| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Adrian Purzycki wychował się w Anglii, a w seniorskiej piłce zadebiutował w holenderskiej Eredivisie. Teraz jako piłkarz Odry Opole walczy o awans do PKO BP Ekstraklasy. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o tym, co wyniósł z treningów na Wyspach Brytyjskich oraz zdradził swoje cele na rundę wiosenną.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Jak oceniasz swoją pierwszą rundę w Odrze? Grasz znacznie więcej niż wcześniej w Arce.
Adrian Purzycki, piłkarz Odry Opole: – Życie piłkarza jest dosyć przewrotne – raz się gra, raz się nie gra. Myślę jednak, że czas, gdy dużo nie grałem, dał mi dużo do myślenia. Cieszę się, że teraz jestem w Odrze, występuje regularnie, a teraz idą za tym naprawdę dobre wyniki i poniekąd trochę sukcesy zespołowe. Wiadomo, że jeszcze jest pół drogi przed nami, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.
– Możesz przyznać wprost, że celujecie w awans?
– Przed sezonem nikt nie zakładał awansu jako cel. Ale ten sezon toczy się w taki sposób, że nasze oczekiwania rosną. Mamy wspólne ambicje, które wypłynęły z nas naturalnie. Siłą rzeczy, teraz nie da się powiedzieć, że nie gramy o awans.
– Czyli motywujecie się wzajemnie?
– Tak, każdy z nas widzi, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Wiadomo, że mieliśmy jesienią też trudniejszy okres w pewnym momencie, ale trzeba z nimi umieć sobie radzić. W takich chwilach forma może nam uciekać. Dlatego musimy wzajemnie się nakręcać.
– Czy wasza pozycja wpłynęła na sposób przygotowań do rundy?
– Latem przyszedłem do Odry dopiero dziesięć dni przed startem ligi i początek spędziłem na nadrabianiu zaległości, dlatego nie wiem do końca, jak wyglądało to wcześniej. Ale teraz mogę powiedzieć, że jest ciężko, intensywnie pracujemy. Nie tylko nad aspektami fizycznymi, ale nad taktycznymi również. Oceniam ten czas jednak bardzo dobrze.
– Jak spędziłeś czas między rundą jesienną a okresem przygotowawczym?
– Dostaliśmy rozpiski od naszych trenerów – czy to na siłownię, czy treningi biegowe. Ale ten czas pozwolił nam trochę odciąć się od piłki, od tej presji, bo pierwsze pół roku było dla nas bardzo intensywne. Myślę, że pomogło nam to wrócić w styczniu ze świeżą głową i czujemy się gotowi do dalszej pracy.
– Wiem, że jako młody piłkarz wiele lat, choć z przerwami, spędziłeś w Anglii. Jak sądzisz – czy w twojej grze zostało coś, czego się tam nauczyłeś?
– Wydaje mi się, że przede wszystkim nauczyłem się dyscypliny taktycznej. Zawsze byłem zawodnikiem, który umie realizować założenia trenera. Gdy byłem młodszy, bardzo mi to pomagało w Anglii, bo późno dojrzewałem fizycznie.
– Czy po latach uważasz, że twoje warunki fizyczne zatrzymały twoją karierę w Anglii?
– Gdy odchodziłem z Wigan, miałem prawie dziewiętnaście lat, a gotowy na poziom seniorskim byłem może w wieku 21 lat. Tak jak mówiłem, dyscyplina taktyczna mi trochę pomogła, ale nie byłem w stanie przeskoczyć swoich warunków. Musiałem to zaakceptować.
– Wspomniałeś dwa razy o dyscyplinie taktycznej – kiedy zdobyłeś tę umiejętność?
– Już podczas mojej drugiej przygody w Anglii, gdy wróciłem z Polonii Warszawa i trafiłem do Wigan Athletic, spotkałem trenerów, którzy mnie ukształtowali w tym kierunku. I uważam, że teraz w Odrze mogę wykorzystać ten atut. Tym bardziej, że trener Nocoń przywiązuje wagę do dyscypliny oraz założeń taktycznych. Uważam, że jest to bardzo istotne.
– Ilu zawodników z twojej drużyny juniorskiej Wigan przebiło się na najwyższy poziom?
– Niezłą karierę zrobił Sam Cosgrove, który kilka lat temu, jako piłkarz Aberdeen, zajął drugie miejsce w klasyfikacji strzelców szkockiej Premiership, a potem przeszedł do Birmingham (obecnie gra w Barnsley w angielskiej League One – przyp. red.). To właściwie jedyny piłkarz z naszej drużyny, o którym rzeczywiście było głośno na Wyspach.
– Debiutowałeś w dorosłej piłce w Holandii, w Fortunie Sittard. Jak wspominasz czas w tym klubie?
– To była moja pierwsza styczność z seniorską piłką nie tylko pod względem gry, ale także rywalizacji. Wcześniej w Wigan trenowałem z pierwszym zespołem, ale raczej wszyscy mówili mi: super, jesteś młody, trenuj tak dalej. I na tym się skończyło. A w Holandii przyszło mi walczyć o miejsce w składzie. Bardzo pozytywnie wspominam pierwsze pół roku, gdy naszym trenerem był Ben van Dael. A przez drugie pół roku, u trenera Sundaya Oliseha, tak naprawdę nie grałem. I trochę ten czas mi uciekł. Ale gdyby się to nie wydarzyło, nie trafiłbym do Miedzi Legnica. Wiadomo, wszystko ma swoje plusy i minusy – nie wiadomo, jak by się to wszystko potoczyło, gdybym wtedy grał.
– Trener van Dael później pracował w Zagłębiu Lubin...
– Gdy grałem w Legnicy, nawet mieliśmy okazję do tego, żeby się spotkać.
– Chciał cię sprowadzić do Zagłębia?
– Jeśli mam być szczery – były wstępne rozmowy na ten temat. Ale do konkretów nie doszło.
– Pierwszym twoim klubem w Polscy była właśnie Miedź. Słyszę w twoim głosie, że jesteś zadowolony z pobytu w Legnicy.
– To prawda, w Miedzi miałem miękkie lądowanie po przyjeździe do Polski. To bardzo poukładany klub. Wszystko jest na miejscu, niczego mi tam nie brakowało, nie mógłbym się do czegokolwiek przyczepić. Przez pierwsze miesiące miałem jednak trudną aklimatyzację, ale po pół roku zacząłem występować regularnie. Dobrze się złożyło, bo wtedy wywalczyliśmy awans.
– Na czym polegały twoje problemy z aklimatyzacją?
– Gdy przyszedłem, nie było mi łatwo się przebić, mieliśmy wtedy bardzo mocny środek pomocy. Dlatego musiałem poświęcić te pierwsze miesiące w klubie przede wszystkim pracy nad sobą. Byłem młodym chłopakiem, który mieszkał sam w obcym mieście. Ale każdy w klubie był tego świadomy i odczuwałem wsparcie.
– Jakie piłkarskie różnice zauważyłeś po przyjeździe do Polski?
– W piłkę wszędzie gra się tak samo. Jedyne, co determinuje czasem różnice to budżety, które są przeznaczone na dane kluby albo na sekcje juniorów, rezerwy, pierwszą drużynę. Widoczna jest także różnica kulturowa. W Polsce niższe ligi cieszą się mniejszym zainteresowaniem, a w Anglii na piątą i szóstą ligę przychodzi regularnie sporo osób.
– Czy miałeś w swojej karierze jakiś etap, z którego teraz jesteś niezadowolony?
– Jedyną rzeczą, której mogę żałować, była kontuzja, która mogła w tamtym momencie mieć wpływ. To było w Miedzi za czasów trenera Skrobacza, bodajże po trzecim meczu ligowym na wiosnę doznałem kontuzji, która wyłączyła mnie z gry na pewien czas i trochę mnie zatrzymała. Szkoda, że wtedy los wybrał mi taką ścieżkę. Ale pod względem decyzji albo podejścia, nie mogę powiedzieć, że czegoś mógłbym dziś żałować.
– W ubiegłym sezonie grałeś w Arce, gdzie byłeś rezerwowym. Jak sądzisz – dlaczego nie przebiłeś się na dłużej do pierwszego składu?
– Na pewno będę dobrze wspominał tę przygodę – mam pozytywne odczucia o wszystkich, z którymi miałem styczność w tym klubie. Ale dlaczego nie grałem? Widocznie przegrałem rywalizację i to chyba tyle, co mogę na ten temat powiedzieć. Oczywiście, ja zawsze chciałbym grać, a kluby płacą zawodnikom za to, żeby pokazywali swoją wartość w taki czy inny sposób. Czasem jednak ktoś jest oceniany wyżej albo ktoś coś więcej wnosi do drużyny. Z takimi decyzjami trudno się kłócić. Ale w odpowiednim momencie odszedłem do Odry i to była optymalna opcja.
– Jaki jest twój osobisty cel w tym sezonie?
– Pod względem drużynowym, ale także indywidualnym – jest to awans do Ekstraklasy. Dostaliśmy w tym sezonie nadzieję, że jest to w zasięgu ręki. Chciałbym grać na jak najwyższym poziomie i jak najwięcej dawać drużynie, żeby wiosną stało się to możliwe.