Przejdź do pełnej wersji artykułu

Jan Zieliński: zawsze o tym mówiłem i będę to powtarzał. Uważam, że każdy tenisista powinien chcieć tego samego

/ Jan Zieliński w trakcie meczu w ramach Pucharu Davisa (fot. PAP) Jan Zieliński w trakcie meczu w ramach Pucharu Davisa (fot. PAP)

Nazwisko Jana Zielińskiego znaczy coraz więcej w światowym deblu. Polski tenisista w ostatnich tygodniach zanotował świetne wyniki, które zbliżyły go do ścisłej czołówki. Nie zamierza się jednak nimi zadowalać. – U mnie się nic nie zmienia. Nadal chcę być numerem jeden na świecie. Czy to się wydarzy za rok, dwa, czy pięć lat, to zobaczymy – zapewnił w rozmowie z TVPSPORT.PL świeżo upieczony mistrz turnieju rangi ATP 250 w Metz.

Hurkacz poza Top 10. Sprawdź aktualny ranking ATP

Michał Pochopień. TVPSPORT.PL: – Zacznijmy od bieżących wydarzeń, czyli od twojego niedawnego triumfu w Metz. Wygrałeś ten turniej po raz drugi z rzędu. Co więcej – w obu przypadkach z innymi partnerami. Jest coś szczególnego, co powoduje, że dobrze czujesz się w tym mieście?
Jan Zieliński: – Szczerze mówiąc? Nie. Uważam, że to wynikało z dobrej dyspozycji w danym tygodniu. A jak miałbym być zupełnie szczery, to powiem, że zdecydowanie nie jestem fanem piłeczek, którymi graliśmy podczas tego turnieju.

– W takim razie nie jesteś jedynym, który nie przepada za tymi piłeczkami. Wielu tenisistów wyrażało w związku z tym swoje niezadowolenie.
– One nie są zbyt popularne w rozgrywkach, potrzeba czasu, aby się do nich przyzwyczaić. Wracając do pytania – pozytywnie podchodziłem do turnieju, bo odzywały się wspomnienia z ubiegłego roku, kiedy w Metz wygrałem po raz pierwszy. Zobaczyłem ten sam obiekt, tak samo ułożone korty. Swoje zrobiło także odpowiednie nastawienie.

– Historia w pewnym stopniu zatoczyła koło. W ubiegłym roku wygrałeś ten turniej z Hubertem Hurkaczem, a jednym z finałowych przeciwników był Hugo Nys. Po tym meczu wymieniliście się numerami telefonów, a sezon później razem cieszyliście się z triumfu!
– Hugo podszedł do mnie od razu po meczu i w pewien sposób żartując oznajmił, że następnym razem wolałby mnie mieć po tej samej stronie siatki. Dodał również, że gdy tylko będę szukał partnera deblowego, to mam się do niego odzywać. W 2021 roku się to nie udało z prostej przyczyny, bo nasze rankingi za bardzo się różniły. Podczas Australian Open jeszcze razem nie graliśmy, ale odbyliśmy pierwsze wspólne treningi. Pojawiło się coś w rodzaju koleżeństwa, utrzymywaliśmy kontakt poza kortem, a od marca gramy razem. Dobrze to wygląda, dlatego zamierzamy kontynuować tę współpracę.

Czytaj też:

Wielka tradycja na asturyjskiej prowincji. Gwiazdy tenisa znów rywalizowały na plaży!

– Pozostając w temacie twoich występów z Nysem, które w ostatnich tygodniach są świetne: czy na przestrzeni tych kilku miesięcy odkąd współpracujecie, pojawiały się jakieś chwile słabości? Momenty, kiedy zastanawialiście się nad spróbowaniem czegoś innego?
– W deblu bardzo dużo zależy od tego, jak się czujesz z partnerem. Jakie macie zgranie, ile godzin wspólnie spędziliście na korcie. Przede wszystkim należy się poznać. Dowiedzieć się, jak reagujemy, gdy wszystko idzie po naszej myśli, jak również wtedy, gdy sytuacja jest trudna, czy nawet kryzysowa. Może to źle zabrzmi, ale cieszę się, że mieliśmy kilka słabszych turniejów, bo mogliśmy się poznać z różnych stron i dostrzec, jak każdy z nas zachowuje się w przeróżnych momentach. To po czasie przynosi efekty. Najlepszym przykładem jest ten z Metz, gdzie w półfinale przegrywaliśmy w tie-breaku 3-8, a mimo to zdołaliśmy to spotkanie wygrać. Zupełnie inaczej wyglądało to podczas pierwszych wspólnych startów w Estoril i Lyonie, gdy dopiero zaczynaliśmy wspólnie grać. Teraz mamy za sobą 10 czy 12 rozegranych turniejów i wiemy, jak się zachowywać względem siebie w tych kryzysowych sytuacjach. Czy motywować, czy wręcz przeciwnie, dać drugiej osobie więcej przestrzeni.

– Co określiłbyś waszym największym atutem?
– Myślę, że jesteśmy bardzo wszechstronni. Nie mamy jakiejś widocznej słabości, dobrze gramy na returnie, który przy odpowiedniej dyspozycji dnia uprzykrza życie przeciwnikom. Świetnie serwujemy. W ćwierćfinałowym meczu w Metz przegraliśmy zaledwie jeden punkt przy własnym podaniu i to w ostatnim gemie. To pokazuje, że przy właściwej koncentracji, funkcjonuje on tak, jak powinien na najwyższym poziomie. Cechuje nas też nieprzewidywalność. Dzięki temu, że jesteśmy wszechstronni potrafimy grać zarówno z końcowej linii, jak i dobrze sobie radzić pod siatką. Podsumowując: posiadamy umiejętność dostosowania się do sytuacji panującej na korcie.

– Średnia wieku w pierwszej "dziesiątce" deblowego rankingu ATP to niespełna 34 lata. W najlepszej "setce" jest zaledwie siedmiu tenisistów, którzy jeszcze nie ukończyli 25. roku życia. W najnowszym notowaniu jest tylko dwóch graczy – są to Hubert Hurkacz i Max Purcell – którzy jednocześnie są młodsi od ciebie i zajmują wyższą pozycję. Śmiało można stwierdzić, że jesteś swego rodzaju ewenementem. Jesteś w wieku, w którym wielu deblistów z czołówki, w ogóle nie myślało o grze deblowej.
– To na pewno napawa optymizmem, że w wieku, w którym jestem, już potrafię osiągać takie wyniki i rywalizować z najlepszymi na świecie. Historia pokazuje, że świetne wyniki w deblu przychodzą w wieku 34, 35, czy 36 lat. Z drugiej strony są też przykłady Mate Pavicia czy Joe Salisbury'ego, którzy zdominowali deblowy świat około "trzydziestki". Nie skupiam się na tym, ile mi zostało. Mogę się tylko cieszyć, że tyle lat grania jeszcze przede mną i daleko mi do końca kariery.

– Nie od dzisiaj wiadomo, że cechuje cię ogromna pewność siebie. Czy Jan Zieliński wprost mówi o tym, że celuje w bycie najlepszym deblistą świata?
– Zawsze o tym mówiłem i zawsze będę to powtarzał. Taki jest mój cel i uważam, że każdy tenisista powinien chcieć tego samego. W międzyczasie można przed sobą stawiać jakieś mniejsze kroki, jak wejście do pierwszej "setki", czy pierwszej "pięćdziesiątki", ale końcowym celem powinno być wygrywanie najważniejszych turniejów i bycie najlepszym na świecie. O to chodzi w tenisie, aby sięgać po najwyższe trofea. Grając w turnieju wielkoszlemowym, nawet jako kwalifikant, musisz być gotowym na to, aby walczyć o zwycięstwo. W przeszłości wielu tenisistów z eliminacji potrafiło namieszać w turnieju głównym, a nierozstawione pary deblowe sięgały po końcowy triumf. W najważniejszych imprezach margines błędu jest naprawdę mały, a wiele meczów rozgrywa się w głowach zawodników.

Wracając do pytania – u mnie się nic nie zmienia. Nadal chcę być numerem jeden na świecie. Czy to się wydarzy za rok, dwa, czy pięć lat, to zobaczymy. Mam nadzieję, że tak się stanie i jako Polacy będziemy mieli wiele powodów do radości, posiadając drugiego – po Łukaszu Kubocie – najlepszego deblistę globu.

Czytaj też:

Krzysztof Bobala: wielkich tenisistów, którzy u nas grali, było naprawdę dużo

– Rozmawiając o deblu nie da się nie zahaczyć o temat amerykańskich uczelni. Wielu ich absolwentów po zakończeniu studiów zaczyna zawodowe starty i świetnie sobie radzi właśnie w grze podwójnej. Jesteś tego żywym przykładem. Co ma na to wpływ?
– W Stanach Zjednoczonych kładzie się ogromny nacisk na debla, są tam świetni trenerzy, którzy mają ogromne doświadczenie. Gra podwójna jest tam szanowana tak, jak na to zasługuje. W przeciwieństwie do Europy, gdzie tenisiści, szczególnie w młodym wieku, traktują ją po macoszemu. Najczęściej pełni rolę treningu, czy przetarcia przed singlem. A na przykładzie Rafaela Nadala widać, jak wiele dają deblowe nawyki. Największy progres w swojej grze poczynił wtedy, gdy zaczął grać ofensywnie, jednocześnie częściej decydując się na kończenie akcji pod siatką. Takich przykładów jest wiele. Cały czas najlepsi tenisiści świata grają debla, bo rozwija to ich na różnych płaszczyznach. To wszystko dostrzegają ludzie w Stanach Zjednoczonych, dlatego kładzie się tam na grę podwójną tak duży nacisk.

– Na szczęście ty już ten etap masz za sobą, ale czy zgodzisz się ze mną, że awans z 90., czy 100. miejsca na świecie na 40. pozycję w rankingu ATP, to jedno z najtrudniejsze z zadań dla deblisty z tych okolic?
– Tak, zdecydowanie. Różnice punktowe są bardzo duże, trudno przeskoczyć pojedyncze miejsca, a co dopiero mowa o większym awansie. Przy okazji trzeba pamiętać, że punkty, które zdobywasz, zdobywa także twój partner, dlatego sprawa jest podwójnie utrudniona. Ja mam za sobą świetne półtora miesiąca. Zaczynałem ten okres na 52. miejscu na świecie, a po półfinale imprezy Masters 1000, ćwierćfinale na Wielkim Szlemie, finale i trumfie w turniejach rangi ATP 250, jestem notowany na 38. pozycji. Gdybym te same wyniki zanotował w singlu, to przy dobrych wiatrach plasowałbym się w okolicy 15., czy 20. miejsca w rankingu ATP. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że naszym atutem jest to, że na korcie nie jesteśmy sami, zawsze można liczyć na wsparcie partnera.

– 100. singlista świata często może grać w głównej drabince turniejów ATP, a jeśli nie, to jest pewny miejsca w kwalifikacjach. Tego samego nie można powiedzieć o deblu, gdzie przejście z poziomu ATP Challenger Tour jest zdecydowanie mniej płynne. Trzeba wygrać wiele turniejów tej rangi, aby myśleć o grze w ATP. Nie uważasz, że wprowadzenie eliminacji do imprez głównego cyklu byłoby jakimś rozwiązaniem?
– Myślę, że największym problemem jest punktacja. Za wygranie Challengera otrzymujesz 80, czy 90 punktów, a to wcale nie jest łatwe zadanie, bo przez to, o czym wspomniałeś, wiele świetnych par gra w imprezach tej rangi. Równocześnie w turnieju rangi ATP 250 za wygranie jednego meczu dostajesz 45 punktów.

Nie jestem przekonany, czy wprowadzenie eliminacji do turniejów deblowych byłoby rozwiązaniem problemu. Tak naprawdę powiększa to drabinkę o dwie pary, a eliminacje często uprzykrzają życie, bo zaczynają się w sobotę, gdy przecież możesz nadal brać udział w turnieju z poprzedniego tygodnia. A w deblu nie ma czegoś takiego, jak "specjalna przepustka", którą stosuje się w singlu.

Jeśli miałbym się pochylić nad znalezieniem rozwiązania, to zacząłbym od zlikwidowania "wolnych losów" w pierwszych rundach turniejów rangi ATP Masters 1000. Na przykładzie nadchodzącej imprezy w Paryżu jest to aż osiem miejsc, na które szybko znalazłyby się chętne pary. Poza tym zastanowiłbym się nad jakimś porozumieniem dotyczącym singlistów w turniejach deblowych. Dobrym pomysłem byłoby ograniczenie dla nich miejsc w drabinkach gry podwójnej. W imprezach ATP Masters połowa uczestników to singliści, co uprzykrza życie deblistom. Oczywiście, oni też mają prawo, aby brać udział w tych turniejach, ale warto byłoby to unormować. Dla przykładu: przy okazji większych turniejów cztery miejsca przysługiwałyby singlistom, a w mniejszych dwa.

Inną kwestią jest to, że debel przez nich jest traktowany rozgrzewkowo, często go odpuszczają, gdy w singlu idzie im lepiej. To spotyka się z mieszanymi uczuciami ze strony wielu deblistów. Dla nas jest to jedyna szansa na zarobienie pieniędzy, a oni w taki sposób nam ją zabierają.



– Skoro mowa o pieniądzach, to zzy 38. deblista świata może komfortowo skupić się na wykonywaniu zawodu bez nadmiernego zaglądania w portfel i szukania oszczędności na każdym kroku?
– Dla deblistów najważniejsze są turnieje wielkoszlemowe. To na nich zarabiamy pieniądze. W imprezach rangi ATP 250 też mamy do czynienia z dużymi kwotami, ale prawda jest taka, że bez sponsora, trzeba dojść przynajmniej do półfinału, aby koszty się zwróciły. Ja mam to szczęście, że mogę liczyć na wsparcie Polskiego Związku Tenisowego i Akademii Tenisowej Kozerki. Dostaje pomoc w kwestii fundowania lotów, hoteli, czy innych rzeczy. Dzięki temu większość pieniędzy, które zarabiam na korcie, mogę przeznaczać na dalszy rozwój. Dlatego nie mogę narzekać, ale wiem od tenisistów, którzy nie mają sponsorów i nie mogą liczyć na pomoc od związków, że te zarobki nie zawsze są wystarczające.

Należy pamiętać, że tenisista deblowy musi zarobić nie tylko na siebie, ale także utrzymać rodzinę, czy dom. Wielu z nas jest już grubo po "trzydziestce", dlatego te obowiązki są spore. Nie liczy się tylko tu i teraz, trzeba myśleć również o przyszłości.

– Wspominałeś już, że do końca roku będziesz występować z Nysem, jesteście również wstępnie umówieni na początek nowego sezonu. Istnieje jakiś scenariusz, w którym zdecydowałbyś się na zakończenie tej współpracy? Uważam, że po ostatnich wynikach możesz być "łakomym kąskiem" dla wyżej notowanych deblistów, szczególnie, że wkrótce rozpocznie się okres roszad. Dostawałeś już jakieś propozycje?
– Nie dostałem żadnych wiążących propozycji. Sezon jeszcze trwa, dużo par nadal walczy o dostanie się do ATP Finals, dlatego czas roszad dopiero nadejdzie. Mogę zdradzić, że rozmawiałem z Jamie Murrayem. Jego partner, Bruno Soares, zakończył karierę po US Open, dlatego szukał kogoś do końca sezonu. Wymieniliśmy kilka wiadomości, ale powiedziałem mu, że jestem umówiony z Hugo. Nasze wyniki pokazują, że jesteśmy dobrą i zgraną parą. Póki co sam się za nikim nie rozglądam, bo jestem zadowolony ze swojego partnera. Jeżeli pojawi się jakaś okazja, to wówczas będę nad tym zastanawiał, ale w tym momencie nie jest to dla mnie priorytet.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także