Przejdź do pełnej wersji artykułu

Tomasz Bartnik: kałasznikow jest tańszy od sprzętu strzelca

/ Tomasz Bartnik na strzelnicę będzie mógł wrócić dopiero po pandemii koronawirusa (fot: Jarosław Olszewski/400mm.pl) Tomasz Bartnik na strzelnicę będzie mógł wrócić dopiero po pandemii koronawirusa (fot: Jarosław Olszewski/400mm.pl)

Tomasz Bartnik, mistrz świata w strzelectwie, będzie medalową nadzieją Polski na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Przez pandemię koronawirusa ma problem z treningami. – Mówiąc brutalnie, przypomina to parodię. Przełożenie igrzysk sprawia, że będę miał dodatkowy czas na trening, choć potrzebuję dwóch miesięcy, by wrócić do dobrej dyspozycji – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL zawodnik CWKS Legia Warszawa. Bartnik mówi też, ile kosztuje karabin, dlaczego jest droższy od słynnego kałasznikowa i obawa się, że po epidemii... lufa nie przetrwa.

"Polscy sportowcy zostali sami"! 

Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Jak minęła kwarantanna?
Tomasz Bartnik:
– To już za mną. Kwarantanna skończyła się dla mnie już jakiś czas temu. Musiałem się jej poddać, bo taką decyzję podjęło dowództwo względem wszystkich żołnierzy powracających zza granicy. Wiele się nie zmieniło, ale przynajmniej mogę wyjść do sklepu czy na spacer z psem.

– Wszyscy mówią, że warto mieć psa w czasach epidemii.
– Zdecydowanie!

Czytaj też:

Igrzyska w Tokio jako pierwsze w historii zostały przełożone (Fot. Getty)

Koronawirus. Igrzyska w Tokio w 2021 roku? Wcale nie takie pewne

– Bycie żołnierzem kreuje dodatkowe obowiązki związane z pandemią?
– Sytuacja jest dosyć płynna. Obecnie mamy robić to, co zawsze, ale w bezpiecznych warunkach, co można sprowadzić do pobytu w domu. Sportowcy–żołnierze nie muszą obecnie prowadzić dodatkowych działań. Do patroli powstała choćby służba Wojsk Obrony Terytorialnej. Spodziewałbym się raczej delegacji na inne odcinki. Jeden z bokserów opowiadał, że jest w jednostce medycznej i… mógłby trafić do pomocy na oddział lekarski. Jestem w kontakcie z dowódcą, ale nie mam informacji, by coś miało się zmienić.

– Nie ma możliwości, by wejść solo na strzelnicę i poćwiczyć?
– Kluby dostały nakaz zamknięcia strzelnic. Czysto teoretycznie, można się porozumieć, co do ewentualnego treningu. To moja praca, jednak klub miałby przez to kłopoty z powodu nie przestrzegania reguł, które zostały wprowadzone dla bezpieczeństwa. Nie próbujemy robić dziwnych manewrów. Każdy przestrzega przepisów i tak samo jest z Centralnymi Ośrodkami Sportu. Pozostaje mieszkanie i czekanie.

– Jak wygląda trening w domu?
– Inaczej. Mówiąc brutalnie, ma to w sobie coś z parodii. Mam do dyspozycji elektroniczny trenażer, który imituje ruch broni i obraz strzału. Widzę, gdzie posłałem ”kulę” na ekranie komputera. Odbiera to jednak czucie strzału. Powiedziałbym, że oddaje to 30 procent treningu wykonywanego w normalnych warunkach. Do tego mam mieszkanie, które ma nieco ponad 40 metrów kwadratowych. Od miejsca strzału do ściany mamy trzy metry, a w postawie leżącej, jeszcze mniej. Zaczyna się przy tym problem z wysokością całej tarczy. Centymetr w dół czy górę powoduje kłopoty z przyrządami, a to powoduje wręcz potrzebę siłowania się z karabinem. To w pewnym stopniu niebezpieczne, bo może popsuć wyrobione nawyki. Ale trzeba jakoś trenować, a to mimo wszystko jest najbardziej zbliżone do ćwiczeń na strzelnicy.

Czytaj też:

Kadra Polski w 1947 r. (L, góra), "lekarze" polskiego futbolu w 1956 r. (L, dół) i Reyman w 1926 r. (P) (fot. "PS" / NAC, korekta M. Kaczmarek - Kolor Historii)

Pierwszy mecz reprezentacji Polski po wojnie. Dlaczego graliśmy bez selekcjonera?

– Mam skojarzenia z grami z przeszłości, w których celowało się w telewizor w wyłaniające się postacie…
– Do kaczek też się strzelało! Coś jest w takim skojarzeniu. U mnie wygląda to o tyle inaczej, że na ścianie mam naklejoną kropkę i miarę przeliczoną na to, co powinienem widzieć. Jest to mniej więcej dopasowane, ale trzeba mocniej pracować nad odczuciami. Wydrukowałem mnóstwo tych kropek i staram się je dopasować, by były dobre. Kamera jest podpięta pod karabin i próbuję odpowiednio przeprowadzić trening.

– Dochodzi do tego trening ogólnorozwojowy?
– To czas, w którym można się poświęcić takiej pracy. Potrzebuję bardzo dobrego czucia swoich mięśni w trakcie sezonu. Gdy trwa, na ogół się tego unika. Niektórzy wprowadzają te elementy w trakcie sezonu, ale bywa różnie. Niektórzy nie zdążą opanować mięśni. Wtedy zaczyna się problem. Najbliższe zawody w kalendarzu zaplanowano na czerwiec, ale nie wiadomo jaka będzie ich przyszłość. Szkoda, że odpada w tej chwili bieganie i basen, bo to dyscypliny, które najlepiej łączą się ze strzelectwem.

– Pierwsze wejście na strzelnicę po epidemii koronawirusa będzie niósł więcej obaw czy podniecenia?
– Boję się, że lufa może tego nie przetrwać! Będę bardzo zadowolony, gdy będę mógł znów udać się na strzelnicę. W listopadzie będą pierwsze ważne zawody - eliminacje do mistrzostw Europy, które odbędą się na przełomie lutego i marca 2021 roku w Finlandii. Wcześniej będzie można mówić o strzelaniu dla przyjemności. To wręcz jak sezon przerwy.

– Pytanie o słuszność przełożenia igrzysk olimpijskich jest retoryczne?
– Tak i nie. Patrząc na dotychczasowy substytut treningu i ewentualność, że z końcem maja wszedłbym na strzelnicę, mógłbym się przygotować do igrzysk. Gdyby przesunięto je na jesień, byłbym w stu procentach pewien swoich działań. Obecnie podtrzymuję pewne elementy treningu i w dwa miesiące jestem w stanie wrócić do dobrej dyspozycji. Ale to perspektywa strzelectwa. Dla mnie optymalne byłyby igrzyska w tym roku, ale pozostaje kwestia tego, czy byłoby to możliwe.

– Portal "Gracenote" ocenia szanse medalowe na igrzyskach olimpijskich. Pan został uznany za zawodnika, który powinien zdobyć brązowy medal…
– O! To miłe, ale chyba skopiowano światowy ranking, w którym jestem trzeci. Rozmawiałem ostatnio z przełożonym w wojsku i trzeba przyznać, że będę miał dodatkowy rok na treningi. Będzie okazja, by popracować nad elementami, na które wcześniej brakowało czasu. Niektórych rzeczy nie dało się choćby sprawdzić. Moim mankamentem była postawa klęcząca, która wymaga nieco eksperymentów. Trzeba popracować, by z uzyskiwania na zawodach 392 punktów, przejść na poziom strzelania na poziomie 396 ”oczek”. Czasu na rewolucję nie było, bo nie mogłem ryzykować wyników oscylujących wokół 370-380 punktów. Gdyby tak było, to mógłbym przestać strzelać po próbach w pierwszej postawie. Najbliższe miesiące nie niosą ze sobą najważniejszych imprez, więc można postarać się o nowe rzeczy. Wszystko ostatecznie zweryfikuje strzelnica, bo tam niektóre rzeczy, nad którymi pracuję w domu, mogą nie działać tak dobrze.

– Może medal mógłby być kolejną reklamą czy impulsem dla strzelectwa?
– Kiedy Renata Mauer-Różańska strzelała, ja zaczynałem treningi. Byłem pod wrażeniem tego, co robią zawodnicy na igrzyskach olimpijskich. Medal Sylwii Bogackiej w 2012 roku wywołał pewne zainteresowanie. Dzieciaki zobaczyły, że istnieje coś takiego, ale minęło po pół roku i było już tak samo, jak zazwyczaj. Myślę, że medal w Tokio niczego nie zmieni, aczkolwiek poprawi sytuację trenujących już zawodników. To wpłynie na finanse całej dyscypliny i zapewni jej spokojną przyszłość. Wtedy pojawia się kilku lepszych zawodników. Koszty strzelectwa są ogromne. Niemcy zrobili prezentację, w której przeciętny osprzęt zawodnika wyceniono na ponad szesnaście tysięcy euro.

– Jak to wygląda w przypadku mistrza świata?

– Karabin pneumatyczny mam najdroższy na rynku. W tej wersji to koszt 4–4,5 tysiąca euro. Karabin kulowy droższy mają tylko Szwajcarzy, ale to nie kwestia jakości, a tego, co kto lubi. Tutaj mowa o sześciu tysiącach euro, ale trzeba też dokupić mnóstwo dodatkowego osprzętu. To kwestia małej ilości czasu w finałach, gdzie szybciej wymienia się części niż je przesuwa. Tutaj dochodzi dwa tysiące euro.

Strój to niecałe dwa tysiące euro. Strzelam także z odległości 300 metrów, a tam karabiny kosztują po osiem-dziewięć tysięcy euro.

Czytaj też:

Tokio 2020. Sandra Bernal: chcę jechać na igrzyska olimpijskie, by zdobyć złoto [WYWIAD]

– Kałasznikow na czarnym rynku jest tańszy.
– I to znacznie tańszy! Ale do wszystkiego dochodzi kwestia kosztu amunicji. Nabój do ”kałacha” to mniej więcej złotówka za sztukę. Kula do małego kalibru to koszt około dwóch złotych, a przy większym, mówimy o dziewięciu złotych.

– Strzelectwo to nie piłka, w którą można grać teoretycznie za darmo.
– Początkowo oddaje się strzały z tańszej amunicji, która może kosztować 50 groszy. Ale w trakcie treningu odda się 50 czy sto strzałów i kwoty się mnożą. Mowa o czterech treningach czy zawodach, gdzie bierze się trzysta kul lepszej jakości. Niech to będzie sześćset złotych. Mało osób trenuje strzelectwo dużego kalibru, bo to jeszcze większe koszty. Dodatkowo nie jest to konkurencja olimpijska, więc nie podchodzi pod szkolenie centralne. Ja zacząłem się tym zajmować tylko dlatego, że miałem z tym styczność w wojsku. A i tak mowa tylko o dwóch konkurencjach. Śmialiśmy się kiedyś z kolegami, że przy karabinie szybkostrzelnym, 1500 złotych uleciało w powietrze w trakcie 30 minut. W skali roku to nawarstwiające się koszty. Zawodnicy często rezygnują, bo zawodników nie stać na najlepszy sprzęt i strój. Wielu od razu chciałoby najlepszy karabin i kule, a tak się jednak nie da i pojawia się zniechęcenie.

Zaczynałem od treningów mając sprzęt, którego teraz nie użyłby nikt. Ktoś wyszedłby ze strzelnicy, zanim zdążyłby oddać pierwszy strzał. Mnie to jednak motywowało. Mam taką psychikę, że chciałem mieć najlepszy sprzęt. Musiałem to osiągnąć poprzez bycie lepszym od pozostałych. Młodzi widzą w tym zbyt wiele roboty, wolą pograć na komputerze.

– Też mogą postrzelać…
– Dokładnie. A nie trzeba się męczyć, chodzić na cztery treningi w tygodniu.

– Przyjemniejsze jest strzelanie sportowe z własnego karabinu czy w trakcie ćwiczeń w wojsku?
– Nie ma jednej odpowiedzi. Kiedy dostanę raz w roku karabin wojskowy na egzaminie lub zamiast tego przystrzeliwujemy broń, to odczuwa się wielką frajdę. To jak zabawa. Samo strzelanie potrafi cieszyć, a taka sytuacja daje radość. Zdanie egzaminów nie jest problemem. Ze swoim karabinem jestem w pracy, ale jestem do niego emocjonalnie przywiązany.

– A broń, z której się najlepiej strzelało?
– Nadal postawię na swój karabin KBKS Walthera. Mam z nim przyjemność codziennie, więc dotyka mnie pewna nostalgia. Do tego dochodzi broń dużego kalibru, ale po tygodniu zgrupowania ma się dość strzelnicy, bo odrzut jest potężny.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także