Grać w lidze kraju, który zaatakował twoją ojczyznę? Nie ma szans. Dmitro Litwin nie zastanawiał się ani chwili. Nie wrócił nawet do Rosji z obozu w Turcji.
Dmitro Litwin to 25-letni obrońca. W młodości wyjechał z Ukrainy do Portugalii, gdzie trafił nawet do Benfiki, ale w tamtejszej ekstraklasie nie zadebiutował. Wrócił na Ukrainę – grał w Zorze Ługańsk i Olympiku Donieck, a od początku 2021 roku grał w Rosji. W lipcu przeniósł się na daleki wschód Rosji, by grać w drugoligowym SKA Chabarowsk.
– W chwili wybuchu wojny byliśmy na zgrupowaniu w Turcji. Ja już stamtąd nie wróciłem do Rosji nawet na chwilę. Od razu poprosiłem o rozwiązanie kontraktu i stało się to bardzo szybko, w pierwszy dzień wojny. Znalazłem nowy klub na Islandii i prosto z Turcji poleciałem tam. Do Chabarowska nie miałem za bardzo po co wracać, mam tam tylko jedną walizkę – mówi Litwin w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Nie miał wątpliwości, że nie chce dłużej grać w Rosji. I nie ma zamiaru tam już nigdy wrócić. – Po tym, co zrobili mojej ojczyźnie, jestem pewien, że moja noga już tam nie postanie – zapewnia. Nie będzie więc musiał po zakończeniu sezonu wracać do SKA. – Co ważne, koledzy z zespołu poważnie przejmowali się moją sytuacją. Pytali o moich bliskich i rodzinę. Grając w Rosji nigdy nie miałem żadnych nieprzyjemności wynikających z faktu, że jestem Ukraińcem – zaznacza.
Bortniczuk: rosyjski sport powinien zostać całkowicie odłączony od świata
Mieli swoje powody
Jedyne wątpliwości 26-letniego piłkarza dotyczyły tego, czy faktycznie nadal chce grać w pikę. – Miałem myśli, by rzucić futbol i jechać na Ukrainę walczyć z Rosjanami. Rodzina poprosiła mnie jednak, bym tego nie robił. Dzięki temu, że nadal jestem profesjonalny piłkarzem, mogę pomagać finansowo innym Ukraińcom, którzy pozostali w kraju – mówi nowy piłkarz islandzkiego klubu Klaksvik.
Nie wszyscy Ukraińcy byli tak zdeterminowani jak on. Anatolij Tymoszczuk i Iwan Ordeć postanowili zostać w lidze rosyjskiej. Ten drugi od 2,5 roku jest kolegą klubowym Sebastiana Szymańskiego w Dynamie Moskwa. I pozostał w klubie. – Te sprawy nie są dla mnie całkowicie proste. Widocznie obaj mieli swoje powody, by pozostać w Rosji – zaznacza Litwin. Jego rodacy nie mieli tyle wyrozumiałości i decyzja Tymoszczuka spotkała się z wielką krytyką.
Pomagamy Ukrainie. Trwają licytacje gadżetów polskich sportowców [szczegóły]
Przerywane rozmowy
Czy trudno się dziwić? Rosyjskie rakiety wciąż spadają na ukraińską ziemię. Giną cywile, miliony ludzi musiało uciec z kraju. Na naszych oczach dokonuje się zniszczenie całego kraju.
Rodzina Litwina podchodzi z Mironówki, na południowych rubieżach Kijowa. – W Mironówce nadal są moi dziadkowie. Na szczęście wszystko z nimi w porządku. Ja urodziłem się w Kijowie, to moje rodzinne miasto. Moi rodzice wciąż tam przebywają – mówi ukraiński piłkarz.
– Na Ukrainie wciąż jest wielu członków mojej rodziny i przyjaciele. Codziennie staramy się rozmawiać. Bardzo się martwię bo wiele ukraińskich miast codziennie jest obiektem bombardowań. Rozmawiam z bliskimi i staram się dowiedzieć, jaka pomoc jest jak najbardziej potrzebna. Czasem rozmowy przerywają nam alarmy przeciwlotnicze. Trzeba wtedy uciekać, bo nigdy nie wiesz, gdzie spadnie bomba. To przerażające – dodaje Litwin.