Poatan, czyli człowiek z kamienia. Taki przydomek nosi Alex Pereira, najbliższy rywal Jana Błachowicza. Zawodnicy zmierzą się w nocy z soboty na niedzielę na gali UFC 291. Brazylijczyk to człowiek, który odbił się od dna. Rzucił szkołę, rozpoczął pracę w sklepie z oponami, wpadł w alkoholizm, a później spektakularnie przemienił osobistą tragedię w triumf ludzkiego ducha.
"Sport ratuje ludzi" – tak brzmi maksyma, która chodziła po upojonej alkoholem głowie Pereiry, gdy w brazylijskim Sao Paulo nie miał perspektyw na zbudowanie dostatniego życia pozbawionego znieczulania swojego bólu etanolem. Alkohol był obecny w jego życiu niemal od samego początku. Wychował się w trudnym środowisku. Mówi, że co prawda nie była to typowa fawela, ale od klasycznych fawel niczym się nie różniła. Narkotyki, używki, rozboje, bójki uliczne. Tak wyglądała jego codzienność.
– Nie dorastałem w sprzyjających okolicznościach – powiedział kilka lat temu. – Mój tata był murarzem, mama gospodynią. Zacząłem pracować bardzo wcześnie w sklepie z oponami. Miałem 12 lat i wykonywałem pracę dla dorosłych mężczyzn. Radziłem sobie coraz lepiej z rzeczami, które były trudne dla 14-15 latków. W tamtym czasie nauczyłem się dobrych rzeczy, ale także tych złych. Nauczyłem się pić – wyznał.
– Nie miałem żadnej kontroli nad uzależnieniem. Piłem więcej i więcej. Mówiłem do siebie: "mogę skończyć, kiedykolwiek tylko zechcę". Ale to tak nie działa. Wiedziałem jednak, że sport może ocalić moje życie. Odkryłem mieszane sztuki walki, głównie kickboxing. Początkowo nie mogłem trenować zbyt dużo, bo bardzo dużo piłem. Po jakim czasie zacząłem dużo trenować, ale wciąż piłem dużo. Później trenowałem bardzo dużo, piłem trochę mniej, ale wciąż to nie wystarczało – przyznał Brazylijczyk.
Pereria czuł, że sport może odmienić jego życie, ale nie miał naturalnego talentu do grania w piłkę, tak jak tysiące rówieśników z kraju kawy. Wychował się miejscu, gdzie dość często musiał używać pięści, dlatego sporty walki stały się dla niego naturalną drogą. Jego pierwszym trenerem był Wilson Nunes znany jako "Ninja". Dostrzegł w młodym zawodniku potencjał. Wiedział, że ten potrzebuje zdecydowanie bardziej doświadczonego szkoleniowca. Nunes zabrał Pereirę pod skrzydła Belocqua Wery.
– Ten gość ma talent i może zostać mistrzem – powiedział "Ninja" do bardziej doświadczonego kolegi po fachu. Wera miał ogromne wątpliwości. Nie chciał marnować czasu na żółtodzioba, ale ostatecznie przekonano go, by zajął się Pereirą. Powiedzieć, że ten miał trudne początki, to nic nie powiedzieć. Nowy trener na pierwszych zajęciach zorganizował test. "Poatan" miał zmierzyć się z jego najlepszym podopiecznym,
– Zestawiłem go z "Eduardinho", który był brazylijskim mistrzem sprzed kilku lat, żeby go sprawdzić – powiedział Wera w rozmowie z mmafighting.com. – Alex postawił wszystko na jedną szalę i ruszył z ogromną agresją. Był w kompletnie niesprzyjającej sytuacji i ostatecznie zrezygnował, ale pokazał, że ma potencjał – ujawnił Wera, który po tym starciu dał swojemu nowemu zawodnikowi kilka bezpośrednich wskazówek.
– Zobaczyłeś, że musisz uczyć się techniki. Nie ma sensu wychodzić tylko na czystej sile. W ten sposób niczego nie osiągniesz. Jesteś silniejszy i cięższy niż "Eduardinho", ale widziałeś, co z tobą zrobił. Musisz ciężko pracować i uczyć się mojego stylu – przekazała Pereirze trener.
Gdy Wera zapytał go o jego cele, nie musiał długo czekać na odpowiedź. – Zaprowadź mnie na szczyt – odparł Pereira. Szkoleniowiec prowadził zajęcia w dość elitarnym klubie. Z tego względu miał problem, by sprowadzić tam Pereirą, bo kierownicy nie chcieli go wpuszczać ze względu na to, że pochodził z biednej rodziny. Trener finalnie wynegocjował mu stypendium, by mógł opłacić treningi w klubie, bo pensja z pracy w sklepie z oponami nie wystarczała.
Wciąż musiał walczyć z koordynatorami i innymi trenerami, by umożliwić treningi Pereirze, ale ten bronił się swoim talentem. – Przeszedł przez to wszystko i nawet nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, że to był rasizm – powiedział Wera. – Widziałem to. Jestem starszy, mam doświadczenie. Też jestem biedny, ale miałem w rodzinie bogatych ludzi, więc wiem, jak to jest radzić sobie z rasizmem i uprzedzeniami społecznymi we własnej rodzinie. Wtedy o tym nie wiedział – dodał.
Jakby tego było mało, Pereira wciąż był ciężko uzależniony od alkoholu. Kiedy trenował, pił litr cachacy dziennie. To destylowany alkohol wytwarzany ze sfermentowanego soku z trzciny cukrowej. Kiedy go nie było, mówił, że będzie pił czysty alkohol z kawą.
– Widziałem w nim to, że był kruchy z powodu alkoholu i narkotyków. Nigdy o narkotykach nie wspominał, ale pewnych rzeczy nie musisz mówić, prawda? Ja też nigdy go o to nie prosiłem, ale każdy zasługuję na drugą szansę – przyznał Wera. Pewnego dnia szkoleniowiec trenował z Pereirą i chciał nauczyć go kilku trudnych ruchów. Pchnął go mocno, uderzył w brzuch, a ten padł jak rażony.
– Pomyślałem sobie wtedy "K***a, ale on jest słaby. Czy ja nie marnuję z nim czasu?". Wrócił kilka sekund później i zobaczyłem łzy w jego oczach. Zrozumiałem wtedy, że nie był słaby. Był wojownikiem. Był zgniły w środku od rzeczy, których używał, był skażony. Nie było łatwo go zmienić w tego, którym jest obecnie – wytłumaczył Wera.
Pereira zadebiutował w kickboxingu, gdy miał 20 lat. Bardzo szybko został mistrzem Brazylii, a prawdziwy przełom nastąpił w 2013 roku, gdy pokonał Dustina Jacoby'a w pierwszej rundzie. Dzięki temu podpisał kontrakt z federacją Glory, został mistrzem wagi średniej i obronił pas czterokrotnie. Wciąż jednak pił. Na odwyk udał się dopiero w wieku 27 lat. Wera nie był już wtedy jego trenerem. Od tamtego momentu każdy sukces Pereira opija jednak nie alkoholem, a puszką Coli.
Do MMA przeszedł w 2015 roku, a sześć lat później podpisał swój kontrakt z UFC. Jego wejście do największej organizacji na świecie było imponujące. Wygrał trzy walki z rzędu i dostał walkę z mistrzem wagi średniej, Israelem Adesanyą. Wcześniej dwukrotnie pokonał go podczas kariery amatorskiej w kickboxingu. W oktagonie dokonał tego po raz trzeci – sędzia przerwał walkę w 5. rundzie i Pereira zwyciężył przez techniczny nokaut.
Ta walka miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku. Do rewanżu doszło w marcu 2023 roku. W drugiej rundzie Adesanya był w ogromnych opałach i wydawało się, że niewiele dzieli go od kolejnej porażki. Wtedy jednak pokazał swój kunszt, wychodząc z opresji i ciężko nokautując Brazylijczyka. Czy drogi obu panów skrzyżują się po raz piąty?
– Jeżeli zdobędzie pas w kategorii do 205 funtów, zrobimy to jeszcze raz – powiedział Adesanya. – Jeżeli nie, ma skończoną sprawę ze mną. To koniec. Wiem, że każdy chciałby to zobaczyć, ale takie jest życie. Idziemy naprzód swoimi drogami, każdy w swoją stronę – wyjaśnił Nigeryjczyk.
Aby zdobyć pas w wadze półciężkiej, najpierw Pereira musi pokonać Błachowicza. Zwycięzca tego pojedynku najprawdopodobniej dostanie walką mistrzowską z Jirim Prochazką.