| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
To jeden z hitów 15. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Jagiellonia Białystok podejmie Raków Częstochowa. Po jednej ze stron staną piłkarze, którzy nie przegrali 11 ostatnich meczów, po drugiej zespół, który traci najmniej bramek w lidze. – Czy my zabijamy piękno futbolu? Jesteśmy po prostu wyrachowani i skuteczni – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL obrońca Rakowa Częstochowa Zoran Arsenić.
"Nie daj sobie strzelić gola". Wyjątkowa akcja Jagiellonii
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Wróciłeś przed miesiącem po długiej kontuzji stawu skokowego. No i od tamtej pory Raków jeszcze nie przegrał.
Zoran Arsenić, obrońca Rakowa Częstochowa: – Jestem szczęśliwy, że wróciłem na boisko, że mogę znowu grać i to jest najważniejsze w tym momencie. Myślę, że to nie jest tak zero-jedynkowe. Nie tylko dzięki mojej grze Raków nie przegrywa. Na to wpływa bardzo dużo rzeczy. Przede wszystkim kolektyw naszej drużyny i system gry, który trenujemy. To powoduje, że tracimy bardzo mało goli. Oby tak było dalej. W obecnym systemie wiemy, jak wszyscy w naszej drużynie są ważni. Począwszy od napastników, a kończąc na bramkarzu. Oczywiście teraz wszyscy mówią o bramkarzu i obrońcach, bo nie tracimy wielu bramek, ale zdajemy sobie sprawę z tego, ile w tych wynikach wkładu mają też koledzy z pomocy i ataku. Bronimy już na połowie rywali.
– Pobiliście wspaniały rekord Górnika Zabrze, który 40 lat temu na obecnym etapie rozgrywek miał straconą podobną liczbę bramek. Już jesteście lepsi i zapisaliście się na kartach piłkarskiej historii w Polsce.
– To na pewno bardzo ciekawa statystyka, natomiast co z tego? Nie daje nam to dodatkowych goli, punktów, nie pomaga nam to wygrać meczów, ani zdobyć mistrzostwa. Pod tym względem jestem pragmatyczny. Wolałbym więcej punktów, tracąc nawet i więcej bramek. Liczy się skuteczność.
– Raków swoją grą zabija piękno futbolu?
– Zależy, z której strony się na to patrzy. Z mojej strony wychodzi na to, że jesteśmy po prostu bardzo skuteczni i wyrachowani na boisku. Czy za zwycięstwo trzema bramkami, czy jedną bramką, to nadal otrzymuje się tylko trzy punkty, więc nie ma znaczenia to, w jaki sposób wygrywamy. Ważne jest, że odnosimy zwycięstwa.
– Jak wspominasz czas pomiędzy odejściem Marka Papszuna z Rakowa, a jego powrotem do klubu?
– Nasze miejsce w tabeli pokazuje, że po powrocie Marka Papszuna nasza dyspozycja się poprawiła, ale trudno mi o tym mówić. Wszyscy mówili o naszym regresie w poprzednim sezonie, natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę nasze występy z Kopenhagą, czy Sportingiem, to pamiętajmy, że walczyliśmy z nimi, jak równy z równym i rywalizowaliśmy do ostatniej rundy. Myślę, że to nie wyglądało tak, jak mówią przekazy medialne. Niemniej na pewno mieliśmy też swoje problemy, urazy piłkarzy i nie wyglądało to tak, jak byśmy tego chcieli. Gorzej graliśmy w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. Tam w dużej części przez stałe fragmenty gry straciliśmy szanse, by walczyć do końca o strefę medalową. Nie uciekamy od tego, bo rzeczywiście czegoś nam brakowało w grze.
– Teraz znowu macie swojego dawnego szkoleniowca na fotelu szefa drużyny. Co zmieniło się w porównaniu do tego, co reprezentowaliście w poprzednim sezonie?
– Myślę, że trener Marek Papszun nie zmienił się bardzo. Nadal dużo wymaga od nas, od pracowników w klubie, od sztabu. Jest bossem na wzór sir Alexa Fergusona. Nasz zespół jest w procesie tworzenia, a dzięki wykonywanej pracy na treningach z trenerem Papszunem idziemy bardzo do przodu. To zresztą pokazują nasze wyniki. Zauważam małe zmiany w pomyśle na grę, w stosunku do tego, co było przed ponad rokiem.
– Dziś Częstochowa to dobre miejsce dla dalszej kariery Zorana Arsenicia? Czy czujesz się jeszcze na siłach, by po kolejnym solidnym sezonie być może wyjechać kontynuować karierę jeszcze gdzieś na zachodzie?
– Jestem jeszcze w miarę młodym zawodnikiem. Przede mną kilka lat gry na wysokim poziomie. Kontrakt z Rakowem mam do końca czerwca 2026 roku, ale fakty są takie, że naprawdę bardzo dobrze mi się tu żyje. Podobnie uważa moja rodzina. Dziś w Częstochowie jesteśmy bardzo szczęśliwi, niemniej nie zdecydowałem jeszcze, gdzie chciałbym kończyć karierę, jak na przykład Jesus Imaz, który niedawno przedłużył kontrakt z Jagiellonią. Jesteśmy gotowi na to, by zostać w Częstochowie, ale pewnych rzeczy w życiu się nie jest w stanie przywidzieć. Więc na razie zostawiam sobie jeszcze otwarte drzwi na różne wyjścia.
– Pytam o to, bo co jeszcze możesz osiągnąć w polskiej lidze? De facto zdobyłeś wszystko.
– To prawda, dlatego jeszcze nie wiem, jaka przede mną przyszłość. Możliwe, że powiem sobie w przyszłości, że chciałbym spróbować czegoś innego, ale nie na ten moment.
– Dużo pracujecie nad szczelną defensywą?
– Myślę, że to już nasze DNA. Nie jest tak, że skupiamy się na treningach wyłącznie na tym, by dobrze bronić, choć statystyki mogą to sugerować. Na pewno też wybrany przez trenera Marka Papuszna system pomaga nam w defensywie.
– Teraz waszą obronę sprawdzi Jesus Imaz i Afimico Pululu. Z tym pierwszym znacie się jeszcze z Jagiellonii Białystok. Co możesz o nim powiedzieć?
– Jesus to przede wszystkim mój bardzo dobry kolega. W momencie, gdy rywalizowaliśmy przed rokiem w europejskich pucharach, to zawsze po meczu mogłem liczyć na dobre słowo wysłane sms-em. Odkąd wyprowadziłem się z Białegostoku, to jesteśmy w ciągłym kontakcie. Podobnie, jak on, ja też składałem mu gratulacje po zdobyciu mistrzostwa Polski, czy po pokonaniu Kopenhagi. Ale w niedzielnym meczu przez 90 minut nie będzie między nami przyjaźni, bo Raków przyjedzie do Białegostoku po pełną pulę. Będziemy chcieli wygrać. Niemniej mamy do siebie wzajemny szacunek. Jestem szczęśliwy, że spotkamy się na żywo.
– Czy to, że najważniejsi piłkarze Jagiellonii, w tym Jesus Imaz, grają od deski do deski wszystkie mecze, może sprawić, że dla was będzie to szansa, bo napastnicy Jagi będą zmęczeni?
– Widać po Jagiellonii, że są dobrze przygotowani do tego, by grać co trzy dni. Wystarczy spojrzeć na ich statystyki dotyczące przebiegniętych kilometrów w meczach ligowych. To też potwierdzają wyniki w lidze i pucharach. Dla nas nie ma to znaczenia, czy będą lekko zmęczeni, czy nie. Nic nam to nie daje, bowiem podczas spotkania adrenalina sprawia, że tego zmęczenia aż nadto się nie odczuwa. My też nie możemy na to patrzeć w ten sposób, bo przecież nikt nie da nam zwycięstwa w Białymstoku za darmo.
– Jesteście niepokonani od siedmiu meczów w lidze, Jagiellonia ma za sobą również udaną serię meczów ligowych, czeka nas zatem pojedynek gigantów i pretendentów do tytułu mistrza Polski?
– Myślę, iż nie ma czego kryć, że w niedzielne spotkanie w Białymstoku będzie hitem kolejki. My i Jagiellonia mamy apetyty na to, by zdobyć mistrzostwo Polski. Na miejscu kibiców spodziewałbym się atrakcyjnego spotkania. My dołożymy wszelkich starań, by tak się stało. Liczymy też, że kibice dopiszą na trybunach, bo wtedy zawsze lepiej się gra. To będzie święto piłki nożnej.
– Jakie masz wspomnienia z Białymstokiem?
– Spędziłem półtora roku w stolicy Podlasia. Mam dobre wspomnienia. Co prawda z drużyny, w której wówczas grałem, zostało niewielu piłkarzy, bo zdaje się, że tylko Jesus Imaz i Taras Romanczuk. No i oczywiście jest jeszcze trener Siemieniec, który był wówczas drugim szkoleniowcem Jagiellonii oraz trener Rafał Grzyb. Na pewno miło będzie wrócić do Białegostoku i ich zobaczyć. Polecam znajomym odwiedziny tego miasta, bo ono jest naprawdę bardzo przyjazne i przyjemne do życia i zwiedzania.
– Jaki macie pomysł na powstrzymanie Jagiellonii i to na jej własnym stadionie?
– Myślę, że naszą siłą w tym spotkaniu będzie zespołowość, o której mówiłem wcześniej. Jest w nas chęć zwycięstwa. Ostatnie mecze udowadniają, że walczymy do końca, więc Jagiellonia nie będzie miała łatwej przeprawy. Jest w nas wielka wiara. Celem jest zajęcie jak najlepszego miejsca w lidze, a żeby to osiągnąć, to trzeba też pokonać mistrzów Polski. Mamy przekonanie, że jesteśmy dobrą drużyną, która będzie w stanie wywieźć z Białegostoku zwycięstwo.
– Co wskazałbyś jako siłę Jagiellonii w tegorocznych rozgrywkach?
– Na pewno są bardzo skuteczni w ataku. Ich średnia zdobytych punktów na mecz jest wyższa, niż w sezonie mistrzowskim. Pokazywali też, że potrafią postawić się dużym europejskim markom. Mam na myśli ich zwycięstwo z Kopenhagą. My zdajemy sobie sprawę, że czeka nas trudne spotkanie, ale jeśli chcemy mierzyć w najwyższe cele, to musimy pokonywać również takie zespoły, jak Jagiellonia Białystok.