| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Trzecioligową Wartę Poznań z tą, która gra w PKO Ekstraklasie, łączą nie tylko Bartosz Kieliba, Adrian Lis, Adrian Laskowski, ale też asystent Piotra Tworka, Adam Szała. Od 2015 roku, najmłodszy obecnie asystent w lidze, miał okazję współpracować z trzema szkoleniowcami. – Najważniejszym obowiązkiem jest umodelowanie się pod filozofię pierwszego trenera, który jest twoim szefem – opowiada w rozmowie z tvpsport.pl.
Rok 2015. Warta Poznań właśnie przegrała baraż o awans do drugiej ligi. W klubie poszukiwano asystenta do sztabu trenera Tomasza Bekasa. Cel pozostawał ten sam – awans na szczebel centralny.
– Miałem 23 lata, byłem asystentem w czwartoligowej Obrze Kościan, ale prowadziłem też grupę młodzieżową w Akademii Warty. To spowodowało, że naturalnie stałem się kandydatem. Zostałem zaproszony na rozmowę do ówczesnego dyrektora sportowego Arkadiusza Miklosika, który w obecności trenera Bekasa zaproponował mi podjęcie pracy w pierwszym zespole. Wtedy nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie pomyślałbym, że po pięciu latach wspólnej pracy, będziemy świętować trzeci już awans – tym razem do Ekstraklasy – tłumaczy Szała.
Ale praca w Akademii to nie była jego pierwsza styczność z Wartą Poznań. – Przy Drodze Dębińskiej po raz pierwszy pojawiłem się w wieku dwunastu lat. Trenowałem w jednym zespole z zawodnikami, którzy do dziś są w klubie – Adrianem Lisem i Adrianem Laskowskim oraz m.in. Bartoszem Bereszyńskim, który następnie trafił do Lecha – wspomina.
Współpraca z Bekasem wypaliła. – Znaliśmy się, zanim pojawiłem się w sztabie. Jako trener grup młodzieżowych przychodziłem na mecze Warty, widziałem jaki trener preferuje styl. Po czasie mogę powiedzieć, że się uzupełnialiśmy. Bekas, jako były piłkarz, duży nacisk kładł na odpowiednie funkcjonowanie szatni oraz planowanie treningu w taki sposób, aby większość zajęć, nawet tych związanych z przygotowaniem motorycznym, miała miejsce z piłką. W tamtym czasie mieliśmy mocny zespół. Jednak droga do awansu przebiegła w dramatycznych okolicznościach. Doskonale pamiętam zacięty mecz z rezerwami Lecha zakończony remisem 3:3, który zapewnił nam zwycięstwo w lidze i otworzył drogę do baraży. W nich wykorzystany rzut karny Łukasza Białożyta w 90. minucie rewanżowego meczu z Garbarnią dał awans – opowiada.
Po awansie z trzeciej do drugiej ligi realia szczebla centralnego szybko zweryfikowały beniaminka. Jesienią Bekas został zwolniony, a misję ratowania klubu przed spadkiem dostał doświadczony, obyty w polskich realiach ligowych Petr Nemec.
–To osoba z innego pokolenia niż trener Bekas. I to jest to, o czym wspominałem wcześniej – trzeba się umieć dostosować. Najważniejsze w tym jest być normalnym człowiekiem. Jeśli będziesz szczery i będziesz chciał pracować dla zespołu, a absolutnie nie dla siebie, to każdy trener to zobaczy. Ty jesteś po to, żeby pomóc – deklaruje Szała.
Przyjście nowego szkoleniowca to dla asystenta często czas dużych zmian. – Trener Nemec z natury nie należy do osób wylewnych, stąd też początki wymagały wzmożonej obserwacji, by dowiedzieć się, na jakie aspekty w codziennej pracy kładzie nacisk. Musiałem przerzucić się na inną filozofię prowadzenia zespołu. Sposób gry uległ zmianie, priorytetem była dobra organizacja w grze obronnej, a także odpowiednie przygotowanie fizycznie. Należało umiejętnie przeorganizować swoją pracę pod potrzeby trenera. Ale i tak najważniejsze było złapanie odpowiedniej relacji. Jeśli to by się nie udało, to nie zaistnielibyśmy jako sztab. Trzeba pamiętać, że to ja jestem dla trenera, a nie trener dla mnie – tłumaczy.
Z Czechem na ławce Warta najpierw utrzymała się w II lidze, a w następnym sezonie, mimo ogromnych problemów organizacyjnych, awansowała na zaplecze ekstraklasy, chociaż nikt na to nie stawiał. – Uważam, że dzięki konsekwencji trenera, doborowi odpowiednich zawodników pod względem mentalnym, byliśmy w stanie przezwyciężać wszystko. Piłkarze mieli świadomość, że sytuacja w klubie była trudna, ale nas to scementowało i poprowadziło do sukcesów – mówi.
Mimo że Nemec cel, czyli utrzymanie, zrealizował, to latem 2019 roku na ławce zastąpił go Piotr Tworek, który miał nadać drużynie bardziej atrakcyjny i nowoczesny styl.
– Nie ukrywam, że pierwsze miesiące były trudne. Myślę, że trener trochę mnie testował, na ile jestem gotowy, żeby pracować według jego filozofii. Wszedł i chciał przedefiniować sposób prowadzenia drużyny. Z zespołu broniącego się i czekającego na kontry, mieliśmy stać się zespołem grającym atrakcyjną, ofensywną piłkę – wyjaśnia.
Wraz ze zmianą pierwszego trenera często rewolucji ulega zakres pracy asystenta. – Trener Tworek chce mieć wszystko pod swoją kontrolą. Pilnuje odpowiednich warunków, tak żeby zawodnicy mogli się skupić tylko na pracy. Najmniejsze szczegóły, detale, dokumentacje pracy, raporty zmęczeniowe. Wiedziałem, że trener do najmniejszych rzeczy przykłada ogromną wagę – opowiada.
Szale pomaga to, że obecny trener Warty do niedawna sam pracował jako asystent, m.in. u Macieja Bartoszka i Leszka Ojrzyńskiego. – To dla mnie ogromny plus. Mogę od trenera czerpać, ponieważ przed chwilą robił to, co ja. Zna tę pracę na wylot, dla mnie to ogromna wartość, że stworzyliśmy sztab, w którym każdy ma swoje ściśle określone zadania i wszystko dobrze funkcjonuje – podkreśla.
Czy oprócz spraw typowo technicznych, pomocy w prowadzeniu treningów, współpracy z pierwszym trenerem, asystent ma do wypełnienia inne zadania? – Trzeba pełnić rolę łącznika między szatnią a trenerem. Czasem zawodnicy przyjdą do ciebie z tematem, o którym nie będą chcieli rozmawiać z pierwszym trenerem. Ważne jest rozpoznanie, w jaki sposób przekazać to trenerowi czy może zachować dla siebie, bo sytuacja nie wymaga interwencji wyższej instancji – uśmiecha się.
Dla zobrazowania, jak ważne są relacje nie tylko czysto zawodowe, ale też ludzkie, opowiada historię jeszcze z czasów drugoligowych. – Jeden z zawodników, który miał słabszy moment, spotkał się ze mną na kawie. Szczerze porozmawialiśmy, powiedział mi parę rzeczy, widziałem, że się otworzył i obdarzył zaufaniem. W weekend graliśmy spotkanie, zawodnik podszedł, powiedział, że dobrze się czuje i może pomóc zespołowi. Nakłoniłem trenera, żeby go wpuścił i strzelił dla nas zwycięskiego gola. To pokazuje, że relacje z piłkarzami nie muszą być płytkie – opowiada.
Podkreśla jednak, że to nie tak, iż asystent może "wygrać" mecz dla zespołu. To wniosek zdecydowanie za daleko idący. Najczęściej, gdy dłużej współpracuje się z jednym trenerem, to spojrzenie na futbol zaczyna być podobne.
– Często naradzamy się na ławce i okazuje się, że obserwacje czy wnioski jakie wysuwamy z analizy meczu są identyczne. Celem mojej pracy jako asystenta nie jest zdobywanie pochwał czy szukanie splendoru lecz konkretna podpowiedź lub wskazówka, która może pomóc zespołowi w osiągnięciu zakładanego celu na boisku – zaznacza.
A jak to wygląda w sytuacji, gdy zespołowi nie idzie? – Jakość ludzi poznajesz w kryzysowych momentach. Właśnie w trudniejszych chwilach najbardziej się do trenerów zbliżyłem. Wtedy trener na ciebie liczy. Wie, że zespół nie realizuje ustalonych wcześniej założeń i każda podpowiedź, każda uwaga z boku może być pomocna. W końcówce sezonu, gdy w 1. lidze mieliśmy zadyszkę, to takie chłodne, spokojne spojrzenie i zwrócenie uwagi dużo dawało. Zawsze mówiłem to, co myślę. Wtedy oczywiście już dalsza ocena sytuacji i podjęcie następnych kroków należy do pierwszego trenera – zaznacza.
Nie sposób nie poruszyć tematu wieku. Mając 24 lata pracował na szczeblu centralnym, najczęściej ze starszymi zawodnikami. W PKO Ekstraklasie również nie ma młodszego asystenta, znaczna większość to osoby, których pesele nie zaczynają się od liczby 9.
– Na początku mojej pracy w Warcie szybko musiałem nauczyć się pracować z zawodnikami sporo starszymi. Jako trener muszę dążyć do bycia autorytetem, muszę wymagać, ale też zawodnicy widzą, jaka jest relacja między pierwszym trenerem a mną. Jeśli widzą, że wszystko się układa, to autorytet samoistnie się buduje a to, że jestem w podobnym wieku nie ma już żadnego znaczenia – wyjaśnia.
Czy pracując kilka lat w roli asystenta myśli się już o byciu pierwszym trenerem? – Teraz? Absolutnie. Jestem wychowankiem, serce bije mi mocniej, gdy słyszę "Warta". Praca w Ekstraklasie od zawsze była moim marzeniem, a tym bardziej w "swoim" klubie. Szczególnie biorąc pod uwagę, w jakim momencie zaczynaliśmy – kończy.