Igor Drapiński gra regularnie w Piaście Gliwice i wyrasta na ważnego zawodnika drużyny. W rozmowie z TVPSPORT.PL przed meczem z Pogonią Szczecin w ćwierćfinale Pucharu Polski (transmisja w TVP) piłkarz opowiedział, w jaki sposób rozwinął się w gliwickiej ekipie, która od początku roku nie przegrała żadnego ligowego spotkania. – Ludzie uważali mnie za introwertyka, a w Piaście bardziej się otworzyłem – wyznaje 20-latek.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Po meczu z Legią zostałeś wybrany do jedenastki kolejki. Czy twój plan na ten mecz różnił się od innych?
Igor Drapiński, piłkarz Piasta Gliwice: – Parę razy zdarzało mi się już grać na Pawła Wszołka i Wahana Biczachczjana, więc znałem już w miarę tych zawodników. Wiedziałem, że Paweł lubi dostawać piłkę za plecy, dlatego zostawiałem sobie trochę miejsca. Za to Wahan lubi mieć piłkę przy nodze i próbowałem być często blisko niego, żeby uniemożliwić mu jego ulubiony sposób gry.
– Teraz grasz na lewej obronie. Wcześniej jednak występowałeś częściej na środku. Czy po transferze do Piasta zmieniła się twoja gra pozycyjna?
– To prawda, wcześniej w Płocku i często w kadrze młodzieżowej byłem środkowym obrońcą. W Piaście przestawiono mnie na bok i też czuję się tutaj dobrze. Ale gdybym miał wrócić do środka – na pewno również bym się odnalazł.
– Musiałeś się czegoś nowego nauczyć, gdy w Piaście stałeś się lewym obrońcą na stałe?
– Potrzebowałem przystosowania do bardziej ofensywnej gry. Musiałem nauczyć się wyczuć momenty, w których mógłbym biec do przodu i pomagać kolegom z przodu, ale też wiedzieć, kiedy zostać. Na początku biegałem trochę bezsensownie i traciłem siły.
– Czasem zdarzało się, że zostawiałeś dużo miejsca na lewej stronie.
– Teraz już rzadko się to zdarza, bo mam większe wyczucie. Wiem, kiedy mogę iść do przodu. Upewniam się czy inny piłkarz z mojej drużyny został z tyłu i nie marnuję sił na niepotrzebne wyjścia.
– Czego się nauczyłeś w Piaście poza grą na lewej obronie?
– Myślę, że poprawiłem się w każdym elemencie. Z piłką czuję się pewniej. W defensywie od początku pomagał mi Kuba Czerwiński, który dużo mi podpowiada w ustawianiu. Moje dośrodkowania też są lepsze i gram lepiej w ofensywie – o czym już powiedziałem.
– A pomijając sprawy boiskowe?
– Dużo ludzi, którzy mnie wcześniej znali, uważali mnie za introwertyka. Ale w Piaście jest sporo otwartych chłopaków, z każdym można porozmawiać i czuję się z nimi dobrze w szatni. Wśród nich bardziej się otworzyłem.
– Słyszałem, że interesowały się tobą latem także inne kluby. Dlaczego wybrałeś Piasta?
– Było zainteresowanie, ale przyszedłem tutaj ze względu na drużynę i trenera. Wiedziałem, że jest tu dużo doświadczonych zawodników, od których mógłbym się czegoś nauczyć. Przekonałem się na miejscu, że są oni chętni do pomocy i po kilku miesiącach w Gliwicach wiem, że podjąłem dobrą decyzję.
– Rozpoczęliście rok siedmioma punktami. Czujecie się silniejsi niż jesienią, gdy mieliście nieudaną końcówkę?
– Bardzo dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy, mieliśmy udane sparingi. W pierwszym meczu ze Śląskiem zdawaliśmy sobie sprawę z tego, gdzie ta drużyna jest w lidze, ale byliśmy świadomi, na co trzeba uważać. A potem przyszło zwycięstwo z Legią. Takie mecze budują drużynę i dają nam "kopa" do dalszej pracy.
– Zanim trafiłeś do Piasta, grałeś w Wiśle Płock. Które momenty w drużynie będziesz najlepiej wspominał?
– Debiut w Ekstraklasie, gdy miałem siedemnaście lat. Wiele zawdzięczam temu klubowi i cieszę się, że w młodym wieku dostałem tam szansę. Ale były też gorsze chwile – przede wszystkim ten nieszczęsny spadek.
– Przez pewien czas byliście w czołówce. Co się z wami stało?
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. To jest dla mnie niewytłumaczalne. Rozmawialiśmy o tym, zastanawialiśmy się, dlaczego tak się dzieje. Ciężko pracowaliśmy. Na treningach nasze zaangażowanie było cały czas takie same, ale na boisku nie wychodziło to za bardzo.
– Co uważasz za swój największy sukces do tej pory?
– Występ na Euro U19.
– Jak po dwóch latach wspominasz ten turniej?
– Z lekkim niedosytem. Czuliśmy, że możemy zrobić coś więcej. Bardzo się zżyliśmy z chłopakami – do dziś mam kontakt z większością tej drużyny, choć nie każdy teraz gra w reprezentacjach. Występy przeciwko Portugalii i Włochom, zawodnikom spośród których większość dziś występuje w silnych klubach, to momenty, które będę pamiętał długo.
– Kto zrobił na tobie największe wrażenie?
– Skrzydłowy reprezentacji Portugalii, Carlos Borges. Grał co prawda po przeciwnej stronie, ale kilka razy musiałem z nim rywalizować. Bardzo zwinny i dynamiczny chłopak, trudno się grało przeciwko niemu.
– Rozmawiałem z kilkoma twoimi kolegami z kadry i niektórzy żałowali, że nie wygraliście wyżej z Maltą.
– Czerwona kartka na początku meczu nam nie pomogła. Do końca pierwszej połowy mieliśmy problemy i właściwie to Malta grała w piłkę z nami. Później się poprawiliśmy, strzeliliśmy dwa gole. Staraliśmy się o kolejne, ale niestety zabrakło nam czasu.
– A czego wam zabrakło w meczu z Włochami, który zremisowaliście? Kilka razy wydawało się, że mogliście zrobić więcej, szczególnie w ofensywie.
– Mieliśmy sporo sytuacji, żeby wcisnąć piłkę do bramki. Myślę, że zabrakło nam kilku lepszych zachowań, żeby wygrać.
– Grasz teraz w kadrze U20, ale byłeś też powoływany do drużyny U21. Myślisz o powołaniu na tegoroczne mistrzostwa Europy?
– Na razie się nad tym nie zastanawiam, skupiam się na razie na grze w klubie. Staram się pokazywać i występować regularnie, ale decyzja należy do trenera. Ale jeśli uzna, że będę mu potrzebny, będzie mi bardzo miło.
– A jak oceniasz współpracę z selekcjonerem kadry U20, Miłoszem Stępińskim?
– Myślę, że Miłosz Stępiński to dobry trener. Kadra U-20 pod jego wodzą robi progres i cieszę się, że otrzymuje powołania na zgrupowania. Dostaje możliwości gry w barwach narodowych i pokazania się na tle silnych rywali, za co jestem wdzięczny.
– Co cię najbardziej motywuje?
– Chęć osiągnięcia tego, co założyłem sobie jeszcze jako mały chłopiec i próby dążenia do tego.
– Zdradzisz, co dokładnie założyłeś?
– Po prostu marzyłem o tym, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem. Z biegiem czasu to stawało się bardziej realne i chciałem osiągnąć coraz więcej. I teraz moim marzeniem jest gra w TOP5.
– Zawsze chciałeś być piłkarzem?
– Interesowałem się piłką, odkąd pamiętam. Mój dziadek był prezesem Górnika Kłodawa, a mój tata tam grał. Od maleńkiego chłopca jeździłem na mecze.
– Czyli trochę nie miałeś wyjścia!
– Trochę tak, ale zawsze lubiłem grać w piłkę.
– Jak trafiłeś do SMS-u Łódź?
– W decyzji pomogli mi rodzice. Mogłem wtedy wybrać Włocławek, gdzie też była Szkoła Mistrzostwa Sportowego. Bursa była tam jednak w innym miejscu niż szkoła i boiska. Rodzice bali się czy na pewno poradzę sobie z dojazdami.
– Miałeś tam kolegów, którzy przebili się na profesjonalny poziom?
– Grałem z Karolem Łysiakiem, który teraz występuje w Stali Rzeszów. Chwilę trenowałem też z Patrykiem Letkiewiczem, bramkarzem Wisły Kraków. Część chłopaków gra też w trzecich ligach.
– Byłeś wyróżniającym się piłkarzem w swoim roczniku?
– Na początku zdecydowanie nie. A później trenerzy zaczęli coś we mnie widzieć, bo najpierw trenowałem z drużyną rok starszą, a potem – ze starszą dwa lata. W jednej i drugiej grałem we wszystkich meczach.
– Jakie miałeś wtedy główne atuty?
– W SMS-ie grałem jako stoper. Chociaż większość trenerów uważała, że jestem za niski na tę pozycję, potrafiłem grać w kontakcie z napastnikami. Ale nie czułem kompleksów, bo nadrabiałem czymś innym. Wygrywałem pojedynki główkowe i umiałem się z nimi ścigać – bo wolny nigdy nie byłem. Poza tym, miałem dobrze ułożoną lewą nogę i dobrze wyprowadzałem piłkę.
– Powiedziałeś wcześniej, że marzysz o grze w lidze z TOP5. A masz wymarzony kierunek?
– Pasowałbym najbardziej do ligi włoskiej. Pod względem gry i życia.
– Tylko włoska kuchnia jest zdradliwa, trzeba uważać na dietę...
– O to się nie martwię, z dietą nigdy nie miałem problemów!