W sobotę 29 lipca Errol Spence (28-0, 22 KO) i Terence Crawford (39-0, 30 KO) wreszcie spotkają się w ringu. Na walkę dwóch niepokonanych mistrzów kategorii półśredniej kibice czekali od lat, jednak szereg rozmaitych przeszkód sprawił, że taki pojedynek stał się realny dopiero w 2023 roku. Dlaczego znów trzeba było czekać tak długo?
TRANSMISJA WALKI SPENCE VS CRAWFORD OD 2:00 W TVP SPORT
Czy można sobie wyobrazić świat, w którym w ostatnich latach nie wydarzyłaby się rywalizacja Novaka Djokovicia, Rogera Federera i Rafaela Nadala? Cóż, gdyby ci wybitni sportowcy byli bokserami to mogliby skorzystać z całego katalogu wymówek byle tylko ze sobą nie walczyć. Boks to jedna z nielicznych dyscyplin, gdzie najlepsi nie muszą ze sobą rywalizować jeśli nie chcą. I nikt tak naprawdę nie może ich do tego zmusić.
Między innymi dlatego kibice pięściarstwa zdążyli się przyzwyczaić, że z ringowych hitów trzeba się po prostu cieszyć, a nie na nie wybrzydzać. Sport często jest tłem dla wielkiego biznesu, który niekoniecznie ogląda się na oczekiwania opinii publicznej. W tej kwestii najbardziej przemawiającą do wyobraźni wskazówką mogą być losy Floyda Mayweathera (50-0), który jest inspiracją dla kolejnych pokoleń – w tym również dla Spence'a i Crawforda, którzy obficie czerpią z dziedzictwa sławnego rodaka.
Czasem warto poczekać?
Nie trzeba daleko szukać – zorganizowane w 2015 roku długo oczekiwane starcie z Mannym Pacquiao (57-5-2) było odgrzewanym kotletem. Ten pojedynek miał najwięcej sportowego sensu i najwięcej znaków zapytania w 2009 i 2011 roku, ale Mayweather chciał wszystko rozegrać na własnych warunkach. Zaryzykował "długą grę" i ostatecznie wygrał pod każdym względem. Przede wszystkim w ringu, bo jego zachowawczy styl zestarzał się lepiej niż ten wybuchowy "Pacmana", któremu nie pomógł też ciężki nokaut zaliczony po drodze z rąk Juana Manuela Marqueza (54-6-1).
Hitowa walka okazała się przeciętnym widowiskiem. Zabrakło dramaturgii i zwrotów akcji, ale pod względem ekonomicznym zgodziło się absolutnie wszystko. W Stanach Zjednoczonych sprzedano ponad 4,5 miliona pakietów Pay-Per-View w rekordowej cenie, bijąc szereg komercyjnych rekordów. Mayweather zarobił ponad 200 milionów dolarów – kwotę absolutnie bez precedensu nie tylko w boksie, ale w ogóle w sporcie. Wszystko za niespełna godzinę pracy.
– Wpływ Floyda widać do dzisiaj - i to w różnych dziedzinach. Można powiedzieć, że stanął na czele ruchu wyzwoleńczego sportowców - nie tylko bokserów. Widać to teraz choćby w NBA i nie tylko - coraz więcej sportowców bierze kariery we własne ręce. Mayweather był pierwszy. Wykupił swój kontrakt promotorski, zmienił platformę telewizyjną gdy był już zaawansowanym wiekowo sportowcem... Przede wszystkim miał pełną kontrolę nad swoim wizerunkiem – ocenił Stephen Espinoza, prezydent Showtime Sports.
Trudno z tą oceną polemizować. Niepokonany pięściarz wykorzystywał swoją pozycję także w inny sposób - mógł nie oglądać się na oczekiwania kibiców i ekspertów. Walka z Pacquiao to tylko jeden z przykładów – wcześniej w 2014 roku Mayweather zorganizował w mediach społecznościowych sondę w poszukiwaniu kolejnego rywala. Zdecydować mieli fani, a wybór dotyczył Amira Khana i Marcosa Maidany. W głosowaniu wygrał ten pierwszy, ale Floyd i tak zaprosił do ringu drugiego – i nikt nie miał o to specjalnych pretensji.
Sporo biznesowych nawyków Mayweathera podpatrzył i przejął Saul "Canelo" Alvarez, który został kolejną wielką gwiazdą pokazywaną w Ameryce w systemie Pay-Per-View. Również nie oglądał się na oczekiwania fanów - ewidentnie przeczekał najlepsze lata Giennadija Gołowkina. Co i rusz skakał między kategoriami i wybierał umowne limity aż wreszcie wyszedł z Kazachem do ringu w 2017 roku - gdy rywal miał 36 lat i zdążył wcześniej pokazać w ringu bardziej ludzkie oblicze.
Jedno z najbardziej niepokojących zjawisk w boksie nazwał po imieniu Oscar de la Hoya – ówczesny promotor Canelo. – Zobaczymy jak długo trzeba będzie tę walkę budować. Na pewno potrzebujemy trochę czasu, by marynowanie zrobiło swoje. Najbardziej lubię moje mięso średnio wysmażone – tłumaczył szef grupy Golden Boy Promotions w 2015 roku.
Długa droga do hitu
"Marynowanie walk" z czasem stało się powszechnie używanym terminem przez wielu promotorów. To wygodny biznesowo wytrych, który pozwala budować narrację wokół rozmijania się z oczekiwaniami kibiców. Nie inaczej było zresztą w przypadku Spence'a i Crawforda – obaj niepokonani mistrzowie walczą w tej samej kategorii od 2018 roku, jednak ich ringowe spotkanie dochodzi do skutku dopiero pięć lat później. To wyjątkowo długo nawet jak na bokserskie standardy.
Droga obu pięściarzy wygląda jednak inaczej. Dla Crawforda waga półśrednia (66,7 kg) to już trzeci przystanek. Pierwszy mistrzowski tytuł wywalczył w marcu 2014 roku w kategorii lekkiej (61,2 kg). Nieco ponad rok później kolekcjonował wyróżnienia już w wadze superlekkiej (63,5 kg). W tym limicie dokonał zresztą najwięcej – po prestiżowych zwycięstwach nad Wiktorem Postołem (28-0) i Juliusem Indongo (22-0) został niekwestionowanym czempionem.
Świat boksu czekał na kogoś o takim statusie ponad 10 lat. Z perspektywy czasu widać zresztą, że Crawford zapoczątkował pewną modę - w kolejnych latach po niekwestionowane mistrzostwo sięgali Ołeksandr Usyk, Josh Taylor, Canelo, Jermell Charlo, Devin Haney i Naoya Inoue. Teraz niepokonany Amerykanin znów może wszystkich wyprzedzić – nikomu w erze czterech federacji (WBC, WBA, IBF i WBO) nie udało się jeszcze zdobyć niekwestionowanego mistrzostwa w dwóch kategoriach.
Crawford pierwszy i jak do tej pory jedyny tytuł w wadze półśredniej (WBO) wywalczył w 2018 roku, pokonując Jeffa Horna (18-0-1). Potem skutecznie bronił mistrzostwa sześć razy. W trzeciej kategorii wagowej Amerykanin imponuje – wszystkie pojedynki rozstrzyga przed czasem. Jednak przeciwnicy ze ścisłej czołówki niespecjalnie palili się do walki z nim – w trakcie ostatnich pięciu lat tylko Shawn Porter (31-3-1) podjął wyzwanie.
Kariera Spence'a wygląda inaczej. Na zawodowstwo przeszedł jesienią 2012 roku - tuż po igrzyskach olimpijskich, w których dotarł do ćwierćfinału. Od samego początku jest związany z kategorią półśrednią, choć zdarzało mu się toczyć walki w umownych limitach w nieco wyższych kategoriach. Errol najpierw uczciwie zapracował na status czołowego pretendenta, a potem poleciał pobić urzędującego mistrza federacji IBF na jego terenie.
W maju 2017 roku Kell Brook (36-1) postawił opór tylko w pierwszych rundach. Z czasem Spence zaczął metodycznie przełamywać rywala i w 11. rundzie w końcu wygrał przed czasem. Po wszystkim u pobitego mistrza zdiagnozowano pęknięcie kości oczodołu. Zmiana warty stała się faktem, a Amerykanin w kolejnych latach uczciwie zapracował na pozycję lidera kategorii półśredniej.
Jego walki zaczęły być pokazywane w systemie Pay-Per-View, a projekt Premier Boxing Champions (PBC) zapewnił mu możliwość walki o kolejne trofea. W 2019 roku pokonał na punkty Portera (30-2-1) – ówczesnego mistrza federacji WBC. Potem miał się spotkać z Mannym Pacquiao, ale ostatecznie wycofał się z walki z powodu kontuzji oka. Filipińczyk stracił pas organizacji WBA w starciu z Yordenisem Ugasem (27-4), którego Spence następnie znokautował w kwietniu 2022 roku.
To jego ostatni pojedynek. Długie przerwy między startami i ponad 14 miesięcy nieaktywności to największe mankamenty Spence'a przed najważniejszą walką w życiu. Trudno też nie wspomnieć o poważnym wypadku samochodowym – w październiku 2019 roku rozpędzone Ferrari prowadzone przez nietrzeźwego pięściarza wypadło z drogi i koziołkowało. Errol wypadł z auta – i być może tylko dzięki temu przeżył.
Rehabilitacja trwała wiele miesięcy. I choć Spence od tamtej pory stoczył dwa zwycięskie pojedynki, to w środowisku nie brak opinii, że nie jest już tym samym pięściarzem co przed wypadkiem. Wszystkie wątpliwości wyjaśnią się właśnie w sobotnim starciu z Crawfordem, który jest z kolei starszy o blisko 3 lata i ma na koncie o 11 zawodowych walk więcej.
Po tej samej stronie ulicy
Dlaczego do walki dojdzie dopiero w 2023 roku? Crawford do końca 2021 roku był związany kontraktem promotorskim z konkurencyjną grupą Top Rank. Mimo niewątpliwego pięściarskiego kunsztu nie został gwiazdą Pay-Per-View. Z firmą prowadzoną przez Boba Aruma rozstał w kontrowersyjnych okolicznościach, zarzucając niedawnym promotorom... rasizm. Dawni pracodawcy też nie byli zadowoleni – przy całej wielkiej sportowej klasie Crawforda postrzegają go jako nieudaną inwestycję.
– Terence jest po złej stronie ulicy – tłumaczył obrazowo Spence. Wydawało się, że po rozstaniu z Top Rank jedyną logiczną opcją jest dołączenie do projektu PBC. Crawford miał jednak swoje wątpliwości. Rozmowy w sprawie hitowej walki trwały ponad rok, a przeszkody tylko się piętrzyły. Największe zastrzeżenie dotyczyły przejrzystości finansowej projektu, ale w końcu udało się wypracować porozumienie. Na razie jednorazowe, jednak przegrany sobotniej walki będę miał prawo do aktywowania klauzuli rewanżowej. Kategorię wagową drugiej walki wybierze jednak zwycięzca.
Na początku 2023 roku wydawało się, że obaj pójdą swoimi drogami w różne strony. Spence był wstępnie umówiony na walkę z Keithem Thurmanem (30-1, 22 KO), która miała być jego debiutem w kategorii junior średniej (69,8 kg). Crawford z kolei negocjował z Oscarem de la Hoyą, który chciał zorganizować mu walkę z Alexisem Rochą (23-1, 16 KO). Przełom w negocjacjach przyniósł jednak bezpośredni kontakt między pięściarzami.
– Wymienialiśmy wiadomości i parę razy ze sobą rozmawialiśmy. Terence przedstawił mi swoje warunki. W niektórych momentach musiałem schować dumę do kieszeni i pójść na ustępstwa, choć wiele osób z branży nie spodziewało się tego po mnie. Ale zrobiłem to i dlatego uważam, że to ja jestem powodem, dla którego ta walka się odbędzie – tłumaczył Spence.
Ze sportowego punktu widzenia moment jest niemal idealny, choć pewnie obaj byli lepsi w 2019 roku – jeszcze przed wypadkiem Errola. Wciąż jednak nie okazali w ringu słabości. Żaden nie był liczony, a ostatnie walki wygrywali przed czasem. Poza tym dopiero w 2023 roku Spence i Crawford dzielą między sobą wszystkie mistrzowskie tytuły, więc gra toczy się o najwyższą z możliwych stawek.
W opinii bukmacherów i ekspertów widać jednak nieznacznego faworyta. W sondzie przeprowadzonej przez magazyn "The Ring" 13 fachowców ze świata boksu wskazało wygraną Crawforda, a ośmiu postawiło na Spence'a. W powszechnej opinii faworyt może wygrać na więcej sposobów, bo jest po prostu wszechstronniejszym pięściarzem, który potrafi kończyć walki w idealnym momencie. Główne atuty rywala to przewaga fizyczna i... biznesowa – w końcu to promotorzy Errola zorganizowali ten wielki pojedynek.
SPENCE KONTRA CRAWFORD – SZCZEGÓŁY TRANSMISJI:
Kiedy walka: noc z soboty na niedzielę 29/30 lipca
Godzina: około 5 nad ranem polskiego czasu
Gdzie obejrzeć transmisję: od 2:00 w TVP SPORT, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV
Komentarz: Piotr Jagiełło, Janusz Pindera
Miejsce: T-Mobile Arena, Las Vegas
Kto walczy: Errol Spence (28-0, 22 KO) kontra Terence Crawford (39-0, 30 KO)
Stawka: tytuły mistrzowskie WBO, WBC, WBA i IBF kat. półśredniej