To był jeden z najgorszych dni w historii lotów narciarskich. Trzy upadki na Kulm zapisały się w historii dyscypliny. Aby uratować Niemca Ulfa Findeisena konieczna była reanimacja. Norweg Rolf Age Berg nigdy nie wrócił już na skocznię, a Japończyk Masahiro Akimoto nie potrafił nawiązać do dawnych występów.
To były dziewiąte w historii mistrzostwa świata w lotach. Międzynarodowa Federacja Narciarska zaplanowała je w Tauplitz/Bad Mitterndorf. Austriacy specjalnie na tę okazję przebudowali obiekt. Cel był jasny – stać się pierwszym miejscem, w którym człowiek poleci na nartach za 200. metr. Wyścig o pierwszą "dwusetkę" nabierał wówczas rumieńców. Jeszcze w 1980 roku rekord świata wynosił 176 metrów – pięć lat później już 191(!) – po próbie Mattiego Nykaenena w Planicy.
W Kulm mieli nadzieję na coś szczególnego. Poniekąd modernizacja popłaciła – organizatorzy doczekali się wyrównania rekordu świata w trakcie czempionatu (191 metrów skoczył Andreas Felder), ale impreza zapisała się też w historii ze względu na przerażające upadki.
W 1986 roku mistrzostwa świata w lotach miały inną formułę niż współczesne. Rywalizacja też trwała dwa dni konkursowe, ale zawodnicy każdego mieli trzy próby, z których do klasyfikacji końcowej zaliczano im punkty z dwóch najlepszych.
Reguła "2 z 3" pomogła faworytowi gospodarzy. Felder zaczął zmagania od męczarni. – Panowały ekstremalnie trudne warunki. W treningu skoczyłem bardzo słabo, a pierwszy lot był jeszcze gorszy – wspomina Austriak, który wylądował na 117. metrze. Potem uzyskał jednak 168 i 176 metrów, co dawało prowadzenie po pierwszym dniu. W czołówce był jeden Polak – Jan Kowal zajmował czwartą lokatę (160 i 161 metrów).
Dzień przerażających upadków na Kulm
Drugi dzień zmagań odbywał się przy mocnych podmuchach wiatru przy progu skoczni. W pierwszej rundzie upadł Masahiro Akimoto. Japończyk miał wówczas 30 lat i był seniorem w stawce. Czterokrotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata uderzył o zeskok – skończyło się na urazach barku, klatki piersiowej oraz otwartym złamaniu uda. Skoczek z Kraju Kwitnącej Wiśni nie był później w stanie nawiązać do dawnych osiągnięć. Do elity wrócił już tylko raz – gdy przeszło dwa lata później ta zawitała do Sapporo. Tam Akimoto był już jednak jedynie statystą, plasując się na odległych miejscach.
Niemiec upadł z dziewięciu metrów
Największe przerażenie tego dnia wywołał jednak inny upadek. Ulf Findeisen miał 24 lat i niedawno wygrał pierwsze w karierze zawody Pucharu Świata w Oberwiesenthal. Wielu widziało w nim największą nadzieję NRD na Kulm, szczególnie że Jens Weissflog w sezonie 1985/86 miewał na głowie inne rzeczy – w styczniu urodził się jego syn, a niedługo później starty przerwała kontuzja odniesiona w trakcie gry w piłkę.
Findeisen rzeczywiście znalazł się na ustach kibiców pod Kulm. Najpierw jednak 30 tysięcy kibiców zamarło po jego upadku. Niemiec wystrzelił z progu jak pocisk, po chwili stracił jednak panowanie nad nartami i runął na zeskok z potężną siłą. Błyskawicznie stracił przytomność. Doszło do zatrzymania pracy serca. Szczęśliwie 24-latka uratowała szybka reakcja służb medycznych.
To niemal cud, ale przerażający upadek reprezentanta NRD nie przyniósł dalekosiężnych skutków zdrowotnych. Findeisen wrócił do Pucharu Świata, a w kolejnym sezonie wygrał dwukrotnie zawody. Najlepiej szło mu w Turnieju Czterech Skoczni, który ukończył na trzecim miejscu w "generalce", po drodze wygrywając zawody noworoczne w Garmisch-Partenkirchen.
Zwycięzca PŚ niepełnosprawny w 12 procentach
Tego dnia na Kulm zakończyła się jednak kariera innego zawodnika. Rolf Age Berg był czołową postacią trwającego sezonu – w lutym wygrał zmagania w Sankt Moritz, znajdował się w TOP 10 klasyfikacji generalnej cyklu. W rundzie finałowej MŚ 1986 również stracił kontrolę w powietrzu i spadł na bulę.
– Wszystko stało się czarne. Nic nie pamiętam. Dopiero na równinie obudziłem się ponownie – wspominał Berg po latach na łamach "Verdens Gang". Choć warunki były trudne, Norweg nie wini jury za swój upadek. – Postanowiłem dać z siebie wszystko. Chciałem zaryzykować, niestety przeliczyłem się i straciłem kontrolę – opowiadał Berg, który doznał między innymi poważnego urazu kolana. Lekarze określili go osobą niepełnosprawną w 12 procentach.
Loty w stylu klasycznym były szaleństwem
Oglądając dziś tamte skoki w oczy rzuca się wiele różnic. Podstawową różnicą jest oczywiście styl klasyczny, o wiele bardziej niebezpieczny niż współeczesna "V-ka". – Przede wszystkim wtedy zawodnik wtedy bardziej sterował własnym ciałem, dziś może robić to nartami – ocenia Thomas Thurnbichler, trener reprezentacji Polski.
– To było coś zupełnie innego jeśli chodzi o wysokość, a poza tym w momencie skoku była znacznie większa prędkość. Myślę, że jechaliśmy do 110-112 kilometrów na godzinę. Teraz jest mniej takich wypadków, a poza tym sprzęt jest lepszy – podkreślał Berg kilka lat temu.
Budzące grozę upadki nie przerwały rywalizacji. – Dziś to może dziwne, ale ja byłem wtedy pod skocznią. Miałem 12 lat i dla mnie, jak i ludzi wkoło, najważniejsze było, że Austriakom idzie bardzo dobrze – przyznaje Andreas Goldberger, który dziesięć lat później wygrał na Kulm złoto mistrzostw świata w lotach.
Wtedy, w 1986 roku, gospodarze fetowali triumf Feldera i srebro Franza Neulandtnera. Po brąz pofrunął Matti Nykaenen, który niebawem sięgnął po Kryształową Kulę Pucharu Świata.
Z tamtych mistrzostw na Kulm FIS wyciągnęła jednak wnioski. Dzień z trzema upadkami sprawił, że włodarze postanowili zrobić wszystko, aby wyhamować wyścig na rekordy. Punktem kulminacyjnym walki było wprowadzenie "reguły 191 metrów" na mistrzostwach świata 1994, ale to już temat na inną opowieść...