{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Szokujący bilans siatkarzy. To może się odbić na igrzyskach olimpijskich
Rozpoczął się rok ze wszech miar wyjątkowy dla polskiego kibica siatkówki. Rok igrzysk olimpijskich, na które męska kadra siatkarzy będzie jechać z bagażem oczekiwań, ale także w wypracowanej latami roli faworyta. Pytanie tylko – w jakim składzie. I żeby nie okazało się, że Nikola Grbić z jeszcze niedawno gotowego materiału będzie musiał szyć na nowo. Bo rzut oka na sytuację zdrowotną wśród kadrowiczów w ostatnich miesiącach może przyprawiać o zawrót głowy.
Kłopoty triumfatora LM. "To, co się dzieje, jest ogromną sensacją"
O intensywności grania i przepakowaniu siatkarskiego kalendarza powiedziano już chyba wszystko. Powielać obiegowych opinii chyba zatem nie ma co. Bo zdanie siatkarzy, czyli grupy zawodowej, która do powiedzenia powinna mieć najwięcej, jest doskonale znane. Meczów w sezonie jest zdecydowanie za dużo.
Po sezonie reprezentacyjnym słusznie pytano nie czy, ale kiedy duża intensywność grania zbierze żniwa w postaci licznych kontuzji wśród najbardziej eksploatowanych siatkarzy. Trudno było zakładać, że wszyscy dziwnym zbiegiem okoliczności wytrwają w zdrowiu. I nie wytrwali. Ale mało kto zakładał chyba, że urazów będzie aż tyle.
Podczas ostatniego sezonu reprezentacyjnego selekcjoner polskich siatkarzy – Nikola Grbić – operował głównie tymi samymi, sprawdzonymi nazwiskami. Za punkt odniesienia najlepiej wziąć 14-osobową kadrę, która wywalczyła złoty medal mistrzostw Europy. A z niej nietkniętych przez urazy pozostała tylko garstka.
Ale po kolei. Numerem jeden na rozegraniu podczas całej przerwy reprezentacyjnej był Marcin Janusz. Grał regularnie, trener Grbić nieustannie na niego stawiał, więc trudy okresu przedligowego czuł wyjątkowo. I odczuł je już po powrocie do klubu. Zresztą, jak cały zespół Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle.
W newralgicznym momencie sezonu Janusz wypadł z gry przez kontuzję pleców. Uraz nie pozwolił mu na rywalizację przez ponad miesiąc w okresie listopad-grudzień. Cierpiał on, cierpiała cała Zaksa. Wrócił 10 grudnia i od tego czasu już gra.
Z atakującymi sytuacja obecnie jest względnie ustabilizowana, choć jeszcze niedawno taka nie była. O problemach Bartosza Kurka wiadomo już długo. W końcu nasz kapitan opuścił przez uraz lwią część sezonu reprezentacyjnego. Po powrocie do grania w Japonii poszczególne wieści także nie napawały jednak optymizmem.
Jeden z meczów ligowych 35-latek musiał opuścić jeszcze w jego trakcie. Menadżer Kurka – Jakub Michalak – mówił, że u atakującego doszło do "spięcia" w plecach. Do gry kapitan kadry na szczęście wrócił szybko.
Krótką przerwę ma już za sobą także Łukasz Kaczmarek, który znakomicie zastąpił Kurka podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej. W przypadku atakującego Zaksy chodziło o przeciążenie łydki. Także skończyło się tylko na strachu.
Na przyjęciu "dzieje się" niestety więcej. Z poważnymi urazami zmaga się podstawowa dwójka reprezentacyjnych przyjmujących – Wilfredo Leon i Aleksander Śliwka. I w obu przypadkach jest dużo niewiadomych co do ich powrotu.
U Leona kontuzja kolana ciągnie się długo. Niezamknięta sprawa nie przestaje dokuczać, a i ryzyko odnowienia urazu cały czas istnieje. Termin jego powrotu szacuje się na luty-marzec.
– Nie mogę jeszcze grać. Trenuję prawie cały czas na siłowni – niekiedy nawet trzy razy dziennie. Jeśli chodzi jednak o boisko, to na ten moment tylko przyjmuję i bronię, bez skakania. Wrótce jednak mam zacząć skakać. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok i dokończę sezon bez dalszych przerw. Wiem, że to nie jest łatwe dla drużyny, ale moje leczenie odbywa się za akceptacją trenera i dyrektorów. Zrobię wszystko, by wrócić jak najszybciej (...) Mam problem z kolanem, które już wcześniej mi dokuczało. W trakcie sezonu kadrowego poczułem je delikatnie, ale nie jest to nic poważnego. Nie wymaga to dodatkowych zabiegów. Uważamy, by się to nie rozwinęło – mówił Leon w rozmowie z TVPSPORT.PL 11 grudnia.
W przypadku Śliwki chodzi o złamany palec lewej ręki. Trzeci sportowiec w Plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na Sportowca Roku przeszedł operację, ale jego przerwa ma okazać się dłuższa niż pierwotnie zakładano. W połowie grudnia mówiono o około sześciu tygodniach przerwy. Do powrotu do gry może dojść jednak później.
Z problemami z mięśniami brzucha zmagał się z kolei Bartosz Bednorz. O pełnym powrocie do zdrowia w jego przypadku mówić nie można. Przyznaje to sam zainteresowany. – Nie da się tego ukryć. Nie chcę, by to pokazywano, ponieważ są to kulisy walki ze zdrowiem. Jak widać ona cały czas trwa, intensywność spotkań jest bardzo duża. Niestety, organizm nie do końca to wytrzymuje – mówił dla TVPSPORT.PL.
Naszych środkowych fatum też nie odpuściło. Epizod urazowy miał grający rewelacyjny sezon Norbert Huber (naciągnięcie mięśnia łydki), teraz trafiło z kolei na Jakuba Kochanowskiego. Środkowy Asseco Resovii Rzeszów złamał palec w meczu z Treflem Gdańsk. Potwierdził już, że czeka go dłuższa przerwa.
Pojedynczych przypadków kontuzji do półmetku sezonu zebrała się masa. Bilans okazuje się jeszcze bardziej martwiący, gdy zestawi się obok siebie zawodników w pełni zdrowych i tych, którzy mieli w ostatnich miesiącach epizody z urazami. Z 14-osobowej kadry zeszłorocznych mistrzów Europy ostała się zaledwie szóstka bez wymuszonych przerw w grze.
Czy można mówić jednak w tym przypadku o wielkim zaskoczeniu? Chyba nie do końca. Stało się to, co stać się musiało. Wielkiej matematyki tu nie ma – dużo grania, to mniej czasu na odpoczynek. A mniej czasu na odpoczynek, to większe ryzyko kontuzji. Naturalna kolej rzeczy.
Gdy jednak nie zawsze można liczyć na naturalny odpoczynek, to może i ten wymuszony będzie mieć swoje korzyści. Bo choć w przypadku kontuzjowanych zawodników trudno mówić o leżeniu do góry brzuchem, to jednak jest to czas choć chwilowego, także mentalnego, resetu. Oby jednak z czasem limit pecha zaczął się wyczerpywać.