| Piłka nożna / Liga Konferencji
Cudu nie było, ale cudownie odmieniona w porównaniu z pierwszym meczem Legia wygrała na Stamford Bridge z Chelsea, która wcześniej na swoim stadionie nie straciła punktu w europejskich pucharach. Piłkarze i Goncalo Feio będą mieli wspomnienie na całe życie, szczególnie Artur Jędrzejczyk, który po raz 400. wystąpił w stołecznej drużynie.
Wierzących w awans Legii do półfinału Ligi Konferencji po porażce w Warszawie 0:3 było w Londynie tyle, co kot napłakał. Straty wydawały się niemożliwe do odrobienia, naprzeciwko drużyny Goncalo Feio stawała wielka Chelsea walcząca o miejsce w czołowej czwórce Premier League, podczas gdy Legia jest niżej w tabeli w PKO BP Ekstraklasie.
Mając w pamięci wydarzenia sprzed tygodnia i bardzo słaby występ warszawian, nadziei nie było wcale. Ale już nie chodziło o awans, tylko o grę na odpowiednim poziomie. W stolicy Legia była bojaźliwa, miała kłopot z wyprowadzeniem akcji, celny strzał oddała dopiero w doliczonym czasie drugiej połowy. Do Londynu jechała na pożarcie, a zagrała znakomite spotkanie. Nawiązała do wspaniałej rywalizacji z Aston Villą (3:2 u siebie) oraz Leicester (1:0 u siebie) w poprzednich latach.
Wspaniały mecz rozegrał Claude Goncalves, przez wielu w Warszawie skreślony. W pierwszej połowie to on podawał do Tomasa Pekharta i po chwili był karny. To on zagrywał do Ryoyi Morishity i Japończyk nie wykorzystał sytuacji sam na sam przy stanie 1:0 dla Legii. To Portugalczyk omal nie zdobył bramki z ponad 40 metrów, wreszcie po jego zagraniu Steve Kapuadi trafił na 2:1.
Legia wreszcie zagrała jak europejska drużyna, każdy z zawodników wiedział, co robić, komu podać i jak zagrać do przodu. Warszawianie nie mieli nic do stracenia, a Feio zaryzyował mocno wystawiając od początku bramkarza Vladana Kovacevicia (po sezonie wraca do Sportingu, skąd jest wypożyczony) czy wiekowego Pekharta (po sezonie żegna się z Legią, w podstawowym składzie wystąpił pierwszy raz od 6 października ub. roku). Ryzykiem było też postawienie na Goncalvesa – wszystkie decyzje się obroniły. Menedżer Chelsea Enzo Maresca, mimo niemal pewnego awansu, nie oszczędził niemal żadnej z gwiazd: od początku grali m.in. Jadon Sancho, Marc Cucurella, Cole Palmer czy Nicolas Jackson.
Legia pożegnała się z Europą w najlepszy z możliwych sposobów. Pokazała, że potrafi zagrać do przodu. Chelsea przystępowała do spotkania z warszawianami po dziewięciu kolejnych zwycięstwach (sześć w fazie ligowej LK, dwa w 1/8 finału, jeden w ćwierćfinale). Legia zakończyła jej serię – trzeba pamiętać, że w tej edycji pucharów Chelsea przegrała rewanż w eliminacjach (1:2 z Servette Genewa po 2:0 w pierwszym spotkaniu).
Dla wielu piłkarzy Legii oraz jej trenera to był niezapomniany wieczór – wygranej na Stamford Bridge już nikt nigdy im nie odbierze.