Znowu się nie udało. 24 czerwca Adam Kownacki (20-4, 15 KO) przegrał już czwarty pojedynek z rzędu w wadze ciężkiej. Niestety – trzeci raz w tej czarnej serii poniósł porażkę przed czasem. Tym razem w rolę oprawcy dość nieoczekiwanie wcielił się Joe Cusumano (21-4, 19 KO) – szerzej nieznany 35-latek, który do tej pory nie odniósł znaczącego zwycięstwa. Choć wszystko wokół po raz kolejny zdaje się mocno sugerować koniec sportowej drogi, to Polak wcale nie wyklucza kolejnych występów.
OFICJALNIE: USYK KONTRA DUBOIS WE WROCŁAWIU!
Przedłużanie kariery to normalna praktyka w wielu dyscyplinach, ale boks bywa w tej kwestii wyjątkowo okrutny. To jedyny sport walki, który ma przypisaną jednostkę chorobową znaną już od blisko stu lat. Schorzenie znane jako "demencja boksera" długo było kojarzone z zawodnikami, którzy nie wyróżniali się odpowiednio solidną defensywą. Jeszcze przed II wojną światową w Ameryce często pisano o pięściarzach "pijanych od ciosów".
Z czasem nomenklatura uległa zmianie – dziś o chronicznej encefalopatii pourazowej (CTE) wiemy dużo więcej. Jedno jest pewne – nikt nie może czuć się bezpieczny, a czasem o dramacie może zdecydować jeden cios. "Powtarzające się urazy mózgu, do których dochodzi podczas bardziej agresywnych sportów walki, mogą przyspieszać procesy starzenia się i rozwoju demencji" – wynika z pośmiertnego badania mózgów 114 weteranów sportów walki, które w 2015 roku opublikowało pismo "Acta Neuropathologica".
To kolejny tragiczny paradoks, który sprawia, że miłość do boksu bywa niezwykle bolesna – nowe szczegóły dotyczące "branżowej" choroby możemy poznać dopiero po śmierci pięściarzy, u których można wskazać niepokojące symptomy. Bóle głowy, coraz mniej składna mowa i wreszcie coraz większe problemy z poruszaniem się i koordynacją ruchową – to ciemna strona boksu, o której kibice wolą nie myśleć.
Objawów tej choroby doszukiwano się nawet u Muhammada Alego, który również boksował o wiele za długo. Oglądanie ostatnich walk "Największego" sprawia niemal fizyczny ból – zwłaszcza znając finał tej historii. Bolesne lania od Larry'ego Holmesa i Trevora Berbicka nie wniosły nic do jego sportowego dziedzictwa. Przyniosły tylko pieniądze, które Ali zresztą szybko roztrwonił.
To zresztą kolejny stale powracający motyw – jeśli coś skłania pięściarzy do boksowania o wiele za długo, to są to przede wszystkim korzyści finansowe. Dla weteranów oferty pojawiają się zawsze, bo zawsze widać na horyzoncie młodych, którzy chcą się wybić na ich plecach. Wyliczankę znakomitych kiedyś zawodników – których boks przeżuł i wypluł – można kontynuować przez wiele godzin.
Od salek do wielkich aren
Niestety – Adam Kownacki może nie być w tej kwestii żadnym wyjątkiem. Jego długa droga momentami przypominała "American dream" w swojskim wydaniu. Dorastał pod Łomżą, a do USA wyemigrował jako siedmiolatek po tym jak rodzice wygrali loterię wizową. Jako nastolatek trochę łobuzował, ale szybko okazało się, że mimo niepozornej aparycji ma naturalny talent do boksu.
Jako amator wygrał prestiżowy turniej Golden Gloves, po którym zrobiło się o nim głośno w Nowym Jorku. Doświadczenie zdobywał także podczas niezliczonych sesji sparingowych w obskurnych salkach. Jednym z jego etatowych sparingpartnerów przez lata był Jarrell Miller (26-0-1, 22 KO) – swego czasu wysoko notowany pretendent, którego karierę wyhamowała dopingowa wpadka latem 2019 roku.
– Nie da się ukryć, że raczej nie mam wiele wspólnego ze stereotypowym pięściarzem z Europy Wschodniej. Wychodzę po to, żeby bić i znokautować. Ten styl to w jakimś sensie też efekt lat sparingów z Millerem. Ile my mieliśmy takich sparingowych wojen... Czasami bywało tak, że ktoś wyłączał nam zegar i ostatnia runda trwała zdecydowanie dłużej niż trzy minuty – dopóki ktoś nie padł. Takie rzeczy budują charakter – opowiadał mi Adam w październiku 2018 roku.
Z dzisiejszej perspektywy możemy ocenić, że zaliczał wówczas najlepsze momenty kariery. Na wielkiej scenie pojawił się w lipcu 2017 roku, gdy znokautował w Nowym Jorku Artura Szpilkę (20-2). Do tego momentu był pięściarzem szerzej anonimowym, który toczył walki poza przekazem telewizyjnym. "Szpila" był wtedy faworytem – walkę z niesprawdzonym rodakiem postrzegał jako łatwą robotę, choć to była jego pierwsza walka po nokaucie z rąk Deontaya Wildera (35-0).
Kownacki od początku narzucił ostre tempo i zadawał mnóstwo ciosów. W czwartej rundzie w końcu przełamał Szpilkę i wygrał przed czasem. W styczniu 2018 roku w podobnych okolicznościach pobił po krwawej bitce solidnego Iago Kiładze (26-1), który nawet po tej porażce był w stanie rzucać na deski niepokonanych prospektów. Nieco ponad pół roku później Polak pokonał na punkty Charlesa Martina (25-1-1) – byłego mistrza świata.
Taka seria sprawiła, że rankingach wagi ciężkiej pojawiło się nowe nazwisko. A gdy w styczniu 2019 roku szybko znokautował Geralda Washingtona (19-2-1) to wydawało się, że wkrótce musi dostać walkę o mistrzowski tytuł. Tak się jednak nie stało, choć latem tego roku pojawiła się oferta. Latem 2019 roku po dopingowej wpadce Millera obóz Anthony'ego Joshuy (22-0) był zainteresowany walką z Polakiem, jednak ten nie był w treningu i nie chciał brać takiego pojedynku na wariackich papierach.
Wyzwanie przyjął Andy Ruiz (32-1), a reszta jest historią. Zawodnik pod pewnymi względami nieco podobny do Kownackiego znalazł się we właściwym miejscu o idealnej porze i wykoleił niepokonanego Brytyjczyka. Kilka miesięcy później w rewanżu przegrał wprawdzie dość gładko, ale nikt nie odbierze mu już miejsca w najnowszej historii królewskiej kategorii.
Wykolejony
Kownacki wolał zaufać projektowi Premier Boxing Champions (PBC). Wydawało się, że jest w tym działaniu pewna logika – w końcu w tym samym miejscu boksował Deontay Wilder, czempion organizacji WBC. Polak z każdym zwycięstwem stopniowo robił wokół siebie coraz więcej szumu i przesuwał się w kolejce. W oczekiwaniu na największe wyzwanie przyjął walkę z Chrisem Arreolą (38-5-1) – weteranem, który ostatnie znaczące zwycięstwo odniósł prawie 6 lat wcześniej.
Pojedynek dość nieoczekiwanie był ringową wojną na wyniszczenie, w której nikt nie chciał paść. Pięściarze zadali aż 2172 ciosy – w tym 667 celnych. W obu kategoriach stwierdzono rekord wagi ciężkiej według systemu Compubox, który od kilku dekad rozkłada boks na czynniki pierwsze. Kownacki wygrał jednogłośnie na punkty, jednak dopiero dziś widać ile kosztowała go ta walka. To wciąż jego ostatnie zawodowe zwycięstwo.
Polak ostatecznie nie doczekał się mistrzowskiej szansy w 2019 roku. Wilder wolał po raz drugi spotkać się z Luisem Ortizem (31-1), którego zresztą ponownie znokautował. A w lutym 2020 roku stracił tytuł na rzecz Tysona Fury'ego (29-0-1) i skomplikowana układanka biznesowa przestała mieć jakiekolwiek znaczenie – projekt PBC stracił biznesową kontrolę nad mistrzem wagi ciężkiej.
W oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń Kownacki spotkał się z Robertem Heleniusem (29-3) i znów był wyraźnym faworytem. Boksował w walce wieczoru w swoim mieście, a rywal wyglądał na schodzącego ze sceny weterana – nikt nie dawał mu większych szans. Kilka miesięcy wcześniej przegrał przecież przed czasem z Geraldem Washingtonem (19-3-1) – tym samym, którego Polak zdemolował.
Po raz kolejny potwierdziła się jednak stara bokserska zasada, że styl robi walkę. Kownacki nacierał z furią i zdominował pierwsze rundy. Po trzech u jednego z sędziów prowadził nawet do wiwatu – 30:27. W czwartym starciu nadział się na potężną bombę i padł na deski, ale sędzia... nie zauważył ciosu i nie liczył. Może był w szoku – w końcu widok twardego Polaka na deskach nie był regułą. Adam wstał, ale był wyraźnie zraniony – Helenius wykorzystał okazję i wygrał przed czasem.
Do niespodziewanego potknięcia doszło, gdy w Nowym Jorku rozkręcała się pierwsza fala pandemii COVID-19. To dodatkowo skomplikowało sprawy. Kownacki musiał czekać na rewanż aż półtora roku. Za walkę trzeba było też solidnie zapłacić, bo klauzuli rewanżowej nie zapisano – taka była wówczas wiara w Polaka. W październiku 2021 roku Fin wygrał każdą rundę, a Kownacki stracił jeszcze punkt za ciosy poniżej pasa. Od pierwszej rundy boksował z zamkniętym okiem, co utrudniało robotę.
Walkę ostatecznie przerwano w szóstej odsłonie. Wątpliwości nie było – dominowało przekonanie, że sędzia ringowy uratował pobitemu sporo zdrowia. Dziewięć miesięcy później na Polaka czekała walka o przyszłość w boksie. Ali Eren Demirezen (16-1) wyglądał na przeciwnika w zasięgu, ale w ringu był świeższy, dokładniejszy i bardziej skory do bitki. Momentami mógł przypominać… młodego Adama Kownackiego. Mimo obiecującego początku i dzielnej postawy jednogłośna przegrana na punkty stała się faktem.
Ten pojedynek był ostatnim dla projektu PBC. W czerwcu 2023 roku talent Polaka do sprzedawania biletów w Nowym Jorku postanowił wykorzystać Eddie Hearn. Joe Cusumano wyglądał na zdecydowanie słabszego rywala od Heleniusa i Demirezena. Nigdy nie wygrał z zawodnikiem choćby z TOP 50, a na dodatek przegrywał już z dużo słabszymi od Kownackiego. Jedyne starcie z zawodnikiem z szerokiej czołówki zakończyło się dla niego porażką przez nokaut już w pierwszej rundzie.
To już jest koniec?
Kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia, bo tym razem w pierwszej rundzie na deskach znalazł się Kownacki. Choć wstał i walczył dalej to chyba nigdy do końca nie doszedł do siebie po tym potężnym ciosie. Momentami w heroiczny sposób przełamywał kolejne kryzysy (zwłaszcza w siódmej rundzie), ale ostatecznie znów przegrał przed czasem. Kilka ciosów więcej mogło się zakończyć tragedią. Amerykańscy dziennikarze i eksperci oceniają to wszystko jednoznacznie.
– Przykro to mówić, ale Kownacki jest boksersko całkowicie skończony. Ma 34 lata, żonę i młode dzieci i myślę, że wie, że nadszedł czas, by odejść i cieszyć się tym, czego dokonał – tymi kilkoma milionami, które zarobił. Nie ma co więcej zbierać na głowę – uważa Dan Rafael. – Widziałem z bliska obie walki Adama z Heleniusem. Wyglądało to tak jakby Helenius dosłownie wybił mu boks z głowy. (...) Zjazd Adama jest jednym z najbardziej gwałtownych jakie widziałem – to z kolei perspektywa trenera Stephena Edwardsa.
"To nie jest nasza decyzja. To pięściarze decydują, ale rzadko kiedy przyznają, że to już czas by zawiesić rękawice na kołku. Nie używam słowa >>wiedzą<<, bo oni zawsze wiedzą kiedy ten moment ma miejsce. To publiczne przyznanie tego jest najtrudniejsze. Dlatego tak wielu z nich wciąż opóźnia ten moment. (...) >>Wszystko, czego potrzebuję, to kolejna walka<< - mówią. Kibice mylnie zakładają, że chodzi o jeszcze jedną wypłatę kiedy tak naprawdę celem jest udowodnienie przed samym sobą, że wciąż jest się tym kim kiedyś. Kiedy w ringu wszystko działało – każdy cios dochodził celu a uderzenia rywali nie robiły aż takiego wrażenia" – podsumował w artykule dla portalu Boxingscene Thomas Gerbasi.
Wnioski są smutne, ale dość oczywiste – Adam Kownacki nie ma już nic do udowodnienia i tym bardziej nic do wygrania. Bogata historia wagi ciężkiej nie zna przypadku, by ktoś po czterech tak jednoznacznych porażkach z rzędu był w stanie się pozbierać i odegrać jeszcze znaczącą rolę na mistrzowskim poziomie. Takie rzeczy po prostu się nie dzieją i trudno liczyć na to, że to właśnie Polak będzie pierwszym, któremu taka sztuka się uda. Niestety można było przypuszczać, że za ten bezpośredni i na wskroś ofensywny styl walki organizm któregoś dnia wystawi rachunek.
Sam Adam chyba wciąż zdaje się wierzyć, że ten niekorzystny trend można odwrócić – dokładnie tak jak zdiagnozował to Gerbasi. Kilkanaście dni po walce z Cusumano w rozmowie z redaktorem Andrzejem Kostyrą unikał jednoznacznych deklaracji. – Ciężko powiedzieć "koniec" po tak fajnej walce – przyznał między słowami. Tylko czy rzeczywiście to była "fajna walka"? Na pewno dla promotora i neutralnych kibiców, bo emocji znów nie brakowało, ale zdecydowanie nie dla zdrowia. Zresztą zamiast o subiektywnych wrażeniach lepiej rozmawiać o faktach – to czwarta z rzędu porażka z trzecim kolejnym rywalem. Każdy wydawał się nieco słabszy od poprzedniego.
Warto też przypomnieć co sam pięściarz mówił przed kolejnymi występami.
Przed rewanżem z Heleniusem: – Jak przegram to będę musiał się zastanowić co dalej. (...) Dzisiejsza noc to być albo nie być.
Przed walką z Demirezenem: – Teraz to dla mnie być albo nie być w boksie. (...) Jeżeli jednak przegram, to będę musiał się zastanowić co dalej.
Przed walką z Cusumano: – Jestem w życiowej formie. Jeżeli wygram po przeciętnej walce, to podziękuję. Miałem jednak bardzo udany obóz i liczę na zwycięstwo w świetnym stylu.
Adam po pierwszej w porażce w karierze najpierw przegrał dwie walki "o być albo nie być", a potem kolejną, w której miał nie tylko wygrać, ale zrobić to w porywającym stylu. Po drodze zmienił trenera, promotora i miejsce zamieszkania. Patrząc chłodnym okiem – zrobił wszystko co mógł, być dać sobie szansę. Można tylko gdybać – może gdyby najpierw spotkał się z Cusumano a nie z Demirezenem to wyszedłby na tym lepiej? Może gdyby wcześniej trafił pod skrzydła trenera Sugar Hilla Stewarda to udałoby się bardziej zmienić jego wyniszczający styl? Może gdyby walczył z Joshuą w 2019 roku… Może, może, może – odpowiedzi nie poznamy nigdy.
Za to boks zna już niestety wiele takich historii – zbyt wiele, by nie wiedzieć czym to wszystko może się skończyć. Adam Kownacki i tak zrobił ogromną karierę wbrew okolicznościom. Własnoręcznie zapracował na każdą wejściówkę sprzedaną wśród Polonii. Zaczynał od małych salek i walk dla kilkunastu osób, by u szczytu kariery toczyć walki wieczoru w dużych nowojorskich obiektach. Był też w końcu pięściarzem zaliczanym przez prestiżowy magazyn "The Ring" do TOP 10 wagi ciężkiej – a to wcześniej udawało się tylko Andrzejowi Gołocie i Tomaszowi Adamkowi.
W wadze ciężkiej zawsze będą pieniądze do zarobienia – zwłaszcza dla kogoś, kto gwarantuje emocje i wciąż przyciąga wiernych kibiców. Kolejnych propozycji – nawet po czterech porażkach z rzędu – z pewnością nie zabraknie, bo boks to brudny i bezwzględny biznes. Pozostaje nadzieja, że w najbliższym otoczeniu polskiego pięściarza znajdą się osoby, z którymi będzie mógł o tym wszystkim spokojnie porozmawiać i podjąć najlepszą decyzję.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.