Choć Kylian Mbappe coraz lepiej poczyna sobie w barwach Realu Madryt, to wciąż nie jest sobą. Przesunięty na środek ataku nie daje drużynie tego, co ma najlepsze. By sprostać oczekiwaniom, przechodzi trudną przemianę. Niczym Werter z powieści Goethego nie unika przy tym cierpień...
Podobnie jak on szuka dla siebie przestrzeni, tocząc przy tym bitwę z góry skazaną na porażkę. W rywalizacji z pierwszym wyborem – Viniciusem Juniorem – pozostaje bez szans, a pełni szczęścia zaznaje tylko pod jego nieobecność.
Wykorzystuje to więc, gdy tylko może – jak w ostatnim meczu z Las Palmas. I choć w głębi duszy wie, że tak upragnione przez niego miejsce od dawna jest zajęte, to nie zamierza się poddawać. W przeciwieństwie do literackiego odpowiednika widzi bowiem wyjście z tej niełatwej sytuacji.
Tym pozostaje środek ataku. Acz niekoniecznie taki jak w oczach jego trenera.
Carlo Ancelotti z pewnością zdawał sobie sprawę z rozterek francuskiego napastnika. Do jego przyjazdu przygotowywał się przecież kilka miesięcy. Jako że na brak czasu nie miał prawa narzekać, to mógł przyszykować się w pełni.
Nie zdecydował się jednak na rewolucję. Wręcz przeciwnie. Pozostał wierny dotychczasowym rozwiązaniom. Mbappe miał po prostu wkomponować się w istniejący już ekosystem. Na papierze wydawało się to jak najbardziej do zrobienia.
Wystarczyło pozbyć się z kadry Joselu, Rodrygo przesunąć na ławkę rezerwowych, a Francuza ustawić w środku ataku. Grał tak przecież w Paris Saint-Germain, więc nie powinno sprawić mu to kłopotu...
Knując swój misterny plan, włoski szkoleniowiec nie pomyślał – lub nie chciał pomyśleć – o jednej kluczowej kwestii, która zastanawiała obserwatorów na całym świecie. Jak pogodzić interesy nowego nabytku i największej gwiazdy zespołu?
Vinicius Junior był w zeszłym sezonie jednym z najlepszych zawodników na świecie. Gdy gra toczyła się o najwyższą stawkę, wspinał się na wyżyny swoich umiejętności. Wielu imponował swoją postawą na tyle, że ci widzieli w nim zwycięzcę plebiscytu "Złotej Piłki".
Choć finalnie nie sięgnął po wymarzoną statuetkę, to imponującą grą zapewnił sobie znacznie cenniejszą wygraną. Stał się nietykalny. A to, tuż przed najgłośniejszym transferem ostatnich lat, okazało się nie do przecenienia.
Po tak doskonałym sezonie Ancelotti nie mógł potraktować go tak, jak wspomnianych już Joselu czy Rodrygo. Wiedział, że to do niego musi dokooptować Mbappe, a nie odwrotnie. Dlatego też pozostawił go na jego ulubionej lewej flance, a nowego napastnika przesunął na środek. I jak na razie nie wyszedł na tym najlepiej.
Nad tym, jak w jednym zespole zmieścić Viniciusa i Mbappe zastanawiał się nie tylko Ancelotti, ale i wszyscy kibice Realu. Ci doskonale zdawali sobie bowiem sprawę, że królestwem obu zawodników jest lewa flanka. I to mimo tego, że Mbappe formalnie nie grał na niej od dawna.
W barwach Paris Saint-Germain od kilku sezonów był środkowym napastnikiem, więc i w Realu miał odnaleźć się w tej roli. W teorii wydawało się to dość oczywiste. W praktyce – niekoniecznie.
Mbappe w istocie rozpoczynał mecze paryskiej ekipy na środku ataku, ale w trakcie spotkania znacznie częściej operował bliżej lewej strony boiska. Doskonale widać to na heatmapie z całej jego kariery.
W trakcie spotkań celowo schodził do skrzydła, stając się przy tym antytezą klasycznej dziewiątki. Piłkę wolał dostawać poza polem karnym, aniżeli w jego obrębie. Przyjmując ją przodem do bramki, mógł wykorzystać rozpościerającą się przed nim przestrzeń i z impetem zaatakować "szesnastkę".
O to, by miał odpowiednio dużo miejsca, dbali jego boiskowi partnerzy. W ostatnim sezonie doskonale robił to nie tylko grający po lewej stronie Bradley Barcola, ale i występujący na przeciwnym skrzydle Ousmane Dembele i Achraf Hakimi.
Gdy tylko Mbappe opuszczał centralną strefę, błyskawicznie znajdował się w niej któryś z kolegów. Najczęściej – z racji wymienności pozycji – był to Barcola. Nierzadko zdarzało się jednak, że dzięki płynności systemu PSG w rolę środkowego napastnika wcielał się Hakimi.
W takich okolicznościach Mbappe mógł dać z siebie maksimum. Lewą flankę miał na wyłączność, a dzięki rotacjom i inteligentnym ruchom kolegów zwykle zyskiwał przed sobą wolną przestrzeń. W najgorszym wypadku na jego drodze stawał jeden obrońca...
Jak się to zwykle kończyło? Nie trzeba nawet o tym pisać. By to zobaczyć, wystarczy zamknąć oczy. Każdy ma przecież w głowie charakterystyczną akcję Mbappe, kończącego swoją szarżę plasowanym strzałem w róg bramki.
W zeszłym sezonie Ancelotti nie musiał jednak zamykać oczu, by widzieć takie akcje. Nie musiał nawet oglądać meczów PSG. Wystarczało, że w swoim zespole obserwował Viniciusa. Ten, z dodatkiem kilku przekładanek, robił dokładnie to samo, co do zaoferowania miał Mbappe.
A skoro tak, to drugi taki gracz był mu niepotrzebny. Zmienić musiał się więc nie Brazylijczyk, a świeżo przybyły Francuz. Z mobilnego napastnika, niemieszczącego się w ramach taktycznych, miał stać się klasyczną dziewiątką...
O tym, że jak na razie nie wyszło mu to na dobre, świadczą nie tylko boiskowe obserwacje, ale i statystyki. W tegorocznych rozgrywkach Mbappe gorzej radzi sobie niemal w każdej kategorii. I choć można zrzucać to na karb aklimatyzacji lub trudności ligi, to winy szukać trzeba raczej w zmianie pozycji.
Tę widać bowiem gołym okiem. W porównaniu z minionym sezonem Francuz notuje obecnie więcej kontaktów z piłką w polu karnym, a mniej – i to znacznie – w środkowej tercji boiska. Traci tym samym swój największy atut – możliwość rozpędzenia się z piłką.
Co więcej – oddaje strzały z bliższej odległości, co paradoksalnie przekłada się na jego gorszą skuteczność. W La Lidze kończy golem co piąte celne uderzenie, gdy w Ligue 1 kończył niemal co drugie.
Z racji gry bliżej bramki znacznie częściej uderza też z pola bramkowego. W obecnych rozgrywkach La Liga robił to już czterokrotnie, gdy przez cały miniony sezon – pięciokrotnie. Jeśli do końca zachowa taką regularność, to z łatwością przebije zeszłoroczny wynik.
W takim tempie nie zbliży się za to do liczby uderzeń z dystansu. Przed rokiem miał ich 36, a teraz zaledwie piętnaście. Trudno uwierzyć również, że nagle poprawi swoją kreację. W tym roku stwarzał średnio 0,41 sytuacji bramkowej na mecz, gdy w zeszłym – 0,79.
To wszystko przełożyło się na jego dotychczasowy dorobek. W tym sezonie Mbappe strzelał średnio mniej goli na mecz, znajdował się w mniejszej liczbie sytuacji strzeleckich, notował mniej kontaktów z piłką i rzadziej był obsługiwany przez partnerów. I to pomimo tego, że częściej był w polu karnym...
Taktyczna roszada na dobre nie wyszła jednak nie tylko Mbappe, ale i Viniciusowi. Ten również strzelał mniej goli, oddawał mniej strzałów, znajdował się w gorszych sytuacjach strzeleckich, notował mniej kontaktów z piłką i rzadziej mógł liczyć na podania od partnerów niż w zeszłym sezonie.
Obecność Francuza zmieniła bowiem wszystko. Ten formalnie miał być klasyczną dziewiątką, a nie był nią do końca. Nie mogąc wyzbyć się swojej natury, notorycznie schodził do lewej flanki. Raz jeszcze widać to na heatmapie – tym razem z obecnych rozgrywek.
Choć starał się operować bliżej osi boiska lub nawet schodzić do prawej flanki, to – gdy tylko nadarzała się okazja – wracał w bezpieczną przestrzeń. I wtedy zaczynały się problemy.
Vinicius – w przeciwieństwie do Barcoli – nie miał zamiaru oddawać mu swojej pozycji. Nierzadko zdarzało się więc, że na lewym skrzydle pozostawało dwóch skrzydłowych, a w polu karnym nie było żadnego napastnika.
Pod względem rotacji Realowi daleko było bowiem do PSG. Próżno szukać było dynamicznych wbiegnięć drugiego skrzydłowego, środkowych pomocników czy nawet bocznych obrońców. Ofensywa Królewskich pozostawała zwykle statyczna.
A to generowało kolejne problemy. Bo skoro cały arsenał Realu ustawiony był po lewej stronie, to wystarczyło ją zabezpieczyć. Rywale dublowali więc Viniciusa i Mbappe, nie dając im szans na rozwinięcie skrzydeł.
Jako że partnerzy nie byli skorzy do stworzenia przestrzeni, to obu graczom pozostawało bezcelowe dryblowanie w miejscu, z góry spisane na stratę.
Choć Real tracił w ten sposób potencjał ofensywny, to i tak – prędzej czy później – stwarzał sytuacje strzeleckie. I one nie były jednak pozbawione wad. Zarówno Vinicius, jak i Mbappe, często widzieli bowiem ten sam sposób ich finalizacji.
Doskonale odzwierciedla to załączona sekwencja. Obaj gracze atakuję tę samą piłkę ani myśląc o zrobieniu miejsca partnerowi. Finalnie kończą całą akcję bramką, ale robią to tylko dzięki ich wysokiej jakości piłkarskiej.
Takie dublowanie pozycji powtarza się zresztą nieustannie. I to nie tylko na lewej flance. Mbappe i Vinicius chcą często finalizować ataki z tej samej kępki murawy, co nie pomaga żadnemu z nich. Gdy – przykładowo – piłka wstrzeliwana jest z prawej strony, obaj wycofują się w okolice szesnastego metra, by załapać się na tak zwany "cut-back".
Mbappe, zgodnie z oczekiwaniami Ancelottiego, stara się z tym walczyć jak może. Dlatego też z coraz większą częstotliwością atakuje pole bramkowe – widać to po załączonych wcześniej statystykach. Z przyzwyczajeniem wygrać mu jednak niełatwo.
Pomimo starań, konflikt interesów obu gwiazd widoczny jest aż nadto. Także z dala od pola karnego. Raz jeszcze zauważyć można to na przykładzie meczowym. Czyhający na tak lubiane przez siebie podanie za linię obrony Mbappe musi obejść się smakiem – piłka trafia do Viniciusa. Ten, po chwili oddaje ją Francuzowi, który – jak przystało na klasyczną dziewiątkę – musi przyjąć ją plecami do bramki...
O tym, że Mbappe nie lubi takiej gry, nie trzeba nikogo przekonywać. Najlepszy jest przecież wtedy, gdy do bramki ustawiony jest przodem. W Realu Ancelottiego ma grać jednak inaczej. Ma być spoiwem ataku – schodzić w głąb boiska, przyjmować piłkę plecami do bramki i kreować przestrzeń dla kolegów.
Jak na razie przychodzi mu to z trudem. Wciąż wierzy bowiem, że może grać inaczej. Pomimo taktycznych ram schodzi więc do boku, gdzie zderza się z Viniciusem. Szukając wyjścia z niełatwej sytuacji, szkodzi zarówno drużynie, jak i sobie. W tegorocznych rozgrywkach ligowych nie strzelił jeszcze ani jednego gola z tak lubianej przez siebie lewej "półprzestrzeni".
Mbappe, niczym wspomniany na początku Werter, miota się więc, nie mogąc poradzić sobie z niesprzyjającymi okolicznościami. Jest uwięziony. Szuka swojego miejsca na boisku, ulegając przy tym emocjonalnemu konfliktowi.
Z jednej strony chce się zmienić, a z drugiej – nie do końca. W swoich wyborach nie jest jednak tak kategoryczny, jak bohater Goethego. Nie musi. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli nie stanie się typowym napastnikiem, to... nic się nie stanie.
Nie ucieka więc w werteryzm. Zamiast romantyzmu, wybiera pragmatyzm. Bo przecież jeśli on się nie zmieni, to jedynym sposobem na zmianę będzie... zmienienie Ancelottiego.
Studio przed środowym spotkaniem zacznie się o godzinie 20:00. Transmisja na żywo w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej i smart TV.. Kto skomentuje spotkanie? Duet Dariusz Szpakowski oraz Grzegorz Mielcarski. Po spotkaniu zapraszamy skróty meczów 7. kolejki (od godz. 23:15).
Zobacz także: aktualna klasyfikacja strzelców Ligi Mistrzów 2024/25
Kiedy mecz: 22 stycznia (środa), godzina 21:00
Gdzie oglądać: od 20:00 w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV
Kto skomentuje: Dariusz Szpakowski, Grzegorz Mielcarski
Prowadzący studio: Paulina Chylewska
Goście/eksperci: Artur Wichniarek, Jakub Wawrzyniak
Reporter: Jacek Kurowski