Dawid Kubacki wygrał w Innsbrucku już piąte zawody w tym sezonie Pucharu Świata. Mimo że o triumf w 71. Turnieju Czterech Skoczni będzie trudno, to zawody w Niemczech i Austrii też przecież liczą się do klasyfikacji sezonu. A to jest dla 32-latka cel numer jeden tej zimy. – Po to przecież pracuję – sam mówił. Na razie idzie świetnie. W tle jest wielki jubileusz polskiej reprezentacji. Możliwy nawet w Zakopanem.
Nie będzie Halvora Egnera Graneruda z tzw. Wielkim Szlemem za Turniej Czterech Skoczni. Dawid Kubacki wygrał w Innsbrucku z Norwegiem po bitwie, która na razie aspiruje do miana jednej z najlepszych, jakie na skoczniach Pucharu Świata oglądaliśmy od startu sezonu w Wiśle. Oczywiście, rewelacyjny drugi lot Graneruda na 133 metry dał mu oddech przed tym, co w Bischofshofen. Niemniej na TCS świat się nie kończy.
Polski sztab interesuje przecież również to, kto nosi złotą koszulkę. Złoty Orzeł jest tylko elementem tej gry.
Puchar Świata głównym marzeniem Dawida Kubackiego. To nie jest temat tabu
Kubacki wygrał w środę piąte zawody w sezonie. Stało się to na obiekcie, który jest szczególny dla Thomasa Thurnbichlera. Austriak, jak powszechnie wiadomo, właśnie stąd wyjechał wiosną do pracy w Polsce, ale to tutaj – do Tyrolu i na Bergisel – wraca w wolnych chwilach. Zna tutaj każdy kąt, podobnie na samym obiekcie, co zresztą miało być pewnego rodzaju atutem. I jeśli oceniać wyłącznie popisy lidera kadry, tak właśnie się stało. Trochę dla siebie, a trochę dla trenera. Pośród blisko 20 tysięcy kibiców pod skocznią byli (według wcześniejszych zapowiedzi) członkowie jego rodziny i znajomi. Dwa kapitalne loty Dawida sprawiły, że cieszyli się pewnie równie mocno co sam skoczek.
Ta wygrana, będąca dla Kubackiego siódmym podium PŚ z rzędu, ma różny smak. Tu szklanka na pewno jest trochę pełna, a jednocześnie trochę upita. Z jednej strony triumf i Mazurek Dąbrowskiego muszą cieszyć, bo to coś do zapisania na kartach historii. Dziesiąty taki raz w jego karierze. Z drugiej jednak strata do Graneruda – choć po 1. serii zanosiło się inaczej – nie stopniała na tyle, aby przed Bischofshofen głośno krzyczeć o tym, że Polak ma wciąż ogromne szanse na sukces w TCS. To nadal ponad 20 pkt. Owszem, cuda się zdarzają. Jednak coś mówi, że w XXI wieku taki cud zdarzył się dotąd tylko raz. I wtedy w 2017 roku również skorzystał Polak, lecz wówczas był to Kamil Stoch.
Ale radość polskiego sztabu w Innsbrucku ma umocowanie w statystyce. Kubacki obok Piotra Żyły wciąż pozostaje jedynym skoczkiem sezonu, który ani razu nie wypadł poza TOP10 zawodów. Co więcej, najgorzej dotąd był szósty w Kuusamo. Na siedem skoczni, gdzie skakano, nie zdobył tylko tamtej. Taka stabilizacja – bez wątpienia najlepsza w dotychczasowej karierze – daje mu obecnie 128 punktów przewagi w klasyfikacji PŚ nad drugim Anze Laniskiem. I Słoweńcowi, i będącemu na trzeciej pozycji Granerudowi zdarzały się już po drodze wpadki. Kubacki idzie jak burza. Mimo że pierwszy szczyt sezonu, czyli TCS, pomału jakby wymyka się z rąk, to nie wolno zapominać, że jest niczym innym jak kopalnią punktów. I Dawid te punkty konsekwentnie kopie – od Oberstdorfu już w sumie 220. Tylko lider tournée podniósł tutaj ze skoczni więcej, ale jego strata do Polaka nadal pozostaje dosyć bezpieczna. Wynosi 174 pkt.
Do końca zimy zostały 22 konkursy.
– Czy mówienie na głos o Pucharze Świata możliwym do zdobycia to jest jeszcze nie na miejscu? – takie pytanie wprost zadaliśmy Kubackiemu jeszcze przed wyjazdem na turniej. – Jasne, że do tej pory może się wiele wydarzyć. Ale nie jest to temat tabu. Wiem, jak skaczę i na co mnie stać, ale przede wszystkim wiem też, na co tyle lat pracuję. To jest wielki cel, o który będę walczył. Nie wiem, czy wyjdzie, czy mi się uda. Jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że mi na tym nie zależy – odpowiedział.
Wielki jubileusz polskich skoków na horyzoncie. Wariant idealny zakłada: Zakopane
Forma Kubackiego zachwyca, Piotr Żyła pozostaje stabilny, a za nimi rośnie dyspozycja Kamila Stocha. W tej chwili mamy aż trzech skoczków z potencjałem na wygrywanie konkursów Pucharu Świata. A to ma znaczenie, jeśli spojrzeć w statystyki. Po sukcesie na Bergisel polska reprezentacja ma już 98 wygranych konkursów indywidualnych w historii. Kolejnych dwóch do jubileuszu nie da się zaplanować, nie w tak kapryśnej na pogodę dyscyplinie. Jednak sytuacja, w której symboliczne szampany strzelają w górę jeszcze tej zimy, jest na wyciągnięcie ręki. Co więcej, gdyby nr 99 udał się biało-czerwonym już w Bischofshofen, to kolejny konkurs – ten na "setkę" – zostanie rozegrany tydzień później w Zakopanem.
Ale takie dywagacje na razie trzeba odłożyć na bok. Wszyscy w sztabie bez wahania odpowiedzą, że dla nich liczy się tylko to, co tu i teraz. A teraz jest finał TCS.
W Trzech Króli na skoczni im. Paula Ausserleitnera król nart będzie tylko jeden.
482.1
475.0
455.8
451.6
449.4
438.9
434.0
422.2
420.4
10
419.8
11
419.7
12
413.3
13
412.5
14
403.1
15
400.8
16
400.4
17
399.4
18
397.9
19
397.1
396.0
21
384.2
22
382.3
377.5
24
372.6
371.6
26
364.5
27
357.3
355.7
320.5
314.1
1
1749.3
2
1720.2
3
1707.2
4
1680.6
5
1673.1
6
1484.1
7
1458.0
8
1350.9
9
561.6
10
551.6
459.1
454.8
444.1
443.6
433.5
430.1
418.3
418.2
417.7
10
409.4
11
409.1
12
408.7
13
404.1
14
401.1
398.4
16
397.7
17
397.5
394.5
19
392.7
20
389.6
21
389.4
22
387.7
386.4
24
386.2
381.5
26
377.7
374.0
372.6
29
365.0
30
363.6
231.1
228.9
226.0
225.7
225.5
225.3
225.0
218.2
214.6
212.4
212.0
12
211.6
13
211.0
14
210.0
15
209.1
208.5
205.8
18
205.3
19
202.9
20
202.5
21
202.1
22
201.2
23
197.0
196.7
25
196.4
195.0
27
193.6
193.4
193.2
191.5
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8