Afer związkowych po zakończeniu olimpijskich zmagań nie ma końca. Oliwy do ognia dolewa Anna Maliszewska, specjalizująca się w pięcioboju nowoczesnym. – Na ważnych stołkach zasiadają osoby bez odpowiednich kompetencji. Długi staż to nie wszystko. Potrzebna jest wiedza, którą systematycznie się uzupełnia. Większość tego nie rozumie – mówi 22. zawodniczka igrzysk w Paryżu.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Byłaś w stanie złapać oddech po zakończeniu olimpijskiej rywalizacji?
Anna Maliszewska: – Nie do końca. Bardzo mocno przeżywam porażki. Ta w Paryżu była bolesna, biorąc pod uwagę ilość pracy, którą włożyłam w przygotowania. Wiele poświęciłam przez ostatnie trzy lata. Z perspektywy czasu widzę, że nie był to najlepszy pomysł. Biorę też pod uwagę realia, w których przyszło mi pracować.
– Co poświęciłaś?
– Dużo prywatnego czasu. Przesunęłam studia. Odwlekałam przerwę macierzyńską. Skupiłam się tylko na sporcie, bo w trakcie igrzysk w Tokio już było fajnie. Wtedy zmagania zakończyłam na 20. lokacie. Gdyby nie nieudana jazda konna uplasowałabym się może nawet w czołowej ósemce. Dlatego teraz chciałam więcej. Szkoda, bo ostatnia przegrana dużo mnie kosztowała. Jestem człowiekiem, który chciałbym od razu rewanżu. Mam nadzieję, że ostatnią wpadkę uda się przekłuć w coś lepszego.
– Nie gryziesz się w język. Widać to było między innymi po wpisie w mediach społecznościowych, w którym punktujesz niekompetencję osób pracujących w Polskim Związku Pięcioboju Nowoczesnego.
– Przez lata spokorniałam. Nabrałam dystansu. Robię to wszystko mądrzej. Gdyby to działo się dziesięć lat temu, aż się boję, co mogłabym zrobić i napisać. Zdaję sobie sprawę, że przez to, iż byłam bardzo pyskata skomplikowałam sobie kilka układów na linii zawodnik-związek. Nie żałuję. Nie mogę sobie zarzucić, że się "sprzedałam". Gdy byłam w klasie maturalnej, nagle otrzymałam propozycję wyjazdu na mistrzostwa świata, które były kwalifikacją olimpijską. Odmówiłam. Miałam inne priorytety. Nie chciałam podchodzić do egzaminu dojrzałości w drugim terminie. Warto dodać, że trenowałam wówczas w klubie z Zielonej Góry, który jest częścią układu trzymającego władzę w związku do teraz. Rok później, gdy kontynuowałam edukację usłyszałam ze strony związku: "Po co ty idziesz na te studia?! Mogłaś wybrać łatwiejsze albo w ogóle je odpuścić". Wybrałam Szkołę Główną Handlową. Zapewne skończyłabym trenować, ale w Warszawie na Żoliborzu był mały uczniowski klub sportowy UKS Żoliborz Warszawa. Spróbowałam tam sił. Rozwinęłam się jak nigdy wcześniej. Wskoczyłam na poziom zawodniczki TOP 15 na świecie. Zmiana barw klubowych oznaczała jednak przejście na "złą stronę mocy" i w przyszłości, nawet tytuł mistrzyni Polski w kilku sezonach nie był wystarczający do otrzymania powołania na mistrzostwa świata czy Europy. Zresztą, w momencie podjęcia decyzji o zmianie barw klubowych, usłyszałam od mojego ówczesnego trenera, obecnie członka Zarządu PZPN-ów ostrzeżenie, żebym tego nie robiła, bo "związek mnie zniszczy". I rzeczywiście, od tamtego czasu obrywam regularnie. Zarówno ja, jak i oni jesteśmy konsekwentni w tym, co robimy. Nawet, gdy myślę, że gorzej być nie może osoby ze związku "trzymają poziom" i mnie zaskakują. Muszę o tym mówić. To jedyny moment, w którym w ogóle ktoś nas słucha.
– W ostatnim czasie na jaw wyszło wiele afer w sportowych związkach. Jak odbierasz to jako czynny sportowiec?
– Ukończyłam studia menedżerskie, dlatego oceniam stronę zarządczą. Widzę pewne prawidłowości. Mam łatwość nawiązywania kontaktów. W wiosce olimpijskiej usłyszałam wiele przerażających historii. Rozmawiałam między innymi z Arkadiuszem Kułynyczem przed jego startami. Mogę potwierdzić, że mówił to samo, co po występie w Paryżu. Był konsekwentny do bólu. Wymieniałam też zdania z Weroniką Zielińską z podnoszenia ciężarów. Potem z kajakarkami, lekkoatletkami oraz dziewczynami uprawiającymi wspinaczkę na czas. Byłam oszołomiona. Wiem teraz, że nie trafiłam pechowo do pięcioboju nowoczesnego. Wychodzi na to, że system, który funkcjonuje w polskim sporcie wymusza utrzymywanie się tych samych osób na stołkach przez dziesiątki lat. W Polskim Związku Pięcioboju Nowoczesnego są te same twarze od... 40 lat! Litości. Nawet moi trenerzy męczyli się z tymi samymi ludźmi. Tak być nie może. Masakra. To jest dopiero skandaliczne.
– Dokładasz pieniędzy z własnej kieszeni, żeby w ogóle móc nawiązać rywalizację ze światową czołówką?
– Na szczęście mam okazję być w Wojskowym Zespole Sportowym. To dla mnie jedyny ratunek. Środki, które od nich otrzymuję mogę inwestować sama w siebie. To, co oferuje związek, nie wystarcza na przygotowania. Dodatkowo, korzystam ze środków własnych. Oszczędzałam, inwestowałam. Teraz mogę z tego korzystać. Żeby dogonić świat trzeba mieć dużo pieniędzy. Dołączyłam do zespołu Zbigniewa Króla, który prowadzi zawodniczki i zawodników w lekkiej atletyce. Wyszło mi to na plus. Ma dar do trenowania. Korzysta ze sprawdzonych sposobów. Zaufałam jego treningowi wysokogórskiemu. Chciałam iść tą ścieżką. Nie żałuję.
– Masz opcję, by otrzymywać szkolenie od związku?
– Niby mam, ale to monopol. Obozy są narzucone z góry. Albo w to wchodzę, albo w ogóle. Mam wtedy do dyspozycji tylko trenerów kadrowych, niekoniecznie mi pasujących. W 2024 roku był wyjątek – mogłam zrezygnować z narzuconych opcji i iść własną drogą. Przełom. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal obowiązywały mnie akcje kadrowe, które są co 3-4 tygodnie. Musiałam skracać obozy. Zamiast siedzieć w Portugalii miesiąc, byłam dwa tygodnie. Byłam zmuszona wrócić do kraju i zaliczyć sprawdzian wytrzymałościowy oraz wyrobić się w normach. Lekki bezsens. Daję z tym wszystkim radę również dzięki wsparciu męża – Sebastiana Stasiaka, który także był olimpijczykiem w mojej dyscyplinie. Nadal mamy dużo do nadrobienia, patrząc na to, jak przygotowuje się światowa czołówka. Denerwuję się, bo w trakcie treningów prezentuję się lepiej niż podczas zawodów. Chciałabym przez rok mieć wolną rękę.
– Od trzech lat pięciobój nowoczesny ma nową formułę. Czy ze względu na nowości coś się zmieniło?
– Nie do końca. Teraz musimy biegać 15 minut po wyjściu z basenu. Obserwuję, jak Brytyjczycy wożą ze sobą na najważniejsze zawody naukowy sztab, a u nas to niewyobrażalne. Tam sportowcom mierzą poziom kwasów w organizmie. Z takimi danymi można dobrać optymalne tempo, by zoptymalizować wyniki. Ja natomiast słyszę od osób pracujących w związku, że nie są nam w stanie kupić pasków do pomiaru laktatu. Bo po co? Absurd. My naprawdę nie jeździmy na wakacje, walcząc w trakcie igrzysk. Po prostu nie do końca mamy odpowiednie możliwości, by konkurować z czołówką.
– Prowadzisz rozmowy z ludźmi ze związku?
– Po igrzyskach w Japonii nastąpiły zmiany. Trenerem kadry został Marcin Horbacz. Przez pierwsze miesiące spotykał się z nami, przedstawiał wizję, która siedzi mu w głowie. Brzmiało to rewelacyjnie. Rzeczywistość była gorsza. Niestety, wpadł w układ, który obowiązuje tam od 40 lat, a z niego trudno wyjść. Zaczął ślepo realizować prośby. Prezes Janusz Pyciak-Peciak próbował nam pomagać, ale był przegłosowany za każdym razem. Koniec końców, nic się nie zmieniło. Nie zasiadaliśmy już do kolejnych rozmów. Ten związek co cztery lata zmienia klucz wyborczy, by na pewno wybrać się w odpowiednim składzie. Przed imprezą w Tokio zaprotestowałam z moim obecnym dwuosobowym klubem. Wysłaliśmy pismo do ministerstwa. Poskutkowało. Nie wprowadzono niekorzystnych zmian. Ale co z tego, skoro kilka miesięcy później przyszło mi na e-maila powiadomienie, że zostaje zawieszona na pół roku. Od tamtego wydarzenia już nie chce mi się w to bawić. Nie ma dialogu z zawodnikami. Raczej nie będzie.
– W związku widać faworyzowanie?
– Niestety tak i to faworyzowanie zaczyna się już od najmłodszych kategorii wiekowych. Brak jasnych kryteriów powołań pozwala faworyzować i zabierać na zawody zawodników szkolonych w związkowych ośrodkach albo w klubach, które od lat pokornie przekazują swoich wychowanków do takich ośrodków. Następnie głosują też odpowiednio w Walnym Zgromadzeniu Delegatów. I taki scenariusz jest praktykowany od lat, aż po kategorię seniora. W tym roku na przykład mieliśmy m. in. sztywno ustalone minima wydolnościowe, które należało spełnić, aby jeździć na zawody międzynarodowe. Dla części zawodników minimum było obligatoryjne, dla innych... nie. Na igrzyskach znalazły się osoby, które takiego minimum nie wypełniły. To pokazuje też pewien absurd narzucanych nam wymagań, które powinny być dopasowane do specyfiki dyscypliny, a w praktyce są po prostu wymówką do wykluczenia wybranych zawodników. Bolesną konsekwencją jest fakt, że większość zawodników – juniorów czy seniorów – którzy po raz kolejny zderzą się z takim systemem powołań, po prostu przedwcześnie skończy karierę. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy pięcioboiści tracą na takim podejściu. Z lepszym szkoleniem i z uczciwą rywalizacją mielibyśmy lepsze wyniki. To akurat jest logiczne i proste do zrozumienia.
Zresztą, jak wspomniałam wcześniej, sama jestem bardzo dobrym przykładem zawodnika, który – gdy trenowałam w odpowiednim politycznie klubie – nie potrzebował żadnych kryteriów, aby pojechać na mistrzostwa świata seniorów. Natomiast po zmianie barw klubowych, gdy sportowo na to zasługiwałam, wypełniałam minima etc. takiej okazji już nie dostawałam. Powyższe zagadnienie centralizacji szkolenia czy też faworyzowania klubów poprawnych politycznie jest też przyczyną zmniejszania się siatki klubów, w których można rozpocząć przygodę z pięciobojem nowoczesnym. A duża liczba klubów z różnymi pomysłami na prowadzenie szkolenia to podstawa stworzenia efektywnego systemu, który w przyszłości pozwoli nam wychować mistrzów.
– Czas uciekać za granicę?
– Niby tak, ale... u nas nie można tego zrobić. Już z mężem rozmawiałam na ten temat. Niektóre związki akceptują takie rozwiązania. Nasz nie. Po moich wpisach w social media dzwonili do mnie starsi zawodnicy i byli w szoku, że przez tyle lat nadal nic się nie zmienia. Gdybym mogła poeksperymentować, efekty ciężkiej pracy byłyby dużo lepsze. To smutne, że nie ma takich możliwości. Ogólnie mamy też do dyspozycji dobrych trenerów tu na miejscu, w Polsce, wystarczającą infrastrukturę i nawet zaplecze naukowe. Niektóre kluby też jeszcze się nie poddały. Tylko Ministerstwo Sportu musiałoby się w końcu pochylić nad zmianami w systemie, tak, aby wreszcie wykorzystać w pełni nasz narodowy potencjał.
– Jak ty w ogóle wytrzymujesz to psychiczne obciążenie?
– Zawodniczki i zawodnicy mają problemy psychiczne i psychiatryczne. Nie jesteśmy robotami. Dziewczyny znoszą to dużo gorzej. Moje ostatnie dwa miesiące przed igrzyskami to była jedna wielka bezsenność. Zwaliłam ją na powikłania po koronawirusie, ale chodziło też o spokój psychiczny. Pamiętam, że po otrzymaniu półrocznego zawieszenia wylądowałam u psychiatry. Musiałam otrzymać pomoc. Nie radziłam sobie. Nie wstydzę się tego. Koszt psychiczny przygotowań do igrzysk olimpijskich jest ogromny. Jak wiadomo, w tych czasach dużo wygrywa się samą głową. Nam jest trudniej już z wejścia. Najpierw szorujemy po mentalnym dnie. Dopiero, gdy się podniesiemy, jesteśmy w stanie się odbudować i coś do tego dorzucić. Walki ze związkiem kosztują tyle energii, że lepiej byłoby ją wykorzystać w trakcie zawodów.
– Ktoś zaproponował wam pomoc?
– A kto nas chce słuchać? To, co się z nami dzieje, widzą tylko najbliżsi. Gdy kurz po igrzyskach opada, większość o nas zapomina. Przywykliśmy. Walczymy z tym dzielnie sami. Uszczerbek na zdrowiu psychicznym to najgorsza konsekwencja bezsensownych walk o lepsze warunki. Dodatkowo, na ważnych stołkach zasiadają osoby bez odpowiednich kompetencji. Długi staż to nie wszystko. Potrzebna jest wiedza, którą systematycznie się uzupełnia. Większość tego nie rozumie. Na niektórych pozostaje machnąć ręką. Ci, którzy mogliby nam pomóc, nie chcą wchodzić w to bagno. Wolą prowadzić spokojne życie, co jest zrozumiałe. Zostałam w sporcie dla zabawy i czerpania przyjemności. Jestem wykształcona i gdybym chciała zapewne zarobiłabym więcej w innym biznesie.
– Już wiesz kiedy powiesz "pas"?
– Wszystko zależy od tego, jak szybko się pozbieram. Światowa federacja też rzuca nam kłody pod nogi. Znika jazda konna, a jej miejsce zajmuje tor przeszkód. Jeszcze go nie próbowałam, bo jest bardzo kontuzjogenny. Zobaczymy, co przyszłość przyniesie. Potrzebuję przerwy na poprawę kondycji psychicznej i naukę nowej konkurencji. Jestem gotowa zainwestować w siebie dziesiątki tysięcy złotych. Chcę być profesjonalistką i podążać własną ścieżką. Jeśli zdecyduję się zostać, pójdę va banque. Pozostaje pytanie, jak bardzo niektóre osoby będą chciały się na mnie mścić, że nie wymiękam...
***
* Podjęliśmy kilka prób kontaktu z prezesem Polskiego Związku Pięcioboju Nowoczesnego Januszem Pyciakiem-Peciakiem. Bezskutecznie.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.