Za sukcesami Bayernu Monachium stoi kilkudziesięciu mężczyzn i jedna kobieta. Choć przedpotopowa teoria mówi, że dama w szatni przynosi pecha, Kathleen Krueger udowadnia, że to kompletna bzdura.
PRACA 24 GODZINY NA DOBĘ
21 trofeów uzupełniło gablotę Bawarczyków od momentu, gdy Krueger została zatrudniona w strukturach klubu. 35-latka pracuje przy Saebener Strasse od ponad 10 lat i gdyby zsumować godziny spędzone na wykonywaniu obowiązków zawodowych, prawdopodobnie okazałaby się najbardziej zajętą osobą w drużynie. Sama przyznaje, że jej dzień pracy trwa 24 godziny, z telefonem właściwie się nie rozstaje, a wolne ma tylko w święta. Nie za bardzo może latać na wakacje, ciężko jest jej wziąć jakikolwiek urlop. Zwyczajnie nie ma na to czasu. Nawet dzień meczowy, gdy na pierwszy plan wychodzą przecież piłkarze i trener, zaczyna się dla niej wraz z przyjazdem na obiekt pierwszego zawodnika, a kończy gdy ostatni z nich opuści bramy Allianz-Arena.
Krueger jest w Bayernie kierownikiem zespołu. Można ją zauważyć w trakcie meczów, gdy ze słuchawką w uchu kręci się koło ławki rezerwowych. Utrzymuje w ten sposób łączność między sztabem medycznym a Hansim Flickiem, więc gdy lekarze, klęcząc na murawie nad piłkarzem, decydują, że konieczna jest zmiana, 35-latka przekazuje tę informację trenerowi, a jednocześnie biegnie do sędziego technicznego. W okresie pandemii, po wznowieniu rozgrywek, sama zresztą dźwigała elektroniczną tablicę. To jednak zaledwie kropla w morzu obowiązków, bo jeśli chcieć wymienić by wszystkie jej powinności, czytelnik mógłby dostać zawrotów głowy i przysnąć nad klawiaturą. Najprościej mówiąc – na jej głowie jest to, co związane z organizacją i logistyką.
Niemka robi wszystko, by piłkarzom żyło się bezproblemowo i wygodnie. Przygotowuje zgrupowania, rezerwuje hotele, sprawdza je pod kątem jakości i wygody, kontaktuje się z szefami kuchni, ustala menu, zaklepuje stoliki w restauracjach, załatwia za zawodników sprawy papierkowe, prowadzi ich za rączkę po urzędach i gabinetach księgowości, ogarnia szeroko pojęte sprawy biurowe w klubie. Nie bez kozery jest jedyną osobą na Allianz-Arena, która została przez piłkarzy dodana do ich grupy na WhatsAppie, a sami zawodnicy śmieją się, że jest pierwszą i ostatnią, która każdego dnia wysyła do nich wiadomość – rano pyta, czego im potrzeba, a wieczorem – czy wszystko zostało załatwione. – Codziennie wysyłam im plan na najbliższe godziny i chociaż sporo też żartujemy, mają do mnie pełne zaufanie. Wiedzą, że nie wyniosę stamtąd niczego, co przeczytam – opowiadała w rozmowie z oficjalną stroną Bayernu.
Z UCZELNI DO BAYERNU
Na początku lat 90. była małą dziewczynką, którą ojciec po raz pierwszy zabrał na mecz Bayernu. Nie siadali na trybunie piknikowej, za każdym razem szli tam, gdzie ultrasi tworzyli atmosferę święta. Bayern wrastał w nią więc od samego początku, a gdy koledzy z klasy marzyli o zostaniu piłkarzami tego klubu, ona cele miała analogiczne – z tym że mając na myśli damską sekcję. W 2003 roku spełniła marzenie, ale jej kariera nie potrwała długo. Po sześciu latach skończyła przygodę z wyczynowym sportem, bo – jak sama przyznała – skala poświęconego czasu była niewspółmierna do korzyści finansowych. Z koleżankami grały wówczas za "kieszonkowe", a jako że równolegle studiowała, nie starczyło jej na wiązanie końca z końcem. Skupiła się na edukacji, uczęszczała na wykłady ze stosunków międzynarodowych i szukał dodatkowych fuch, które pomogłyby jej złapać stabilizację ekonomiczną.
Skąd więc znów wzięła się w Bayernie? Cóż, trochę z przypadku. Najpierw trafiła na praktyki do sekcji żeńskiej, by spojrzeć na to, jak pracuje dział odpowiedzialny za logistykę. – Pewnego dnia podszedł do mnie Uli Hoeness i zapytał, czy chciałabym zostać tutaj na dłużej. Wówczas sztab ludzi pracujących wokół zespołu nie był duży, więc nawet się nie zastanawiałem i postanowiłam wykorzystać szansę. Od zawsze chciałam pracować w sporcie, bardzo tęskniłam za klimatem szatni, a działanie akurat w Bayernie to dla mnie jak wygrana na loterii. Po 3-miesięcznym stażu otrzymałam tę pracę – wspominała.
Pierwotnie Krueger była asystentką Christiana Nerlingera, ówczesnego dyrektora sportowego, potem zajęła funkcję, którą piastuje do dziś, a więc kierownika zespołu. Znakomicie współpracowało jej się między innymi z Juppem Heynckesem i Pepem Guardiolą, dość zresztą powiedzieć, że ten drugi wciąż jest z nią w kontakcie, a gdy przenosił się do Manchesteru City, próbował przekonać ją do przeprowadzki na Wyspy. Wygrała jednak miłość do Bayernu i możliwość pracy na najwyższych obrotach w stolicy Bawarii. Krueger pomaga bowiem nie tylko zawodnikom, ale też członkom sztabu szkoleniowego. Jeśli tylko czegoś im brakuje, jeśli potrzebują coś załatwić – sięgają po telefon i wybierają numer 35-latki.
MONACHIJSKA RODZINA
Gdy Bayern rozegrał pierwszy mecz po przerwie spowodowanej pandemią, Flick na pomeczowej konferencji dziękował przede wszystkim Niemce. To ona koordynowała pracę zespołu, pomagała przetrwać wszystkim ten trudny okres, planowała wyjazdy i mecze, które prędzej czy później miały dojść do skutku. Gdy monachijczycy sięgnęli po ósmy tytuł mistrzowski z rzędu, trener został zapytany o to, czy tego wieczoru przy Saebener Strasse świętowanie sukcesu potrwa do rana. – To zależy, czy Kathleen nam pozwoli – odparł, podkreślając jej wielkie znaczenie w zdominowanym przez mężczyzn środowisku.
Od momentu, gdy Krueger została zatrudniona na Allianz-Arena, klub wygrał osiem razy mistrzostwo Niemiec, pięć razy krajowy puchar, czterokrotnie Superpuchar, dwa razy Ligę Mistrzów, po razie Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata. – Właściwie nie mam wakacji. Gdy trwa sezon, pracy jest bardzo dużo. Gdy się kończy, a piłkarze wylatują na urlopy, ja muszę brać się za organizację zgrupowania. Rezerwuję loty, rozmawiam z przedstawicielami ośrodka, wysyłam im nasze wymagania. Często kontaktuje się też z zawodnikami, by zapytać jak upływa im wolny czas. Właściwie przez 24 godziny nie odkładam telefonu, ale kocham tę pracę i nigdy bym jej nie zmieniła – opowiadała.
Na murawie można zobaczyć ją sporadycznie, działa raczej w cieniu. Od czasu do czasu przechadza się po boisku z kolejnym trofeum wygranym przez piłkarzy, a zwłaszcza w ostatnim czasie miała ku temu wiele okazji. W sprawy piłkarskie się nie miesza, sama twierdzi że nie ośmieliłaby się sugerować czegoś trenerom. Nie kryje się jednak z tym, że emocje podczas każdego meczu są tak wielkie, że zdarza jej się mamrotać pod nosem i podpowiadać piłkarzom, ale właściwie wszycy na ławce Bawarczyków już do tego przywykli. Zaangażowanie i praca Krueger jest też dla klubu o tyle ważna, że ten chce budować wizerunek nie zimnej korporacji, a ciepłej rodziny, gdzie wszyscy znają wszystkich i każdy jest przywiązany do tradycji. Trener był w latach 80. piłkarzem Bayernu, asystent Hermann Gerland przepracował w klubie kilka dekad, w sztabie szkoleniowym jest też były napastnik Miroslav Klose, opiekujący się młodzieżą Klaus Augenthaler w latach 90. pracował przy seniorach, a przecież po świecie rozesłani są też ambasadorzy mający monachijskie barwy w piłkarskim CV. Krueger wpisuje się w ten model idealnie.