{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Sędzia pomylił się na korzyść Śląska cztery razy! Protest klubu jest skazany na porażkę
Rafał Rostkowski /Bezkrytyczne przytakiwanie narzekaniom Śląska na słabe sędziowanie meczu z St. Gallen można odbierać jako miły gest solidarności regionalnej czy narodowej, ale klub z Wrocławia najwyraźniej potrzebuje merytorycznej i rzetelnej oceny faktów. Bez takiej analizy nie można się rozwijać, a można sobie zaszkodzić. Właśnie jak Śląsk, którego protest ze strzałami kulą w płot tylko pogorszy postrzeganie klubu w UEFA.
Feio się doigrał. UEFA zajęła się zachowaniem trenera Legii
Sędzia meczu Śląska z St. Gallen mylił się, ale Śląsk błądzi też po meczu
Duje Strukan z Chorwacji, sędzia meczu Śląska Wrocław z St. Gallen, zasłużył na obniżenie oceny, ale przede wszystkim za aż cztery poważne i błędne decyzje, które podjął na korzyść Śląska, a które zmienił dopiero po słusznych interwencjach sędziego VAR. Te cztery sytuacje absolutnie obalają zarzuty o rzekome sprzyjanie przez arbitra gościom ze Szwajcarii. W tej sytuacji oficjalny protest klubu z Wrocławia wysłany do UEFA rzuci tylko dodatkowe, niepotrzebne i niekorzystne światło na nieodpowiednie zachowania jego piłkarzy i sztabu w czasie i już po meczu, także w budynku klubowym, na przykład w szatni sędziowskiej.
Protest Śląska po meczu z St. Gallen jest skazany na porażkę, bo bazuje na emocjonalnej ocenie zdarzeń, a nie merytorycznej. Po aż tylu takich błędach sędziego na korzyść Śląska krzyczeć lub narzekać – "Krzywdzą naszych! Nie możemy na to pozwolić. Musimy zareagować" – mogliby amatorzy, mogą kibice czy inne osoby zaangażowane emocjonalnie, ale nie powinny tak postępować władze klubu zawodowego ligi z dużymi ambicjami. Tym bardziej nie powinny wiele godzin po zakończeniu spotkania, gdy było już dużo czasu na weryfikację poszczególnych sytuacji.
Skoro jednak Śląsk protestuje, to przeanalizujmy najważniejsze zdarzenia po kolei, aby ustalić, co naprawdę było błędem sędziego, co – kontrowersją, a w których sytuacjach arbiter miał rację. Dzięki temu każdy sam będzie mógł stwierdzić, czy protest Śląska w ogóle zostałby wysłany, gdyby władze klubu najpierw skonsultowały się z ekspertami sędziowskimi – na przykład z PZPN albo z niezależnymi od FIFA, UEFA i PZPN – czy chociaż z kimś, kto dobrze zna "Przepisy gry" i ich interpretacje oraz ma wiedzę pozwalającą doradzić, czy jest sens protestować w dokładnie takiej sytuacji, w jakiej znalazł się klub z Wrocławia.
Błędnie uznany i słusznie anulowany gol Sebastiana Musiolika
W 10. minucie Sebastian Musiolik strzelił głową gola na 1:0. Sędzia asystent numer 2 Alen Jaksić nie podniósł chorągiewki, więc Duje Strukan wskazał na środek boiska z intencją uznania gola. To byłaby oczywiście decyzja korzystna dla Śląska, gdyby nie okazała się błędna. Sędziowie wideo Ivan Bebek i jego asystent Ante Culjak analizując akcję poprzedzającą bramkę stwierdzili jednak, że tuż po strzale Musiolika był spalony. Na czym polegał ten ofsajd?
Sam Musiolik nie był na pozycji spalonej, oddał strzał prawidłowo i gol zostałby uznany, gdyby nie postępowanie Aleksa Petkowa, który w momencie zagrania piłki przez Musiolika był na pozycji spalonej. Bułgar zaatakował ciałem bramkarza St. Gallen Lawrence’a Atiego-Zigiego tuż przed strzałem Musiolika i utrudniał Ghańczykowi interwencję również w trakcie strzału i tuż po nim, gdy piłka leciała już do bramki St. Gallen.
Kontrowersja polega w tej sytuacji tylko na tym, czy Petkow jedynie spalił tę akcję atakując bramkarza gości, czy może jednocześnie również go sfaulował. Powtórki telewizyjne pozwalają stwierdzić, że Petkow w tej sytuacji celowo wpadł na bramkarza, zrobił mu tak zwany wyblok. Na niektórych powtórkach widać, że tuż przed zaatakowaniem Atiego-Zigiego patrzył właśnie na niego, a nie na piłkę, jak zawodnicy próbujący ją zagrać.
Gdyby uznać, iż Petkow zaatakował rywala naruszając artykuł 12 "Przepisów gry" pt. "Gra niedozwolona i niewłaściwe postępowanie", to arbiter powinien podyktować rzut wolny bezpośredni dla St. Gallen. Sędzia jednak podniósł rękę do góry sygnalizując podyktowanie rzutu wolnego pośredniego, a to oznacza, że stwierdził tylko spalonego.
Aleks Petkow z pozycji spalonej zaatakował bramkarza
Nie ma żadnych formalnych podstaw do podważenia tej decyzji. Fragment artykuł 11 pt. "Spalony" brzmi następująco:
"Zawodnik, który przebywa na pozycji spalonej w momencie, gdy piłka zostaje zagrana lub dotknięta przez współpartnera, może być ukarany jedynie wtedy, gdy jest aktywny w grze poprzez:
• branie udziału w grze poprzez zagranie lub dotknięcie piłki podanej lub dotkniętej przez współpartnera lub
• przeszkadzanie przeciwnikowi poprzez:
- utrudnianie przeciwnikowi zagrania lub możliwości zagrania piłki przez wyraźne zasłonięcie mu pola widzenia, lub
- atakowanie przeciwnika w walce o piłkę, lub
- ewidentną próbę zagrania piłki, która znajduje się blisko, gdy próba ta ma wpływ na przeciwnika, lub
- wykonywanie ewidentnych działań, które jednoznacznie wpływają na możliwość zagrania piłki przez przeciwnika (...)".
Powtórki z różnych kamer pozwalają stwierdzić, że Petkow przeszkadzał rywalowi poprzez atakowanie go w walce o piłkę i jednocześnie wykonał ewidentne działanie, które jednoznacznie wpłynęło na możliwość zagrania piłki przez przeciwnika.
Czytaj też:
Oburzenie po meczu Śląska Wrocław w Lidze Konferencji Europy. Zareagował nawet minister sportu
Warto też wyjaśnić, że dla stwierdzenia spalonego nie jest istotne, jak bardzo zawodnik z pozycji spalonej przeszkadzał bramkarzowi, ani nie jest istotne, co by było, gdyby nie przeszkadzał. Z punktu widzenia sędziów wideo spalony był kwestią zero-jedynkową, a arbitra głównego wezwali do monitora tylko po to, aby ocenił sytuację pod kątem ewentualnego faulu Petkowa na Atim-Zigim, lub po to, żeby lepiej "sprzedać" decyzję o anulowaniu gola.
Gol na 0:1. Czy Marcin Cebula był sfaulowany?
W 21. minucie Śląsk stracił gola na 0:1. Wątpliwości dotyczyły sytuacji, od której zaczęła się akcja gości, czyli rzekomego faulu na Marcinie Cebuli.
Jak tylko Bastien Toma strzelił do siatki, sędziowie wideo Bebek i Culjak zaczęli sprawdzać, czy w akcji poprzedzającej tego gola nie było spalonego lub faulu na zawodniku Śląska. Chorwaci nie znaleźli żadnej powtórki, która mogłaby być podstawą do anulowania bramki i dlatego nie wezwali Strukana do monitora.
Bez dowodu w postaci odpowiedniej powtórki, nie można podważyć tej decyzji sędziowskiej.
Najpoważniejszy błąd niekorzystny dla Śląska
W 54. minucie sędzia Duje Strukan odgwizdał faul Jozo Stanicia na Nahuelu Leivie i pokazał Chorwatowi żółtą kartkę, choć nie powinien przerywać tej akcji, ponieważ Śląsk utrzymywał się przy piłce. Petr Schwarz biegł z piłką w kierunku bramki St. Gallen, był już około trzech metrów od narożnika pola karnego i mógłby oddać strzał lub podać piłkę do jednego z nadbiegających współpartnerów.
To był najpoważniejszy błąd arbitra niekorzystny dla Śląska i jedyny, który można uznać za wypaczenie przebiegu meczu. Tyle że takie same błędy – odgwizdanie przewinienia mimo kontynuowania akcji bardzo korzystnej przez drużynę poszkodowaną – zdarzały się nawet arbitrom Euro 2024, nawet Slavko Vinciciowi ze Słowenii, który mimo to później został wyznaczony do prowadzenia półfinału.
Drugi błąd na korzyść Śląska, drugi naprawiony przez VAR
W 73. minucie Mihailo Stevanović postawił stopę na murawie, Aleks Petkow przewrócił się nad nią, a sędzia Duje Strukan od razu gwizdnął i podyktował rzut karny. Co ciekawe, arbiter zrobił to bez wahania, jego reakcja była błyskawiczna, jakby był całkowicie pewien, że zawodnik gości sfaulował zawodnika gospodarzy. To też byłaby decyzja Chorwata oczywiście korzystna dla Śląska, gdyby... też nie okazała się błędna.
Rzekomo faulujący w tej sytuacji Stevanović tuż po gwizdku tylko złapał się za głowę. Po chwili kilku zawodników St. Gallen protestowało próbując przekonać arbitra do zmiany decyzji.
Ivan Bebek to były arbiter Ligi Mistrzów, najwybitniejszy sędzia Chorwacji ostatnich lat i obecnie czołowy europejski sędzia wideo, często zatrudniany przez UEFA i przez FIFA. W tej sytuacji ponownie wezwał arbitra głównego do monitora. Tym razem pokazał mu, że Stevanović najpierw kopnął piłkę, a po chwili próbował to zrobić ponownie, spóźnił się, ale próbując zagrać piłkę nie kopnął Petkowa, nie zahaczył go ani nie podstawił mu nogi. Swoją stopę postawił na murawie w taki sposób, że w najmniejszym stopniu nie utrudnił biegu Petkowowi.
Odwołany rzut karny. Żółta i czerwona kartka dla Petkowa
Natomiast zawodnik Śląska grubo w tej sytuacji przesadził. Jego oszustwo jest widoczne wyraźnie w ujęciach z kilku kamer.
Prawą stopę "podwinął" tuż nad stopą rywala, zahaczając czubkiem buta o postawiony tu chwilę wcześniej but rywala, co ewentualnie mogłoby wzbudzać jakieś wątpliwości, natomiast lewą nogę Bułgarowi "sparaliżowało" zupełnie bez żadnej przyczyny – lewą stopę "podwinął" zupełnie bezpodstawnie, wcześniej niż prawą, tylko po to, aby nabrać sędziego. Udało mu się, ale tylko do czasu.
Rzut karny został odwołany, ponieważ postępowanie Petkowa było ewidentną, rażącą symulacją w celu wymuszenia rzutu karnego. Pretekstem do interwencji VAR był niesłusznie podyktowany rzut karny, ale zgodnie z "Protokołem VAR" po wideoweryfikacji decyzja ostateczna powinna być prawidłowa i kompletna. To dlatego Petkow po wideoweryfikacji został ukarany żółtą kartką, a że jedną taką zobaczył już wcześniej, to w tej sytuacji musiał też otrzymać kartkę czerwoną.
Burak Ince też symulował, ale jemu sędzia odpuścił
W 86. minucie blisko otrzymania żółtej kartki był Burak Ince. Turek biegł za piłką obok Chimy Okorojiego i przewrócił się w polu karnym będąc tuż za nim. Po upadku podniósł ręce z pretensjami sygnalizując, że był faulowany, choć tak naprawdę to on sam spowodował upadek rywala i swój. Arbiter zignorował zachowanie zawodnika Śląska – raczej słusznie, gdyż ta symulacja nie była aż tak bezczelna jak wcześniejsza Petkowa.
Trzeci błąd na korzyść Śląska, trzeci naprawiony przez VAR
Ze względu na liczne przerwy w grze arbiter do drugiej połowy doliczył 12 minut. W 8. z nich Nahuel Leiva zagrał piłkę ręką w polu karnym. Arbiter to zdarzenie przeoczył i podyktował tylko rzut rożny dla St. Gallen. Nie dyktując samodzielnie rzutu karnego tym samym podjął trzecią poważną decyzję, która byłaby korzystna dla Śląska. Byłaby, gdyby również nie okazała się błędna i gdyby także jej nie naprawił VAR.
Przeciwko rzutowi karnemu przemawiał w tym przypadku tylko jeden fakt: piłka trafiła Leivę w rękę po kopnięciu z małej odległości. Za "jedenastką" przemawiały z kolei ruch ręki w kierunku piłki i powiększenie obrysu ciała poprzez odchylenie tej ręki.
Czytaj też:
Najlepsze eliminacje od 13 lat! A wtedy Polskę reprezentowały... Legia, Wisła, Śląsk i Jagiellonia
Rzut karny dla gości i czerwona dla gospodarzy
Gdy Strukan podyktował już rzut karny, zaczęła się wielka awantura z udziałem zawodników obu drużyn.
W ujęciu widocznym w czasie transmisji z meczu, gdy zegar pokazywał "10:12+12", zawodnicy obu drużyn obejmują się i przepychają. Nie widać, kto sprowokował tę konfrontację.
W następnym ujęciu, z zegarem pokazującym "10:19+12", widać kolejną grupkę przepychających się zawodników. Tutaj wyraźnie najaktywniejszy jest Nahuel Leiva, który chwycił Christiana Witziga, pociągnął go i przepchnął. Za chwilę rywal zrewanżował mu się również odepchnięciem, ale Nahuel po chwili ponownie odepchnął kolejnego rywala, tym razem Willema Geubbelsa, który próbował odciągnąć Leivę od Witziga.
Leiva był w tej sytuacji prowodyrem, szarpał się po kolei z dwoma zawodnikami... Arbiter najwyraźniej stwierdził, że Hiszpan psuje sportową atmosferę meczu, uznał jego postępowanie za nieakceptowalne i dlatego pokazał mu czerwoną kartkę. Można dyskutować, czy sędzia musiał usunąć go z gry bezpośrednią czerwoną kartką, czy może mógł sięgnąć tylko po żółtą kartkę, ale to niewiele by zmieniło, bo Leiva miał już na koncie jedną żółtą i po drugiej naturalnie i tak doczekałby się czerwonej.
Tak czy inaczej, Leiva sam "poprosił" arbitra o pokazanie mu czerwonej kartki – swoim zachowaniem niejako wymusił na arbitrze taką decyzję. Trudno przecież liczyć na to, że kolejno ciągnięcie, popychanie i szturchanie rywali pozostanie zupełnie bezkarne.
– Piłkarze w tak trudnych momentach nie trzymają nerwów na wodzy – stwierdził komentator w transmisji na żywo i miał wtedy rację.
Czwarty błąd na korzyść Śląska, czwarty naprawiony przez VAR
Blisko drugiej żółtej kartki i w efekcie czerwonej był też bramkarz Rafał Leszczyński, który po otrzymaniu pierwszej żółtej za niesportowe zachowanie (za prowokowanie rywali lub niszczenie oznakowania boiska, a konkretnie: punktu karnego) ponownie podszedł do rywali, dalej z nimi się kłócił i wyraźnie ich prowokował.
Po chwili bramkarz Śląska obronił rzut karny, ale zrobił to będąc prawą stopą około metra od linii bramkowej, a lewą stopą – około pół metra od tej linii. Mimo to żaden z sędziów boiskowych – główny ani sędzia asystent – nie zareagował, a to oznacza, że akceptując obronę rzutu karnego podjęli czwartą poważną decyzję na korzyść Śląska. To znaczy: ta decyzja byłaby korzystna, gdyby również – podobnie jak trzy wcześniejsze – nie okazała się błędna. To był już czwarty poważny błąd sędziowski potencjalnie korzystny dla Śląska i naprawiony dzięki VAR.
Powtórki karnego Leszczyński nie obronił. Zamiast 3:1, było już tylko 3:2.
Ortiz też symulował, stąd trzecia czerwona kartka dla Śląska
W 112. Arnau Ortiz, który będąc jeszcze zawodnikiem rezerwowym został ukarany żółtą kartką, przewrócił się biegnąc obok Isaaca Schmidta. Zawodnik Śląska próbował w ten sposób wymusić rzut karny, ale tym razem arbiter Duje Strukan sam, już bez pomocy sędziego VAR, dostrzegł symulację i od razu pokazał Hiszpanowi drugą żółtą kartkę i w efekcie czerwoną. Sędziowie wideo, którzy analizowali tę sytuację pod kątem potencjalnego rzutu karnego, nie stwierdzili błędu arbitra i tym razem nie wezwali go do monitora ustawionego obok boiska.
Faktem jest, że w tej sytuacji doszło do kontaktu buta Schmidta z butem Ortiza, ale – po pierwsze – to był tylko zwykły kontakt bez znaczenia dla biegu Hiszpana, a ponadto – po drugie – to zdarzyło się tuż po tym, jak Hiszpan zaczął symulować "podwijając" obie stopy, jakby w obie stopy został sfaulowany jednocześnie.
Druga piłka, która leżała na boisku blisko miejsca symulacji Ortiza, nie miała wpływu na przebieg gry, nikomu w niczym nie przeszkadzała, dlatego sędzia nie przerwał gry z jej powodu.
Tomasso Guercio też zasłużył na czerwoną kartkę
W 116. minucie, czyli 26. doliczonego czasu gry, gdy sędzia kończył już mecz, na kolejną czerwoną kartkę zasłużył Tommaso Guercio. Włoch celowo rzucił piłką – z bliska uderzył nią w tył głowy Isaaca Schmidta, który prowokował go utrudniając wykonanie wrzutu. Szwajcar zasłużył sobie na żółtą kartkę, ale upiekło mu się podobnie jak Guercio.
Arbiter w tym meczu popełnił wiele błędów, również w mniej istotnych sytuacjach niż te opisane powyżej, ale mylił się w nich zarówno na korzyść Śląska, jak i St. Gallen. Złe decyzje na korzyść gości podjął w sytuacjach zdecydowanie mniej istotnych niż na korzyść Śląska. Ostatecznie błędy arbitra nie miały wpływu na wynik, gdyż wszystkie dotyczące gola, rzutów karnych czy czerwonej kartki zostały naprawione dzięki VAR.
Niezwykły błąd trenera Jacka Magiery
Niezwykły błąd, który może spowodować dodatkową karę lub surowszą karę dla Śląska ze strony UEFA, popełnił również trener Śląska Jacek Magiera. Sam opowiedział o nim w czasie konferencji prasowej, gdy krytykował sędziowanie.
– Po meczu byłem w pokoju sędziowskim z jednym z małych chłopców, który płakał, i powiedziałem do sędziego Strukana: "Powiedz mu, co zrobiłeś" – opowiadał szkoleniowiec wrocławian.
Takie zachowania – wejście do pokoju sędziowskiego bez zaproszenia i do tego krytykowanie arbitrów – są w UEFA nieakceptowalne. Jeśli ten incydent został opisany w raporcie przez sędziego lub przez delegata UEFA, to z pewnością będzie dla Śląska niekorzystne.
Krytyka i hejt prawie jak po rzucie karnym w czasie Euro 2008
Sytuacja po meczu Śląsk – St. Gallen jest podobna do tej z Euro 2008, kiedy sędzia Howard Webb z Anglii uznał gola dla Polski strzelonego po spalonym w meczu z Austrią i w końcówce tego samego meczu słusznie podyktował rzut karny dla Austrii. Za trzymanie i ciągnięcie rywala w polu karnym.
Mimo iż Webb tak naprawdę skrzywdził Austriaków, to kibice biało-czerwonych głośno krytykowali arbitra, oskarżali go o nieuczciwość, nawet gorzej: grozili mu śmiercią. Prawda okazała się taka, że Polacy nie znali aktualnych wytycznych UEFA dla sędziów, bo ktoś z PZPN zapomniał pokazać biało-czerwonym płytę z nowym materiałem szkoleniowym. A o ewidentnym spalonym w Polsce było nieporównywalnie ciszej niż o rzekomo krzywdzącym rzucie karnym…
Śląsk Wrocław i cała seria niefortunnych zdarzeń
Karanie symulacji w polu karnym żółtą kartką – i ewentualnie czerwoną, jeśli to jest druga żółta kartka dla tego samego zawodnika – to od lat standardowe postępowanie sędziów w rozgrywkach UEFA. Jej władze sędziowskie przypominały o tym publicznie całkiem niedawno, bo tuż przed Euro 2024. Co się stało, że piłkarze Śląska symulowali tyle razy w meczu z St. Gallen, nie wiemy, ale za to wiemy, że prawdopodobnie kosztowało to Śląsk utratę bardzo już realnego awansu i może też oznaczać kary z UEFA.
Szkoda, bo Śląsk rozegrał wielki mecz. Grał z St. Gallen jak równy z równym nawet w 8-osobowym składzie przeciwko 11 rywalom. I za to należy się wrocławianom uznanie. Ale z pewnością nie za serię niefortunnych zdarzeń opisanych powyżej. Czerwone kartki nie wzięły się z niczego.