Reprezentacja Wysp Owczych wkrótce będzie rywalem Polaków w eliminacjach Euro 2024. Farerzy są inspiracją dla innych słabo zaludnionych terytoriów, pokazując, że da się na nich stworzyć porządny zespół. W rozmowie z TVP Sport potwierdza to selekcjoner... Grenlandii, Morten Rutkjaer. – Wyspy Owcze to doskonały wzór do naśladowania. Tak dobry, że czerpanie z ich metod zasugerował mi sam selekcjoner Danii, Kasper Hjulmand – przyznaje człowiek, przed którym postawiono zadanie wprowadzenia piłkarzy z mroźnej wyspy na salony.
Reprezentacja Grenlandii, choć niewidoczna na międzynarodowej arenie, w piłkę gra od lat. Niegdyś trenował ją nawet były selekcjoner duńskiej kadry, Sepp Piontek, a kadra zagrała towarzyski mecz z Tybetem. To właśnie z drużynami, które również nie są zrzeszone w FIFA muszą mierzyć się gracze z największej wyspy świata. Grenlandczyków spotkałem na Island Games – turnieju, dla wysp będących terytoriami zależnymi. Zespół od prawie trzech lat prowadzony jest przez Mortena Rutkjaera, który podjął się roli selekcjonera i koordynatora szkolenia w tamtejszym związku piłkarskim.
Igrzyska wysp były pierwszą próbą sprawdzenia się w międzynarodowym boju o stawkę – i najprawdopodobniej ostatnim sprawdzianem przed dołączeniem do CONCACAF. A stamtąd już jeden krok do członkostwa w FIFA. Inspiracją dla Grenlandczyków są... Wyspy Owcze. – To najlepszy wzór do naśladowania – przyznaje Rutkjaer. I wyjaśnia to w rozmowie o futbolu na mroźnej wyspie.
JAKUB POBOŻNIAK, TVP SPORT: – Jak wygląda wasza droga do tego, by stać się reprezentacją zrzeszoną w FIFA?
MORTEN RUTKJAER, selekcjoner reprezentacji Grenlandii: – By zostać członkiem FIFA, musimy uzyskać członkostwo w kontynentalnej federacji. Choć należymy do Danii, to geograficznie do Ameryki Północnej, więc postanowiliśmy złożyć wnioski do CONCACAF. Wszystko wskazuje na to, że zostaniemy zaakceptowani w 2024 albo 2025 roku. To teraz zapadają decyzje na ten temat.
– Pomysł dołączenia do FIFA kiełkuje u was od lat. Teraz jesteście tego najbliżej. Co daje to zawodnikom?
– To pozwala wierzyć naszym piłkarzom, że w przyszłości będziemy grać z najlepszymi, że w przyszłości będą reprezentować swój naród w najważniejszych rozgrywkach. Teraz jeszcze nie mają nic. Dlatego zdecydowaliśmy się na start w Island Games, by pokazać im, jak wygląda gra o stawkę. To krok do oswojenia się z potencjalnymi eliminacjami mistrzostw świata.
– Jak wygląda futbol na Grenlandii? W internecie da się znaleźć piękne stadiony na tle gór lodowych, ale to praktycznie wszystko.
– Na Grenlandii w piłkę gra nawet kilka tysięcy chłopców i mężczyzn. Mogą oni uprawiać ten sport tylko przez kilka miesięcy, ze względu na warunki atmosferyczne. W niektórych częściach warunki umożliwiające grę utrzymują się jeszcze krócej, bo kilka tygodni. To dlatego mistrzostwa rozgrywamy w jeden długi weekend, systemem każdy z każdym. Rozgrywki ligowe byłyby niemożliwe do przeprowadzenia ze względów logistycznych.
– Jesteście kadrą, której pogoda może przeszkadzać najbardziej na świecie. Są jakieś sposoby, żeby temu zaradzić?
– Staramy się o to, by przynajmniej jedno z pełnowymiarowych boisk piłkarskich pokryć dachem, zrobić z niego halę, na której będzie można grać w piłkę cały rok. Takie rzeczy są na Islandii. To by nam bardzo pomogło i plany są takie, żeby wybudować to już za rok. Island Games to był nasz pierwszy turniej. Potrenowaliśmy przed nim około dziesięciu dni, a już graliśmy jak równy z równym z Bermudami, które mają warunki do gry w piłkę przez cały rok. To dobry znak.
– Wspomniał pan Islandię. To największa inspiracja z krajów nordyckich?
– Naszym wzorem zdecydowanie są Wyspy Owcze. Miałem przyjemność pracować z Kasperem Hjulmandem, obecnym selekcjonerem reprezentacji Danii, który jest moim dobrym przyjacielem. Gdy zostałem trenerem Grenlandii, porozmawiałem z nim i pytałem, na czym się wzorować. On też zasugerował, żeby przyjrzeć się Wyspom Owczym.
CZYTAJ TEŻ: Polska legenda Wysp Owczych. "Gdyby nie przepisy, grałbym tu w kadrze"
– Czym Farerzy zasłużyli sobie na miano inspiracji?
– To naród, który zbudował swoją reprezentację w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Mają podobną liczbę mieszkańców, oscylującą koło 50 tysięcy. Zupełnie jak na Grenlandii. Oni też muszą mierzyć się z trudnymi warunkami, a byli w stanie doprowadzić reprezentację do takiego poziomu, że może wygrywać ze znacznie silniejszymi. To też doskonały wzór jeśli chodzi o pracę z młodzieżą.
– To właśnie Wyspy Owcze podglądacie najbardziej?
– Byłem tam kilka razy i obserwowałem ich działania. Mamy podobną liczbę chętnych do gry dzieci w wieku 10-12 lat. Chodzi o ich umiejętnie wyedukowanie. Jeśli to się uda, to przez kolejne pięć-siedem lat grenlandzka piłka dalej będzie w fazie budowy, ale za dziesięć, może piętnaście lat, możemy być tak mocni jak oni.
– A są ku temu jakieś przesłanki już teraz?
– Już mamy swoje piłkarskie perełki. Nemo Thomsen grał w kilku duńskich akademiach piłkarskich, a na Island Games zdobył sześć goli w sześciu meczach. To wielki talent, być może nawet na skalę duńską. Mamy jednego piłkarza w KI Klaksvik na Wyspach Owczych, chcemy nawiązać współpracę z tym klubem, żeby w przyszłości naszych zawodników ogrywało się tam więcej.
– Mistrz Wysp Owczych obsadzony piłkarzami z Grenlandii. To byłoby ciekawe.
– Jak celować, to w najlepsze możliwe kluby.
– Taka współpraca to kolejny krok na drodze rozwoju kadry. Ile musiał ich pan wykonać od czasu, gdy został selekcjonerem?
– Niecałe trzy lata temu zostałem zatrudniony jako selekcjoner reprezentacji Grenlandii, a moim głównym celem było zbudowanie kadry i walka o to, byśmy trafili do CONCACAF. Zaczynaliśmy z bardzo niskiego poziomu, teraz jesteśmy dużo, dużo wyżej (Rutkjaer pokazuje to obrazowo, najpierw przykładając rękę do kostki, a potem na wysokości ramion – przyp. red.). Ruszyliśmy też organizacyjnie. Rozgrywamy sparingi, w zeszłym roku nasza kadra zagrała z młodzieżówką z Kosowa i z duńskimi klubami. Tego wcześniej nie było. A musimy grać jeszcze więcej.
CZYTAJ TEŻ: Bramkarz z Wysp Owczych jak Pele. "Mogłem być klaunem, zostałem legendą"
– Czego poza grą najbardziej wam potrzeba?
– Bazy treningowej. Będziemy budować taką w stolicy, Nuuk. Wtedy moglibyśmy zrobić porządne zgrupowania, a zawodnicy z całej Grenlandii mogliby zlatywać się na treningi reprezentacji. Bo tak to każdy dostaje wytyczne, ale trenuje oddzielnie. I trudno zgrać zespół.
– Pan też mieszka obecnie na Grenlandii?
– Mieszkam w Danii, ale jestem na Grenlandii osiem-dziewięć razy w roku. Czuję się koordynatorem. Nawet z domu w Danii doglądam wszystkiego.
– Słychać, że ta rola sprawia panu dużą frajdę.
– Futbol to moja praca, ale i hobby. I okazja do zobaczenia świata. Chciałbym zbudować coś dużego. Już mam z tego projektu olbrzymią satysfakcję, a gdy trafimy do CONCACAF, będę miał jeszcze większą. To zajawka. I bardzo chcę pomóc tym chłopcom, bo widzę ile dają z siebie.
– A Dania pomaga w rozwoju piłki na Grenlandii? To jej terytorium zależne.
– Pomaga nie przeszkadzając. Związki piłkarskie są osobne. Dania pomaga nam o tyle, że podkreśla, że jest za rozwojem piłki na Grenlandii. A to może pomóc nam zostać członkiem CONCACAF.
– Jak traktują pana piłkarze? Grenlandczycy przez zaszłości historyczne nie pałają wielką sympatią do Duńczyków. Udało się ich przekonać i zjednoczyć?
– Początkowo było tego dużo, tym bardziej, że Grenlandia bardzo dąży do uzyskania niepodległości. Powierzanie czegoś Duńczykowi nie przez wszystkich było mile widziane. Myślę, że przez te dwa lata z kawałkiem, miałem okazję pokazać wszystkim, że jestem normalnym gościem z Danii. Chcę dla nich dobrze, chcę zbudować też siatkę szkolenia trenerów, tak, by w przyszłości selekcjonerem był Grenlandczyk. Staram się zrobić tam wszystko. Jestem trenerem, koordynatorem, negocjatorem. Wierzę, że kiedyś to docenią!