28 paź 2020 | Skoki

Skoki narciarskie. Andrzej Wąsowicz: drugi lockdown w kraju i Puchar Świata w Wiśle może nie dojść do skutku

Dawid Kubacki i Kamil Stoch podczas zawodów Pucharu Świata (Fot. PAP)

Inauguracja Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle-Malince może nie dojść do skutku? Szerząca się pandemia koronawirusa komplikuje sytuację. W tej kwestii, w rozmowie z TVPSPORT.PL, wypowiedział się przewodniczący komitetu organizacyjnego Pucharu Świata w Wiśle – Andrzej Wąsowicz.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Czytaj także: Skoczkowie na lodzie. "Lufa" Żyły i pochwała dla Stocha

W Zakopanem z kibicami? Mogą wejść tysiące

Czytaj też

skoki narciarskie, Puchar Świata w Zakopanem, PŚ w Zakopanem, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, skoki, koronawirus

W Zakopanem z kibicami? Mogą wejść tysiące

Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Z każdym rokiem sytuacja przed inauguracją Pucharu Świata jest coraz trudniejsza. Przyzwyczailiście się?
Andrzej Wąsowicz: – Tamte lata były niczym w porównaniu do tego, co dzieje się teraz. Ciągle nie jesteśmy pewni czy zawody dojdą do skutku. Są kolejne rekordy zakażeń Covid-19. Nie mam pojęcia, jak to będzie za kilka dni. Mimo to zaczęliśmy produkcję sztucznej pokrywy śnieżnej. Nikt nam jednak nie zagwarantował czy coś z tego wyjdzie.

– Inauguracja może się nie odbyć?
– Boję się, że w kraju zostanie ogłoszony całkowity lockdown. Wtedy ta impreza może nie dojść do skutku. Coraz bliżej takiego scenariusza. Mam poważne obawy. Przedtem nie miałem. Teraz są i to duże.

– Ile stracicie na tym przedsięwzięciu?
– Idzie to nie w milionach, a setkach tysięcy. Zbieramy się w gronie jury konkursów, by łączyć się z dyrektorem Pucharu Świata – Sandro Pertile. Trochę za wcześnie, by szacować dokładne liczby. Koronawirus jednak nie odpuszcza. W powiecie cieszyńskim jest ponad 100 zakażeń dziennie. W Wiśle nie ma tragedii, ale wytyczne liczą się w skali powiatu. Przychodzi smutna refleksja.

– Doświadczenie z poprzednich lat pomaga?
– Pomaga przy produkcji śniegu. Mamy kolejne innowacyjne pomysły. Nie mogę ich jeszcze zdradzić. Problem jest taki, że z ludzi, których chcę mobilizować do działania, schodzi powietrze. Pojawiają się pytania: "Czy to warto robić?". "Coś z tego w ogóle będzie?". Trudne dni nas czekają. Składamy wyprodukowany puch tam, gdzie słońce nie dochodzi, ale tworzymy go, gdy na dworze jest... 16 stopni. Mamy pogodę jak w lecie. Całość przykrywamy foliami. Jakoś się to utrzymuje. Co z tego będzie? Nie wiadomo.

– Jest szansa na pojawienie się kibiców na trybunach?
– Na tę chwilę nie mamy o czym marzyć. Zastanawiam się, jak się wywiążemy z kwestii sponsorskich. To kolejny kłopot.

– Nowy dyrektor Puchar Świata jakoś pomaga?
– Stara się. Bardzo zależy mu na udanej inauguracji. Wiele rzeczy nie zależy jednak tylko od niego. Czekam na rozwój sytuacji epidemiologicznej w danym kraju. Najbardziej boję się kwestii logistycznych. Jak zawodnicy pojawią się już w Wiśle, to ze wszystkim damy radę. Kłopoty mogą pojawić się podczas lotów do Polski. Japończycy chcą wziąć udział w zawodach. Będą musieli być przetestowani u nas. Najbardziej im się to opłaca, bo w Polsce wychodzi to najtaniej.

W Zakopanem z kibicami? Mogą wejść tysiące

Czytaj też

W Zakopanem z kibicami? Mogą wejść tysiące

Ostatnia prosta przed sezonem zimowym. Kadra trenuje w Zakopanem

Ostatnia prosta przed sezonem zimowym. Kadra trenuje w Zakopanem

Wielki pech medalisty MŚ. Sezon z głowy

Czytaj też

Wielki pech medalisty MŚ. Sezon z głowy

– Wszelkie procedury macie dopięte na ostatni guzik?
– Tak. Przedstawiciele FIS byli zadowoleni po Letnim Grand Prix. Zaaprobowali wszystko. Wypracowany model przez nas służy jako wytyczne dla innych organizatorów.

– Ma pan jakieś głosy od Adama Małysza i spółki? Jak biało-czerwoni podchodzą do zaistniałej sytuacji?
– Rozmawiałem z nimi przy okazji letnich mistrzostw kraju w Szczyrku. Bardzo by chcieli wystartować u siebie. Martwią się oczywiście o brak publiczności. Liczy się jednak start. Mają świadomość tego, co się dzieje. Są gotowi na każdy scenariusz. Mamy cały czas pod górkę. Niektórzy mnie pytają czy poprzewracało mi się w głowie, że w to brniemy. Najłatwiej byłoby postąpić jak inni. Odwołać konkursy i mieć święty spokój. My tak nie działamy. Nie na tym to polega.

– W ostatnich miesiącach Polska robi najwięcej, ze wszystkich krajów, dla skoków narciarskich?
– Poziom reprezentowany przez polskich zawodników upoważnia nas do organizacji takich zmagań. Mamy też najlepszych kibiców. Żal, że najprawdopodobniej nie zobaczymy ich w tym roku.

– Wszystko wskazuje na to, że inauguracja sezonu 2021/2022 odbędzie się w Niżnym Tagile, Wisła otrzyma grudniowy termin. Ma to sens?
– Na to, jako szef komitetu, się nie zgadzam. To nie jest dobry termin. Liczyłem na inne miejsce w kalendarzu. Dlatego robiliśmy Letnie Grand Prix, żeby pokazać, że potrafimy i chcemy to robić. Zaproponowany termin nie jest poważny. Różnica dwóch-trzech tygodni nic nam nie daje. Jest zrobiony draft przez FIS. Zobaczymy, co się dalej będzie działo. Nie boję się przedstawiać swojego stanowiska w mediach. Nie boję się też konsekwencji. Pertile czyta nasze wypowiedzi, wywiady. Wie, jakie mamy podejście i co się dzieje w kraju.

– Zdaje sobie sprawę jak dużo może stracić?
– Kiedyś powiemy "basta" i tyle z tego będzie. W Polskim Związku Narciarskim jesteśmy uparci. Niedługo przejdzie nam ta chandra. Będziemy działać do końca. W FIS-ie nie mają żadnych pomysłów. Chcieliby tylko, żeby zawody zostały przeprowadzone. Tak to nie może wyglądać.