Jestem skreślony – mówi dla TVPSPORT.PL Wojciech Rek, sędziowski obserwator udzielający pomocy prawnej sędziom, którzy stali się ofiarami przemocy ze strony piłkarza, trenera czy działacza klubowego.
Rafał Rostkowski: – Słyszałem, że został pan skreślony z listy sędziowskich obserwatorów Lubelskiego Związki Piłki Nożnej. Czy to prawda?
Wojciech Rek: – Tak, zebrał się zarząd Lubelskiego Związku Piłki Nożnej. W posiedzeniu w charakterze widza uczestniczył Jacek Walczyński, przewodniczący naszego zarządu Kolegium Sędziów, któremu zakomunikowano, że nie zostałem zatwierdzony jako obserwator sędziowski na żadnym szczeblu. To oznacza, że w praktyce zostałem skreślony z listy obserwatorów. Można powiedzieć, że ten moment był odwlekany przez władze LZPN, bo już w sierpniu, gdy zatwierdzana była lista obserwatorów czwartej ligi, w której pracowałem przez kilka poprzednich lat, zostałem z tej listy skreślony. Teraz, dopiero na ostatnim zebraniu zarządu w październiku, czyli z bardzo dużym opóźnieniem, zarząd rozpatrywał listy obserwatorów pozostałych klas zaproponowane przez zarząd Kolegium Sędziów. No i zapadła decyzja, że już nie będę wyznaczany jako obserwator na żadne mecze… Jestem skreślony.
– Sędziów i sędziowskich obserwatorów brakuje w całej Polsce. To także z tego powodu, przez brak weryfikacji umiejętności sędziów, często awansowani są arbitrzy przypadkowi lub tacy, którzy po prostu mają układy lub znajomości w zarządzie. Skoro odpada możliwość, że przegrał pan konkurencję z innymi obserwatorami i wypadł z listy, bo inni są lepsi, to dlaczego został pan skreślony?
– Uzasadnienia oficjalnego nie podano, bo nie praktykuje się podawania uzasadnienia decyzji zarządu związku piłkarskiego. Natomiast przekazano informację, że wybrałem działalność prawniczą polegającą na udzielaniu pomocy prawnej sędziom, a wcześniej "dawano mi szansę, abym się opamiętał i zrezygnował z pomagania sędziom i mógł być obserwatorem". Podczas zebrania prezydium zarządu przekazano mi, że naruszam zasady moralno-etyczne. Każdy obserwator powinien postępować moralnie i etycznie. Jest to opisane w regulaminie dotyczącym selekcji obserwatorów. Zarząd mógłby mnie skreślić, gdyby uznał, że nie daję rękojmi właściwego wykonywania obowiązków obserwatorskich w imieniu LZPN. No więc właśnie zostałem skreślony.
– Na czym polegała ta pańska działalność rzekomo nieetyczna i niemoralna?
– To jest bardzo dobre pytanie. Ja też zadałem takie pytanie władzom LZPN, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi wprost. Jak byłem na spotkaniu z prezydium, jeden z członków zarządu stwierdził, że według nich może dojść do sytuacji, że będzie jakaś sprawa w sądzie, w której uczestnikiem jest piłkarz, trener czy działacz klubu, a ja „wybiorę się” na mecz tego klubu jako obserwator sędziowski LZPN. Nie wiem, co niby mógłbym zrobić, gdyby doszło do takiej sytuacji. Namówić sędziego, żeby sędziował przeciwko tej drużynie?… Pisać nieprawdę jako obserwator czy czasem jako obserwator-delegat LZPN? Oczywiście wcale nie chodziło o to, lecz tylko szukano jakiegoś uzasadnienia, żeby móc mnie skreślić. Uchwała skreślająca mnie z listy nie ma żadnego uzasadnienia i mieć nie będzie. Po prostu pojawi się lista obserwatorów na sezon 2023/2024 i mnie na niej nie będzie. Zresztą rychło w czas, bo runda jesienna już się kończy.
– Czy był pan w sytuacji konfliktu interesów właśnie takiego, że z jednej strony wykonywał pan czynności prawne związane z udzielaniem pomocy sędziemu, który był ofiarą przemocy, a z drugiej strony był pan obserwatorem meczu, w którym jedną ze stron był klub piłkarza, trenera czy działacza, który tej przemocy się dopuścił?
– Podam przykład. Byłem na takim meczu, co najmniej jednym w tej rundzie. Toczy się postępowanie, w którym jestem pełnomocnikiem oskarżyciela prywatnego, a z drugiej strony jest zawodnik klubu. W czasie tego meczu nie wydarzyło się nic, co mogłoby być zakwalifikowane jako rzeczywisty konflikt interesów. Nikt z tego klubu nie miał pretensji, że przyjechałem pełnić tam funkcję obserwatora. Miałem chyba dwa takie mecze, ale nigdy nie dostałem takiego sygnału i nikt nigdy nie zajął oficjalnego stanowiska w tym zakresie. Nikt nigdy nie kwestionował, że jestem wyznaczony na mecz klubu, którego piłkarz, trener czy działacz jest oskarżony przez sędziego, którego reprezentuję.
– Czyli były to sytuacje potencjalnego konfliktu interesów.
– Tak, potencjalnego. Można to tak nazwać.
– W ilu postępowaniach był pan pełnomocnikiem sędziów, którzy stali się ofiarami przemocy?
– Kilkudziesięciu. Kilka lat temu zdarzyło się, że reprezentowałem na przykład Michała Mikulskiego, syna Tomasza Mikulskiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN. Michał został wtedy znieważony... Znam też przypadki sędziów, którzy zostali napadnięci, chcieli starać się o sprawiedliwość w sądzie, ale zostali przekonani przez członków władz związku, aby tego nie robić… Na przykład pan Anatol Obuch, wiceprezes LZPN, ma taki dar przekonywania poszkodowanych sędziów, że byłoby lepiej, aby nawet po napaści na sędziego wszystko odbywało się w ramach „piłkarskiej rodziny”… Większość aktów przemocy nie jest nigdzie zgłaszana, zwłaszcza przez młodych sędziów.
– Ile takich spraw toczy się obecnie na policji, w prokuraturze czy w sądzie?
– Sześć lub siedem.
– Gdyby władze LZPN zwróciły panu uwagę, że nie życzą sobie, aby w czasie meczów znajdował się pan w sytuacji takiego konfliktu interesów, to co by pan zrobił?
– To nie powinno być żadnym problemem. Mówiłem im o tym wiele razy. Jest przecież tyle meczów na terenie Lubelszczyzny, że z łatwością LZPN mógłby mnie wyznaczać na mecze klubów, z którymi nie mam żadnych spraw, żadnych postępowań ani żadnych procesów. Natomiast nikt nigdy nawet nie zapytał mnie o listę klubów, na mecze których miałbym nie być wyznaczany ze względu na prowadzone przeze mnie jakieś czynności prawne w związku z jakimś aktem przemocy. Nie pytały mnie o to ani władze związku, ani władze Kolegium Sędziów. Jestem sekretarzem zarządu Kolegium Sędziów LZPN, więc z pewnością bym o tym wiedział. Co więcej, ja sam na bieżąco informuję kolegów z zarządu Kolegium Sędziów o kolejnych sprawach związanych z napaściami na sędziów, przekazuję im informacje czy sprawa się skończyła. To wszystko odbywa się transparentnie w ramach Kolegium Sędziów.
– Skoro mowa o konflikcie interesów, czy ta sytuacja może oznaczać, że członkowie zarządu Lubelskiego Związku Piłki Noznej, wszystkich jego wydziałów i komórek tego związku dostali lub dostaną absolutny zakaz działania w klubach piłkarskich i innych podmiotach związanych z piłką nożną, aby uniknąć konfliktów interesów czy potencjalnych konfliktów interesów?
– Na pewno nie. To pytanie jest tylko retoryczne. W samym tylko prezydium zarządu LZPN są trzy osoby związane z klubami. Stanisław Pryciuk jest związany z Tomasovią Tomaszów Lubelski, Robert Gromysz jest prezesem BKS Lublin, a wiceprezes LZPN Anatol Obuch działa w klubie Niedźwiadek Chełm. Widziałem kiedyś jak Obuch straszył sędziego, że „załatwi go w dyscyplinie za to, jak on sędziuje”. Powiedzieliśmy wtedy, że jeśli tak dalej będzie się zachowywał, to my jego opiszemy i pójdziemy do prezesa Bartnika, żeby dowiedział się, jak jego współpracownik się zachowuje. A w zarządzie związku to każdy lub prawie każdy członek jest związany z jakimś klubem, więc jest w sytuacji permanentnego konfliktu interesów lub regularnie jest w sytuacji potencjalnego konfliktu interesów.
– A skąd pan wie, że przyczyną skreślenia pańskiego nazwiska z listy obserwatorów było to, że od lat udziela pan pomocy prawnej sędziom, którzy stali się ofiarami przemocy, a konkretnie: różnego rodzaju napaści ze strony piłkarzy, trenerów lub działaczy klubowych?
– Po pierwsze, byłem na rozmowie z członkami prezydium LZPN i z prezesem zarządu Zbigniewem Bartnikiem, jak również taka informacja jakiś czas temu była przekazana wprost przez pana prezesa Bartnika do naszego przewodniczącego Jacka Walczyńskiego, który mówił o tym w czasie zebrania zarządu Kolegium Sędziów. Pamiętam też doskonale, że przed kilkoma laty brałem udział w zebraniu zarządu LZPN, gdy kończyłem już z sędziowaniem i zaczynałem być sędziowskim obserwatorem. Już wtedy zarząd LZPN postawił mi warunek: zostaniesz obserwatorem czwartej ligi, jeśli przestaniesz prowadzić sprawy sędziów. Na jakiś czas przestałem prowadzić te sprawy oficjalnie. Kto inny je prowadził, natomiast ja jeździłem na te sprawy jako substytut pełnomocnika sędziego, który był ofiarą przemocy, albo po prostu w tych sprawach podpowiadałem. Natomiast w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że to jest po prostu hipokryzja i należy z tym skończyć i z powrotem zacząłem w takich sprawach działać oficjalnie. Obserwatorem jestem od roku 2018.
– Czyli Jacek Walczyński przekazał członkom zarządu Kolegium Sędziów, że prezes Lubelskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Bartnik powiedział mu, że jeśli nie przestanie pan udzielać pomocy prawnej sędziom, którzy zostali pobici, opluci czy zniesławieni, to zostanie pan całkowicie skreślony z listy obserwatorów LZPN?
– Tak, tak jest, dokładnie tak było. Dokładnie to powiedział nam Jacek. To wybrzmiało wielokrotnie, także na naszym zarządzie wybrzmiało to wielokrotnie. Takie stanowisko pana Bartnika jest w lubelskim środowisku sędziowskim i związkowym powszechnie dobrze znane. Jest na to wielu świadków. Między innymi słyszeli to Zbigniew Zych, Robert Podlecki czy Marcin Borkowski, którzy bez problemu, jak zakładam, mogliby to poświadczyć.
– Czy jest jakaś reakcja Jacka Walczyńskiego lub zarządu Kolegium Sędziów na skreślenie pana z listy obserwatorów?
– Jacek napisał nam na naszej grupie w jednym z portali społecznościowych, że nie zostałem zatwierdzony. Robert Podlecki zadał pytanie, czy jest uzasadnienie. Jacek odpisał tylko, że zostało mu to „zakomunikowane” i nabrał wody w usta. Marcin Borkowski powiedział kiedyś, że jeśli zostanę skreślony, to on rozważy swoją dymisję z zarządu, bo on się z tym nie zgadza. W sierpniu, gdy nie zostałem zatwierdzony na liście obserwatorów czwartej ligi, cały zarząd Kolegium Sędziów podpisał się pod pismem z prośbą do zarządu LZPN o wytłumaczenie, dlaczego zostałem skreślony. Ale odpowiedzi nie było żadnej. To jest taki stary zwyczaj: żeby było jak najmniej śladów, dowodów postępowania czy tym bardziej dowodów na niewłaściwe postępowanie. Pan prezes Bartnik był zbulwersowany, że Kolegium Sędziów ośmieliło się wysłać takie pismo do zarządu, bo „w 100-letniej historii nigdy się nie zdarzyło, żeby zarząd musiał się przed kimkolwiek tłumaczyć”.
Jacek Walczyński jest między młotem i kowadłem. Z jednej strony pewnie chciałby reprezentować sprawy i interesy sędziów, ale z drugiej strony władze Kolegium Sędziów są nominowane przez zarząd związku piłki nożnej. Tak jest w całej Polsce. Wkrótce to będzie regułą także na Lubelszczyźnie. I w całej Polsce jest tak, że zarząd Kolegium Sędziów jest powoływany do zarządzania sędziami w imieniu władz związku, a nie do reprezentowania spraw sędziów na forum zarządu związku. Kolegium Sędziów jest komórką pomocniczą władz związku.
To oznacza, że jest granica, której Kolegium Sędziów nie może lub nie powinno przekroczyć. Ta granica jest tam, gdzie kończy się tolerancja ze strony władz związku. I choćby wszyscy sędziowie jednogłośnie przekazali Kolegium Sędziów, co powinno zrobić, to jest jasne, że zarząd związku nie po to powołuje władze Kolegium Sędziów, aby mieć z nimi jakiś problem czy tym bardziej konflikt. Gdyby do tego doszło, zarząd Kolegium Sędziów zostałby odwołany lub przy najbliższej okazji powołany zostałby nowy skład...
– Skreślenie z listy obserwatorów można rozważać jako potencjalną zemstę lub ewentualnie, gdyby bardzo zależało panu na byciu obserwatorem, jako próbę wymuszenia na panu, aby przestał pan pomagać ofiarom przemocy.
– To raczej nie jest zemsta, odbieram to jako niedozwoloną formę nacisku. To wszystko zaczyna się od nacisku ze strony klubów na członków zarządu związku i bezpośrednio na prezesa Bartnika. Domyślam się, że kontaktowali się z nim, żeby te sprawy z atakami na sędziów wyciszył, bo prezesem jest dzięki klubom, a nie dzięki sędziom. Kluby mają mandaty wyborcze, a sędziowie nie. Prezes, chcąc być tu gdzie jest, musi liczyć się z głosami klubów. Ale nie wszystkie kluby biorą udział w tym procederze. To zazwyczaj wychodzi ze strony tych klubów, które nie chcą, aby akty przemocy popełnione przez ich piłkarza, trenera czy działaczy przeciwko sędziemu były karane. Robią, co mogą, aby osłabić pozycję sędziów-ofiar przemocy. Osłabić na przykład przez pozbawienie pomocy prawnej ze strony osoby, która znakomicie zna ten problem, a taką osobą jestem na przykład ja. Powiedziano mi kiedyś wprost: „Lubelskie środowisko piłkarskie nie życzy sobie, aby w sądach były takie sprawy”… Oni chcą te sprawy zamiatać pod dywan. Uznali więc, że jak przestanę być obserwatorem, to przestanę mieć kontakt z sędziami i może przestanę im udzielać pomocy prawnej. To ciąg dalszy serialu…Co ciekawe, z tego co mi jest wiadome, na terenie Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej w podobnych sprawach reprezentuje sędziów sędzia asystent międzynarodowy adw. Adam Kupsik, którego działalność jest akceptowane przez władze tamtejszego związku.
Niepokorne osoby z Kolegium Sędziów są wycinane, dyskryminowane, skreślane. Na przykład Andrzej Głowacki, były piłkarz Motoru Lublin i Legii Warszawa, sędzia asystent Ekstraklasy, sędziowski obserwator. Absolutnie to wielki autorytet dla wielu sędziów. Głowacki wystartował w wyborach na prezesa LZPN jako kontrkandydat Bartnika, przegrał te wybory i został wyrzucony z organizacji… To był prawdziwy skandal. Władze LZPN również negatywnie odnoszą się do obserwatora, Marka Mirosława, od momentu objęcia przez niego funkcji Prezesa Stowarzyszenia Piłki Nożnej Lubelszczyzny, czego przykładem była odmowa wysłania go na szkolenie dla perspektywicznych obserwatorów z Wojewódzkich Związków Piłki Nożnej.
– Skreślenie ze względu na prowadzoną niezabronioną działalność można też rozpatrywać jako formę dyskryminacji...
– Dyskryminacja? Tak, owszem, dlatego 25 października mój pełnomocnik Piotr Maliszewski wysłał do Lubelskiego ZPN „Wezwanie do zaniechania dyskryminacji oraz naruszania dóbr osobistych wraz z wezwaniem do zapłaty”. W tym piśmie jest wezwanie do „"natychmiastowego zaniechania dyskryminacji oraz naruszenia dóbr osobistych (…) poprzez bezprawne niedopuszczenie go do wykonywania działalności związanej z pełnieniem funkcji obserwatora meczów piłki nożnej (…)” oraz stwierdzenie, że decyzja LZPN „narusza dobra osobiste (…) w szczególności w zakresie godności, czci, wizerunku oraz prawa do prowadzenia określonego rodzaju działalności.”. Wobec powyższego oczekuję „natychmiastowej reasumpcji podjętych bezprawnych uchwał i nadania (…) uprawnień obserwatora IV ligi oraz niższych klas rozgrywkowych (…)” i „zapłaty zadośćuczynienia za krzywdę (…) w wysokości 10.000,00 zł, z przeznaczeniem na cel społeczny – na rzecz Stowarzyszenia Sędziów Piłki Nożnej Lubelszczyzny (…)”. W przypadku odmowy będzie to miało odpowiednie skutki, w tym „zostanie skierowany wniosek do organu nadzoru – Prezydenta Miasta Lublin – w przedmiocie zbadania zgodności działalności Lubelskiego Związku Piłki Nożnej z przepisami prawa, statutu oraz obowiązujących regulaminów.”.
– Co na to wszystko prezes Zbigniew Bartnik?
– Rozmawialiśmy przez telefon. Krzyczał na mnie. Przekazał mi, że dobrze mi radzi, żebym nie wychodził z problemami poza środowisko piłkarskie...