| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
To nie może być zbieg okoliczności. Pierwszy mecz Korony Kielce w roku 2024, drużyny z krainy scyzoryków, uratował człowiek kojarzący się z maczetami. Zimą nie próżnowali dyrektorzy sportowi klubów PKO Ekstraklasy. Sprowadzali do Polski zawodników z całego świata. A wkrótce może to robić także Kamil Glik. Zapraszamy na wydanie Ekstraraportu numer 77.
20. kolejkę PKO Ekstraklasy zamknął mecz Korony z ŁKS Łódź. Na boisku mieliśmy cały świat. Byli tu Kanadyjczycy, człowiek z Izraela, Azerbejdżanu, Iranu, Kosowa, Białorusi, kilku przedstawicieli tradycyjnych krajów europejskich, a o wszystkim przesądził Meksykanin. Już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że na meczach PKO Ekstraklasy możemy poczuć się jak na spotkaniach organizacyjnych Erasmusa.
Życie czasem podsuwa nam pod nos niezwykłe zbiegi okoliczności. Ten Meksykanin, który fantastycznym strzałem z woleja ustalił wynik meczu na 2:1, nazywa się Danny Trejo. Dokładnie tak samo jak charakterystyczny aktor meksykańskiego pochodzenia, który zagrał tytułową rolę w filmie "Maczeta".
Od czasów Liroya Kielce powszechnie nazywane są krainą scyzoryków. Kto mógł się tam odnaleźć jak nie właśnie Meksykanin o takim nazwisku?
Duży szacunek należy się trenerom, którzy z ludzi z całego świata potrafią zmontować sprawnie działające drużyny.
A co do maczet, co do scyzoryków. Te pierwsze służą do karczowania dżungli. Te drugie do rzeźbienia łódek z kory drzew. Pamiętajmy o tym.
***
Za większością transferów stoi dyrektor sportowy, a obowiązkowym wyposażeniem ich gabinetów jest globus. Taka praca to fantastyczna lekcja geografii.
Nie w każdym klubie jednak dyrektor sportowy oznacza to samo. W Cracovii np. Stefan Majewski został zwolniony w trakcie trwania okienka sportowego. Trudno o bardziej siarczysty policzek. To jakby pilota wycieczek zwolnić z pracy w trakcie wyjazdu i w trybie ekspresowym ściągać go do kraju z dalekich tropików. Osoby znające sposób działania nowego prezesa Pasów, Mateusza Dróżdża, od początku przepowiadały, że na linii Dróżdż – Majewski pojawi się konflikt, ale chyba nikt nie przypuszczał, że stanie się to tak szybko.
Dróżdż rozpoczął pracę od autorskiego audytu. Na początek zaskoczyły go dwie rzeczy. Po pierwsze, że w Cracovii tak wiele osób wykonuje obowiązki, którymi można byłoby obdzielić kilku pracowników. Po drugie, że w Cracovii jest zatrudnionych tak dużo ludzi. Coś tu się nie zgadzało. Szybko doszedł do wniosku, że Stefan Majewski najzwyczajniej w świecie nie wykonuje wszystkich swoich obowiązków, a wiele z nich scedował na swojego asystenta. Jeszcze chwila i okazało się, że zwolnienie Majewskiego w trakcie okienka transferowego nie wpłynie w żaden sposób na skuteczność działań klubu w tym temacie. Trudno o bardziej bolesną diagnozę dla dyrektora sportowego.
Jedni dyrektorzy chowają się za sukienką, inni błyszczą w mediach. Przed startem rundy wiosennej ekscytującego wywiadu dla TVP Sport udzielił David Balda.
Dyrektor sportowy stwierdził m.in.: – Śląsk Wrocław ma dobrego dyrektora sportowego.
No i spoko. Z wypowiedzi i wpisów Baldy w mediach społecznościowych można wywnioskować, że:
– Balda zorganizował najlepsze zimowe zgrupowanie,
– Balda zrobił najlepsze i najszybsze transfery,
– Balda świetnie ocenił transfery konkurencji,
– Balda uważa, że nawet jak ściągnięty napastnik nie strzelił żadnego gola to i tak jest świetnym transferem,
– Balda jest przekonany, że co jak co, ale mecz Śląska nie mógł być ustawiony przez sędziów.
Generalnie Balda żyje sobie w swojej bańce i ma się tam świetnie. Fajnie, że potrafi głośno mówić o kulisach swojej pracy. To na pewno wartościowa cecha. Ale wszędzie, także tu, potrzeba jest odrobina pokory. Szczególnie wtedy, gdy oceniasz innych. Bo na końcu i tak wszystko weryfikowane jest na trawie.
***
W Górniku Zabrze dyrektora sportowego chwilowo brak. I to czuć.
Choćby po zamieszaniu z premiami. Wiceprezes Tomasz Masoń powiedział dziennikarzom, że piłkarze mogą liczyć na premie tylko w wypadku zajęcia minimum 6. miejsca. Dodał, że przygotowano też wielkie premie za zdobycie mistrzostwa Polski. Można się poczuć trochę jak podczas oglądania serialu "The Office", gdy okazuje się, że pracownicy mogą zdobyć premie tylko wtedy, jeśli dokonają niemożliwego.
Czy to może zadziałać na kogokolwiek motywująco? Czy może skutek będzie odwrotny? Odpowiedź na to pytanie chyba nie jest specjalnie trudna.
Zapytaliśmy o te premie Jana Urbana i trener Górnika nie bardzo wiedział, co powiedzieć.
– Wydaje mi się, że to jest dość wysoko postawiona poprzeczka, bo trzeba umieć ocenić potencjał drużyny. A więc po pierwsze, czy te premie faktycznie zostały w ten sposób ustalone. A po drugie, jaki jest realny potencjał drużyny. Rzeczywistość pokaże, jak to będzie – powiedział ważąc słowa.
6. miejsce oznaczałoby, że Górnik musiałby prześcignąć kogoś z grupy: Pogoń, Legia, Raków, Lech, Jagiellonia, Śląsk. A teraz okazuje się, że te premie to trochę… blef.
Masoń musiał doprecyzować swoje stanowisko.
– Przed sezonem wspólnie z Małgorzatą Miller-Gogolińską spotkaliśmy się z radą drużyny, czyli z Lukasem Podolskim, Erikiem Janżą, Rafałem Janickim i Pawłem Olkowskim. Rozmawialiśmy o celu i "ustawiliśmy" go na poziomie szóstego miejsca, co zresztą było inicjatywą samych zawodników. Przypisanie do konkretnych lokat dokładnych kwot zostawiliśmy sobie na później i do tej kwestii wrócimy już wkrótce. Jako zarząd jesteśmy jednak elastyczni i otwarci na negocjacje, zwłaszcza, że postawa drużyny nas zadowala, więc nie można wykluczyć, że oprócz dyskusji o wysokości premii porozmawiamy też o "rozszerzeniu" widełek odnośnie miejsca na mecie sezonu – powiedział na łamach "Dziennika Zachodniego".
A skoro już jesteśmy przy Górniku. Znów mamy wrażenie, że Lukas Podolski traktowany jest na innych prawach. Tym razem sędzia Tomasz Musiał darował mu żółtą kartkę.
A Urban w programie "Liga+ Extra" przyznał, że wszyscy piłkarze Górnika biegają z kamizelkami z nadajnikami GPS. Wszyscy oprócz Lukasa…
Prawo mistrza świata.
***
Globus najszybciej kręci się w gabinecie dyrektora sportowego Rakowa. Mistrzowie Polski sprowadzili zimą już prawdopodobnie ośmiu zawodników. A rok 2024 zaczęli od potężnego falstartu. Do liderującej Jagiellonii Białystok tracą już dziewięć punktów, choć mają jeszcze jeden mecz zaległy. Marzenia o obronie tytułu mistrzowskiego nieco się kurczą.
***
Kto wie, czy do grona dyrektorów sportowych nie dołączy niedługo Kamil Glik.
– Czasami mówię sobie, że na sto procent zostanę trenerem, ale potem zaczynam się wahać. Bo w tym zawodzie nie znasz dnia ani godziny. Teraz w PZPN rusza kurs dla dyrektorów sportowych, więc może ta rola? Znam pięć języków, sporo znajomości pozostało, z Francji czy Włoch i innych kierunków. Można byłoby to wszystko wykorzystać, ale na razie nie podejmuję żadnych decyzji – powiedział obrońca Cracovii w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Jednego można być pewnym. Glik w roli dyrektora sportowego na pewno więcej by robił niż mówił.
Ekstraraport to cykl nieco humorystycznych (i zarazem szalenie poważnych) tekstów publikowanych po każdej kolejce PKO Ekstraklasy.
Następne