Dziś wydaje mi się, że tamta sytuacja pokazała pewien ukryty problem, którego istnienia środowisko nie chciało sobie uświadomić. Wszyscy wiedzieliśmy, że picie za dużych ilości alkoholu wpływa na rozwagę i sportowe występy. Oni też to wiedzieli. Od tamtego momentu wszyscy się ograniczyli – mówi o aferze alkoholowej (2005 rok) w polskiej reprezentacji Raul Lozano, selekcjoner biało-czerwonych w latach 2005-2008. Argentyńczyk zdobył z nimi wicemistrzostwo świata w 2006 roku.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Minęło piętnaście lat od kiedy objął pan polską kadrę siatkarzy. Był pan z nią związany do 2008 roku. Co pan uważał o polskiej siatkówce, zanim podpisał kontrakt z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej?
Raul Lozano, były selekcjoner reprezentacji Polski siatkarzy: – To już piętnaście lat, a ciągle wydaje mi się, że to było wczoraj! Czas szybko mija, kiedy robimy to, co sprawia nam radość.
Zanim podpisałem kontrakt z PZPS, przeprowadziłem analizę polskiej drużyny, która wystąpiła na igrzyskach w Atenach w 2004 roku. By przystąpić do konkursu na selekcjonera, musiałem napisać plan rozwoju reprezentacji. Bardzo chciałem zostać trenerem Polaków. Wiedziałem, że od dłuższego czasu kadra nie ma się najlepiej, ale zdawałem sobie sprawę z tego, do czego jest zdolna. Sam byłem graczem, gdy po wodzą Huberta Jerzego Wagnera wygrała złoto na igrzyskach olimpijskich.
Pracowałem bardzo ciężko, by rozpisać program rozwojowy drużyny. Dokonałem analizy statystycznej i obejrzałem wszystkie mecze z igrzysk z Aten. Znałem też graczy, którzy w tamtym czasie grali we Włoszech. Zdiagnozowałem, czego brakowało kadrze jako zespołowi, ale też poszczególnym graczom. Widziałem mecze polskich klubów w europejskich pucharach. Chciałem zrozumieć, jak wygląda siatkarska codzienność w Polsce.
Moja pierwsza myśl? "Dwa razy wygrali mistrzostwo w młodszych kategoriach wiekowych, ale nie pracują dobrze jako dorośli. Mają świetnych graczy, ale nie świetną drużynę". Kluczem do sukcesu było zjednoczenie grupy, by stała się jednym zespołem. Musieliśmy też pracować nad wcześniejszymi porażkami. Po podpisaniu kontraktu zacząłem głębiej wnikać w to, jak wygląda polska liga.
– Wiele słyszałam o codzienności polskiej siatkówki w 2005 roku – o braku nowoczesnej siłowni w Spale, czy też odpowiedniej analizy statystycznej meczów. Zmienił to pan. Jakie modyfikacje wprowadził pan jeszcze do codziennej pracy z zawodnikami?
– Spała to świetne miejsce do pracy, ponieważ wszystkie budynki zaprojektowano zgodnie z wymaganiami sportowców. Niewiele innych krajów ma podobny ośrodek szkoleniowy. Mimo to trzeba było wprowadzić kilka zmian.
W 2005 roku nie było tam siłowni dostosowanej do potrzeb siatkarzy. Składała się ona z kilku pomieszczeń, ale brakowało w niej odpowiedniego sprzętu – sztang, dysków czy obciążników. Poza tym nie było maszyn do prewencji urazowej, a reszta rzeczy nie była dopasowana do sportowców wzrostu przeciętnego siatkarza.
Łóżka w pokojach były długości 190 centymetrów. W tamtym momencie w drużynie miałem dwunastu czy piętnastu zawodników mierzących prawie dwa metry wzrostu. Nie było łatwo na tym spać. Kucharz, który pracował w obiekcie, wychodził o 18:30. Po tej godzinie nie mogliśmy liczyć na ciepłe posiłki. Obiady były zimne, dlatego siatkarze nie byli najedzeni. Trzeba było ich karmić na miarę sześciogodzinnych treningów wysiłkowych, a nie jak "normalnych" ludzi, którzy mają standardowe zapotrzebowanie kaloryczne.
Internet w budynku był tak słaby, że z pokojów nie można było wysłać maila. Stroje, które dostali siatkarze, były niekompletne. W codziennej pracy brakowało sprzętów – gum elastycznych, piłek lekarskich czy platform do treningu. Nie robiono statystyk z meczów – ani przed spotkaniami, ani w trakcie. Funkcja statystyka nie istniała w takim zakresie, w którym jest obecnie. Tak naprawdę w wielu obszarach dokonaliśmy zmian, od spraw sanitarnych, do fizycznego przygotowania. Było tego około trzydzieści – niektóre z nich były bardziej, a inne mniej istotne.
Łóżka w pokojach były długości 190 centymetrów. W tamtym momencie w drużynie miałem dwunastu czy piętnastu zawodników mierzących prawie dwa metry wzrostu.
Zanim rozpoczęliśmy treningi, przedstawiłem polskiej federacji całą listę zmian, których trzeba dokonać. Po opisaniu zastanej sytuacji i wykłócaniu się o każdą najmniejszą innowację, wspólnie doszliśmy do porozumienia. Okazało się, że PZPS był wystarczający otwarty na nowe metody pracy i wspierał mnie. To był początek zmian w nastawieniu do siatkówki w Polsce.
Czytaj również: Polak wybrany w drafcie: Korea? Od kilku dni nie mogłem spać
– Wiedział pan, że PZPS wziął kredyt na siłownię i na zatrudnienie pana jako trenera polskich siatkarzy?
– Nie miałem pojęcia! Jeśli to prawda, muszę powiedzieć, że jestem bardzo dumny z tego, że władze związku podjęły takie decyzje. Późniejszy sukces kadry potrzebował odważnych i mądrych strategicznie wyborów. Wiele razy dziękowałem już za wsparcie, które dostałem w Polsce. Nadal jestem bardzo wdzięczny federacji, lidze, klubom, rządowi.
– Kto był najlepszym graczem, z którym w Polsce pan pracował?
– Było ich kilku – wyróżniło się sześciu, siedmiu. Jeśli jednak muszę wybrać jednego, wskazałbym na Arkadiusza Gołasia.
– Czy miał pan wrażenie, że z niektórymi zawodnikami będzie panu ciężko pracować, bo mają problem z uznaniem autorytetu trenera?
– W mojej ocenie Polacy nie należeli do "trudnych" graczy. Byli różni – z charakterem, osobowością i chęcią do ciężkiego treningu. Kiedy przedstawiłem im cel i wyjaśniłem, jak wielki wysiłek jest konieczny do jego osiąnięcia, wszyscy zaczęli trenować. Każdy chciał był w reprezentacji. Nikt nie prosił o przerwy czy wolne.
– Kiedy zdał sobie pan sprawę z tego, że Krzysztof Ignaczak Łukasz Kadziewicz i Andrzej Stelmach nie spędzili całej nocy w pokojach hotelowych, a "na mieście" po meczu z Chinami?
– To było bardzo proste do rozszyfrowania. W niedzielnym meczu przeciwko Holandii nie grali na poziomie, który prezentowali normalnie, a ich oczy były czerwone. Za dobrze ich znałem, by nie wiedzieć, co się stało.
– Odsunięcie ich od składu przez to, że nie uszanowali zasad, było oczywiste?
– W każdym sezonie zdarzają się sytuacje, które dla zespołu mogą przynieść dobre lub złe konsekwencje. Omawiana przez nas sprawa była fundamentem do tego, by dokonać zmian drużynie. Decyzja była trudna, ale przyniosła pozytywna efekty.
Do dziś uważam, że brak dyscypliny tych trzech graczy był poważną sprawą. Okazali brak szacunku nie tylko sztabowi szkoleniowemu, ale także kolegom z zespołu. Każdy zawodnik, który chce występować w drużynie narodowej, musi zaakceptować zasady, które w niej występują. Nie było mi łatwo z nich na tamten moment zrezygnować. Po to mnie jednak zatrudniono – bym jako szkoleniowiec podejmował trudne decyzje. Odsunięcie tego tria od drużyny było konieczne, by zmienić nastawienie mentalne grupy.
Wyjaśnię to bardziej. Dziś wydaje mi się, że tamta sytuacja pokazała pewien ukryty problem, którego istnienia środowisko nie chciało sobie uświadomić. Wszyscy wiedzieliśmy, że picie za dużych ilości alkoholu wpływa na rozwagę i sportowe występy. Oni też to wiedzieli. Od tamtego momentu wszyscy się ograniczyli. Ja także lubię wypić dobre wino do obiadu czy dobrą wódkę. Ważna jednak jest ocena, kiedy mogę to zrobić i jak nie przesadzić.
Dziś sytuacja jest zupełnie inna. Obecnie nie jest to problem w polskich zespołach.
Najlepszy polski siatkarz, z którym pracowałem? Arkadiusz Gołaś.
– Kiedy zaczął pan z nimi rozmawiać o powrocie do drużyny?
– Kiedy się z nimi rozstawałem, powiedziałem, że sankcja dyscyplinarna obowiązuje do końca sezonu 2005. Zaznaczyłem, że jeśli później będą dobrze grać i szanować zasady, będą mogli wrócić do drużyny.
Kiedy się z nimi rozstawałem, powiedziałem, że sankcja dyscyplinarna obowiązuje do końca sezonu 2005. Zaznaczyłem, że jeśli później będą dobrze grać i szanować zasady, będą mogli wrócić do drużyny.
– Najlepsze wspomnienia z Pekinu?
– Zagraliśmy świetny turniej. Byliśmy tak blisko do zakwalifikowania się do półfinałów… W piątym secie graliśmy punkt a punkt, o jego wyniku zadecydowały małe szczegóły. Każda piłka jest cenna i zagranie jej na drugą stronę oznacza oddanie swoich losów w ręce przeciwnika.
– Co zadecydowało konkretnie?
– Nie będę obiektywny. Do dziś pamiętam z tego meczu tylko kilka punktów. Chcieliśmy wygrać i się nie udało.
– Dlaczego nic w polskiej drużynie nie było takie samo po igrzyskach w Pekinie?
– Każdy cykl olimpijski wiele kosztuje. To zaangażowanie się na dobre i na złe. Czteroletnia praca w polskiej reprezentacji jest bardzo ważna. Warto sobie zadać pytanie, który z trenerów w ostatnim czasie prowadził ten zespół przez cały cykl? Z różnych względów jestem to tylko ja.
– Która drużyna jest silniejsza – pana z 2008 roku czy dzisiejsza, która zakwalifikowała się na igrzyska w Tokio?
– Nie ma sensu porównywać dwóch drużyn z różnych okresów dla siatkówki. Nikt nie może na to pytanie odpowiedzieć. Opinię można oprzeć wyłącznie na statystykach wygranych meczów przez ostatnie cztery lata i na liczbie medali. Takimi rzeczami trenerzy się jednak nie zajmują.
Czytaj też:
Prezes Asseco Resovii: chcemy zbudować zespół na kolejne sezony wokół Drzyzgi
Klub najpierw zwolnił zawodnika, a później przyjął go ponownie. Adrian Buchowski siatkarzem GKS Katowice
0 - 3
USA
1 - 3
USA
0 - 3
Niemcy
2 - 3
Słowenia
3 - 0
Egipt
3 - 1
Argentyna