Cezary Kulesza ma twardy orzech do zgryzienia. Wybierając selekcjonera musi zastanowić się, czy postawić na Adama Nawałkę, czy na Andrija Szewczenkę. Za Polakiem przemawia przeszłość, a za Ukraińcem przyszłość. A co mówią liczby?
Nawałka wygrał 27 z 50 wspomnianych meczów, a Szewczenko 25 z 52. Gołym okiem widać było więc, że lepiej wiodło się Polakowi. Potwierdzały to zresztą dane. Gdy Nawałka triumfował w 54 procent starć, Szewczenko robił to w "zaledwie" 48.
Średnia punktowa, co zrozumiałe, również była po stronie Nawałki. Zakładając, że każde spotkanie było meczem o stawkę, można byłoby wyliczyć, że Polacy zdobywali 1,88 punktu na mecz. Ukraińcy, w analogicznym okresie, radzili sobie słabiej. W każdym spotkaniu inkasowali średnio 1,69 punktu.
Częściej schodzili też z boiska pokonani. Musieli uznawać wyższość rywali w czternastu z 52 spotkań pod wodzą Szewczenki. 27 procent starć kończyli więc bez jakichkolwiek zdobyczy. Dla porównania – Polacy zanotowali tylko dziesięć porażek, przegrywając tym samym 1/5 wszystkich meczów.
Ukraińcy nie mogli pochwalić się takimi statystykami. Bo choć na początku kadencji Szewczenki grali efektownie i strzelali dużo goli, to z czasem wytracili impet. Łącznie w 52 spotkaniach zdobyli 71 bramek, tracąc ich 62.
W każdym spotkaniu strzelali więc – średnio – 1,37 gola, pozwalając rywalom na zdobycie przynajmniej jednej bramki – 1,19. Nie mogli równać się z rozpędzoną kadrą Nawałki, która – choć dysponowała podobnym potencjałem piłkarskim – była znacznie skuteczniejsza.
Tak, jak choćby w meczach z Serbią (5:0) czy Portugalią (2:1), gdy zaskakiwała niekonwencjonalnymi zagraniami, szybką wymianą piłki i efektownymi kombinacjami. Jej piłkarze świetnie poruszali się po boisku, zachwycając widowiskową grą.
Kadra Nawałki również miała takie momenty – tak jak podczas Euro 2016, gdy udało jej się rozegrać jedną z najładniejszych akcji kombinacyjnych w historii polskiej piłki. Szkoda tylko, że niezakończoną bramką...
U obu trenerów bywało jednak i gorzej. W obu przypadkach miało to związek ze zmianami taktycznymi. Dopóki Polacy grali w sprawdzonym 4-4-2, nic złego im się nie przytrafiało... No może z wyjątkiem starcia z Danią (0:4), które było zresztą opłakane w skutkach.
To po nim Nawałka zdecydował się na eksperyment z trójką obrońców, starając się urozmaicić sposób gry reprezentacji. Jak się to skończyło, wszyscy dobrze pamiętają. Kadra skompromitowała się na mistrzostwach świata, wygrywając jedynie z Japonią.
Szewczenko również przeżył dotkliwą porażkę. Po przegranej 1:7 z Francją coraz częściej odchodził od ustawień 4-3-3 lub 4-2-3-1 na rzecz formacji z trójką stoperów. Wychodziło to z różnym skutkiem...
Zarówno Polak, jak i Ukrainiec, zapewnili też swoim drużynom awanse w rankingu FIFA. Nawałka przejmował kadrę na 69. miejscu, by pozostawić ją na osiemnastym. Szewczenko z trzydziestego zespołu świata zrobił 25. drużynę globu.
Teraz któregoś z nich czeka podobne wyzwanie. Czy w rolę zbawiciela polskiej kadry znów wcieli się Nawałka? Czy tym razem polską piłkę ratować będzie Szewczenko? To wciąż pozostaje tajemnicą. Bazując na statystykach pewnym można być za to jednego – efekty ich pracy będą podobne. A skoro tak, to po co przepłacać?