Diogo Boa Alma był dyrektorem sportowym w portugalskich klubach, a piłkarze, którzy sprowadzał, odchodzili za miliony euro. Jak poinformował Piotr Koźmiński z Goal.pl, jego zatrudnienie rozważają polskie kluby. W rozmowie z TVPSPORT.PL Portugalczyk ocenił PKO BP Ekstraklasę i jej potencjał, zdradził kulisy pracy oraz wyznał, jakie metody pomogły mu nauczyć się… kilku języków obcych.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Wiem, że od pewnego czasu uważnie śledzisz polską piłkę. Mówiąc w skrócie – co o niej sądzisz?
Diogo Boa Alma, były dyrektor sportowy Vitorii Guimaraes, Casa Pia AC, CD Santa Clara oraz Vitorii Setubal: – Zarówno liga oraz drużyna narodowa są na dobrym poziomie od dłuższego czasu. Pod względem organizacyjnym Ekstraklasa przypomina Bundesligę, zachowując proporcje. Jest sporo dużych stadionów, coraz lepsze są też obiekty treningowe. I oczywiście wielu dobrych piłkarzy, wiele talentów i kolejne inwestycje. Wasza liga ma potencjał, żeby w ciągu najbliższych kilku lat stać się jeszcze silniejsza.
– Pod wieloma względami ten potencjał nie jest jednak wykorzystywany. Zauważasz to z zewnątrz?
– Zgadzam się. Myślę, że można podnieść jakość zawodników – głównie tych sprowadzanych z zagranicy, ale także trenerów. Patrząc na stadiony i kibiców, ale także na możliwości finansowe, które są dość dobre – mogłoby to wyglądać nieco lepiej.
– Wspomniałeś o zagranicznych piłkarzach trafiających do Polski. Z drugiej strony – ostatnio na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji było tylko dwóch zawodników grających w Ekstraklasie. A w europejskim rankingu Polska zajmuje piętnaste miejsce. Czy patrząc z perspektywy Portugalii można to uznać za problem?
– Nie widzę w tym problemu, myślę że jest to normalne. W Portugalii sytuacja jest podobna, a mamy siódmą ligę w Europie! To normalne, że najlepsi zawodnicy trafiają do pięciu najwyższych lig – to pokazuje jakość drużyny narodowej. Bardziej uznałbym za problem średni poziom drużyn, które nie wykorzystują swoich możliwości – niektóre naprawdę dobrych budżetów. Jeśli będą sprowadzać lepszych zagranicznych piłkarzy oraz trenerów niż dotychczas, ale też rozwijać więcej krajowych zawodników – również z kategorii młodzieżowych, poziom się poprawi.
– Dlaczego polscy piłkarze rzadko trafiają do Portugalii? Cezary Miszta to w ostatnich latach wyjątek, biorąc pod uwagę seniorów.
– Tak jak powiedziałeś – Ekstraklasa jest na piętnastym miejscu w rankingu. Ale macie więcej pieniędzy niż większość portugalskich klubów. Dlatego nie jest łatwo nam przyciągnąć polskiego piłkarza, który zapewne straciłby finansowo na takim transferze. Prawdę mówiąc, tylko cztery najlepsze kluby w kraju stać na Polaków. Oczywiście portugalskie kluby śledzą ligę, ale jest to rynek trudno dostępny dla większości z nich.
– Znacznie więcej było transakcji z Portugalii do Polski.
– Afonso Sousa to wielki talent, dobrze grał w młodzieżowych kategoriach w Portugalii. To dowód na to, że polskie kluby stać na bardzo jakościowych piłkarzy z naszego kraju. I myślę, że jest więcej zawodników na poziomie Afonso, którzy byliby skłonni zagrać w waszej lidze.
– Z kim najbardziej kojarzy ci się polska piłka? Oczywiście pomijając Lewandowskiego.
– Macie bardzo wielu dobrych bramkarzy, którzy są w stanie grać na najwyższym poziomie. To jest coś, w czym się specjalizujecie. Poza tymi, którzy są w najwyższych ligach, jest dwóch-trzech, którzy niebawem tam zagrają. Ale nie chciałbym ich wymieniać, bo byłoby to niesprawiedliwe dla innych. Wiem też, że w Polsce jest mnóstwo młodych zawodników z potencjałem.
– W Polsce dużo mówi się o rocznikach 2006 i 2007, jednak na razie jest niewielu zawodników z tych kategorii, którzy grają w seniorskiej piłce.
– Pomiędzy drużynami do lat dziewiętnastu a profesjonalnymi czasami jest przepaść. Dlatego w Portugalii najlepsze zespoły mają drużyny "B", które grają na drugim poziomie rozgrywkowym. To dobre miejsce na rozwój dla osiemnasto- i dziewiętnastolatków, żeby przygotować się lepiej do gry w pierwszym zespole. Myślę też, że trzeba mieć jasny projekt na rozwój młodych talentów, żeby dać im przestrzeń i możliwości.
– Niedawno w rozmowie z Piotrem Koźmińskim z portalu Goal.pl powiedziałeś, że masz ambitne cele jako dyrektor sportowy. Czy uważasz, że mógłbyś je zrealizować w Polsce?
– Polskie kluby mogą być atrakcyjnym miejscem do pracy. Pod warunkiem, że klub jest dobrze zorganizowany i daje przestrzeń dyrektorowi sportowemu, aby rozwinąć dobry projekt w okresie dwóch-trzech lat i grać regularnie w europejskich rozgrywkach, na przykład wejść do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Myślę, że odpowiednie osoby na stanowiskach dyrektorów sportowych dodatkowo zwiększyłyby potencjał polskiej piłki.
– Pracowałeś w takich klubach jak Santa Clara i Casa Pia – które nie miały dużego potencjału finansowego. W jaki sposób przekonywałeś zawodników, żeby przychodzili do tych klubów?
– Po pierwsze, trzeba wiedzieć, gdzie szukać talentów i nie szukać ich na największych rynkach. A po drugie, mieć wiedzę o różnych ligach, a także reprezentacjach narodowych, także spoza Europy, o dobrze wyszkolonych zawodnikach. Trzeba też mieć dobry kontakt z agentami, co jest szczególnie ważne w takim kraju jak Portugalia, gdzie menedżerowie bardzo wysoko wyceniają swoich zawodników. Piłkarze wiedzą też, że jeśli przyjadą do Portugalii i pokażą się, będą mogli rozwijać swoją karierę. Ale trzeba mieć jasną wizję klubu i plan na zawodników. Pokazywać im, że chcemy, żeby stawali się lepsi, bo potem mogą odejść do czołowych klubów w lidze albo do czołowych lig Europy. Myślę, że to wszystko może przekonać graczy.
– Jak nie dać się oszukać na różne kombinacje piłkarzy i agentów?
– Trzeba najpierw sprawdzić czy są to uczciwi ludzie. Dla mnie uczciwość jest ważna w pracy – zawsze mówiłem zawodnikom te dobre, ale niekiedy też negatywne rzeczy o klubie, na przykład jeśli był problem z obiektami treningowymi. Jeśli chcesz, żeby w twoim klubie ktoś zrobił kolejne kroki w karierze, nie możesz nikogo oszukiwać. Nie możesz jednak pozwolić, żeby młody piłkarz po transferze pomyślał, że podpisał kontrakt życia. On musi chcieć więcej i więcej w swojej karierze.
– Jednym z piłkarzy, których sprowadziłeś do Santa Clary, był dobrze znany w Polsce Nene, do niedawna występujący w Jagiellonii. Co sprawiło, że przykuł on twoją uwagę?
– Obserwowaliśmy go, gdy grał w trzeciej lidze portugalskiej. Miał 24 lata, miał amatorski kontrakt. U nas od razu podpisaliśmy z nim profesjonalną umowę. Na początku trochę musiał powalczyć, ale potem stał się ważnym piłkarzem dla drużyny. Cieszę się z jego sukcesów i jestem zadowolony z tego, że w Jagiellonii był ważnym piłkarzem klubu, który zdobył mistrzostwo. To facet z dobrą mentalnością i zasłużył na takie osiągnięcie.
– We wspomnianej rozmowie dla Goal.pl zdradziłeś, że znasz wiele języków. Czy masz jakiś sposób na ich naukę?
– Prawdę mówiąc, każdego języka uczyłem się inaczej. Angielskiego nauczyłem się dzięki oglądaniu amerykańskich filmów bez tłumaczenia – w Portugalii jesteśmy przyzwyczajeni do tego. Jako dziecko chodziłem też do prywatnej szkoły, gdzie poznałem dobrze francuski i niemiecki. Potem studiowałem w Instytucie Niemieckim w Lizbonie. Miałem też zajęcia z włoskiego. A potem, gdy sprowadziłem Moritę (obecnie czołowego piłkarza lizbońskiego Sportingu – przyp. red.), nauczyłem się japońskiego. Morita nie mówił ani po angielsku, ani po portugalsku. Zatrudniłem wtedy pochodzącego z Brazylii nauczyciela, aby dawał mi lekcje przez godzinę dziennie. A potem wykorzystywałem to, żeby zachęcić Moritę do nauki portugalskiego. Mówiłem mu na przykład: policzę do dziesięciu po japoński, a jutro ty będziesz musiał policzyć po portugalsku. W ten sposób szybciej się zaadaptował, a ja poznałem nowy język.
– Nauczyłbyś się polskiego, gdybyś został zatrudniony przez tutejszy klub?
– Wiem, że w polskim jest trochę słów zaczerpniętych z niemieckiego, więc pewnie zacząłbym od nich! Myślę jednak, że kiedy wiesz jak mówić w wielu językach, każdy kolejny jest łatwiejszy do nauczenia się w przyszłości. Zrozumienie polskiego nie byłoby łatwe, ale mógłbym się przystosować.