Oskar Zawada udanie rozpoczął kolejny sezon w australijskiej A-League. W rozmowie z TVPSPORT.PL piłkarz wyznał, że latem mógł trafić do Arabii Saudyjskiej, jednak nie zdecydował się na taki ruch, gdyż wolał trafić do Europy. Pojawił się także wątek reprezentacji Polski.
Przemysław Chlebicki, dziennikarz TVPSPORT.PL: – Przerwa między sezonami w Australii jest bardzo długa. W ciągu pięciu miesięcy zagrałeś jedynie w dwóch meczach krajowego pucharu. Jak spędziłeś ten czas?
Oskar Zawada, piłkarz Wellington Phoenix: – Ostatnie trzy-cztery miesiące to był ogromny okres przygotowawczy, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Był to trudny okres, także pod kątem psychicznym. Cały czas tylko trenujesz, nie rozgrywasz żadnych meczów poza sparingami. Jest to monotonne. W międzyczasie było wokół mnie zamieszanie transferowe. Nic nie doszło do skutku, ale także pod tym względem był to dla mnie intensywny okres, bo nie wiedziałem, który klub będę reprezentować. Trudno było w pełni nastawić głowę i oddać się celom. Na szczęście liga już wróciła – normalny rytm treningowy, rytm meczowy, więc wszystko jest znowu po staremu i bardzo się z tego cieszę.
– Trenowaliście u siebie czy wyjeżdżaliście?
– Mamy tutaj fantastyczny ośrodek treningowy i szczerze mówiąc, nie wiem czy nawet w Australii są lepsze. Dlatego rozumiem klub, że w trakcie przygotowań nie chciał nigdzie wyjeżdżać. Mieliśmy tylko wyloty na mecze Pucharu Australii i dwa ostatnie mecze sparingowe przeciwko klubom A-League. Ale większość czasu spędziliśmy w Nowej Zelandii – tutaj trenowaliśmy i graliśmy z lokalnymi drużynami.
– Brak wyjazdu mógł wam też ułatwić logistykę. Najbliższe miejsca poza krajem, w których moglibyście trenować w podobnych warunkach, są oddalone o kilka stref czasowych.
– Do Australii lecimy po 3-4 godziny. Dlatego wcześniej, jeśli klub decydował się na obozy przygotowawcze poza Nową Zelandią, były to przeważnie dłuższe wyjazdy. W zeszłym roku dwukrotnie polecieliśmy do Sydney i spędziliśmy tam po tygodniu. Ale w tym roku klub nie zdecydował się na nic podobnego. I myślę, że na miejscu mogliśmy się przygotować w taki sam sposób.
– Wspomniałeś o zamieszaniu transferowym wokół ciebie. Latem mówiło się o Holandii i Niemczech. Tych ofert było więcej?
– Kluby, które przedstawiały media, rzeczywiście złożyły propozycje lub odbywały się rozmowy. Jeszcze w ostatnich dniach okna transferowego było zainteresowanie z Chorwacji i Arabii Saudyjskiej. Wellington był bardzo zdeterminowany, żeby mnie zatrzymać, nawet kosztem pieniędzy i ich klauzula odstępnego była wysoka jak na rok do końca kontraktu, co mogło trochę odstraszać. Wszystko pozostało tak, jak życzył sobie klub i najbliższy sezon spędzę w Wellingtonie. Skończyło się na rozmowach, video callach. Ale od wymiany słów do zakończenia transferu między zawodnikiem i klubem albo samymi klubami jest długa droga i w tym roku nie doszło to do skutku.
– Arabia Saudyjska to był jeden z najmodniejszych kierunków w letnim oknie transferowym – kilka gwiazd, na czele z Karimem Benzemą, zdecydowało się na wyjazd do tamtejszej ligi. Mógłbyś zdradzić więcej na temat propozycji stamtąd?
– Nie dostałem żadnej oferty, były tylko wstępne rozmowy, rozeznanie tematu przez ich dyrektora sportowego i szefa skautingu. Byliśmy na łączach. Ale nie był to dla mnie priorytetowy kierunek w letnim okienku transferowym.
– Zapewne dostałbyś większy kontrakt.
– Moim priorytetem był powrót do Europy, szczególnie do Holandii albo angielskiej Championship. Zarobkowo Arabia Saudyjska i inne państwa Bliskiego Wschodu byłyby dobrym wyborem, ale moja strategia zakładała powrót do dobrej ligi europejskiej. Podobnie zresztą było w przypadku zainteresowania z Indii, które postanowiłem odrzucić.
– W twoim klubie latem doszło do zmian. Nowym szkoleniowcem został Giancarlo Italiano, który już wcześniej był w sztabie szkoleniowym. Czy już coś zmienił w drużynie?
– Bardzo szkoda, że Ufuk Talay odszedł, bo miałem z nim bardzo dobre relacje. Ale takie jest życie. Dla trenera Italiano jest to debiut trenerski, nowe wyzwanie. Wprowadza dużo młodych zawodników z akademii i też trochę inną filozofię gry, nowy pomysł na drużynę. Talay bardzo starał się, żebyśmy dominowali i jak najdłużej utrzymywali piłkę na połowie przeciwnika. Teraz trochę może się jednak zmienić, bo odeszło pięciu podstawowych zawodników. Nasza gra może być bardziej taktyczna, będziemy się skupiać na szczelnej obronie i grze z kontrataku.
– Czyli może być wam trudniej niż w poprzednim sezonie, gdy awansowaliście do play-offów o mistrzostwo Australii?
– Nie skłamię mówiąc, że jesteśmy nieco gorszą drużyną niż rok temu, oczywiście kierując się samymi nazwiskami. Odeszło pięciu podstawowych zawodników, a w ich miejsce nie przyszło tyle samo piłkarzy, którzy mogliby wypełnić luki. Pojawiło się jednak trochę młodych graczy – teraz mamy ich około 10-12 z akademii. Oni potrzebują jeszcze czasu, doświadczenia, ale ten rok ma ich przygotować do rywalizacji. Nie wydaje mi się, że będziemy walczyć o jakieś najwyższe cele. Awans do play-offów może być ogromnym sukcesem, w tej chwili nie oceniałbym tego jako cel minimum, jak to miało miejsce rok temu. Ale na pewno postaramy się być jak najwyżej.
– Po czterech kolejkach zajmujecie jednak trzecie miejsce.
– To fantastyczny początek dla drużyny jak i dla mnie indywidualnie. Mam nadzieję, że uda się nam utrzymać naszych najważniejszych zawodników zdrowych i kontynuować kierunek, w jakim teraz podążamy.
– A jaki jest twój osobisty cel na ten sezon?
– Mam nadzieję, że mimo tych wszystkich nowości w drużynie, znajdziemy rozwiązanie na zdobywanie bramek. Bo zdaję sobie sprawę z tego, że napastnik żyje głównie z tego, jaka jakość panuje na innych pozycjach i jak obsługują go koledzy. Wierzę jednak, że ten sezon będzie pozytywny. W lidze jest tylko 26 meczów i chciałbym znów strzelić minimum dziesięć goli – to wynik, który daje możliwość bycia w TOP3, TOP4 albo TOP5 napastników tej ligi. Byłyby to dobre liczby patrząc na to, że nie gram w topowej drużynie tej ligi jak Melbourne City, Sydney FC, albo Melbourne Victory, które dominują każdy mecz i stwarzają napastnikom dużo więcej sytuacji. Powyżej dziesięciu goli, jak miało to miejsce w ubiegłym sezonie, byłoby rewelacyjnym wynikiem.
– Strzeliłeś cztery gole w czterech meczach i jesteś wiceliderem strzelców, czyli jesteś na dobrej drodze.
– Zgadza się, nie mogę narzekać. Bardzo z tego się cieszę, bo po to cały czas zostaję dodatkowo po treningach i analizuję swoje mecze, żeby te efekty były widoczne na boisku. Mimo dobrego początku tych rozgrywek oraz całego poprzedniego sezonu, moje podejście do życia i piłki jednak się nie zmienia. Skupiam się tylko i wyłącznie na najbliższym meczu, treningu i dniu. Chcę zdobywać jak najwięcej goli i się ciągle rozwijać. Wyniki niech same mówią za siebie. Nie zaprzątam sobie głowy tym, co już teraz udało mi się zrobić. Zawsze może być lepiej, a ja zawsze mógłbym być lepszy – z taką myślą w głowie staram się podchodzić do każdego dnia, meczu i treningu.
– Gdy Adrian Mierzejewski grał w Australii, mówiło się o tym, że warto go sprawdzić w reprezentacji Polski. Czy dzięki dobrym występom w A-League sądzisz, że mógłbyś się przydać kadrze?
– Nie do mnie należy finalna decyzja, a nawet ocena tego, ponieważ od tego jest sztab trenerski kadry, który wszystkich zawodników monitoruje i ma wystarczająco dużo kompetencji, żeby podjąć jak najlepszą decyzje dla drużyny narodowej kogo powołać a kogo nie. Jestem tylko piłkarzem i moją jedyna odpowiedzią może być tylko moja forma i skuteczność na boisku, która jest dobra i bardzo regularna od dłuższego czasu. Dlatego staram się skupiać tylko na rzeczach na które mam wpływ, bo za to będę rozliczany i oceniany. A decyzje i opinie zostawić tym, którzy od tego są. Na pewno będę do tego powołania dążył i cały czas trzymał w swojej głowie, bo jest to moim i moich najbliższych wielkim marzeniem. Uważam, że to jak się rozwinąłem w ostatnim czasie i w jakim kierunku w końcu moja kariera podąża pozwala realistycznie patrzeć, że to może być możliwe prędzej czy później i zrobię wszystko, żeby tak się stało.
– Czy po udanym poprzednim sezonie twoje oczekiwania wobec siebie wzrosły?
– Zawsze mam wobec siebie duże oczekiwania, ale staram się podchodzić realistycznie, znając realia ligi i swojej drużyny. Gdybym grał w Melbourne City to założyłbym sobie za cel dwadzieścia goli w sezonie. Ale występując w drużynie, która preferuje bardziej defensywny styl – stara się wygrać mecz niekoniecznie dominując, trudno narzucać na siebie takie wymagania. Dlatego chcę się nastawiać na cele, które będą adekwatne do miejsca, w którym jestem. Staram się nakładać na siebie pozytywną presję i kontynuować to, co już robię teraz, bo jest to naprawdę dobre. I jestem zdania, że nie warto też szukać problemów na siłę. Dlatego myślę, że i tak dwa sezony z "dwucyfrówką" z rzędu będą fantastycznym wynikiem i niejeden napastnik w tej lidze bardzo cieszyłby się z takich liczb.