{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Zjednoczeni przez kadrę. Razem robią piekło rywalom
Jakub Pobożniak /
Na co dzień kibicują zwaśnionym Fenebahce, Galatasaray, Besiktasowi i innym klubom. Nieraz obrażali się na stadionach, by teraz razem, ramię w ramię iść na najważniejszy mecz i stworzyć atmosferę, której nie da się zapomnieć. Tureccy kibice to dwunasty zawodnik reprezentacji, która jest rewelacją Euro 2024. Reprezentacji, która jednoczy kraj. W końcu reprezentacji, która najlepiej wypada na Euro w miejscu, gdzie jej mieszkańcy wcale nie są za bardzo lubiani. Bo podobnie przecież było w 2008 roku, w Austrii.
Szpakowski ostro o UEFA. "Wyciska cytrynę, w której nie ma już soku"
KORESPONDENCJA Z LIPSKA
Turecka diaspora w Niemczech liczy, według różnych szacunków, od 1,5 do aż 3 milionów ludzi. Język i muzyka słyszane są w każdym mieście w kraju, podobnie jak w każdym mieście można zjeść tureckie potrawy – wszak na dobre weszły one do kanonu fast foodów. Podczas Euro 2024 czasem zastanawiać się można, czy turniej nie jest rozgrywany nad Bosforem. To właśnie czerwonych flag z gwiazdą i półksiężycem jest najwięcej. Z ojczyzny za swoją kadrą przyleciało dodatkowo około 150 tysięcy Turków. Najdroższe w podróży były loty, kogokolwiek nie spytamy, podczas turnieju śpi u mieszkającego w Niemczech rodaka. Jest okazja do socjalizacji. Ale wewnętrznej, z zewnętrzną bywa trudniej.
Turcy wolą przebywać w swoim towarzystwie. Nic dziwnego, że większość miast Niemiec ma tzw. "tureckie dzielnice". Nie każdemu się to podoba. Coraz bardziej rozpychająca się w politycznych ławach Bundestagu Alternatywa dla Niemiec (AfD) coraz głośniej mówi o odsyłaniu imigrantów, również tych, którzy do naszych zachodnich sąsiadów przybyli z Turcji właśnie. Przeciwko tej partii opowiadają się tureckie stowarzyszenia i gminy wyznaniowe w Niemczech. Paradoksalnie to w kolebce AfD, a więc Lipsku przyszło kadrze znad Bosforu zagrać najważniejszy od dawna mecz. I w dodatku z Austrią, która podejście do imigrantów rodem z Turcji ma podobne. Przynajmniej za sprawą polityków FPO, czyli Wolnościowej Partii Austrii.
W obliczu wroga łatwiej jest się zjednoczyć – to wyświechtana prawda, która w przypadku Turków ma zastosowanie. Kibice Fenerbahce idący pod ramię z fanami Besiktasu i Galatasaray? W Stambule nie do pomyślenia. W Lipsku jak najbardziej. Zjednoczenie w narodowej sprawie. Bo w kraju Ataturka futbol to sprawa całego narodu. I słychać to i widać na trybunach. To na meczach ekipy Vincenzo Montelli jest najgłośniej. I przekonaliśmy się o tym już trzykrotnie, bo towarzyszyliśmy tej drużynie w meczach z Gruzją, Portugalią i Austrią.
Płynący z tureckiego sektora jazgot paraliżuje rywali i plącze im nogi przed polem karnym. Nic dziwnego, że po udanych interwencjach w obronie stoperzy raz po raz wymachiwali do kibiców prosząc o jeszcze bardziej zaciekłe wsparcie. W sumie takich gestów było kilkanaście. I za każdym razem poziom decybeli na trybunach gwałtownie wzrastał. Przyniosło ono efekt w postaci awansu do ćwierćfinału. Awansu bardzo niespodziewanego. I okraszonego szaloną radością.
– Zrobiliśmy coś specjalnego dla naszych wyjątkowych fanów i dla naszego kraju. W Europie nikt nie wierzył, że możemy zajść tak daleko. A nasz sen dalej trwa – przyznał kapitan kadry, Hakan Calhanoglu. Reprezentacja musiała radzić sobie bez niego, bo zawieszony był za kartki. Austria była niekwestionowanym faworytem, a jej piłkarze w mix zonie wyglądali, jakby nie wiedzieli co się stało. Turcy długo świętowali jeszcze z fanami, więc do strefy mieszanej dotarli koło północy. Do hotelu zaś około pierwszej – a tam... czekali kolejni kibice. Świętowanie było tak duże, że w kilku okolicznych hotelach pojawiało się coraz więcej rozświetlonych okien. Pobudka. Drugi raz z rzędu, bo dzień wcześniej to austriaccy fani zafundowali Turkom... pokaz fajerwerków o 2 w nocy.
Turcja fajerwerki zostawiła na boisko. I na trybuny. Kibicowsko to zdecydowanie najmocniejsza z reprezentacji na Euro. Piłkarsko to jedyna wielka niespodzianka w turnieju. Inspiracją, że da się zajść dalej, turniej w 2008 roku, kiedy dotarli aż do półfinału. W Austrii, w której też nie mają za wielu zwolenników. Siłą woli i z takim wsparciem można zrobić kolejny krok. – Fani nas niosą. Gdy nie mamy siły, ich wsparcie jeszcze dodaje nam mocy – przyznaje Calhanoglu.
Nieważne czy przy piłce jest gracz Fenerbahce, Galatasaray, Besiktasu czy Trabzonsporu. Gdy gra kadra jest on bohaterem całego narodu. "Turkey is united by football" – po raz pierwszy zdanie będące na autokarze reprezentacji ma w sobie tyle prawdy.