Carlos Tevez zakończył rok temu karierę piłkarską. Nie dawał rady psychicznie. Narzekał na pier... wirusa, który zabrał mu przybranego ojca. Skoro futbol pozwolił Carlito na wyrwanie się z kręgu zbirów w Buenos Aires, to nadal szuka w nim normalności. Został niedawno trenerem Rosario Central. A to furiat mający wiele z buntownika. Kto by przypuszczał, że tak się stanie?
Wybitny argentyński pisarz Jorge Luis Borges był wrogiem futbolu. Mało tego, wręcz nim gardził. Kiedyś stwierdził, że piłka nożna jest popularna, bo i głupota jest popularna. Krótka piłka, ale w Argentynie trudno obyć się bez futbolu nawet największym sceptykom. Zatem, gdy intelektualista spotykał się na uniwersytecie w Buenos Aires z pasjonatami tej gry, studentami, to by uwolnić się od nagabywań, dzielił się z nimi taką refleksją: futbol to wymysł postkolonialny, który ma zastąpić... walkę na noże. W tej retoryce piłkarze byliby piratami życia. Z pewnością do nich należy Carlos Tevez.
Piraci życia Borgesa
Owi piraci życia zmagali się jednak z trudami codzienności, zwykle żyli w warunkach urągających godności. Ta nędza w niektórych miejscach w Buenos Aires stanowiła literacką inspirację Borgesa, a dla Teveza to były realia, w jakich musiał żyć od początku. Dzieciństwo miał koszmarne. Brakuje słów, by wyrazić ból, gdy los fundował mu kolejne nieszczęścia. Matka uzależniona od narkotyków, a ojciec kręcił się w półświatku i przypłacił to śmiercią w porachunkach gangów. Carlos miał wyjątkowe szczęście, bo bracia skończyli w więzieniu. A wyjście do szkoły to był często widok trupów porozrzucanych po ulicy.
O tej dzielnicy okrytej złą sławą, w której wychowywał się Tevez, opowiedziała znająca doskonale Argentynę latynoamerykanistka z Uniwersytetu Warszawskiego, doktor Joanna Gocłowska-Bolek.
– Fuerte Apache to część miejscowości Ciudadela w pobliżu Buenos Aires. Nie jest tak naprawdę miasteczkiem slumsów. Jest to kompleks budynków, głównie 10-piętrowych bloków, zaprojektowany za dyktatury Juana Carlosa Ongania w 1966 roku. To była część planu likwidacji nielegalnych osiedli w pobliskiej stolicy. W 1973 roku ze slumsów Villa 31 w Retiro
przewieziono wojskowymi ciężarówkami pierwszych mieszkańców z całym dobytkiem, a ich blaszano-kartonowe budki w stolicy zlikwidowano, aby nie mogli wrócić. Przesiedleńcy otrzymali dostęp do wody, gromadzonej tam w wielkich zbiornikach, ale brakowało infrastruktury, nie mówiąc o znalezieniu pracy. A wciąż dowożono tam nowych mieszkańców – zaznaczyła.
– Najważniejszy etap powstawania osiedla zbiegł się z budową stadionów piłkarskich z okazji finałów mistrzostw świata w 1978 roku, bo realizowano plan usunięcia slumsów w pobliżu stadionów, by nie zaglądali tam kibice i turyści. Fuerte Apache rozrosło się, stając się jedną z największych dzielnic w kraju. Przez lata wojsko pilnowało, aby była to dobrze strzeżona osada, głównie dla biednych. Budynki zostały zbudowane jednak niedbale i przez lata nie były konserwowane. Ich mieszkańcy – ponad 35 tys. osób – żyją tam więc w wyjątkowo złych warunkach. Muszą mierzyć się nie tylko z biedą, ale też z wykluczeniem społecznym, bo historia ich osiedla to typowa argentyńska historia przemocy władzy i stygmatyzacji ubogich – mówiła.
– Prawdziwa nazwa dzielnicy, narzucona mieszkańcom przez wojsko, to "Barrio Ejercito de los Andes" ("Dzielnica Armii Andów"), choć początkowo nazywali ją dzielnicą Padre Mujica, w hołdzie księdzu, który opiekował się nimi w Villa 31 w Retiro i który został zamordowany przez wojsko kilka dni przed wyprowadzką. Z kolei przydomek Fuerte Apache nadał osiedlu dziennikarz José de Zer, nawiązując do modnego wówczas filmu "Fort Apache, Bronx". Akurat
relacjonował strzelaninę w tym kompleksie. Strzelaniny, morderstwa, porwania i wymuszenia są tam smutną codziennością. Przez lata Fuerte Apache zyskało sobie złą sławę jako dzielnica patologii, w której znaczna część nastolatków zasila grupy przestępcze, nie widząc dla siebie przyszłości. Przestępcy znaleźli tu kryjówki, ponieważ nawet policja nie ma odwagi wejść, więc handel narkotykami kwitnie. Piłka nożna bywa jedynym sposobem dla młodych chłopaków na wyrwanie się z tego środowiska, ale do tego nie wystarczy talent i determinacja. Trzeba jeszcze trafić na kogoś, kto chce i potrafi pomóc – konkluduje dr Gocłowska-Bolek.
Także Carlos Tevez naprawdę nie miał łatwo. Chociaż paradoksalnie to, co kosztowało go tyle w dzieciństwie, nie stało się czymś, co chciałby wymazać z pamięci. A przecież mając dziesięć miesięcy poparzył się wrzątkiem. Poparzenie trzeciego stopnia, a skutek? Dwa miesiące opieki medycznej. Po tym zdarzeniu zostały blizny, które są widoczne na szyi i klatce piersiowej. Gdy zaczął już poważną karierę, to w klubach oferowano mu operacje plastyczne. On jednak uznał, że nie będzie usuwał tego piętna. Tłumaczył zaskoczonym: – Moje blizny to świadectwo mojego wcześniejszego życia.
Szanuje bliskich
Stracił ojca w wieku 5 lat, a matka nie potrafiła się nim opiekować przez niszczący jej zdrowie nałóg. Te rodzinne dramaty sprawiły, że później miał już pewność, iż trzeba się mocno wiązać z bliskimi. Rok temu porzucił futbol. Zmarł jego przybrany ojciec Segundo Raimundo i Carlos stracił motywację do gry. Teraz, gdy zaczyna karierę trenerską, ma w sztabie trzech braci – Diego, Miguela i Ariela. W minionym sezonie Carlo Ancelotti zdobył dwa trofea z pomocą syna, więc może i tym razem bliscy nie będą tylko do towarzystwa.
Niezrozumiany przez sir Alexa, koszulki w śmieciarce
Gdy piszemy o trudnym charakterze Teveza, który może być kłopotem w pracy trenerskiej, to warto cofnąć się do jego gry w Anglii. Tam połączył kibiców zwaśnionych klubów z Manchesteru. W latach 2007-09 grał w United pod okiem sir Alexa Fergusona. Legendarny Szkot zawsze wymagał od piłkarzy dyscypliny i posłuszeństwa. Niepokorny Carlos nie akceptował rygorów, więc panowie szybko się poróżnili. A już wydawało się, że odejście Cristiano Ronaldo do Realu Madryt, pozwoli Argentyńczykowi zwiększyć wpływy w tej drużynie. Jednak nie, mimo próśb Fergusona uparł się i przeszedł do lokalnego rywala.
To był afront wobec United i... początkowo euforia w City. Znany kibic drużyny z błękitnej części tego miasta Noel Gallagher z zespołu Oasis żartował nawet, że w wyborach zagłosuje na Teveza. Niestety, tego entuzjazmu starczyło tylko na kilkanaście miesięcy. Wtedy jedno spięcie z trenerem Mancinim zmieniło postrzeganie piłkarza. Obrażony odmówił wejścia na boisko z ławki. To rozzłościło kibiców i wezwali do palenia koszulek z nazwiskiem Carlosa. Bukmacherzy zwęszyli, że to może być niezła akcja. Przed kolejnymi derbami Manchesteru wylądowały w śmieciarce razem koszulki błękitne i czerwone.
Zantagonizowani kibice tym razem byli zgodni. To był ewenement. Tevez dokonał nie lada sztuki zjednoczenia.
Argentyńczyk strzelał gole w Premier League, ale nigdy nie czuł się tam dobrze. Nie nauczył się języka, był wyobcowany. A później przydarzyła się przygoda w Juventusie i powrót do ojczyzny w 2015. W latach 2015-2016 i 2018-2021 grał w Boca Juniors. Był jeszcze chiński przerywnik (2016-2018).
Powrót sentymentalny i całowanie Maradony
Wrócił w rodzinne strony, które wiązały się z goryczą, ale przecież jeśli chodzi o futbol, to nie musiał mieć złych wspomnień. W Buenos Aires zaczynał grać w piłkę. Najpierw w All Boys, gdzie spędził pięć lat, począwszy od 1992. Potem były cztery lata w Boca. Mowa o drużynach młodzieżowych. W dorosły futbol wszedł tam także, to były lata (2001-04).
Sentymentem kierował się przez półtora roku. Dał się skusić Chińczykom z Shanghai Shenhua. Bogacił się tam tylko przez rok z okładem. Wrócił do Buenos Aires. Początkowo zawodził. Nadwaga, brak chęci do gry, a nawet pogodzenie się z rolą rezerwowego. Ale po jakimś czasie pokazał, że wciąż stać go na wiele. W marcu 2021 zapewnił drużynie z Buenos Aires tytuł mistrzowski.
Argentyńczycy dali ponieść się emocjom. W mediach społecznościowych oznaczali Netflix i HBO pod filmem z golem Carlosa Teveza. Sugerowali, że to tak piękna historia, że trzeba ją pokazać milionom z całego świata. La Bombonera oszalała.
Przed meczem z Gimnasią La Plata, który przyniósł tyle radości, doszło do spotkania Carlosa Teveza z Diego Maradoną. Mówiło się, że łączy ich pochodzenie: biedna portowa dzielnica Buenos Aires. Tevez dorastał tam w niesprzyjających okolicznościach, natomiast Maradona wyznawał jej ideały. Boca to był też jego klub. Ta czułość była niezwykła. Tevez przytulił Maradonę i... pocałował w usta. Co ciekawe, wtedy szalała pandemia. Carlos wyznał nawet, że czuł, iż to zachowanie przyniesie mu szczęście. I przyniosło.
Jak się przygotowywał, czego się nauczył
Teraz Tevez zaczyna karierę trenerską i kibice są ciekawi, czy poradzi sobie, czy jego trudny charakter nie będzie przeszkodą. Julian Nagelsmann powiedział kiedyś, że dziś futbol to w 30 procentach taktyka, a aż w 70 procentach relacje międzyludzkie. Warto o tym pamiętać, tym bardziej, że to słowa taktycznego maniaka, który obsesyjnie myśli o wariantach gry i nowych ustawieniach piłkarzy.
Carlos na pewno poważnie traktuje nowe wyzwanie. Odwiedził ośrodek klubowy Milanu, gdzie spotkał się z trenerem Stefano Piolim i Paolo Maldinim. Zasięgnął ich rad, a przecież jako piłkarz miał do czynienia z trenerami o dużej renomie. Sir Alex Ferguson na pewno czegoś nauczył Teveza, a w Juventusie Massimiliano Allegri. W reprezentacji Argentyny miał szansę poznać futbol oczami Marcelo Bielsy i Jose Pekermana.
Prasa argentyńska chce, by obecni trzydziestolatkowie, którzy dorastali, obserwując największe pasmo sukcesów Boca Juniors, teraz mogli zobaczyć, jak ich ulubieńcy sprzed lat odnoszą sukcesy jako trenerzy. Dziennikarze liczą, że ich idol Carlito sprawdzi się w tej roli. To nie będzie jednak łatwe, zważywszy, że Guillermo Barros Schelotto, Martin Palermo i Fernando Gago nie spisali się za dobrze. Wyzwanie przed Apaczem jest duże. Na pierwszej konferencji prasowej zadeklarował:
– To śpiący kolos, który musi się obudzić.
Widać więc, nie chce iść na łatwiznę.
Znowu szaleństwo w Rosario
Media argentyńskie donoszą, że zatrudnienie Teveza w Rosario Central to wydarzenie, jakiego to miasto, trzecie co do wielkości w kraju, nie doświadczyło od wielu lat. Ostatnio takie szaleństwo było tam, gdy w 1993 roku zawitał inny były gracz Boca, bóg futbolu Diego Armando Maradona. On, zanim przeszedł na emeryturę piłkarską, rozegrał siedem meczów w Newell's. Argentyńczycy podkreślają, że chociaż rywalizacja Boca Juniors i River Plate to klasyk tamtejszego futbolu, to mecze o prymat w Rosario między Newell's i Central są jednak najstarszą ich konfrontacją.
Argentyńska prasa rozpisywała się o Tevezie w grudniu, gdy zarzucano mu miganie się od płacenia podatków. Teraz jest wielkie oczekiwanie, a za jakiś czas weryfikacja. Ktoś tak porywczy, niepoprawny politycznie, czasami wyrazisty aż zanadto, na pewno przyciągnie uwagę nie tylko
Argentyńczyków, ale też świata. Raptus trenerem? Obserwujmy to, bo nikt nie spodziewał się, że futbol napisze taki kolejny scenariusz.