8 czerwca 2002 roku doszło do długo oczekiwanego spotkania na szczycie wagi ciężkiej. Lennox Lewis (39-2-1, 30 KO) zmierzył się z Mikiem Tysonem (49-3, 43 KO). Emocje sięgnęły zenitu – krew polała się już na konferencji prasowej, bo "Bestia" rzuciła się na mistrza... z zębami. Podczas bójki przytomność stracił Jose Sulaiman – prezydent organizacji WBC. Niestety, w ringu już tak emocjonująco nie było...
Stawką były nie tylko dwa tytuły mistrzowskie federacji WBC i IBF w królewskiej kategorii. Pojedynek miał wymowę historyczną – Tyson był postrzegany jako najlepszy "ciężki" lat osiemdziesiątych, a Lewis zdominował kolejną dekadę. Obaj mieli status niekwestionowanego czempiona, ale z różnych względów ich drogi długo nie mogły się skrzyżować.
Największą przeszkodą były kwestie biznesowe. Brytyjczyk był twarzą boksu pokazywanego w HBO, z kolei Amerykanin – po wyjściu z więzienia w 1995 roku – zarabiał miliony dzięki antenie Showtime. Konkurencyjne stacje telewizyjne potrafiły się jednak dogadać i wspólnie zaoferowały możliwość oglądania walki w systemie Pay-Per-View. Ten ruch okazał się majstersztykiem i pomógł w wygenerowaniu rekordowych przychodów.
Wspólna historia
Duże znaczenie miał także autentyczny konflikt między bohaterami wieczoru. Tyson i Lewis poznali się już w 1984 roku podczas sesji sparingowych w Catskill. Byli nastolatkami – Mike był uznawany za wschodzącą gwiazdę amerykańskiego boksu, ale Lennox pojawił się w sali z pierwszym znaczącym tytułem – mistrzostwem świata juniorów w najcięższej kategorii.
– Podczas naszego pierwszego spotkania Tyson był naprawdę miły. Zaprowadził mnie do swojego pokoju i pokazał zdjęcia starych mistrzów – wielu z nich widziałem po raz pierwszy. O każdym sporo mi opowiedział, bo od dawna studiował ich style. Na tej bazie stworzył swoją unikalną ringową tożsamość – wspominał Lewis. Według jego relacji sparowali przez trzy dni.
– Pierwszego dnia od razu po usłyszeniu gongu Mike ruszył na mnie jak ktoś, kto chciał mnie zabić. Zrobiłem autorską wariację na temat stylu Muhammada Alego i starałem się trzymać od niego z daleka, ale było naprawdę ciężko. Drugiego dnia też nie było lekko, ale im dłużej trwały nasze sesje tym lepiej mi szło. A trzeciego dnia byłem już od niego lepszy. Pamiętam, że Cus D'Amato mówił: "Mike! Będziesz z nim kiedyś walczył, nie rób tego!". Te słowa zostały ze mną na zawsze – dodał Lennox w rozmowie z Joe Roganem w 2017 roku.
Pięściarski mentor Tysona zmarł w listopadzie 1985 roku, ale czas pokazał, że także w tym aspekcie udało mu się przewidzieć przyszłość. Ścieżki pięściarzy po raz drugi przecięły się jednak dopiero blisko 20 lat później. Dotarli do tego miejsca w innych okolicznościach. Ostatni wielki wychowanek D'Amato już w 1986 roku został najmłodszym zawodowym mistrzem świata w historii królewskiej kategorii.
Wybór takiej drogi był spowodowany kłopotami w boksie olimpijskim. Tyson czuł się oszukany przez system – walkę o przepustkę na igrzyska w Los Angeles przegrał na ostatniej prostej z Henrym Tilmanem w kontrowersyjnych okolicznościach. Taki obrót spraw przyspieszył decyzję o startach wśród zawodowców, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Pomógł nietypowy styl – "Żelazny Mike" pozostał wierny tej autorskiej koncepcji D'Amato do końca kariery.
Goniąc Tysona…
Starszy o prawie rok Lewis wybrał dłuższą drogę. W 1984 roku wystąpił podczas igrzysk w Los Angeles jako reprezentant Kanady (do której przeprowadził się z matką jako chłopak), ale dotarł tylko do ćwierćfinału. Niezrażony takim obrotem spraw postanowił powalczyć o kolejną olimpijską przepustkę. Po drodze był nieudany występ w mistrzostwach świata, gdzie odpadł w pierwszej rundzie.
Jesienią 1988 roku Tyson był już niekwestionowanym mistrzem wagi ciężkiej, który miał zwycięstwa nad żywymi legendami – Michaelem Spinksem (31-0) i Larrym Holmesem (48-2). Lennox w tym czasie spełniał marzenie o olimpijskim złocie w Seulu. Pierwsze dwie walki rozstrzygnął przed czasem. W półfinale wygrał walkowerem – Janusz Zarenkiewicz nie wyszedł do ringu z powodu kontuzji.
W walce o złoto rywalem Lewisa był Riddick Bowe – kolega Tysona z czasów szkolnych. Pojedynek miał jednak kontrowersyjny przebieg. Pierwszą rundę zdominował Amerykanin, jednak szarża Lennoksa w kolejnej odsłonie przesądziła o zwycięstwie przed czasem. Większość komentatorów i ekspertów podkreślała jednak, że było to przedwczesne przerwanie walki.
Lewis nie miał już nic do udowodnienia na ringach olimpijskich. W 1989 roku został zawodowcem i ruszył w pogoń za Tysonem. Aby zrealizować marzenie wrócił do Wielkiej Brytanii. Kibice nie postrzegali go jednak jak swojego. "Jest Kanadyjczykiem w sercu, a Brytyjczykiem z wygody" – podsumowywano najczęściej. A zainteresowany przekonywał, że wrócił do miejsca urodzenia z powodów czysto pragmatycznych – w Kanadzie nie miał możliwości prowadzenia zawodowej kariery.
W lutym 1990 roku doszło do trzęsienia ringu w królewskiej kategorii. Tyson (40-0) sensacyjnie przegrał z Jamesem "Busterem" Douglasem (28-4-1), a kilkanaście miesięcy później trafił do więzienia. Karty zaczęli rozdawać inni Amerykanie – Evander Holyfield (28-0) i Riddick Bowe (31-0). Lewis deptał im po piętach – jesienią 1990 roku został zawodowym mistrzem Europy. Kilka miesięcy później wywalczył także pas mistrza Wspólnoty.
Ta kariera rozwijała się harmonijnie. Pod koniec 1992 roku Lennox był już w czołówce rankingu federacji WBC. Coraz głośniej deklarował mistrzowskie aspiracje. Plan organizacji zakładał, że zwycięzca pojedynku Holyfield kontra Bowe zmierzy się z lepszym z pary Lewis i Donovan Ruddock (27-3-1). Stawką pojedynku miał być tytuł niekwestionowanego mistrza wagi ciężkiej.
Do takiej walki nigdy nie doszło. Bowe, po zdetronizowaniu rodaka, wolał wyrzucić pas organizacji WBC do kosza niż dać szansę Lewisowi. Posunięcie tłumaczył względami biznesowymi. Opinia publiczna mu nie sprzyjała, a akcje Lennoksa wciąż zwyżkowały. Starcie z Ruddockiem zapowiadało się na najtrudniejszy test w karierze mistrza olimpijskiego – rywal zaledwie kilka miesięcy wcześniej stoczył dwie walki z Tysonem i zmusił go do maksymalnego wysiłku.
Tymczasem Lewis znokautował twardego Ruddocka już w drugiej rundzie. Wakujący tytuł WBC zdobył w kolejnym występie po zdominowaniu Tony'ego Tuckera (48-1) – innego byłego rywala "Bestii". Pierwsza mistrzowska kadencja szybko dobiegła jednak końca – we wrześniu 1994 roku brutalnie przerwał ją Oliver McCall (24-5), etatowy sparingpartner Tysona w jego najlepszym okresie.
Opłata za zwłokę
Mike wyszedł na wolność w 1995 roku i szybko potwierdził status popkulturowej gwiazdy. Jego walki wciąż budziły ogromne zainteresowanie – nawet jeśli często nie rywalizował już z największymi wagi ciężkiej. W 1996 roku znokautował Franka Bruno (40-4) i znów został mistrzem – tym razem organizacji WBC. Lennox w międzyczasie pozbierał się po porażce z McCallem i był wysoko w rankingu. To właśnie wtedy pojawiła się pierwsza realna szansa na walkę z Tysonem.
Don King miał jednak inny plan. Wolał zapłacić Lewisowi 4 miliony dolarów, by ten ustawił się w kolejce i cierpliwie czekał. Dzięki temu Tyson mógł zmierzyć się z Brucem Seldonem (33-3) – czempionem organizacji WBA. Pojedynek nie był jednak unifikacyjnym, bo King nie sfinalizował kontraktu z Lewisem. Organizacja WBC odebrała więc tytuł "Bestii". Wkrótce należał on już do Lennoksa, który uporał się w rewanżu z przechodzącym załamanie nerwowe McCallem.
Druga połowa lat dziewięćdziesiątych wszystko zmieniła. Tyson dwukrotnie przegrał z Holyfieldem, a po odgryzieniu rywalowi fragmentu ucha w rewanżu stał się w boksie persona non grata i zniknął na ponad rok. Lewis również zmierzył się z Evanderem – w marcu 1999 roku ich pierwsze starcie zakończyło się kontrowersyjnym remisem. Do rewanżu doszło w listopadzie – dzięki tej wygranej Lennox zakończył dekadę uznawaną za ostatnią złotą erę wagi ciężkiej ze statusem niekwestionowanego czempiona.
Wyglądało to na symboliczną klamrę – w 1990 roku ostatnią takim tytułem mógł się przecież pochwalić Tyson. Dziesięć lat później trudno było nie odnieść wrażenia, że to jednak starszy od dawnego sparingpartnera Lewis starzał się w lepszym stylu. "Bestia" coraz częściej już tylko odcinał kupony, szukając pomysłu na łatwy zarobek na Wyspach Brytyjskich i w Danii.
W 2001 roku Lewis znów miał nieoczekiwane potknięcie – tym razem przez pięść Hasima Rahmana (34-2). Sprawę udało się odkręcić w natychmiastowym rewanżu i pod koniec roku Lennox znów był mistrzem. Na horyzoncie brakowało jednak odpowiednich rywali, a historyczny status czempiona był nie do podważenia. W takim krajobrazie okazało się, że walka z Tysonem wciąż może budzić ogromne emocje...
Mocno spóźniony finał
Hitowy pojedynek ogłoszono światu 22 stycznia 2002 roku. Już pierwsza konfrontacja twarzą w twarz zakończyła się bójką, bo Tyson rzucił się na mistrza z pięściami. Zrobiła się awantura, którą obaj zakończyli na podłodze. Tam Mike... ugryzł Lewisa w nogę. W trakcie zamieszania stracił przytomność sędziwy Jose Sulaiman – prezydent organizacji WBC, który domagał się potem odszkodowania od bokserów.
Zła reputacja Tysona sprawiła, że wiele stanów odmówiło organizacji pojedynku. Zamiast Las Vegas kibice mogli obejrzeć walkę... w Memphis. Kontrakt był szczegółowo opracowany. Zakończenie walki faulem miało skutkować utratą 3 milionów dolarów. Obaj mieli zarobić po równo – co najmniej 17 milionów dolarów. Długo oczekiwane starcie przyniosło oczywiście rekordowe zyski ze sprzedaży w systemie Pay-Per-View, co nie byłoby możliwe bez współpracy konkurencyjnych stacji.
Po raz pierwszy w historii okazało się, że takie porozumienie jest możliwe. Układ był prosty – HBO i Showtime podzieliły się obowiązkami. Wspólna była obsada komentatorska. Lewisa wywołał do ringu Michael Buffer, a Tysona związany z Showtime Jimmy Lennon junior. Po wszystkim nikt nie mógł czuć się zawiedziony, bo sprzedano blisko 2 miliony pakietów. To oznaczało, że dochód z Pay-Per-View przekroczył 100 milionów dolarów, śrubując rekord.
Rozczarował tylko pojedynek. Tyson ruszył ostro w pierwszej rundzie, ale... to by było na tyle. Zmęczony życiem był cieniem "Bestii". Mimo wyraźnego prowadzenia na punkt trener Lewisa – Emanuel Steward – domagał się nokautu, bo do końca miał respekt wobec rywala. Mistrz postawił kropkę nad "i" w ósmej rundzie. Po wszystkim momentalnie zniknęła zła krew – obaj sobie wylewnie dziękowali. Mike pocałował w ringu matkę Lennoksa, choć wcześniej… chciał zjeść jej wnuki.
– To walka, której potrzebował cały świat. Ten facet mnie ugryzł, ale nauczyłem go trochę dyscypliny. Po walce przeprosił mnie i powiedział, że jestem wielkim mistrzem. Przyznał też, że mnie podziwia i darzy szacunkiem. Mike w wieku 19 lat siał w ringu spustoszenie, ale to ja zestarzałem się jak dobre wino i dlatego dziś dominuję – opowiadał na gorąco zwycięzca.
A Tyson mówił o rewanżu, do czego nigdy nie doszło. Na drugą walkę bardziej nalegał... jej zwycięzca. Mike kluczył i domagał się pojedynków, które pomogą mu odzyskać pewność siebie przed drugim starciem z Lennoksem. Mało kto chciał jednak coś takiego oglądać, a już prawie nikt nie chciał za to płacić.
Ostatnie proste karier również znacząco się różniły. Lewis po raz ostatni wyszedł do ringu rok później – w czerwcu 2003 roku. Po dramatycznej walce pokonał Witalija Kliczkę (32-1) i zszedł ze sceny jako wielki mistrz, który pokonał każdego spotkanego na drodze. Ukrainiec nie przegrał potem nigdy i został kolejnym czempionem wagi ciężkiej, więc z czasem ranga tamtej wygranej wzrosła.
Tyson rozmienił się na drobne ostatecznie. Jeszcze przed zakończeniem kariery ogłosił bankructwo. Po "najbardziej przerażającym człowieku na ziemi" nie było śladu. Do ringu wychodził już tylko po to, by spłacać długi. Po szokująco smutnych porażkach z Dannym Williamsem (31-3) i Kevinem McBridem (32-4-1) wreszcie zszedł ze sceny. – Przepraszam wszystkich kibiców, którzy musieli to oglądać. Żałuję, że zrobiłem coś takiego dyscyplinie, którą kocham – mówił na koniec.
Wiele lat później historycy i eksperci w jednym są zgodni – Lewis i Tyson to jedni z najlepszych "ciężkich" w długiej historii boksu. W 2018 roku magazyn "Boxing News” w rankingu wszech czasów umieścił Lennoksa na trzeciej pozycji – za Muhammadem Alim i Joe Louisem. A w TOP 10 znalazło się także miejsce dla jego przedostatniego rywala.