| Piłka ręczna / ORLEN Superliga
Nie milkną echa wtorkowej "świętej wojny" między Orlen Wisłą Płock a Łomżą Vive Kielce. Po pasjonującym spotkaniu kielecki klub po raz 19. w historii, a 11. z rzędu został mistrzem Polski. Takich płocko-kieleckich starć już niedługo może być więcej. To umożliwić ma zmiana systemu rozgrywek w PGNiG Superlidze.
Obecnie od dwóch sezonów rywalizacja w krajowej elicie toczy się w standardowym systemie ligowym – każdy z 14 klubów biorących udział w zmaganiach rozgrywa w sumie po 26 meczów, czyli innymi słowy gra mecz i rewanż z każdym z ligowych rywali. Mistrzem Polski zostaje ten, kto na przestrzeni całego sezonu zgromadzi najwięcej punktów, ten kto uzbiera ich najmniej, spada do Ligi Centralnej.
Taki system obowiązuje też m.in. w Niemczech i Francji, czyli krajach z dwiema najsilniejszymi obecnie ligami piłki ręcznej na świecie. I to na nich wzorował się w 2020 roku ówczesny prezes Superligi sp. z o.o. Marek Janicki, decydując się na zmianę formatu ligi i odejście od play-offów. W rozmowie z TVPSPORT.PL podkreślał, że to system najbardziej sprawiedliwy, bo by zdobyć w nim medal, zespoły muszą grać na równym poziomie przez cały sezon. Taki argument podnosili też inni zwolennicy tego systemu, z Marcinem Lijewskim z Górnika Zabrze na czele.
Oponenci odpowiadali jednak, że system "niemiecki" choć sprawiedliwy, nie jest równie atrakcyjny co bardziej nieprzewidywalne play-offy. W nich wszystko rozstrzyga się w bezpośredniej rywalizacji dwóch drużyn na konkretnym etapie zmagań, a wcześniejsze wyniki z sezonu zasadniczego przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. To pozwala uniknąć też sytuacji, w której mistrza Polski czy brązowego medalistę znamy na długo przed końcem sezonu – medaliści wyłaniani są bowiem w kończących rozgrywki meczach.
CZYTAJ WIĘCEJ: Łomża Vive "trolluje" Orlen Wisłę. Specjalne koszulki i... pamiątka w szatni
O powrocie do play-offów szeptano w handballowych kręgach tak naprawdę od momentu rezygnacji z nich. Część klubów otwarcie chciała zmiany systemu. O pierwszych przymiarkach władz Superligi do powrotu do dawnego formatu słychać było już na początku roku, ale dopiero w maju prezes Piotr Należyty otwarcie przyznał: – Zdecydowanie chcemy powrócić do play-offów.
Zmiana jest już przesądzona, ale do ustalenia pozostaje kilka kluczowych aspektów. Pierwszy – termin. Pewne jest, że jeszcze w nadchodzącym sezonie kluby rywalizować będą w systemie "niemieckim". Według informacji TVPSPORT.PL, play-offy wrócą dopiero na rozgrywki 2023/24, choć Superliga nie potwierdza naszych doniesień. Drugim istotnym aspektem jest format play-offów. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje czy np. w finale rozegrany zostanie mecz i rewanż czy może rywalizacja toczyć się będzie do dwóch zwycięstw.
Patrząc na ligową dominację drużyn z Kielc i Płocka – to właśnie między nimi rozstrzygała się rywalizacja o mistrzostwo Polski w dwunastu ostatnich sezonach – powrót do play-offów oznaczać będzie większą liczbę "świętych wojen" w sezonie. Obecnie Vive i Wisła grają ze sobą w Superlidze dwa razy na rok. Zmiana formatu rozgrywek sprawi, że liczba tych starć wzrośnie być może nawet i do pięciu spotkań. To ucieszy kibiców, ale zasmuci... trenerów obu drużyn. Play-offy wiązać się będą bowiem z większą liczbą meczów w sezonie – być może nawet i o sześć lub siedem spotkań – co w obliczu gry w europejskich pucharach będzie dla obu zespołów poważnym wyzwaniem.
CZYTAJ WIĘCEJ: Dramat lidera Orlen Wisły Płock. Poważna kontuzja w "świętej wojnie"
Następne
19 - 25
Zepter KPR Legionowo