby osiągnięciem historycznym. Żaden zawodnik nie był mistrzem trzech kategorii wagowych.
Ponowne skupienie się na sporcie odciągnie go również od kłopotów. W udzielonym w piątek wywiadzie dla ESPN znów przypomina dawnego siebie – stawiającego sobie ambitne cele, poświęconego występom. 2020 rok ma być dla niego "sezonem", jak określa najbliższe plany. Do oktagonu chce wejść trzykrotnie, co ostatni raz zdarzyło mu się w 2016 roku. Zwycięstwo z "Cowboyem" otworzy mu drogę do wielu hitowych pojedynków. Dana White już potwierdził, że w przypadku wygranej dostanie kolejną szansę sięgnięcia po pas wagi lekkiej – który wciąż, przynajmniej do 18 kwietnia i walki z Tonym Fergusonem, należy do Chabiba. Wśród potencjalnych rywali wymienia się też Jorge Masvidala, Kamaru Usmana i Justina Gaethje.
Najbliższe miesiące w dużej mierze zadecydują o tym, jakie będzie jego dziedzictwo. Fani i eksperci zadają sobie pytanie, czy wciąż możemy zobaczyć starego Conora – osiągającego rzeczy, których nikt nie osiągnął. Błyskotliwego na konferencjach prasowych i potwierdzającego słowa czynami. Dziś mało kto uważa, że jest w stanie odebrać pas Chabibowi. Jednak jedno-dwa efektowne zwycięstwa pozwolą mu wrócić na odpowiednie tory. Nieważne, jak dobrze sprzedaje się whisky, jak wielu fanów kupi ubrania z jego kolekcji i ile setek milionów dolarów ma na koncie – odzyskać twarz na płaszczyźnie sportowej może tylko dzięki UFC.
Na ile UFC potrzebuje McGregora?
2019 rok pokazał, że najlepsza organizacja świata radziła sobie bez niego co najmniej dobrze. Pełnym blaskiem rozbłysły gwiazdy Masvidala i Israela Adesanyi. W październiku drugi z nich sięgnął po pas wagi średniej na gali w Melbourne, którą na trybunach oglądało ponad 57 tysięcy fanów, co jest rekordem UFC. Hitem roku było starcie Masvidala z Natem Diazem, które swoją obecnością w Madison Square Garden zaszczycił sam Donald Trump. W sierpniu Weili Zhang zdobyła pas wagi słomkowej, rozpoczynając prawdziwy “boom” wokół jej osoby w Chinach.
UFC zrobiła jednak wszystko, by odebrać ekspertom możliwość zweryfikowania siły nowych gwiazd w kontekście sprzedanych pakietów pay-per-view. Odkąd połączyła siły z platformą ESPN+ w styczniu minionego roku, liczby te są tajne i niewiele osób poza Daną Whitem wie, jakie przełożenie na wyniki finansowe miały nowe gwiazdy.
Wątpliwe by przebiły one rekordy należące do McGregora. Na liście sześciu gal z największą liczbą sprzedanych pakietów PPV (przynajmniej do czasu, gdy te dane nie były tajne), aż pięć sygnowanych było jego walkami. Wpływy z biletów? Trzy gale w pierwszej piątce. Nawet jego krytycy nie mogą odmówić, że wciąż pozostaje największą gwiazdą MMA. Bilety na sobotnią galę wyprzedały się w godzinę, zapewniając organizacji wpływy na poziomie 10 milionów dolarów. Zwycięstwo w sobotę będzie na rękę nie tylko zawodnikowi, ale i organizacji.
Osobno dobrze, razem jeszcze lepiej
McGregor i UFC są niczym małżeństwo po przejściach. Podczas separacji obie strony radziły sobie różnie. Jedna z nich wdała się w nowe znajomości i w rozmowach ze wszystkimi wokół przekonywała, że w 2019 roku bawiła się lepiej niż kiedykolwiek. Druga skupiła się na założonym przez siebie biznesie i chociaż stan konta się zgadzał, na pustkę w życiu reagowała kolejnymi problemami osobistymi. W końcu nadszedł moment powrotu. Żona zdała sobie sprawę, że to z mężem zbuduje najmocniejszą relację. Mąż zrozumiał, że dzięki niej znów zyska cel i skupienie na tym, co ważne. Okres rozłąki uświadomił im, że choć osobno znaczą wiele, będąc razem czerpią z siebie, co najlepsze. A skorzystają na tym sympatycy MMA na całym świecie – niezależnie od tego, czy jesteś jego fanem, UFC z Conorem McGregorem jest jeszcze ciekawsza.