Drużynie Villarreal w meczu z Kadyksem ewidentnie należał się rzut karny. Sędzia Pablo Gonzalez Fuertes, jak wielu innych arbitrów w trudnych boiskowych sytuacjach, nie dostrzegł faulu, ale skandalem jest brak odpowiedniej pomocy ze strony VAR. Znowu, bo hiszpańscy sędziowie muszą go używać bardzo oszczędnie.
Lewy porównał szatnię Barcelony do Varsovii. "Jakbym znów miał 16 lat"
Tym razem stało się to w 53. minucie meczu Villarreal – Kadyks. Isaac Carcelon Valencia z Kadyksu w polu karnym swojej drużyny nadepnął na stopę biegnącego za piłką Alexa Baeny. W ten sposób prawdopodobnie sprawił mu ból, a już z pewnością zakłócił jego bieg, spowodował upadek i przerwanie akcji. Niestety sędzia Pablo Gonzalez Fuertes nie gwizdnął. Trudno go za to jakoś szczególnie mocno krytykować, bo z miejsca, w którym był arbiter, zapewne nie mógł dostrzec tego faulu. Może widział zdarzenie, może nawet pomyślał, że prawdopodobnie był faul, ale to za mało, żeby podyktować rzut karny. Arbiter musiałby mieć pewność, żeby podjąć taką decyzję.
Problem dla sędziego w ocenie tego przewinienia polegał na tym, że Carcelon Valencia nadepnął na boczną część stopy Baeny, co z odległości mogło wyglądać na delikatne i nieistotne trącenie albo zaledwie muśnięcie butem o but. Arbiter mógł więc przypuszczać, że napastnik Villarreal symuluje albo co najmniej wyolbrzymia skutki kontaktu, aby wymusić na arbitrze decyzję korzystną dla gospodarzy.
O ile można zrozumieć arbitra głównego, o tyle trudno zrozumieć VAR. To znaczy: trudno usprawiedliwić działanie hiszpańskiej mutacji systemu VAR-u, bo znowu zawiodła w prostej sytuacji. Ale bądźmy precyzyjni. Na krytykę w tej sytuacji, podobnie jak w wielu innych w hiszpańskiej La Lidze, zasługują w mniejszym stopniu sędziowie wideo, a w znacznie większym ich przełożeni. Wina może nawet leżeć całkowicie po ich stronie.
Przecież tyle błędów VAR-u i takie błędy VAR-u to nie przypadek. Podobnie było również w pełnym małych i dużych błędów i kontrowersji czwartkowym meczu Getafe – Real Madryt (0:2), wielu innych meczach z udziałem Realu, Barcelony, wielokrotnie na szkodę Roberta Lewandowskiego i wiele razy na szkodę albo korzyść wielu innych klubów.
Potwierdza się więc – co kolejkę, prawie codziennie, czasem mecz po meczu – że fatalny błąd popełniły władze sędziowskie RFEF, które poleciły sędziom korzystać z systemu VAR "możliwie jak najrzadziej", w sytuacjach "naprawdę bardzo jasnych i oczywistych" i tylko w razie "ewidentnej konieczności". Dokładnie taki jest sens wytycznych, które usłyszeli arbitrzy La Ligi.
Do arbitrów szybko i nad wyraz wyraźnie dotarło, że ich władze chcą, aby interwencji VAR było jak najmniej i żeby decyzje były zmieniane jak najrzadziej. Czas stał się ważniejszy niż wynik, statystyka ważniejsza od meritum. Oczekiwania kibiców, klubów i mediów – przynajmniej w erze VAR – jeszcze nigdy i chyba nigdzie nie były tak odmienne od oczekiwań władz sędziowskich. To musiało doprowadzić do piłkarskiego dramatu, jakim jest obecny poziom sędziowania w hiszpańskiej La Lidze.