Chcę usłyszeć wasze zdanie. Nowe pomysły, nowe formaty? Spotkajmy się w Wiśle przy kawie – zapowiedział przed PolSKIm Turniejem Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich. Działacz od dawna szuka innowacji, a część już wprowadził do kalendarza. Przedstawiamy listę pomysłów, z którymi pójdziemy na spotkanie z szefem cyklu. – Musimy powalczyć o publikę – zapowiadał Pertile na początku kadencji. To nadal aktualne.
Gdzie są następcy mistrzów? I dlaczego zdolni juniorzy Polsce po prostu się gdzieś gubią?
Niech przyczynkiem do tego tekstu będzie wtorkowa wypowiedź Adama Małysza w Kanale Sportowym:
– Boję się, że skoki kiedyś zejdą rangą do takiej, jaką ma obecnie kombinacja norweska. Piękna, widowiskowa, lecz niepopularna. (…) Przez systemy, przeliczniki, których nie akceptuję... wiatr – skoki idą w odwrotną stronę niż zakładał Walter Hofer. (…) Ze skokami trzeba zrobić coś ciekawego. Może budować skocznie w miastach, w stolicach, a przy zawodach robić spektakl i imprezy towarzyszące? Może to byłoby nowe "wow"? A może nowe formaty konkursów? – zastanawiał się mistrz w programie Hejt Park.
My w takim razie też się zastanowiliśmy.
Wstęp do problemu. Czyli odpływ widowni i odpływ nacji, które skaczą
Skoki narciarskie nadal cieszą się popularnością, ale ewidentnie cierpią. Diagnozy są dość przykre, bo główny zarzut dotyczy nieczytelności reguł, jakie zaczęły obowiązywać po wprowadzeniu w 2010 roku przeliczników za belkę i wiatr. Ten problem, podobnie jak manipulacje przy sprzęcie i nieszczelne kontrole, nie będzie jednak tutaj poruszany – oba same w sobie są tak zawiłe, że wymagają oddzielnych analiz. Tak czy inaczej, z jakiegoś powodu badania oglądalności wykonywane dla FIS pokazują odpływ widowni telewizyjnej i to nie w państwach-outsiderach, ale na rynkach, które przez dekady stanowiły fundament istnienia tego sportu: Polsce, Niemczech, Finlandii, Norwegii czy np. Czechach. Z kolei analizy list startowych do zawodów nawet najwyższej rangi obnażają powolny odpływ nacji, które traktują tę dyscyplinę poważnie.
Nie ma jednego lekarstwa na wszystkie rodzaje dolegliwości. Ale można poszukać różnych, do różnych kulejących tutaj aspektów. Na przykład formatów rywalizacji.
– W tym celu zapraszam was na kawę. Chętnie wysłucham, jak można uatrakcyjnić ten sport – powiedział TVPSPORT.PL Sandro Pertile, dyrektor cyklu Pucharu Świata.
Toilet jumpers to krzywdząca nazwa. Ale niech rzuci kamieniem ten, kto się nie zgadza
Nie tylko w przypadku skoków, ale i sportu ogółem jednym z najpoważniejszych zagadnień wydaje się zmiana pokoleniowa w społeczeństwie. A raczej sposób, w jaki zaczęliśmy konsumować treści. Kibic odbiera ich dziś tyle co nigdy wcześniej, coraz krócej zarazem umie utrzymać uwagę. Popularność TikToka, gdzie w ciągu minuty można obejrzeć kilkanaście krótkich wideo, jest definicją współczesnego odbiorcy mediów. Abstrahując od innych czynników, m.in. charyzmy występujących tam zawodników, to kryje się też za fenomenem MMA. Tam jest gong, kilka chwil i wynik. To sport typu instant.
– Patrzcie, co jest dzisiaj popularne w sporcie i gdzie pojawiają się pieniądze: w tym, co szybkie, przykuwające uwagę. Nic dziwnego, że Piotrek Żyła dostał – pewnie intratną – propozycję z freak fightów. Mnie też kiedyś zachęcali – przyznaje Małysz i nie dziwi się, że mistrz świata z jego osobowością to łakomy kąsek dla tego środowiska.
Nie będziemy oceniać, która z dyscyplin sportu jest "lepsza". Ale w której są wyższe wypłaty już nietrudno się teraz domyślić. Łatwo też dostrzec, że skoki – choć piękne – nie są aż takim dostarczycielem dopaminy, jakiego obecnie zaczął wymagać widz. To książkowa rywalizacja indywidualna: powtarzalna dla oka, względnie przewidywalna pod kątem tego, co mniej więcej ukaże się zaraz na ekranie. Niedawno internauci w manifeście przeciwko oglądaniu przeciętnych skoczków ironicznie zaczęli nazywać ich nawet "toilet jumpers" – to o tych, po których nie spodziewają się niczego wielkiego i z góry można założyć, że w trakcie ich prób można bez straty kontekstu zrobić przerwę na WC. To krzywdząca ocena, ale trend w ujęciu masowym raczej się nie zmieni. Skoki też nie. Chociaż juniorzy na treningach oddają czasami niemal jednoczesne próby, jadąc od razu po sobie po rozbiegu, to w oficjalnych zawodach zawsze będzie pewien rytm: jeden lot-przerwa-wynik-kolejna. Nikt nie wybuduje dwóch rozbiegów do jednego zeskoku.
Dlatego jedyne, nad czym można by się realnie zastanowić, to właśnie formaty rywalizacji. Takie, które dadzą iluzję różnorodności, chociażby w sposobie zliczania wyników.
Konkursy typu play off. Tu każdy skok miałby znaczenie
Pozytywną odpowiedzią na te wnioski z pewnością jest wymyślony już w latach 90. system KO. Dziś nikt nie wyobraża sobie Turnieju Czterech Skoczni w innej formule, nawet jeśli ta nie zawsze premiuje do drugiej serii tych, którzy w klasycznym konkursie by na to zasługiwali.
– Nie warto wprowadzać go na stałe do PŚ, ponieważ ucierpiałaby wyjątkowość TCS – taki szlaban stawiał niegdyś Walter Hofer.
Takie podejście wydaje się dość racjonalne. Ale skoro tak, to może dałoby się zrobić coś podobnego, np. system play-off? Ten od dawna stosuje się na pomniejszych zawodach m.in. w USA i Japonii, ostatnio pierwszy raz w Polsce rozegrano tak amatorską zabawę w Ruczynowie. Pomysł chwycił. Był magnesem dla publiczności, która dostawała nieprzerwaną dawkę rozstrzygnięć. Nie trzeba było na nic długo czekać, były dwa skoki i ogłoszenie zwycięzcy pary, który przechodził dalej. Rozrywka instant – tak jak na TikToku.
Gdyby przeprowadzić taką próbę na dużą skalę – np. w PŚ – zapewne po kwalifikacjach musiałaby się odbyć 1/32 finału. Zawody nie trwałyby dużo dłużej, bo finaliści od kwalifikacji do ostatniego pojedynku oddaliby sześć skoków. Przy podzieleniu zabawy na dwa dni wyszłoby dokładnie tyle, co weekend w systemie seria próbna plus tradycyjny konkurs 50+30. Jest też inna potencjalna korzyść. Przy tego typu rywalizacji telewizje (a to one rządzą sportem) mogłyby dowolnie regulować długością zajętej anteny, prowadząc przekaz od dowolnie wybranej fazy turnieju. Pozostałe, wcześniejsze etapy można by przenieść np. do Internetu albo na inny kanał.
– Czasami na obozach skacze się dwa razy dziennie po pięć, sześć razy. Wytrzymałość mięśni i koncentracja nie stanowiłaby tu problemu – twierdzi Wiktor Pękala, ekspert TVP Sport, a na co dzień zawodnik Sokoła Szczyrk.
Przy takim rozwiązaniu (oczywiście stosowanym okazjonalnie lub docelowo naprzemiennie, jak u biegaczy czy alpejczyków) zniknąłby problem nieistotnych skoków. W systemie play-off każdy wzbudzałby jakieś emocje.
Trzy serie? To już się dzieje. Pora na drużynówki międzynarodowe
Możliwością pobudzenia uwagi kibica byłby też system trzyseryjnych zawodów, np. 40+25+10. Też – co ważne – traktowany jako urozmaicenie, a nie zastępstwo. Zresztą on poniekąd już został wprowadzony przez FIS, bo jesienią ogłoszono, że format 30+20+10 będzie testowany w finale RawAir w Vikersund. Wcześniej opracowano go też w duetach. Swoją drogą, podmienienie ich w programie olimpijskim z czteroosobowymi drużynówkami to kontrowersyjny ruch MKOl, ale samo wdrożenie rywalizacji par do PŚ jest dużym powiewem świeżości. Pomysł został raczej dobrze przyjęty przez środowisko – na pewno lepiej niż zawiły system tzw. grup, który nieoczekiwanie testowano podczas Letniego Grand Prix 2014.
– 48 najlepszych kwalifikacji wchodziło do 1. serii, podzielonej na cztery grupy według klucza. Z każdej do 24-osobowego finału awansowało po sześciu najlepszych. Nota łączna uwzględniała też kwalifikacje – przypomina tamtego potworka Adam Bucholz, dziennikarz skijumping.pl. Ekspert wskazuje, że bardziej czytelny test zawodów "grup" prowadzono w LGP 2000. W trzech seriach było wówczas 4x12 skoczków, potem 2x12, a w finale TOP12. Przy czym z każdą rundą rywalizacja zaczynała się jakby od nowa. Decydował jeden skok, co na pewno pobudzało emocje. – Przy odpowiednim przemyśleniu to byłaby dziś ciekawa koncepcja na urozmaicenie skoków – uważa Bucholz.
Sukces duetów potwierdził, że rozbicie konkursu na trzy serie to godny uwagi kierunek. Jedynym mankamentem formatu, który powstał zimą 2022/23, pozostaje los niewystępujących w tych zawodach skoczków, którzy są obecni na danym weekendzie PŚ. Ci wówczas tracą czas.
Dlatego chociaż telewizjom zależało na kompaktowym formacie, wystawianie drugich bądź trzecich składów z jednego kraju (ale punktowaniu w Pucharze Narodów tylko najlepszego) powinno zostać przez Pertile jeszcze raz przemyślane. Podobnie jak możliwość składania międzynarodowych drużyn spośród tych, którzy inaczej w ogóle nie pojawiają się danego dnia na skoczni. Punkty do Pucharu Narodów można by wówczas dzielić dla państw według wkładu. Przykładowo: jeśli skacze tam jeden Estończyk, to Estonia zarobi jedną czwartą zdobytych przez ten zespół punktów.
Tradycjonalizm kontra potrzeba dopasowania do rynku. Wybierz jedno
Dawid Kubacki dość jednoznacznie stwierdził kiedyś, że "ogólnie to jest tradycjonalistą i najlepsze skoki to dla niego takie po staremu". Zdaje się, że to stanowisko do dziś jest podobne, tak jak w przypadku Klemensa Murańki. Brązowy medalista MŚ w drużynie z 2015 roku kręcił nosem, że ich sport i tak już wystarczająco skomplikowano. Kolejne nowinki – wzbraniał się zakopiańczyk – nie są potrzebne.
Trochę łagodniej mówi Kamil Stoch.
– To, że skoki stale się zmieniają i ewoluują, jest w nich piękne. Taka jest naturalna kolej rzeczy w sporcie – diagnozował wcześniej, a przed PŚ w Wiśle przyznał na konferencji, że jest otwarty na nowe sposoby wyłaniania zwycięzców. Chociaż gdy ostatnio usłyszał, że z IO wypadają drużynówki, w rozmowie z "PS" też był surowy. Wolałby po staremu, jak Kubacki.
Ten sceptycyzm to ważny głos, bo w końcu pochodzi z ust skoczków. Niemniej, Sandro Pertile i jego ludzie muszą być trochę innego zdania. Muszą, jeżeli skoki mają utrzymać się na powierzchni na coraz trudniejszym rynku. Na szali – kto wie? – może być nawet dalszy byt w rodzinie olimpijskiej.
Bonusy za prologi, więcej serii o medale. Król wszechstronności i mini-turnieje
Już teraz da się usłyszeć, że po obcięciu limitów skoczków uczestniczących w igrzyskach w kuluarach rozmawia się o "innej formie wyłaniania mistrzów". Jakiej dokładnie i od której edycji – jeszcze nie podano. O ile w ogóle coś zostanie zaktualizowane. W Mediolanie zmagania indywidualne mają jeszcze toczyć się jak zwykle.
Ale igrzyska są raz na cztery lata. Tymczasem w sezonie PŚ każdej zimy odbywa się ponad 30 konkursów, a do tego należy doliczyć inne imprezy, w tym mistrzostwa świata – te, gdzie czasami do przyznania złota wystarczy jedna próba lub dwie, ale wykonywane przy absurdalnej pogodzie. To o tyle dziwne, że w MŚ w lotach serie są aż cztery i konkurs toczy się dwa dni. To sprawdzony, dobry format. Nie byłoby źle, gdyby z medalowymi zawodami na K120 i K90 postąpiono podobnie – raz dla zwiększenia emocji, a dwa dla zminimalizowania ryzyka, że zwyciężą wcale nie ci najmocniejsi. Drugim pomysłem dla imprez mistrzowskich mógłby być tzw. duży tytuł – za najlepszą sumę punktów z obu obiektów.
Podobnie można by dodatkowo nagradzać zawodników za wszystkie klasyczne weekendy PŚ – pomysł bazujący na mini turniejach "Willingen 5" albo "Planica 7" ma duży sens. Oprócz finansów zwycięzca weekendu mógłby otrzymywać niewielki bonus punktowy do klasyfikacji łącznej. To samo zresztą warto by rozważyć w przypadku kwalifikacji do konkursów – dawniej koniecznej rewolucji, a dziś coraz mniej potrzebnych jako część systemu rywalizacji.
Inną koncepcją mini turniejów weekendowych w ramach PŚ mógłby być "król wszechstronności". To karkołomna i pewnie kosztowna wizja, ale są ośrodki, na których przez kilka dni dałoby się przeprowadzić turniej na trzech, a nawet czterech różnych rozmiarach skoczni.
I znów warto podkreślić: jako urozmaicenie. Nie jako nowa normalność, która wyparłaby tradycję.
Skoki do celu nie przejdą. Longest standing tym bardziej
Nie wydaje się natomiast możliwe, żeby ktoś dostrzegł sens w skokach do celu – formacie, który na swój benefis w 2011 roku zaproponował Małysz. Idąc za wątpliwym priorytetem bezpieczeństwa, który narzucił do przesady FIS, nierealne są również znane z USA imprezy typu longest standing – nastawione wyłącznie na jak najdłuższą ustaną próbę.
– Robią to m.in. przy okazji Pucharu Kontynentalnego w Iron Mountain. Żeby w tym startować, trzeba ubłagać trenerów, a już na pewno zmienić strój, żeby nikt z działaczy w kraju potem nie rozpoznał cię jako ryzykanta – mówił nam anonimowo jeden z Polaków, którzy mieli okazję spróbować się w tej formule. Dla marketingu skoków kontuzje po upadkach to najgorszy scenariusz. Dla samych skoczków zresztą również.
Usunąć podwójne konkursy? To opcja. Inna mówi: zacząć wspólny ranking
Dość rozbieżne odczucia przynoszą w środowisku pomysły dot. połączenia we wspólny ranking zawodów PŚ i drugiej ligi. Ale już temat zbyt dużej liczby konkursów w trakcie sezonu jest omawiany w całkiem spójny sposób. Tyle że to jest bitwa pieniędzy z rozsądkiem, przy czym drugie nie ma większych szans. Oczywiście, nagromadzenie zawodów nie jest dla skoczków kłopotem pod względem fizycznym, o ile nie muszą przemieszczać się między kontynentami. Obfity kalendarz daje im więcej szans na premie finansowe, chociaż przy tylko jednej rywalizacji nagrody mogłyby być po prostu odpowiednio większe. Podwajanie konkursów na pewno nie martwi też organizatorów – ci także mają dzięki temu dwa dni na zarobek zamiast jednego.
Ale już dla kibiców każdy sezon ma jakiś punkt przesilenia.
Coraz trudniej zapamiętać, kto i gdzie dokładnie wygrał, bo konkursy na tej samej skoczni są dwa albo i trzy. Profit to dwa razy więcej emocji, czasu transmisji, ekspozycji sponsorów itd. Koszt – dwa razy więcej danych i wrażeń do zapamiętania, co niekiedy (a w zasadzie wszędzie poza świętem lotów w Planicy) bywa po prostu męczące. Idealnym przykładem przesytu jest turniej Raw Air – marcowy maraton, którego intensywność miała być największą siłą, a paradoksalnie stała się jego przekleństwem. Przynajmniej w kwestii zachowania całkowitej uwagi przez dziesięć dni z rzędu.
To surowa ocena, ale czy się mylimy? Zróbmy prosty test: kto w minionym sezonie wygrał pierwszy konkurs w Lillehammer?
My też nie pamiętaliśmy. A to był ten sam Halvor Egner Granerud, który zwyciężył w Oberstdorfie, co zapamiętał z kolei chyba każdy fan dyscypliny.
Tydzień Lotów Narciarskich – to powinien być punkt obowiązkowy każdej zimy
Odchodząc nieco od tematów formatów, ale pozostając przy innowacjach, naszym zdaniem godnym rozważenia byłyby dzikie karty. Imienne do PŚ dla zwycięzcy sezonu Pucharu Kontynentalnego, do PK dla zwycięzcy sezonu w FIS Cup, do PŚ dla mistrza świata juniorów itd. Pytaliśmy o to zresztą Sandro jesienią i ten wówczas odpowiedział, że na razie federacja nie będzie pochylała się nad tym zagadnieniem. A szkoda.
Drugą kwestią jest rozwój lotów narciarskich. Po pierwsze, na mamutach nie da się trenować poza oficjalną rywalizacją i to – według nas – należy zmienić. Obecnie uprzywilejowani są właściciele takich obiektów, którzy przed konkursami kompletują skład przedskoczków głównie ze swoich zawodników, czym zwiększają ich szanse na obycie z tego typu konstrukcjami. Dodajmy, że tam nie obowiązują tak restrykcyjne przepisy dot. wstępu jak wobec zawodników, którzy mają być zgłaszani do konkursów. Po drugie, martwi nas już 20-letnia przerwa od lotów w ramach drugiej ligi.
Rozwiązaniem mogłaby być organizacja Tygodnia Lotów Narciarskich – takiego, w którym jedna skocznia gościłaby i trenujących, i skaczących w zawodach. Najlepiej zawodach w ramach obu cyklu FIS. Przykładowo, od poniedziałku do środy w sesjach treningowych mogliby brać udział wszyscy pełnoletni skoczkowie z aktualnym prawem startu w PŚ. W czwartek i piątek organizowano by Puchar Kontynentalny, a w weekend konkursy elity. Oczywiście w tym czasie nie odbywałyby się inne rywalizacje FIS – tak, aby zmaksymalizować szanse na udział potencjalnych chętnych.
Czy Pertile i FIS przychyli się do wszystkich powyższych postulatów? Zapewne nie. Nic nie szkodzi jednak podsunąć je federacji, zwłaszcza jeśli jej przedstawiciel sam zapytał nas o pomysły. A szczególnie, jeśli jednocześnie roztacza śmiałe, utopijne wizje o organizacji PŚ w Brazylii albo Dubaju.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.