Po takich meczach jak FC Barcelona – Almeria trudno dziwić się kibicom, że nie lubią sędziów, a piłkarzom, że nie rozumieją sędziowania. Nawet najlepszy rzecznik prasowy Komisji Sędziowskiej musiałby nieźle kombinować jak wytłumaczyć, dlaczego nie było drugiego rzutu karnego dla Barcelony po bardzo wyraźnym faulu na Robercie Lewandowskim w 51. minucie. Sędziowie zabawili się w adwokatów diabła i był to ich podwójny błąd.
Choć nie lubię określenia "sędziowie wybronią się ze swojej decyzji" – bo jest ono mało merytoryczne i często jest nadużywane w przypadkach sytuacji ewidentnych błędów albo ewidentnie dobrych decyzji, których część krytyków czasem niestety nie rozumie – to jednak po niektórych sytuacjach w tym meczu to określenie ciśnie się także na moje usta.
Najpierw o rzucie karnym, który sędzia Pablo Gonzalez Fuertes podyktował. W 5. minucie do piłki dośrodkowanej w okolice pola bramkowego Almerii wyskoczyli jej obrońca Kayky i Ferran Torres z Barcelony. Kayky próbował zagrać piłkę głową, ale mu się nie udało. W czasie wyskoku miał ręce uniesione do góry, ale gdy opadał już na ziemię, jego ręce wracały do naturalnego położenia. Tak naprawdę – uwzględniając naturalną koordynację ruchową zawodnika – cały czas były w naturalnym dla wyskoku położeniu, ale przez chwilę zgodnie z aktualnymi interpretacjami "Przepisów gry" były w pozycji grożącej rzutem karnym, gdyby wtedy jedna z rąk została trafiona piłką. Ręka odstająca od tułowia i powiększająca tak zwany obrys ciała w przypadku kontaktu z piłką w wielu sytuacjach może bowiem spowodować gwizdek i rzut karny.
Jednak piłka przeleciała nad ciałem Kayky’ego, który stracił ją z pola widzenia. Tuż zanim, jakieś półtora metra za plecami obrońcy Almerii, piłkę głową zagrał Ferran Torres. W tym momencie lewa ręka Kayky’ego było około metra od głowy Torresa. Ręka była odchylona – to fakt, ale została nastrzelona piłką uderzoną z bardzo bliskiej odległości, gdy Kayky był nadal plecami do zawodnika Barcelony. Sędzia początkowo nie podyktował rzutu karnego, ale VAR wezwał go do monitora, a po weryfikacji arbiter jednak zdecydował się podyktować "jedenastkę". Była to bardzo kontrowersyjna decyzja, moim zdaniem niezgodna z duchem gry, jednak niestety mieszcząca się w ramach aktualnych interpretacji kontaktu piłki z ręką. Tak więc "sędzia się wybroni", ale lepiej dla piłki nożnej byłoby, gdyby takie przypadkowe zagrania piłki ręką nie były karane.
Ewidentna była natomiast sytuacja w 51. minucie, gdy do piłki zagranej po ziemi w kierunku bramki Almerii – takiego dosyć słabego "centrostrzału" – wystartował Robert Lewandowski. Piłka była zagrywana z narożnika pola karnego, gdy Srdan Babić zaczął faulować napastnika Barcelony. Złapał go oburącz i przez dłuższą chwilę trzymał. Kiedy piłka zbliżała się w kierunku pola bramkowego i bramki, Lewandowski próbował się wyrwać z objęcia Babicia. Polakowi udało się w ten sposób zbliżyć do piłki o parę metrów, ale ostatecznie nie zdołał wejść w jej posiadanie i się przewrócił. Sędzia nie gwizdnął, VAR nie interweniował i był to podwójny błąd sędziowski – nie dlatego, że zawiodły dwie sędziowskie "instancje", lecz dlatego, że interpretacja tego zdarzenia była podwójnie zła – co zdarza się raczej rzadko.
Piłka jest już około dwóch metrów od linii pola bramkowego - dopiero w tym momencie Lewandowski przewraca się z powodu faulu (fot. Canal+ Premium)
Po pierwsze – na poziomie podstawowym interpretacji tej sytuacji – decyzja o niepodyktowaniu rzutu karnego była błędna, ponieważ łapanie i zatrzymywanie rywala w czasie gry jest faulem, za który należy się rzut wolny albo rzut karny – jak w tym przypadku. To wynika wprost z treści "Przepisów gry" i nie może budzić żadnych wątpliwości.
Po drugie: niestety w środowisku sędziowskim są tacy, którzy uważają, że niektórych fauli nie należy odgwizdywać, jeśli faulowany "i tak nie doszedłby do piłki". O ile można się zgodzić, że przerywanie gry z powodu fauli błahych i zupełnie nieistotnych dla przebiegu gry jest lub może być zgodne z duchem gry, o tyle przy takim podejściu należy być niezwykle ostrożnym. Aby nie podyktować rzutu karnego za faul, sędzia czy raczej sędziowie powinni mieć absolutnie 100-procentową pewność, że faul był przypadkowy i nieistotny.
W przypadku tej sytuacji nie można mówić ani o przypadku, ani o tym, że zatrzymanie Lewandowskiego było nieistotne. Analizując tę sytuację nie można mieć pewności, że Lewandowski nie doszedłby do piłki. Wręcz przeciwnie – wygląda na to, że gdyby Babić nie powstrzymywał Lewandowskiego przejąłby on piłkę przed bramkarzem i mógłby albo strzelać od razu, albo kiwać lub podawać. Ponadto, o tym, że Lewandowski stwarzał realne zagrożenie dla bramki Almerii, świadczy właśnie postępowanie Babicia. Skoro sam obrońca gości uznał, że sytuacja jest groźna i nie ma innego wyjścia jak złapać i trzymać Lewandowskiego, to sędziowie nie powinni bawić się w adwokatów diabła i udawać, że było inaczej niż to oceniał sam winny zawodnik. Przecież Babic nie złapał Polaka przypadkowo, lecz świadomie i celowo – to też nie powinno budzić niczyich wątpliwości.
Po zignorowaniu takiego faulu rzeczywiście mogło Lewandowskiego zirytować odgwizdanie jego zagrania tak zwaną nakładką. W 89. minucie Polak przejmował piłkę zagrywając ją podeszwą buta z korkami skierowanymi w nadbiegającego rywala, który prawdopodobnie z tego powodu zaniechał próby kopnięcia piłki. Decyzja sędziego była słuszna albo co najmniej uprawniona, z pewnością "arbiter się z niej wybroni", ale porównanie decyzji o niepodyktowaniu rzutu karnego za długotrwałe i skuteczne trzymanie w polu karnym oraz odgwizdanie przewinienia w sytuacji braku kontaktu nogi Lewandowskiego z ciałem rywala może budzić niesmak zarówno u piłkarskich ekspertów, jak i samego Roberta Lewandowskiego.